Nie żyłem w zasmrodzonym mieście, ale na wsi. Dzisiejsze matki są tak leniwe, że nawet zupy nie chce im się ugotować. Gotują jakiś syf z paczki albo coś łatwego i to na 3 dni masakra. Dzisiaj na wsi mało kto ma ogródek, tzn. rolnicy mają, ale mieszczaństwo mieszkające na wsi nie ma. Są za leniwi na uprawę ogródka.
Ty tak serio? Dzisiaj ludzie więcej pracują. Co jest złego w gotowaniu prostych, szybkich potraw? Myślisz, że jak kobieta wróci z pracy to ma czas i siłę na gotowanie wystawnego obiadu? Oczywiście, zakładasz, że mężczyzna to podgatunek człowieka, który jest za głupi na ugotowanie zupy, ciekawe podejście. Ja bym nie chciała czeka 3 godzin na obiad, bo mama gotuje potrawy, jakby spodziewała się inspekcji Geslerowej. Ale może dzisiejsze dzieci są inne i nie odczuwają głodu. Każdy musi mieć ogródek, bo mieszka na wsi? Nie wierzę, że można mieszkać na wsi i nie mieć podstawowej wiedzy na ten temat- w ogródku nic samo nie rośnie. Trzeba zadbać o ziemię, musi być odpowiednia, a nie glina połączona z piaskiem. Potem się ją nawozi (nawozem sztucznym lub naturalnym), Następnie trzeba posadzić warzywa i o nie dbać- plewić, podlewać. Dodatkowo wielu regionach Polski pojawiły się/pojawiają się ślimaki bez skorupek, które zjedzą wszystko na swojej drodze. Środki przeciw nim są dość drogie i trzeba pilnować sypania, nie można sobie odpuścić lub zapomnieć. To nie jest tak, że posadzisz warzywa, a one sobie sam rosną podlewane deszczem i bez ingerencji człowieka. Na wsi prawie wszyscy pracują zawodowo, mają też inne obowiązki, małe dzieci itp. Nie dziw się więc, ze nie każdy chce mieć ogródek. Brzmisz bardziej jak typowy mieszkaniec miasta, który wieś widział w książeczce dla dzieci.
A moje dzieciństwo właśnie dlatego było zajebiste, że NIE wychowałem się na wsi. Nie cierpię wsi, źle się tam czuję. Wychowałem się w centrum miasta. Miałem 5-letni epizod mieszkania w beżowym domku na zadupiu, jak to teraz w modzie i uciekłem stamtąd z krzykiem. Już zawsze chcę mieszkać w centrum miasta. Bez czereśni z drzewa i zapachu ciasta oraz gnojówki jakoś wytrzymam.
Piszę o domku mojej cioci na wsi, gdzie wakacje nauczyły mnie...cóż, wstrzymywać. Potrzeby. Na polskiej wsi wiele rzeczy obowiązuje - tyle że na ogół w teorii. Chyba że byłem na jedynej wsi w Polsce, do której cywilizacja nie dotarła.
Urodziłem się i żyję do dziś w Krakowie. W latach 70 mieszkałem na Nowej Wsi (taka mniejsza dzielnica Krakowa) Był tam "Wiśniowy sad" gdzie zrywaliśmy z kolegami najlepsze czereśnie świata. Facet, który tam urzędował ZAWSZE nam na to pozwalał gdy zapytaliśmy. Ponieważ robaki są mniejsze od czereśni to się na nie uwagi nigdy nie zwracało. Wtedy w Krakowie było bardzo mało samochodów i powietrze było nieporównywalnie czystsze niż dzisiaj. Na wakacje jeździliśmy na 2 miesiące do Jurkowa k. Dobrej. Takich malin jak na górze Ćwilin nie jadłem nigdy później. Były wielkości połowy kciuka. Po drugiej stronie rzeczki Łososiny w której się kąpaliśmy rosły w ogromnej ilości orzechy laskowe. Wracaliśmy z pełnymi plecakami. Gospodarz u którego zawsze mieszkaliśmy miał sad z jabłoniami, gruszami i śliwami. Podobno były najsmaczniejsze w okolicy. Jedliśmy te jego owoce i powiem, że faktycznie nie miały sobie równych. Ale jemu się chciało na przykład na wiosnę, gdy przychodziły przymrozki palić ogniska w tym sadzie, żeby kwiaty nie przemarzły. Parę lat temu przejeżdżałem tamtędy. Nie ma już sadu, nie ma znajomych domów. Wszystko zniknęło. Zostało zastąpione kiczowatymi domami-bunkrami albo pseudo pałacami z kolumnami przy wejściu. Stary, dobry świat już nie wróci.
