Dla różnych ludzi różne rzeczy mają tę wartość, która powoduje, że życie jest "jazdą". Dla jednych to jest nawalić się jak autobus, a dla innych, to zdobyć Mount Everest, przejść pieszo przez Antarktydę, zdobyć medal olimpijski czy Puchar Świata, dokonać odkrycia naukowego czy wynalazku, napisać wartościową książkę, wychować dzieci na wartościowych ludzi, ..... Jeżeli dla kogoś szczytem "jazdy" w życiu jest nachlać się, to tylko świadczy o tym, jak mało ten ktoś wie (a właściwie nic nie wie) o tym, co stanowi o pełni życia.
jak wspomniał mój przedmówca, demot nie przeczy z Twoim tokiem rozumowania... dotoczyć ze szklanką whisky i czekoladą....to synonim szczęścia...nic tam nie ma o nachlawania się do nie przytomności....tylko o korzystaniu z życia w pełni...dla mnie nie ma nic przyjemniejszego niż zjeść czekolade na szczycie nowo zdobytej przeze mnie góry....a potem wypić szklankę whisky z przyjaciółmi przy ognisku na tym samym miejscu....potem za 60lat dotoczę się do kresu...i chciałbym móc jako ostatni posiłek i napój właśnie te dwie rzeczy bo wprowadzają świetny nastrój w człowieku....czekolada lepiej działa na psychikę niż siłownia....
Jak zwykle najwyższą wartością jest chlanie. Ale czemu tylko whiskey? Ja bym dodał jeszcze branie mefedronu i wciąganie koki z pośladków nagiej prostytutki, to jest dopiero hardkor. A ta czekolada to powinna być z marihuaną.
Jeżeli chcesz dotoczyć się do rzeczonego końca w wieku 40-50 lat, to podana metoda jest jak najbardziej właściwa. Ja jednak chciałabym pożyć nieco dłużej i doczekać się np. wnuków.
Nie chodzi tu o długość, a o jakość życia. Jedz śmieciowe jedzenie, nadużywaj alkoholu, nie uprawiaj sportu, ale nie zdziw się jeśli w wielu 60 lat będziesz wydawał więcej pieniędzy na leki niż na jedzenie. Zamiast pomagać dzieciom w wychowaniu wnuków będziesz sam potrzebował pomocy w dojściu do toalety.
Popieram. Była taka fajna postać w filmie Miasto aniołów - anioł, który postanowił być człowiekiem (ale nie główny bohater) i on tak sobie właśnie niczego nie odmawiał - bo twierdził że szkoda życia. Lubił dobrze zjeść, pobawić się, zapalić, wypić piwko - wszystko jest dla ludzi :D
tu widac kto jakie priorytety zyciowe sobie ustawia, jezeli to jest picie i tylko imprezki to gratuluje!
ja wole jednak inaczej spedzic i zakonczyc moje zycie….
pozdrawiam
Bez zdrowego ciała nie jest możliwe życie pełnią życia. Whisky i czekolada.... to pokazuje z kim mamy do czynienia.
Jak mi wszędzie pitolą, że wszystko szkodzi to co, mam się światłem żywić? Przykro mi, nie jestem rośliną
Dla różnych ludzi różne rzeczy mają tę wartość, która powoduje, że życie jest "jazdą". Dla jednych to jest nawalić się jak autobus, a dla innych, to zdobyć Mount Everest, przejść pieszo przez Antarktydę, zdobyć medal olimpijski czy Puchar Świata, dokonać odkrycia naukowego czy wynalazku, napisać wartościową książkę, wychować dzieci na wartościowych ludzi, ..... Jeżeli dla kogoś szczytem "jazdy" w życiu jest nachlać się, to tylko świadczy o tym, jak mało ten ktoś wie (a właściwie nic nie wie) o tym, co stanowi o pełni życia.
I w tym momencie to przestałem rozumieć skąd te minusy. Powiedziałeś prawdę, ale widać kogoś to zabolało.
Fakt.
No tak, masz rację, ale ten obrazek to przenośnia. Autor tego demota wystawiając go nie przeczy z twoim tokiem rozumowania i o co chodzi?
a Ty wiesz co stanowi o pełni życia i uważasz, że wszyscy powinni iść tak samo?? zostań politykiem, jeśli jeszcze nie jesteś
jak wspomniał mój przedmówca, demot nie przeczy z Twoim tokiem rozumowania... dotoczyć ze szklanką whisky i czekoladą....to synonim szczęścia...nic tam nie ma o nachlawania się do nie przytomności....tylko o korzystaniu z życia w pełni...dla mnie nie ma nic przyjemniejszego niż zjeść czekolade na szczycie nowo zdobytej przeze mnie góry....a potem wypić szklankę whisky z przyjaciółmi przy ognisku na tym samym miejscu....potem za 60lat dotoczę się do kresu...i chciałbym móc jako ostatni posiłek i napój właśnie te dwie rzeczy bo wprowadzają świetny nastrój w człowieku....czekolada lepiej działa na psychikę niż siłownia....
zgadzam się
Ahh te gimnazjalne szaleństwa...
Ja mam przeżyć życie tak, jak najbardziej mi się podoba. Żaden obrazek nie będzie mi mówił jaka to jest forma.
A jak ktoś nie lubi whisky? Czekolada spoko.
W taki sposób, w jaki sam sobie wybiorę
To tylko i wyłącznie twoja definicja szczęśliwego życia. Serdecznie ci współczuję takich wartości.
Jak zwykle najwyższą wartością jest chlanie. Ale czemu tylko whiskey? Ja bym dodał jeszcze branie mefedronu i wciąganie koki z pośladków nagiej prostytutki, to jest dopiero hardkor. A ta czekolada to powinna być z marihuaną.
Jeżeli chcesz dotoczyć się do rzeczonego końca w wieku 40-50 lat, to podana metoda jest jak najbardziej właściwa. Ja jednak chciałabym pożyć nieco dłużej i doczekać się np. wnuków.
Nie chodzi tu o długość, a o jakość życia. Jedz śmieciowe jedzenie, nadużywaj alkoholu, nie uprawiaj sportu, ale nie zdziw się jeśli w wielu 60 lat będziesz wydawał więcej pieniędzy na leki niż na jedzenie. Zamiast pomagać dzieciom w wychowaniu wnuków będziesz sam potrzebował pomocy w dojściu do toalety.
Popieram. Była taka fajna postać w filmie Miasto aniołów - anioł, który postanowił być człowiekiem (ale nie główny bohater) i on tak sobie właśnie niczego nie odmawiał - bo twierdził że szkoda życia. Lubił dobrze zjeść, pobawić się, zapalić, wypić piwko - wszystko jest dla ludzi :D
Z Bogiem.
tu widac kto jakie priorytety zyciowe sobie ustawia, jezeli to jest picie i tylko imprezki to gratuluje!
ja wole jednak inaczej spedzic i zakonczyc moje zycie….
pozdrawiam