Tak, moja mama trzymała zwierzęta hodowlane w domu, dokładniej w pralni. Kurczęta i kaczuszki były dogrzewane żarówką o mocy coś koło 300 W nazywaną "kwoka".
Sporo dzisiejszych prawdziwych Warszawiaków nie pamięta albo nie chce pamiętać że ich dziadkowie przesiedleni do bloków z wielkiej płyty hodowało prosiaki w dziwnym pomieszczeniu zwanym łazienką.
Tak, moja mama trzymała zwierzęta hodowlane w domu, dokładniej w pralni. Kurczęta i kaczuszki były dogrzewane żarówką o mocy coś koło 300 W nazywaną "kwoka".
To zdjęcie pamięta początki internetu
A gdzie tam. Dzisiej robione, na Podlasiu.
W dalszym ciągu pierwszy tydzień po wykluciu pisklaki mieszkają w domu.
Raczej jadaliśmy je w domu...
Chyba Ty.
Sporo dzisiejszych prawdziwych Warszawiaków nie pamięta albo nie chce pamiętać że ich dziadkowie przesiedleni do bloków z wielkiej płyty hodowało prosiaki w dziwnym pomieszczeniu zwanym łazienką.
kurczaki? mrowki, rybiki cukrowe, kosarze... ale kurczaki?! :o
Nigdy. Kurczaki miałam w kurniku.
kurczaki?! to pipa!!! widzicie te portki podciągnięte na szelkach i KREDENS!!!! stylowy!!!!:-)
Dyć to bifyj. Braknie tylko szalki tyju. Kurczaki trzymie się doma bo muszo mieć hajc.
Babcia tak, nawet taki sam regał miała:)
W Warszawie przy lotnisku to nawet kapusta rośnie
i karmiło się je gotowanym żółtkiem z siekaną pokrzywą