Taak. Przez lata e-learning w szkole nie działał. Nikogo to nie obchodziło, nie było żadnego odgórnego programu, szkoleń, niczego. Nawet nikt nie pomyślał o tym, żeby szkoły jakoś masowo zaczęły korzystać z Office 365 czy google classroom. Jeżeli były jakieś szkolenia z TIK to był to z reguły pic na wodę fotomontaż, tak żeby w papierach było, że szkolenie było. Co z tego, że mamy XXI wiek, polska szkoła kocha tradycje tak bardzo, że tylko czekam aż ministerstwo ogłosi, że dobry nauczyciel to taki, który za najniższą krajową będzie uczył pisząc palcem po piasku.
Teraz ministerstwo jak zwykle robi fuszerkę. Zamiast spiąć poślady i a szybko wykombinować jakieś szkolenia dla nauczycieli, stworzyć albo opłacić jakąś platformę do edukacji zdalnej, to jak zwykle stwierdzili, że szkoły i nauczyciele sobie jakoś poradzą.
No i sobie radzą. Jakoś. Każdy inaczej, każdy po swojemu.
Problem w tym, że standardowy, wynikający ze średniej polski nauczyciel to 44-letnia nauczycielka. Niekoniecznie bezproblemowo posługująca się technologią. I teraz z dnia na dzień ma prowadzić lekcje on-line i to ma działać dobrze.
Pomysły ministerstwa to świetny przykład na to jaka jest różnica między teorią, a praktyką albo pobożnymi życzeniami, a stanem faktycznym.
OdpowiedzKomentuj obrazkiem
Zmodyfikowano
1 raz.
Ostatnia modyfikacja:
24 marca 2020 o 20:36
@jakomo przy jednym dziecku to pikuś ;-) wyobrażasz sobie e-lekcje przy kilku dzieciakach (w różnym wieku i na różnych etapach nauczania i różnych szkołach do których chodzą: podstawówka, liceum, technikum)?? :-D
Dzieciak w pierwszych klasach podstawówki obsługi nie ogarnia siedzi z babcią która w komputerze umie włączyć pasjansa. Rodzice pracują (tak są tacy) NIE zdalnie
W domu nie ma komputera, laptopa ani tableta. Matka ma net na smartfonie, codziennie chodzi do pracy. Dziecko telefonu nie posiada.
@jankowskijan
Przynajmniej jeden w domu powinno mieć. Komputer jest nie tylko do rozrywki - to narzędzie do nauki. A już nie od dziś rodzice dostają comiesięcznie wsparcie dla dziecka. Zamiast nowoczesnego smartfona dla siebie, można było spokojnie kupić lapka za 800-1000zł.
@michalSFS gdyby to był tylko koszt lapka, a dostęp do internetu był za darmo i z nieograniczoną liczbą danych
Na dodatek: by wszędzie był w ogóle dostęp...
@Cascabel
Jest to niewygoda i pewien koszt. Tylko, że akceptowalny. Ile najtańszy internet kosztuje? 30zł miesięcznie? Mogę się założyć, że osoby które na to nie mają dużo więcej wydają na gadżety dla siebie, fajki czy alkohol. Widziałem u znajomych gównoburzę na Facebooku. Bo nie mają laptopa dla dziecka. Tylko, że 2 czy 3 osoby z tej grupy miały smartfony o wartości kilkukrotnie większej od mojego 7-letniego PC. A dla mnie komp jest narzędziem pracy:) Priorytety....
@michalSFS w moim wypadku podłączenie internetu, który uciągnie pracę zdalną to była między innymi antena na dachu. Internetu, który był ograniczony: gry, filmy, youtube, czy telekonferencje pożerały transfer w kilka godzin.
Wiele osób ma właśnie najtańszy internet z limitem danych, który np. szafnie zajrzenie raz dziennie do dziennika, na fejsa, czy szukanie informacji w wikipedii. Nie szafnie: skype'a, pracy zdalnej, korzystania z kilku maili....
