I vice versa. Się wszystkim użalanie wkręciło. Z całym szacunkiem, ale do odważnych świat należy. Jak się nie spróbuje to się nie wie, bo może nie opuścić tylko zostać na zawsze. Wątpliwości idą w dwie strony, skąd wiesz, że przy ogromie problemów sama pozostaniesz wierna ideałom? Trza próbować i tyle. Taka głupota, wiem, ale trzeba, nie ma innego wyjścia. Jak to się mówi, co Cię nie zabije to Cię wzmocni, a jak trzeba to ja mogę być nieśmiertelny.
Przemyślał ktoś w ogóle sens głupiego powiedzonka "co cię nie zabije, to cię wzmocni?". Jak uszkodzę komuś kręgosłup, to go nie zabiję ale jednak do końca życia będzie miał uraz. To samo z uczuciami. Czasem po ryzykownym zainwestowaniu uczuć jest się bankrutem i nawet jeśli kocha się później kogoś, to ma się więcej rezerwy. Niektórzy nazywają to dojrzałością ja nazywam porażką.
dokładnie. Później następny/a płacze, że on/ona mnie nie kocha itd. A dlaczego to tak wygląda? Dlatego, że ją/jego ktoś kiedyś zranił... I taka "reakcja łańcuchowa" cały czas trwa...
A Ty Wyroczniu sama cokolwiek przemyślałaś? Jeśli ktoś nie podda się ze złamanym kręgosłupem to znaczy tylko o jego wierze, sile i wytrwałości. Oczywiście można patrzeć cały czas na wózek inwalidzki, ale ja to nazywam akurat użalaniem się nad sobą.
Penclo dobrze mówi. Tylko chyba Wy zbyt dosadnie to interpretujecie, skoro sypią się negatywy. Powinniśmy umieć ryzykować. Oczywiście nie mówię tutaj o każdej okazji. Ale po głębszej analizie, jeśli jest więcej plusów niż minusów, to może jednak warto podjąć ryzyko? O to chodzi, a nie o to, by się zamykać i udawać niedostępnych. A i nie dopatrujcie się wszędzie sensu dosłownego, to tak a propos tego cytatu przytoczonego przez Penclo.
często jest "prezentem" to, co każdy powinien otrzymać w życiu, czyli MIŁOŚĆ. Nawet jeśli jest to to tylko "atrapa" to później... (wiadomo...); szczególnie to się tyczy tych którzy tego nie dostali (albo nie odczuli) od najbliższych na literę "R"...
Dywersyfikacja towarzyska - dążysz do tego, by jak najwięcej różnorodnych przyjmeności dawało ci możliwie najszersze grono osób. Dzięki temu nie ma szans, że wykruszą się wszyscy czyli zawsze będziesz miał źródła przyjemności. Nie sprawdza się jeśli chodzi o miłość, ale polecam tym którzy nie chcą już nikogo kochać.
Nie musisz polecać, przecież to jest dziś tak powszechne, jak telefony komórkowe. Każdy ma 1000 znajomych, niemal nikt nie ma przyjaciela prawdziwego, ba, nie wie nawet na czym prawdziwa przyjaźń polega. "Przyjacielem" nazywa zwykłego kompana od kufla, albo koleżaneczkę od ploteczek na korytarzu, w przerwie między lekcjami lub biurową pracą. Obserwując świat, mam wrażenie że dziś już nikt nie chce kochać, każdy się boi prawdziwej więzi, jedni zostali skrzywdzeni przez fałszywych przyjaciół, inni przez beznadziejnych partnerów, a ostatnia grupa - przez rodziców i dalszą rodzinę. A "dywersyfikacja" o której piszesz stała się bardzo modna ledwo kilka lat temu - kiedyś było inaczej... a może tylko tak mi się zdaje...?
Nie zdaje ci się, kiedyś był społeczny przymus trzymania z rodziną, nawet najgorszą. Mówiąc dywersyfikacja mam na myśli czerpanie przyjemności ze znajomości, prowadzenie bogatego życia towarzyskiego a nie posiadania 1000 znajomych na fejsie, co nie koreluje z tym, jak bardzo dana osoba jest towarzyska
Dostosowanie się do rady zawartej w tym democie to idealny przepis na zrobienie z siebie człowieka niezdolnego do stworzenia dojrzałego związku. Niestety tak wiele jest osób, które patrzą na to aby "mnie się nic nie stało" i wiecznie zabezpieczają się na wypadek odejścia drugiej osoby. Dla mnie jest to parodia związku.
trzeba się nauczyć zapominać i iść dalej... dzisiaj ludzie szybko dają nadzieje, jeszcze szybciej ją zabierają:( 'Wyrocznia' masz racje. Po co uzależniać szczęście i całe życie tylko od jednego człowieka?