A może one nie są leniwe, tylko po prostu ciężko harują, aby zarobić na tą zupkę chińską za 99 groszy, bo z wypłaty o wysokości 500-1000 złotych na nic innego nie starcza? Sorry, ale tak dziś wygląda życie w większości "zasmrodzonych" polskich miast. A co do wsi i posiadania własnego ogródka, to wiem z doświadczenia (sam się na wsi wychowałem), ile poświęcenia wymaga wyhodowanie sobie świeżych malin czy np. pomidorów. Wiem też, że samemu wyżyć z tego nie idzie, a do pielęgnacji takiego dobytku potrzeba co najmniej kilku osób w gospodarstwie. Być może jeszcze 20-30 lat temu miało to jakiś sens, ale w dzisiejszych czasach jest to po prostu nieopłacalne. Dlatego tyle osób sprzedaje działki bogatym ludziom i emigruje do tych "zasmrodzonych" miast w poszukiwaniu "lepszego" życia.
Zamiast rozczulać się na demotach to zacznijcie działać! Znajdźcie sobie żony z tym samym tokiem myślenia i tradycjonalistki-katoliczki prowadźcie dalej tą tradycję!!! Ja też mam zamiar tak zrobić! My jako obywatele jesteśmy większością, my powinniśmy właśnie propagować te morały i te porządne wartości, nie musi być syfu takiego jaki się zapowiada!
Pudło, Lany Poniedziałek ma pogański rodowód, tak jak większość innych świąt też, w tym Boże Narodzenie czy Święto Zmarłych. Kościół je sobie przyswoił, żeby móc swoją religię rozszerzać na prosty lud.
Ja nie miałam matki, która stała przy garach codziennie 5 godzin by dogodzić mi lub swemu mężowi. Gotuje u mnie ojciec od wielu lat a korona mu z głowy nie spadła i nie spędzał przy garach 5 godz. dziennie. Matka za to sprzątała, robiła pranie. Oboje pracują na cały etat. Nie był to żaden syf, byliśmy normalną rodziną. Ojciec jest ateistą, ja też. Ciśnięcie się w małym mieszkaniu w bloku to nie żadna "tradycja". Każdy kogo stać kupuje większy metraż lub mieszka w domu. Narzekanie to też nie coś, co chce pielęgnować. A ta cała "bezpośredniość polska" to czasami zwykłe buractwo i brak kultury.
gratuluje i super zabawy. a dla pana maszrum101 - nie prymitywnych, ale zabawnych, i nie pijackie, tylko wesołe. wbrew pozorom na weselu nie chodzi o to żeby się naje*ać tylko żeby się dobrze bawić. alkochol bardzo w tym pomaga. jednak co to za zabawa kiedy śpisz pod stołem. owszem kiedy zabawa się kończy, taki najczęściej jest efekt, ale zaznaczam wtedy kiedy zabawa się kończy. a jeszcze raz co do zabaw. co oni mają, sudoku rozwiązywać żeby prymitywnie nie było ?
Wy sobie chyba jaja robicie. Co w tym tekście jest niezwykłego? Jedni dorastali tak inni inaczej, czasy się zmieniają i to normalne, że teraz, albo za 10, 20 lat będzie inaczej. Kto wie, może kiedyś będzie się mówiło, kiedyś to były czasy. Dzieci siadały do konsoli i grały sobie tak długo, aż padły. Serfowały po necie całymi wieczorami siedząc na czatach i poznając nowe osoby, wstawiały na demoty ciekawe obrazki i robiły demotywujące podpisy. A teraz co się stało, młodym się nie chce nawet konsoli, albo kompa włączyć, albo wrzucić jakiegoś obrazka na demoty i tak podpisać, żeby to kogokolwiek zdemotywowało, wszyscy idą na łatwiznę, smartfony to były czasy, każdy miał neta przy sobie i aparat i robił fotki m.in temu co akurat zeżre. Ech stare dzieje. ps: nie piszcie ile ten gówniany tekst otrzymał lajków bo po to wchodzę na demoty, żeby nie słuchać o gównianych lajkach.