W wielu przypadkach e-learning (w polskim wydaniu) polega na zadawaniu uczniom jeszcze większej ilości zadań niż normalnie. Wiadomo- trzeba pracować, uczyć się ale niektórzy nauczyciele chyba myślą, że wszyscy uczymy się jednego przedmiotu. Potrzebne jest też przedstawienie uczniom teorii. W niektórych przypadkach wystarczy "przeczytajcie strony ... z podręcznika" ale zagadnień z przedmiotów ścisłych raczej uczniowie sobie sami nie omówią. Być może wynika to z tego, że nie wszyscy nauczyciele są na tyle biegli w obsłudze komputera.
Po drugie: wielu uczniów nie ma dostępu do internetu. Więc aktualnie są w pewnym sensie odcięci od nauki. O ile mogą uczyć się do przodu to nie znaczy to, że będą wiedzieć jakie mają zadanie.
Zresztą nie ma co się dziwić. Polskie szkolnictwo przez tyle lat tkwiło w XIX w. więc w kilka dni nie uda się przejść do wieku XXI.
@Cammax W ten sposób ci nauczyciele, którzy ograniczają się wyłącznie do zadawania dzieciom zadań do samodzielnego wykonania dowodzą, że są ograniczonymi matołami, którzy nic nie potrafią poza czytaniem podręcznika. Zresztą te ostatnie podręczniki pisane przez pisowskich "naukowców" w większości nadają się do zawieszenia na gwoździu.
A jaka to dopiero frajda na studiach. Na niższych poziomach macie chociaż standaryzowane podręczniki. U nas są książki zagranicznych wydawnictw dostępne tylko do wglądu na miejscu, do których teraz nie mamy dostępu a prowadzący oczekują od nas raportów i wiedzy jakbyśmy wszystko mieli ze sobą. Do tego programy,które nie działają na prywatnych komputerach bo licencja jest tylko na komputery w sieci uczelnianej, a bez których nie da się uczyć do zaliczenia, wiedza praktyczna, którą teraz mamy znać tylko z teorii i cała masa innych atrakcji. O ile w ogóle dobijemy się mailowo do kierownictwa katedry,które zgodnie z tradycją nigdy nie odpowiada na wiadomości.
Temu facetowi o martwej facjacie wydaje się, że myśli! Nie ma pojęcia o realiach polskiej szkoły.
A wiecie, co jest najgorsze, że nie ma szans pozbycia się takich matołów z rządu. Wydawało się, że Zalewska do dno i metr mułu. A ten zapukał od spodu!
Taak. Przez lata e-learning w szkole nie działał. Nikogo to nie obchodziło, nie było żadnego odgórnego programu, szkoleń, niczego. Nawet nikt nie pomyślał o tym, żeby szkoły jakoś masowo zaczęły korzystać z Office 365 czy google classroom. Jeżeli były jakieś szkolenia z TIK to był to z reguły pic na wodę fotomontaż, tak żeby w papierach było, że szkolenie było. Co z tego, że mamy XXI wiek, polska szkoła kocha tradycje tak bardzo, że tylko czekam aż ministerstwo ogłosi, że dobry nauczyciel to taki, który za najniższą krajową będzie uczył pisząc palcem po piasku.
Teraz ministerstwo jak zwykle robi fuszerkę. Zamiast spiąć poślady i a szybko wykombinować jakieś szkolenia dla nauczycieli, stworzyć albo opłacić jakąś platformę do edukacji zdalnej, to jak zwykle stwierdzili, że szkoły i nauczyciele sobie jakoś poradzą.
No i sobie radzą. Jakoś. Każdy inaczej, każdy po swojemu.
Problem w tym, że standardowy, wynikający ze średniej polski nauczyciel to 44-letnia nauczycielka. Niekoniecznie bezproblemowo posługująca się technologią. I teraz z dnia na dzień ma prowadzić lekcje on-line i to ma działać dobrze.
Pomysły ministerstwa to świetny przykład na to jaka jest różnica między teorią, a praktyką albo pobożnymi życzeniami, a stanem faktycznym.
Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 24 marca 2020 o 20:36
Jasne. W domu jeden laptop. Matka i ojciec zdalnie pracują a dzieci na e-lekcjach w tym samym czasie już to widzę.
