Demotywatory.pl

Pokaż panel
Szukaj
+
302 318
-

Komentarze ⬇⬇


Komentarze


Dodaj nowy komentarz Zamknij Dodaj obrazek
avatar ~Marko_Ramius
-5 / 7

tl;dr

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
D dbgoku
-1 / 3

Patola patolą, ale co myślał, że życie jest piękne, łatwe i miłe?

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
P Prally
+1 / 3

@dbgoku To po co się rodzić jak nie jest?

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
D dent
+1 / 1

@dbgoku "A ja zawsze sądziłam, że to zależy wyłącznie od nas" - Dr Eleanor Arroway, Kontakt (1997)

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
D dbgoku
0 / 0

@dent nie wszystko, są ludzie którzy urodzą się bogaci, odziedziczą majątek. A potem go rozwalą.

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
P Prally
+4 / 4

Dodam dwie rzeczy:
Jeżeli chodzi o "widełki płacowe" to przejrzyjcie jak wyglądają ogłoszenia o pracę za granicą. Np. w UK prawie każde ogłoszenie o pracę zawiera dokładną stawkę, godzinową, miesięczną lub roczną lub przedział.

W UK bardzo dynamicznie rozwija się alternatywa dla studiów w postaci degree appreticenships.
Polega to na tym po A-levels (ichniej maturze) aplikujesz na degree apprenticeships, przedstawiasz oceny z A-level i przechodzisz testy których poziom trudności bywa taki jak na GCSE, czyli kilka lat niżej niż A-levels (coś jak nasz test po gimnazjum).

Sadzają cię na stanowisku pracy i uczysz się od innych. Od początku dostajesz pensję (na poziomie ichniej płacy minimalnej) po kilku miesiącach za zwyczaj jesteś już użytecznym pracownikiem. 80% czasu pracy pracujesz, 20% masz na uniwersytecie (z którym współpracuje twój pracodawca) zajęcia uzupełniające wiedzę teoretyczną. Te 20% jest normalnie wliczane do twojego czasu pracy, czyli 20% pensji dostajesz za zdobywanie wiedzy teoretycznej!
Po drodze zajesz egzaminy, po 3-5 latach dostajesz od uniwersytetu tytuł naukowy, od pracodawcy u którego robiłeś degree apprenticeship propozyję kontraktu, z pensją kilka razy wyższą niż taka jąką oferują absolwentom normalnych studiów bez doświadczenia.
A i ci często dostają rocznie na wstępie 2-5 tys. funtów więcej niż wynosi płaca minimalna.

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
S seybr
+3 / 3

@Prally w Polsce bywa często, nawet jak masz doświadczenie pracodawca płaci jak najmniej. Rozmowa o pracę, okres próbny X stawak. Po okresie próbny słyszę pomyślimy. Pytam się jakie są widełki. Zadałem takie pytanie jednemu pracodawcy. Migał się, brak jemu fachowca i przyjął by mnie od razu. W końcu powiedział mi kwotę, odpowiedziałem jemu. Lubi marnować pan cudzy czas. Na szczęście straciłem tylko godzinę a nie trzy miesiące. Jego wywody były dość śmieszne, taki rynek. Odpowiedziałem wprost, że konkurencja na tym stanowisku w moim rejonie płaci minimum 3000 zł na rękę. Tak na zadupi płaci. Z tego co wiem, znajomy mój tam pracował, jak źle płaci tak płaci, rotacje ma sporą i brak pracowników. Kolega zdobył tam doświadczenie i konkurencja przyjęła jego z pocałowaniem dłoni. Problem w Polsce jest taki, że pracodawcy nie chętnie inwestują w pracownika. Dziwią się, że brak fachowców. Brak bo pensje śmieszne.

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
avatar ~asdf4
+5 / 5

Bardzo dobry wpis. Długi, ale przeczytałem z uwagą do samego końca. Żadnych wymyślnych figur retorycznych, żadnego pseudo-inteligenckiego ironizowania. Sama proza. Brawo dla autora za przedstawienie sytuacjami z życia polskich absurdów i to nie tylko z branży budownictwa.