Moje dzieciństwo wyglądało inaczej. To co jest na obrazku to są opisane lata 80, a ja dorastałem w latach 90 gdzie życie było jak z niskobudżetowych filmów z USA z lat 80. Jestem z pokolenia telewizyjnego czyli wychowanego na bajkowym kinie cartoon network, kolekcjonowaniu tazosów, zabawą klockami lego czytaniem kaczora donalda, chodzenie w bluzach z różnymi naszywkami nie takimi szaroburymi jak teraz. Też się bawiłem na podwórku często w power rangers gdzie każdy hciał być czerwonym power rangersem i wybuchały z tego powodu awantury XD. Grało się na pegazusie, tamagocci, brick game 9999, gameboyu, jadło się kanapki z milky wayem do smarowania, zuło się gumę bubbaloo lub boomer, piło hoop oranzadę lub rażandę helena lub sok frugo, który jest i dzisiaj, ale mial ładniejsze etytiekti
Odnoszę wrażenie, że to nie tyle tekst o dorastaniu w Polsce, ile raczej na polskiej wsi. Bo dorastając w polskim mieście, nie przypomiam sobie jedzenia prosto z drzewa, zapachu pieczonego ciasta co niedziela, o śmierci zwierząt hodowlanych nie wspominając.
W mieście też zdarzają się matki/babcie z kompulsywnym przymusem gotowania i karmienia w kombinacji z obsesją na punkcie zdrowej żywności. Nie jestem jednak pewien, czy zawsze jest to źródłem pięknych wspomnień z dzieciństwa - niejeden przypadek patologicznej otyłości lub anoreksji wyhodowano w takich warunkach.
Pewnie masz rację - ja miałem to szczęście w nieszczęściu, że babcia mieszka ponad 500 kilometrów ode mnie, dosłownie na drugim końcu kraju, więc okazji, by paść mnie po brzegi w typowo babciny sposób miała mniej niż większość babć, jak sądzę. Za to moje pierwsze i jak dotąd jedyne wakacje na wsi pamiętam do dzisiaj - wcale nie dlatego, że było tam tak fajnie.
Przestańcie się już tak niezdrowo podniecać, jak to wasze dzieciństwo było fantastyczne. Co mnie obchodzi czyjeś dzieciństwo? Macie dobre wspomnienia to super, ale po co o tym opowiadać na każdym kroku? Takich demotów widziałam już setki, a nie mają one żadnego sensu i nic nie wnoszą.
#11 - u nas nigdy nie swietowalo sie imienin, dowiedzialem sie o takim zwyczaju z telewizji
#12 - nawet 3 nie znam :)
#14 - polski to jest lagodny jak baranek przy slaskim
#16 - jak najbardziej pije herbate z mlekiem
Polski brzmi łagodnie przy śląskim? Nie zrozum mnie źle, ja osobiście nie mam nic do gwary śląskiej... sama mam znajomych w województwie górnośląskim i dolnośląskim, śląska gwara mi nie przeszkadza... Jednak czemu porównujesz gwarę języka z językiem? To irytujące, gdy niektórzy ciągle wspominają o tej konkretnej gwarze, gdzie się tylko da. Po prawdzie zupełnie bez potrzeby. Czemu akurat śląski? Jest sporo gwar w kraju, wszystkie składają się na całokształt języka głównego, żadna nie jest bardziej wyjątkowa od innych. Śląski brzmi dość... hm... wiejsko, ma dużo słów ze staropolskiego, sposób mówienia typowy dla dawnych mieszkańców wsi. Dlatego zresztą, że przetrwał w dobrej formie dzięki kultywowaniu na wsi. Dialekt przy granicy z Czechami ma też sporo czechizmów. Nie powiedziałabym, żeby brzmiał ostrzej od oficjalnej wersji języka w kraju. Raczej zabawniej.
