z tymi prezentami to pamiętam 2 rozwiązania, albo wymieniało się tak, aby dało radę wręczać prezent sobie nawzajem, albo całą klasą dogadywało się z innym nauczycielem, czy możemy na przerwie wejść do klasy i ustalić ceny paczek mikołajkowych narzuconych przez wychowawcę. Jest jeszcze opcja 3, robimy prezenty dla żartu, każdy każdemu a potem wybieramy najzabawniejszy. Tym sposobem ktoś dostawał statuetkę z prezerwatyw, albo pejcz z sklepu z podobnym asortymentem. Inny przypadek znajomy o przezwisku Marchewa, dostał zestaw słodyczy i soków zrobionych na podstawie marchwi i około kilograma marchewek.
Ja za wigilię szkolną podziękuję, znacznie lepiej bawiłam się na wigilii firmowej zeszłorocznej, tegoroczna jeszcze przede mną. Jedzenie szykuje restauracja, nie mama kolegi, który mi dokucza, szczęśliwie jesteśmy dorośli, bo osobiście zdecydowanie wolę, jak nikt mi nie dokucza. I mikołajki firmowe też były niczego sobie, a kategoria podobna, 20-30 złotych, z tym, że były dobrowolne, bawił się kto chciał. Chciało jakieś dwadzieścia parę osób, czyli przeciętna klasa w szkole. Można się bawić wciąż tak samo, trzeba tylko chcieć.
Jasne. I rzeczywistość na pewno byłaby dokładnie taka sama jak nasze wspomnienia z dzieciństwa. Z pewnością nie mamy w głowach wypaczonego, często wyidealizowanego, obrazu tamtych czasów.
Hmmmm przypomnijmy moje realia sprzed trzech dekad. Rodzice byli biedni więc każda tego typu impreza była dla nich problemem, miałem niesympatycznych delikatnie mówiąc kolegów w klasie, wychowawczyni twierdziła, że niczego w życiu nie osiągnę i będę bezrobotny bo nawet do kopania rowów mnie nie wezmą. Dziś mam rodzinę, przyjaciół i dobrą ciekawą pracę dzięki której zarabiam pięciokrotnie więcej niż nauczyciele. Więc nie. Nie chcę tam wracać.
z tymi prezentami to pamiętam 2 rozwiązania, albo wymieniało się tak, aby dało radę wręczać prezent sobie nawzajem, albo całą klasą dogadywało się z innym nauczycielem, czy możemy na przerwie wejść do klasy i ustalić ceny paczek mikołajkowych narzuconych przez wychowawcę. Jest jeszcze opcja 3, robimy prezenty dla żartu, każdy każdemu a potem wybieramy najzabawniejszy. Tym sposobem ktoś dostawał statuetkę z prezerwatyw, albo pejcz z sklepu z podobnym asortymentem. Inny przypadek znajomy o przezwisku Marchewa, dostał zestaw słodyczy i soków zrobionych na podstawie marchwi i około kilograma marchewek.
@y0u ciekawe prezenty w tej podstawówce miałeś...
@BishopBS poprawka, liceum. Nigdzie na napisałem na którym etapie edukacji
Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 13 grudnia 2019 o 12:48
Ja za wigilię szkolną podziękuję, znacznie lepiej bawiłam się na wigilii firmowej zeszłorocznej, tegoroczna jeszcze przede mną. Jedzenie szykuje restauracja, nie mama kolegi, który mi dokucza, szczęśliwie jesteśmy dorośli, bo osobiście zdecydowanie wolę, jak nikt mi nie dokucza. I mikołajki firmowe też były niczego sobie, a kategoria podobna, 20-30 złotych, z tym, że były dobrowolne, bawił się kto chciał. Chciało jakieś dwadzieścia parę osób, czyli przeciętna klasa w szkole. Można się bawić wciąż tak samo, trzeba tylko chcieć.
Jasne. I rzeczywistość na pewno byłaby dokładnie taka sama jak nasze wspomnienia z dzieciństwa. Z pewnością nie mamy w głowach wypaczonego, często wyidealizowanego, obrazu tamtych czasów.
Bardzo ciepły, sympatyczny wpis. Tak naprawdę nie o samej wigilii, a o jej postrzeganiu przez nas.
Wigilia, serniczek, prezenty? E tam. Ale desperacko marzy mi się ta niegdyś znienawidzona poobiednia drzemka...
Hmmmm przypomnijmy moje realia sprzed trzech dekad. Rodzice byli biedni więc każda tego typu impreza była dla nich problemem, miałem niesympatycznych delikatnie mówiąc kolegów w klasie, wychowawczyni twierdziła, że niczego w życiu nie osiągnę i będę bezrobotny bo nawet do kopania rowów mnie nie wezmą. Dziś mam rodzinę, przyjaciół i dobrą ciekawą pracę dzięki której zarabiam pięciokrotnie więcej niż nauczyciele. Więc nie. Nie chcę tam wracać.
Nope...
kurcze, fajne to, dzięki ☺️
co roku na te imprezę ja przynosiłam magnetofon. miło się to dzisiaj wspomina :)