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
avatar kiraftw
+5 / 5

Podpisuje się pod tym rękami i nogami, mam magistra z matematyki stosowanej i byłem tylko na dwóch rozmowach o prace zgodną z moim wykształceniem i na obu stanowiskach, wymagania w moją stronę, żebym był drugim Einsteinem z pełną znajomością każdego języka programowania i każdego programu matematycznego, a potem zaczyna się udowadnianie, że Ty nic nie umiesz i co najwyżej to staż (niestety nie stać mnie na życie za 1 tys. zł miesięcznie). Obecnie robię jako zwykły elektryk/elektromonter, głownie systemy SAP i też zauważyłem, że lepiej o pewne sprawy w pracy nie pytać, lepiej źle zrobić bo jak spytasz to od razu jest gadanina, że do niczego się człowiek nie nadaje i tu właśnie pojawia kwestia motywacji, gdzie robiłem prze 3 miesiące w Belgii, jak czegoś nie wiedziałem to Belg był szczęśliwy, że idę do niego z pytaniem/po pomoc i na spokojnie było tłumaczone bądź robiliśmy razem, zupełnie inny standard pracy. Wtedy się człowiekowi chce, kiedy płaca prawie 4 razy większa jak w Polsce, praca lżejsza i po swojej stronie masz fachowca, na którego możesz liczyć, a nie który Cie wyśmieje, że czegoś nie wiesz, wtedy chcesz się kształcić i rozwijać. Ale tak w każdej branży wygląda rynek pracy na zachodzie, nie tylko budowlanka. Tak jak wczoraj pisałem w Polsce rynek pracy nigdy nie był zdrowy tu mogę odesłać do swojego komentarza ze wczoraj.

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
avatar ~Matiaszek
+3 / 3

@kiraftw widzisz, tutaj na szczęście wielu młodych (nie tylko po studiach) zostaje pracodawcami i u nich da się normalnie pracować, bo przynoszą standardy z zachodu :). To logiczne, że motywacja pracownika jest najważniejsza, bo za nią idą lojalność, pracowitość i ambicje.
Także godna pochwały jest postawa młodych ludzi, co plują Januszom biznesu w twarzy tym samym wymuszając podnoszenie płac - przecież prezesik/szef nie chce mniej zarabiać i rąk nie zhańbi pracą. Także niestety 500+ też było dobrą inicjatywą (nie jestem za tym, ale fakty to fakty). Kobiety masowo odeszły z pracy (lepiej otrzymać 500+, niż w toksycznych warunkach pracować, nie poświęcać dziecku uwagi i do tego cały zarobek miałby iść na żłobek), a nasi wschodni pracownicy wcale nie przynieśli do nas jakości pracy, jaką nasi rodacy wywieźli zza granicę. Kobietom w Polsce nie opłaca się pracować, chyba że zrezygnuje się z macierzyństwa.
Jakie to śmieszne: gdyby dali ludziom zarobić i pracować w cywilizowanych warunkach to dzietność szłaby w górę jak szalona :). Do tego Einstein nie urodził się geniuszem. Każdy potrzebuje doświadczenia. Każdy potrzebuje pewności siebie. Według mnie to ci wszyscy pracodawcy są po prosty zazdrośni o te studia, bo za granicą mówią: "Jeśli masz studia to wystarczą chęci. Jeśli nie masz studiów musisz mieć doświadczenie". Oczywiście w poważniejszych branżach. Na sprzątaczkę nie trzeba mieć kursu sprzątania podłóg płaskich, a na szeregowego budowlańca dyplomu z obsługi kostki brukowej.
Chory system za który niestety nie odpowiada tylko Rząd, ale wychowani za czasów PRL-u Janusze. Przypomniało mi się jak z pobudek osobistych wróciłem do kraju i szukałem pracy w elektryce (tak u nas w Polsce w tej branży sami wykwalifikowani specjaliści ;)). Jakie otrzymałem pytanie na rozmowie o pracę? "Dlaczego wrócił Pan do Polski. Taki specjalista nie mógł znaleźć pracy gdzie indziej, niż w Polsce?". Wryło mnie, ale uszczypliwie odpowiedziałem: "Pan również ma firmę w Polsce, a nie w Niemczech zatem też nie za wesoło u Pana?". Zabrałem dokumenty i wyszedłem. Nigdy więcej nie zatrudniłem się w firmie pod Polską banderą w tejże branży. Nie chcą Was w Polsce? Nie znacie języka? Nikłe doświadczenie, ale szkoła? Dla Belga, Niemca, Anglika, Walijczyka, Holendra, Fina to nie problem. Zatem więcej odwagi.