Czytam, czytam, a tam - ""nietypowe" imię, takie jak Maja..." - mam na imię Maja xD fajny tekst, myślałam, że zakończenie będzie "takie dzieciństwo mieli tylko urodzeni przed 2000 rokiem" ale jednak nie. Moje dzieciństwo jeszcze trwa i większość się sprawdza (co prawda ryba zwierzęciem hodowlanym chyba nie jest, ale ucinałam już kilku głowę i wyciągałam wnętrzności)
Dla zwykłego mieszczucha wieś bywa traumą.
Nie mówię źe o wsi jako takiej, tylko o warunkach życia tam.
Trafił mi się epizod mieszkania na wsi. Nijak nie mogłem przywyknąć do plotek, które latały po wsi, czy do męskiego problemu - czy przywiozą do GSu taniego mózgotrzepa?
Doceniam tych, którzy kłaniają się ziemi, ale mieszkanie wśród nich to nie moje klimaty.
Nie żyłem w zasmrodzonym mieście, ale na wsi. Dzisiejsze matki są tak leniwe, że nawet zupy nie chce im się ugotować. Gotują jakiś syf z paczki albo coś łatwego i to na 3 dni masakra. Dzisiaj na wsi mało kto ma ogródek, tzn. rolnicy mają, ale mieszczaństwo mieszkające na wsi nie ma. Są za leniwi na uprawę ogródka.
Ty tak serio? Dzisiaj ludzie więcej pracują. Co jest złego w gotowaniu prostych, szybkich potraw? Myślisz, że jak kobieta wróci z pracy to ma czas i siłę na gotowanie wystawnego obiadu? Oczywiście, zakładasz, że mężczyzna to podgatunek człowieka, który jest za głupi na ugotowanie zupy, ciekawe podejście. Ja bym nie chciała czeka 3 godzin na obiad, bo mama gotuje potrawy, jakby spodziewała się inspekcji Geslerowej. Ale może dzisiejsze dzieci są inne i nie odczuwają głodu. Każdy musi mieć ogródek, bo mieszka na wsi? Nie wierzę, że można mieszkać na wsi i nie mieć podstawowej wiedzy na ten temat- w ogródku nic samo nie rośnie. Trzeba zadbać o ziemię, musi być odpowiednia, a nie glina połączona z piaskiem. Potem się ją nawozi (nawozem sztucznym lub naturalnym), Następnie trzeba posadzić warzywa i o nie dbać- plewić, podlewać. Dodatkowo wielu regionach Polski pojawiły się/pojawiają się ślimaki bez skorupek, które zjedzą wszystko na swojej drodze. Środki przeciw nim są dość drogie i trzeba pilnować sypania, nie można sobie odpuścić lub zapomnieć. To nie jest tak, że posadzisz warzywa, a one sobie sam rosną podlewane deszczem i bez ingerencji człowieka. Na wsi prawie wszyscy pracują zawodowo, mają też inne obowiązki, małe dzieci itp. Nie dziw się więc, ze nie każdy chce mieć ogródek. Brzmisz bardziej jak typowy mieszkaniec miasta, który wieś widział w książeczce dla dzieci.
A moje dzieciństwo właśnie dlatego było zajebiste, że NIE wychowałem się na wsi. Nie cierpię wsi, źle się tam czuję. Wychowałem się w centrum miasta. Miałem 5-letni epizod mieszkania w beżowym domku na zadupiu, jak to teraz w modzie i uciekłem stamtąd z krzykiem. Już zawsze chcę mieszkać w centrum miasta. Bez czereśni z drzewa i zapachu ciasta oraz gnojówki jakoś wytrzymam.
I malowniczo położony drewniany wychodek, w którym roi się od much i innego robactwa. Ach, wieś! Nie, dziękuję.
@Hakvere
O jakiej wsi piszesz? W od lat 70ych urządzenia sanitarne były już dostępne niemal w każdej pipidówce.
Piszę o domku mojej cioci na wsi, gdzie wakacje nauczyły mnie...cóż, wstrzymywać. Potrzeby. Na polskiej wsi wiele rzeczy obowiązuje - tyle że na ogół w teorii. Chyba że byłem na jedynej wsi w Polsce, do której cywilizacja nie dotarła.