Zależy, co rozumie się pod pojęciem wszystko. Dla jednych to miłość, wsparcie, obecność, a dla drugich po prostu pieniądze -.- I zawsze tak jest, że jak ktoś od nas odchodzi to zostawia w pewien sposób pustkę, którą bardzo trudno jest wypełnić, jeśli ta osoba była dla kimś naprawdę ważnym. Czasem mijają lata, ból znika, ale pustka po tej osobie pozostaje niewypełniona.
Zgadzam się z demotem całkowicie. Żal mi osób, które jak znajdą swoją "drugą połówke" wszystko inne przestaje się dla nich liczyć i opierają cały świat na jednej osobie. Potem się okazuje, że związek się kończy i jest płacz, bo najlepsza przyjaciółka straciła cierpliwość do wiecznie zajętej swoim ukochanym i znalazła sobie inną najlepszą przyjaciółke. Inni znajomi zapomnieli o istnieniu tej osoby i już nikt nie pyta czy chce się spotkać. Za to pozostały zepsute kontakty z rodzicami i innymi osobami, no bo przecież mam jego/ją po co mi inni ludzie, chrzanić ich. Pozostała szkoła, kierunek studiów, na który poszliśmy tylko dlatego, żeby chodzić z jakąś osobą. W ekstremalnych przypadkach dziewczyny bez żadnych perspektyw, które nie mają żadnych ambicji oprócz bogatego wyjścia za mąż i po rozwodzie zostające z niczym i z jeszcze większym brakiem perspektyw (do tej sytuacji opis demota pasuje idealnie). I nie chodzi tu o to, żeby robić coś na wszelki wypadek, bo może rozpadnie nam się związek itd. tylko zachowaniu rozsądku i umiaru we wszystkim. A demot już kiedyś był, albo bardzo podobny.
I vice versa. Się wszystkim użalanie wkręciło. Z całym szacunkiem, ale do odważnych świat należy. Jak się nie spróbuje to się nie wie, bo może nie opuścić tylko zostać na zawsze. Wątpliwości idą w dwie strony, skąd wiesz, że przy ogromie problemów sama pozostaniesz wierna ideałom? Trza próbować i tyle. Taka głupota, wiem, ale trzeba, nie ma innego wyjścia. Jak to się mówi, co Cię nie zabije to Cię wzmocni, a jak trzeba to ja mogę być nieśmiertelny.
Przemyślał ktoś w ogóle sens głupiego powiedzonka "co cię nie zabije, to cię wzmocni?". Jak uszkodzę komuś kręgosłup, to go nie zabiję ale jednak do końca życia będzie miał uraz. To samo z uczuciami. Czasem po ryzykownym zainwestowaniu uczuć jest się bankrutem i nawet jeśli kocha się później kogoś, to ma się więcej rezerwy. Niektórzy nazywają to dojrzałością ja nazywam porażką.
dokładnie. Później następny/a płacze, że on/ona mnie nie kocha itd. A dlaczego to tak wygląda? Dlatego, że ją/jego ktoś kiedyś zranił... I taka "reakcja łańcuchowa" cały czas trwa...
A Ty Wyroczniu sama cokolwiek przemyślałaś? Jeśli ktoś nie podda się ze złamanym kręgosłupem to znaczy tylko o jego wierze, sile i wytrwałości. Oczywiście można patrzeć cały czas na wózek inwalidzki, ale ja to nazywam akurat użalaniem się nad sobą.
Penclo dobrze mówi. Tylko chyba Wy zbyt dosadnie to interpretujecie, skoro sypią się negatywy. Powinniśmy umieć ryzykować. Oczywiście nie mówię tutaj o każdej okazji. Ale po głębszej analizie, jeśli jest więcej plusów niż minusów, to może jednak warto podjąć ryzyko? O to chodzi, a nie o to, by się zamykać i udawać niedostępnych. A i nie dopatrujcie się wszędzie sensu dosłownego, to tak a propos tego cytatu przytoczonego przez Penclo.
A gdzie tu sens? Skoro DAJE wszystko to dalej to wszystko masz, jakby pożyczył i odszedł, to wtedy weźmie.
Naucz się chłopcz czytać między wierszami. Wtedy zrozumiesz przesłanie i nie będziesz zadawać tylu pytań.
często jest "prezentem" to, co każdy powinien otrzymać w życiu, czyli MIŁOŚĆ. Nawet jeśli jest to to tylko "atrapa" to później... (wiadomo...); szczególnie to się tyczy tych którzy tego nie dostali (albo nie odczuli) od najbliższych na literę "R"...
Chyba lepiej by brzmiało "Nie pozwól, aby ktokolwiek był dla ciebie wszystkim".
Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 19 grudnia 2011 o 16:04
Właśnie. Bo jak da ci wszystko, to gdzie jest powiedziane że odchodząc to zabierze?
juz był bardzo podobny demot, ludzie powtażacie się
Ludzka miłość i moc, a co się z tym wiąże, wierność jest wieczna, obyła przed nami, i zawszę będzie wieczna.
skąd ten cytut ?