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
V Viss93
0 / 0

Po prostu źle trafiłeś. Sam kończę studia na PP. Od inżynierki pracuje w biurze projektowym, wcześniej miałem krótką praktykę na budowie. Nigdzie nie spotkałem się z tym o czym piszesz. Wszędzie ludzie byli pomocni, tłumaczyli jak czegoś nie rozumiałem, pomagali, pokazywali, poświęcali swój czas. Na budowie czasem się zdarzało w żartach, że ktoś rzucił, czego was na tych studiach uczo! Ale to były tylko żarty, później tłumaczyli, pokazywali, sami zachęcali żeby zadawać pytania! Co do zarobków, to niestety trochę prawda, ale nie dziwie się, sam bym osobie od razu po studiach nie dał więcej, bo taka osoba mało wie, dowie się dopiero podczas pracy. A zarobki po zdobyciu uprawnień są na dużo wyższym poziomie, często 3-4 razy więcej niż jako asystent, czy inżynier budowy. Odpowiedzialność większa -> większy hajs.
Może tak jak opisałeś jest w kubaturówce, jakby nie patrzeć polibudy co roku wypluwają setki ludzi po tej specjalizacji. Sam pracuje w mostach i nie narzekam, mam ogromne możliwości rozwoju, firma oferuje mi praktyki, wyjazdy, mógłbym pracować też w oddziale za granicą, żeby się poduczyć od innych państw i doszlifować język. A ludzie są naprawdę świetni, odkąd tu pracuje nie spotkałem się z żadnym zjawiskiem opisanym w kwejku.

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
avatar ~KX
0 / 0

Smutna prawda.Powiem ci skąd się to wzięło .Ja jak zaczynałem w informatyce w końcu lat 90tych choć nie mam wykształcenia w tym kierunku swoją wiedzą biłem ówczesnych gości po studiach . Miałem wiedzę praktyczną ,stawiałem systemy, składałem kompy i temu podobne a że komputer pierwszy miałem już w przedszkolu to nie było dla mnie dużych zaskoczeń. Znałem sieć bo samemu zbudowałem na bloku sieć osiedlową z internetem. Jak zacząłem pracować dla dużej sieci IT po raz pierwszy zetknąłem się z MF. Komputery IBM o zupełnie innej filozofii działania niż Linux windows czy Mac albo workbanch z amisi. Na szczęście były normalne czasy i starsi pomogli i w pół roku dałem sobie rade na zupełnie nowym systemie by zarządzać procesami technologicznymi przetwarzania danych. Około 2003-2005 przyszła reorganizacja na miejsce ludzi z doświadczeniem jacy do tej pory żmudnie pieli się po stopniach kariery.By zostać kierownikiem działu trzeba było mieć 5 lat stażu jako pracownik a żeby być kierownikiem wydziału trzeb było mieć 5 lat stażu kierownika działu , Dyrektor obszaru usiał mieć tez 5 lat stażu na niższym stanowisku wiec minimum trzeb było mieć 15 lat pracy by zostać dyrektorem niższego szczebla. Ale nagle centrala z Warszawy zaczęła nadawać z klucza swoich znajomków ludzi po studiach z marketingu i zarządzania. Ludzie jacy znali się na handlu pietruszką lub spekulacjach na forexie a nie technicznej branży IT . najpierw wprowadzono miernictwo i rozliczanie sie działów miedzy sobą za prace.. Ciężko by dział serwisowy miał jakieś zyski bo ma tylko koszty. Zyski ma tylko dział sprzedaży .. Reorganizacje polegały głównie na redukcji kosztów przez cięcia etatów. Na dzień dobry jak zaczynałem miałem dużo roboty .. potem ciut to zorganizowałem i powiedzmy miałem luzik i zajęte jakieś 6 z 8 godzin pracy.. likwidacja stanowisk sprawiała ze miałem coraz więcej roboty.....Stanowiska pracy przenoszono z Krakowa do Łodzi, te z Łodzi do Poznania. Te z Poznania do Gdańska a te z gdańska do Warszawy a z Warszawy do Krakowa Ludzie raczej nie zamierzają się przenosić więc zaczynali zwalniać się fachowcy.. W ich miejsce przyjmowano studentów na praktyki lub zatrudniali na umowę o dzieło.. (pewnie za darmo) efekt ci co zostali nie byli w stanie wyrabiać się w 10 godzin a tłumaczenie studenciakowi jaki za 3 miechy zniknie nie było czasu ani chęci .. zaczęła się ciągła rotacja .. ilość błędów i awarii rosła. Ale ponoć było taniej ale tylko pozornie. I tak trwało to dekadę aż nagle wszystko przestało dobrze funkcjonować . Co zrobili dyrektorzy po marketingu? Outsorcing .. teraz to samo co robili kiedyś pracownicy robi dostawca i to często grupą fachowców jakich przejął gdy się zwalniali .. tyle że koszt tego jest 10 krotnie większy niż zaczęto reorganizację.. A dlaczego ? . dyrektorzy dostawali łapówki za kontrakty outsourcingowe , mało tego jak zostawali zwalniani na ogół trafiali do jednej z firm jaka miała kontrakt outsourcingowy. I taki model panuje w wielu polskich firmach i dlatego plajtują .

Odpowiedz Komentuj obrazkiem