Urodziłem się i żyję do dziś w Krakowie. W latach 70 mieszkałem na Nowej Wsi (taka mniejsza dzielnica Krakowa) Był tam "Wiśniowy sad" gdzie zrywaliśmy z kolegami najlepsze czereśnie świata. Facet, który tam urzędował ZAWSZE nam na to pozwalał gdy zapytaliśmy. Ponieważ robaki są mniejsze od czereśni to się na nie uwagi nigdy nie zwracało. Wtedy w Krakowie było bardzo mało samochodów i powietrze było nieporównywalnie czystsze niż dzisiaj. Na wakacje jeździliśmy na 2 miesiące do Jurkowa k. Dobrej. Takich malin jak na górze Ćwilin nie jadłem nigdy później. Były wielkości połowy kciuka. Po drugiej stronie rzeczki Łososiny w której się kąpaliśmy rosły w ogromnej ilości orzechy laskowe. Wracaliśmy z pełnymi plecakami. Gospodarz u którego zawsze mieszkaliśmy miał sad z jabłoniami, gruszami i śliwami. Podobno były najsmaczniejsze w okolicy. Jedliśmy te jego owoce i powiem, że faktycznie nie miały sobie równych. Ale jemu się chciało na przykład na wiosnę, gdy przychodziły przymrozki palić ogniska w tym sadzie, żeby kwiaty nie przemarzły. Parę lat temu przejeżdżałem tamtędy. Nie ma już sadu, nie ma znajomych domów. Wszystko zniknęło. Zostało zastąpione kiczowatymi domami-bunkrami albo pseudo pałacami z kolumnami przy wejściu. Stary, dobry świat już nie wróci.
A może one nie są leniwe, tylko po prostu ciężko harują, aby zarobić na tą zupkę chińską za 99 groszy, bo z wypłaty o wysokości 500-1000 złotych na nic innego nie starcza? Sorry, ale tak dziś wygląda życie w większości "zasmrodzonych" polskich miast. A co do wsi i posiadania własnego ogródka, to wiem z doświadczenia (sam się na wsi wychowałem), ile poświęcenia wymaga wyhodowanie sobie świeżych malin czy np. pomidorów. Wiem też, że samemu wyżyć z tego nie idzie, a do pielęgnacji takiego dobytku potrzeba co najmniej kilku osób w gospodarstwie. Być może jeszcze 20-30 lat temu miało to jakiś sens, ale w dzisiejszych czasach jest to po prostu nieopłacalne. Dlatego tyle osób sprzedaje działki bogatym ludziom i emigruje do tych "zasmrodzonych" miast w poszukiwaniu "lepszego" życia.
Zamiast rozczulać się na demotach to zacznijcie działać! Znajdźcie sobie żony z tym samym tokiem myślenia i tradycjonalistki-katoliczki prowadźcie dalej tą tradycję!!! Ja też mam zamiar tak zrobić! My jako obywatele jesteśmy większością, my powinniśmy właśnie propagować te morały i te porządne wartości, nie musi być syfu takiego jaki się zapowiada!
Czemu zaraz katoliczki?
Miałem podobne dzieciństwo a moi rodzice są niewierzący.
@zaymoon Pewnie wg. tego pana jak ktoś nie był katolikiem, to miał słabe dzieciństwo...
Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 29 czerwca 2015 o 16:03
Choćby dlatego, że lany poniedziałek to raczej katolickie święto ;)
Pudło, Lany Poniedziałek ma pogański rodowód, tak jak większość innych świąt też, w tym Boże Narodzenie czy Święto Zmarłych. Kościół je sobie przyswoił, żeby móc swoją religię rozszerzać na prosty lud.
Ja nie miałam matki, która stała przy garach codziennie 5 godzin by dogodzić mi lub swemu mężowi. Gotuje u mnie ojciec od wielu lat a korona mu z głowy nie spadła i nie spędzał przy garach 5 godz. dziennie. Matka za to sprzątała, robiła pranie. Oboje pracują na cały etat. Nie był to żaden syf, byliśmy normalną rodziną. Ojciec jest ateistą, ja też. Ciśnięcie się w małym mieszkaniu w bloku to nie żadna "tradycja". Każdy kogo stać kupuje większy metraż lub mieszka w domu. Narzekanie to też nie coś, co chce pielęgnować. A ta cała "bezpośredniość polska" to czasami zwykłe buractwo i brak kultury.