Dywersyfikacja towarzyska - dążysz do tego, by jak najwięcej różnorodnych przyjmeności dawało ci możliwie najszersze grono osób. Dzięki temu nie ma szans, że wykruszą się wszyscy czyli zawsze będziesz miał źródła przyjemności. Nie sprawdza się jeśli chodzi o miłość, ale polecam tym którzy nie chcą już nikogo kochać.
Nie musisz polecać, przecież to jest dziś tak powszechne, jak telefony komórkowe. Każdy ma 1000 znajomych, niemal nikt nie ma przyjaciela prawdziwego, ba, nie wie nawet na czym prawdziwa przyjaźń polega. "Przyjacielem" nazywa zwykłego kompana od kufla, albo koleżaneczkę od ploteczek na korytarzu, w przerwie między lekcjami lub biurową pracą. Obserwując świat, mam wrażenie że dziś już nikt nie chce kochać, każdy się boi prawdziwej więzi, jedni zostali skrzywdzeni przez fałszywych przyjaciół, inni przez beznadziejnych partnerów, a ostatnia grupa - przez rodziców i dalszą rodzinę. A "dywersyfikacja" o której piszesz stała się bardzo modna ledwo kilka lat temu - kiedyś było inaczej... a może tylko tak mi się zdaje...?
Nie zdaje ci się, kiedyś był społeczny przymus trzymania z rodziną, nawet najgorszą. Mówiąc dywersyfikacja mam na myśli czerpanie przyjemności ze znajomości, prowadzenie bogatego życia towarzyskiego a nie posiadania 1000 znajomych na fejsie, co nie koreluje z tym, jak bardzo dana osoba jest towarzyska
Wystarczy nie brać i nie będzie dramatu.
Jeśli ma Cię opuścić to znaczy, że nie dał Ci wszystkiego - proste ;)
"Nie pozwól sobie na zaniedbanie edukacji bo później będziesz tworzyć bezsensowne demotywatory".
Dostosowanie się do rady zawartej w tym democie to idealny przepis na zrobienie z siebie człowieka niezdolnego do stworzenia dojrzałego związku. Niestety tak wiele jest osób, które patrzą na to aby "mnie się nic nie stało" i wiecznie zabezpieczają się na wypadek odejścia drugiej osoby. Dla mnie jest to parodia związku.
myślałem że to tylko ja nie widzę sensu w democie, ale jak widać nie jestem sam.
trzeba się nauczyć zapominać i iść dalej... dzisiaj ludzie szybko dają nadzieje, jeszcze szybciej ją zabierają:( 'Wyrocznia' masz racje. Po co uzależniać szczęście i całe życie tylko od jednego człowieka?
Zależy, co rozumie się pod pojęciem wszystko. Dla jednych to miłość, wsparcie, obecność, a dla drugich po prostu pieniądze -.- I zawsze tak jest, że jak ktoś od nas odchodzi to zostawia w pewien sposób pustkę, którą bardzo trudno jest wypełnić, jeśli ta osoba była dla kimś naprawdę ważnym. Czasem mijają lata, ból znika, ale pustka po tej osobie pozostaje niewypełniona.
Mi się zdaje, że to już było. Albo widziałam na innej stronie.
Nie opuści!
Zgadzam się z demotem całkowicie. Żal mi osób, które jak znajdą swoją "drugą połówke" wszystko inne przestaje się dla nich liczyć i opierają cały świat na jednej osobie. Potem się okazuje, że związek się kończy i jest płacz, bo najlepsza przyjaciółka straciła cierpliwość do wiecznie zajętej swoim ukochanym i znalazła sobie inną najlepszą przyjaciółke. Inni znajomi zapomnieli o istnieniu tej osoby i już nikt nie pyta czy chce się spotkać. Za to pozostały zepsute kontakty z rodzicami i innymi osobami, no bo przecież mam jego/ją po co mi inni ludzie, chrzanić ich. Pozostała szkoła, kierunek studiów, na który poszliśmy tylko dlatego, żeby chodzić z jakąś osobą. W ekstremalnych przypadkach dziewczyny bez żadnych perspektyw, które nie mają żadnych ambicji oprócz bogatego wyjścia za mąż i po rozwodzie zostające z niczym i z jeszcze większym brakiem perspektyw (do tej sytuacji opis demota pasuje idealnie). I nie chodzi tu o to, żeby robić coś na wszelki wypadek, bo może rozpadnie nam się związek itd. tylko zachowaniu rozsądku i umiaru we wszystkim. A demot już kiedyś był, albo bardzo podobny.
Są ludzie, którzy zostają do końca. Takim warto dac wszystko i wszystko wziąć :)