Kmioty znające trzy słówka angielskie na krzyż skaziły język polski. Im się wydaje, że wymawiając je stają się wielkimi światowcami, a tymczasem niejeden nasz rodak spotkał którąś ze znanych postaci i traktuje to jak perypetię. Ktoś ze wsi wyjdzie, ale wieś z niego nigdy...
Każdemu z Was życzę pomieszkać w Wielkiej Brytanii z Brytyjczykami. Nauczyć się lokalnego akcentu. Następnie spotkać któregoś z tych muzyków i porozmawiać.
I pomyśleć, że Floydzi nadal byli niezadowoleni z finalnej wersji filmu... Wyobraźcie sobie, co by było, gdyby powstała wersja, z której byliby zadowoleni! o.O
Ten typ widać tak ma. ;) A film genialny, choć musiałam go obejrzeć 2-3 razy, żeby w miarę porządnie zrozumieć pewne kwestie. Wywarł na mnie szalone wrażenie.
Ja na początku patrzyłam na film głównie poprzez pryzmat Barretta (przez to golenie brwi itd.), dlatego miałam problem skumać wiele kwestii, dopiero potem ktoś mnie właśnie oświecił, żeby zajrzeć do biografii Watersa. :)
Niewykluczone, że w pewnym stopniu nawiązywali też do Barretta, który przecież był dość często obecny w ich utworach (choćby w Shine on your crazy diamond z "WYWH")
Całe WYWH jest w sumie o Barrecie. On przewija się tak czy owak przez praktycznie całą twórczość Floydów. A postać Pinka z The Wall jest swego rodzaju krzyżówką Syda Barreta i Rogera Watersa. Aby w pełni ją zrozumieć, trzeba znać przynajmniej zgrubną biografię ich obu.
A jeśli chodzi całą serię "The Wall" to- moim zdaniem- najlepiej prezentuje się widowisko.
Dla mnie ten film jest bardziej jako teledysk do całego albumy, tyle, że posklejany w całość. Rzeczywiście obraz jest tłem muzyki, bo takie było zamierzenie twórców - film nie był priorytetem, a dodatkiem.
Zły przykład do demota, bo zbyt oczywisty, muzycy tworzyli (wymyślili) film, a nie osoby zajmujące się tym na co dzień.
Pink Floyd The Wall... TO JEST ZAJ*BISTE! Tyle razy to już oglądałem, kocham to!
Co to jest SOUNDTRACK? Jesteście Polakami w Polsce? To pamiętajcie o ochronie języka
więc jaką polską alternatywę proponujesz?
Ścieżka dźwiękowa. Nie ma jednak co popadać w histerię. "Soundtrack" to w tej chwili na tyle popularne słowo, że raczej każdy zrozumie.
Kmioty znające trzy słówka angielskie na krzyż skaziły język polski. Im się wydaje, że wymawiając je stają się wielkimi światowcami, a tymczasem niejeden nasz rodak spotkał którąś ze znanych postaci i traktuje to jak perypetię. Ktoś ze wsi wyjdzie, ale wieś z niego nigdy...
Każdemu z Was życzę pomieszkać w Wielkiej Brytanii z Brytyjczykami. Nauczyć się lokalnego akcentu. Następnie spotkać któregoś z tych muzyków i porozmawiać.
Ale co ma jedno do drugiego? Dyskusja wyszła od słowa "soundtrack". Skoro masz z nim aż taki problem, to przestań też mówić "OK", bo to nie-polskie.
I pomyśleć, że Floydzi nadal byli niezadowoleni z finalnej wersji filmu... Wyobraźcie sobie, co by było, gdyby powstała wersja, z której byliby zadowoleni! o.O
Chyba tylko Waters wyrażał niezadowolenie. Ale jemu w sumie zawsze jest za mało.
Ten typ widać tak ma. ;) A film genialny, choć musiałam go obejrzeć 2-3 razy, żeby w miarę porządnie zrozumieć pewne kwestie. Wywarł na mnie szalone wrażenie.
Warto znać biografię Watersa, by w pełni zrozumieć The Wall. A sam film rzeczywiście świetny, choć traktuję go raczej jako uzupełnienie albumu.
Ja na początku patrzyłam na film głównie poprzez pryzmat Barretta (przez to golenie brwi itd.), dlatego miałam problem skumać wiele kwestii, dopiero potem ktoś mnie właśnie oświecił, żeby zajrzeć do biografii Watersa. :)
Niewykluczone, że w pewnym stopniu nawiązywali też do Barretta, który przecież był dość często obecny w ich utworach (choćby w Shine on your crazy diamond z "WYWH")
Całe WYWH jest w sumie o Barrecie. On przewija się tak czy owak przez praktycznie całą twórczość Floydów. A postać Pinka z The Wall jest swego rodzaju krzyżówką Syda Barreta i Rogera Watersa. Aby w pełni ją zrozumieć, trzeba znać przynajmniej zgrubną biografię ich obu.
A jeśli chodzi całą serię "The Wall" to- moim zdaniem- najlepiej prezentuje się widowisko.
Dla mnie ten film jest bardziej jako teledysk do całego albumy, tyle, że posklejany w całość. Rzeczywiście obraz jest tłem muzyki, bo takie było zamierzenie twórców - film nie był priorytetem, a dodatkiem.
Zły przykład do demota, bo zbyt oczywisty, muzycy tworzyli (wymyślili) film, a nie osoby zajmujące się tym na co dzień.