10. takie wesele bede mieć 25 lipca ;)
Gratuluję :)
gratuluje i super zabawy. a dla pana maszrum101 - nie prymitywnych, ale zabawnych, i nie pijackie, tylko wesołe. wbrew pozorom na weselu nie chodzi o to żeby się naje*ać tylko żeby się dobrze bawić. alkochol bardzo w tym pomaga. jednak co to za zabawa kiedy śpisz pod stołem. owszem kiedy zabawa się kończy, taki najczęściej jest efekt, ale zaznaczam wtedy kiedy zabawa się kończy. a jeszcze raz co do zabaw. co oni mają, sudoku rozwiązywać żeby prymitywnie nie było ?
Moje dzieciństwo tak nie wyglądało. Odpowiadam na zadane pytanie.
Dlaczego nie chlałeś na weselu przez dwa dni?
Moje też tak nie wyglądało. I bardzo się z tego cieszę.
Świń w chlewie się na zarzynało, tylko ogłuszało najpierw, pisał to ktoś kto z życiem w latach 80/90 nie wiele miał wspólnego
Wy sobie chyba jaja robicie. Co w tym tekście jest niezwykłego? Jedni dorastali tak inni inaczej, czasy się zmieniają i to normalne, że teraz, albo za 10, 20 lat będzie inaczej. Kto wie, może kiedyś będzie się mówiło, kiedyś to były czasy. Dzieci siadały do konsoli i grały sobie tak długo, aż padły. Serfowały po necie całymi wieczorami siedząc na czatach i poznając nowe osoby, wstawiały na demoty ciekawe obrazki i robiły demotywujące podpisy. A teraz co się stało, młodym się nie chce nawet konsoli, albo kompa włączyć, albo wrzucić jakiegoś obrazka na demoty i tak podpisać, żeby to kogokolwiek zdemotywowało, wszyscy idą na łatwiznę, smartfony to były czasy, każdy miał neta przy sobie i aparat i robił fotki m.in temu co akurat zeżre. Ech stare dzieje. ps: nie piszcie ile ten gówniany tekst otrzymał lajków bo po to wchodzę na demoty, żeby nie słuchać o gównianych lajkach.
Ostatnio na demotywatorach jest moda na demoty o tym jakie się miało świetnie dzieciństwo...
Moje dzieciństwo wyglądało inaczej. To co jest na obrazku to są opisane lata 80, a ja dorastałem w latach 90 gdzie życie było jak z niskobudżetowych filmów z USA z lat 80. Jestem z pokolenia telewizyjnego czyli wychowanego na bajkowym kinie cartoon network, kolekcjonowaniu tazosów, zabawą klockami lego czytaniem kaczora donalda, chodzenie w bluzach z różnymi naszywkami nie takimi szaroburymi jak teraz. Też się bawiłem na podwórku często w power rangers gdzie każdy hciał być czerwonym power rangersem i wybuchały z tego powodu awantury XD. Grało się na pegazusie, tamagocci, brick game 9999, gameboyu, jadło się kanapki z milky wayem do smarowania, zuło się gumę bubbaloo lub boomer, piło hoop oranzadę lub rażandę helena lub sok frugo, który jest i dzisiaj, ale mial ładniejsze etytiekti
@RyderPuszek Dokładnie tak się żyło, a na śmingusa nie było wiader tylko megazarypiaste pistolety na wodę :D
@RyderPuszek *tamagotchi
Urodziłem się w 96 r. i miałem bardzo podobne dzieciństwo .
oh, jakie te czasy były super. Skończcie już, bo to powoli staje się coraz bardziej nudne...
#14: Poważnie? To co można powiedzieć o Niemcu albo Japończyku odkładającym słuchawkę - że właśnie wypowiedział komuś wojnę? ;)
Zmodyfikowano 3 razy. Ostatnia modyfikacja: 29 czerwca 2015 o 10:16
Odnoszę wrażenie, że to nie tyle tekst o dorastaniu w Polsce, ile raczej na polskiej wsi. Bo dorastając w polskim mieście, nie przypomiam sobie jedzenia prosto z drzewa, zapachu pieczonego ciasta co niedziela, o śmierci zwierząt hodowlanych nie wspominając.
W mieście też zdarzają się matki/babcie z kompulsywnym przymusem gotowania i karmienia w kombinacji z obsesją na punkcie zdrowej żywności. Nie jestem jednak pewien, czy zawsze jest to źródłem pięknych wspomnień z dzieciństwa - niejeden przypadek patologicznej otyłości lub anoreksji wyhodowano w takich warunkach.
Pewnie masz rację - ja miałem to szczęście w nieszczęściu, że babcia mieszka ponad 500 kilometrów ode mnie, dosłownie na drugim końcu kraju, więc okazji, by paść mnie po brzegi w typowo babciny sposób miała mniej niż większość babć, jak sądzę. Za to moje pierwsze i jak dotąd jedyne wakacje na wsi pamiętam do dzisiaj - wcale nie dlatego, że było tam tak fajnie.
... a dzisiaj zabraniasz/nie dajesz tego samego swojemu dziecku.
Przestańcie się już tak niezdrowo podniecać, jak to wasze dzieciństwo było fantastyczne. Co mnie obchodzi czyjeś dzieciństwo? Macie dobre wspomnienia to super, ale po co o tym opowiadać na każdym kroku? Takich demotów widziałam już setki, a nie mają one żadnego sensu i nic nie wnoszą.
#11 - u nas nigdy nie swietowalo sie imienin, dowiedzialem sie o takim zwyczaju z telewizji
#12 - nawet 3 nie znam :)
#14 - polski to jest lagodny jak baranek przy slaskim
#16 - jak najbardziej pije herbate z mlekiem
Polski brzmi łagodnie przy śląskim? Nie zrozum mnie źle, ja osobiście nie mam nic do gwary śląskiej... sama mam znajomych w województwie górnośląskim i dolnośląskim, śląska gwara mi nie przeszkadza... Jednak czemu porównujesz gwarę języka z językiem? To irytujące, gdy niektórzy ciągle wspominają o tej konkretnej gwarze, gdzie się tylko da. Po prawdzie zupełnie bez potrzeby. Czemu akurat śląski? Jest sporo gwar w kraju, wszystkie składają się na całokształt języka głównego, żadna nie jest bardziej wyjątkowa od innych. Śląski brzmi dość... hm... wiejsko, ma dużo słów ze staropolskiego, sposób mówienia typowy dla dawnych mieszkańców wsi. Dlatego zresztą, że przetrwał w dobrej formie dzięki kultywowaniu na wsi. Dialekt przy granicy z Czechami ma też sporo czechizmów. Nie powiedziałabym, żeby brzmiał ostrzej od oficjalnej wersji języka w kraju. Raczej zabawniej.
Większość tych punktów nadal obowiązuje.
Szczególnie punkt 5 .....
Mam na imię Albert i raczej nie znam swoich imienników, ale moi znajomi chyba paru znają.
Czytam, czytam, a tam - ""nietypowe" imię, takie jak Maja..." - mam na imię Maja xD fajny tekst, myślałam, że zakończenie będzie "takie dzieciństwo mieli tylko urodzeni przed 2000 rokiem" ale jednak nie. Moje dzieciństwo jeszcze trwa i większość się sprawdza (co prawda ryba zwierzęciem hodowlanym chyba nie jest, ale ucinałam już kilku głowę i wyciągałam wnętrzności)
w sumie prawie wszystko się zgadza tylko nie #11, nawet nie wiem kiedy mam imieniny i nie wiem kiedy ma moja rodzina ani znajomi
herbata z mlekiem nazywala sie bawarka i byla moim ulubionym napojem
teraz kawe tez pije z mlekiem :D
Cieszę się, że z wsią nie mam nic wspólnego.
Dla zwykłego mieszczucha wieś bywa traumą.
Nie mówię źe o wsi jako takiej, tylko o warunkach życia tam.
Trafił mi się epizod mieszkania na wsi. Nijak nie mogłem przywyknąć do plotek, które latały po wsi, czy do męskiego problemu - czy przywiozą do GSu taniego mózgotrzepa?
Doceniam tych, którzy kłaniają się ziemi, ale mieszkanie wśród nich to nie moje klimaty.