@jakomo przy jednym dziecku to pikuś ;-) wyobrażasz sobie e-lekcje przy kilku dzieciakach (w różnym wieku i na różnych etapach nauczania i różnych szkołach do których chodzą: podstawówka, liceum, technikum)?? :-D
I jeszcze takie sytuacje
Dzieciak w pierwszych klasach podstawówki obsługi nie ogarnia siedzi z babcią która w komputerze umie włączyć pasjansa. Rodzice pracują (tak są tacy) NIE zdalnie
W domu nie ma komputera, laptopa ani tableta. Matka ma net na smartfonie, codziennie chodzi do pracy. Dziecko telefonu nie posiada.
To w Polsce już każde dziecko ma komputer i dostęp do internetu?
@jankowskijan Jak ktoś nie ma, to będzie zadania odbierał i wysyłał rozwiązania listownie. Proste?
@jankowskijan
Przynajmniej jeden w domu powinno mieć. Komputer jest nie tylko do rozrywki - to narzędzie do nauki. A już nie od dziś rodzice dostają comiesięcznie wsparcie dla dziecka. Zamiast nowoczesnego smartfona dla siebie, można było spokojnie kupić lapka za 800-1000zł.
@michalSFS gdyby to był tylko koszt lapka, a dostęp do internetu był za darmo i z nieograniczoną liczbą danych
Na dodatek: by wszędzie był w ogóle dostęp...
O Aero2 słyszał ? Internet za darmo jest od dawna. Ale fakt, z zasięgiem różnie bywa.
@Cascabel
Jest to niewygoda i pewien koszt. Tylko, że akceptowalny. Ile najtańszy internet kosztuje? 30zł miesięcznie? Mogę się założyć, że osoby które na to nie mają dużo więcej wydają na gadżety dla siebie, fajki czy alkohol. Widziałem u znajomych gównoburzę na Facebooku. Bo nie mają laptopa dla dziecka. Tylko, że 2 czy 3 osoby z tej grupy miały smartfony o wartości kilkukrotnie większej od mojego 7-letniego PC. A dla mnie komp jest narzędziem pracy:) Priorytety....
Strefy bez netu - fakt, tu już jest problem.
@michalSFS w moim wypadku podłączenie internetu, który uciągnie pracę zdalną to była między innymi antena na dachu. Internetu, który był ograniczony: gry, filmy, youtube, czy telekonferencje pożerały transfer w kilka godzin.
Wiele osób ma właśnie najtańszy internet z limitem danych, który np. szafnie zajrzenie raz dziennie do dziennika, na fejsa, czy szukanie informacji w wikipedii. Nie szafnie: skype'a, pracy zdalnej, korzystania z kilku maili....
ja mam w domu 4 laptopy, ale jest 2 dorosłych pracujących zdalnie i 3 dzieci mające e-lekcje
W wielu przypadkach e-learning (w polskim wydaniu) polega na zadawaniu uczniom jeszcze większej ilości zadań niż normalnie. Wiadomo- trzeba pracować, uczyć się ale niektórzy nauczyciele chyba myślą, że wszyscy uczymy się jednego przedmiotu. Potrzebne jest też przedstawienie uczniom teorii. W niektórych przypadkach wystarczy "przeczytajcie strony ... z podręcznika" ale zagadnień z przedmiotów ścisłych raczej uczniowie sobie sami nie omówią. Być może wynika to z tego, że nie wszyscy nauczyciele są na tyle biegli w obsłudze komputera.
Po drugie: wielu uczniów nie ma dostępu do internetu. Więc aktualnie są w pewnym sensie odcięci od nauki. O ile mogą uczyć się do przodu to nie znaczy to, że będą wiedzieć jakie mają zadanie.
Zresztą nie ma co się dziwić. Polskie szkolnictwo przez tyle lat tkwiło w XIX w. więc w kilka dni nie uda się przejść do wieku XXI.
@Cammax W ten sposób ci nauczyciele, którzy ograniczają się wyłącznie do zadawania dzieciom zadań do samodzielnego wykonania dowodzą, że są ograniczonymi matołami, którzy nic nie potrafią poza czytaniem podręcznika. Zresztą te ostatnie podręczniki pisane przez pisowskich "naukowców" w większości nadają się do zawieszenia na gwoździu.
A jaka to dopiero frajda na studiach. Na niższych poziomach macie chociaż standaryzowane podręczniki. U nas są książki zagranicznych wydawnictw dostępne tylko do wglądu na miejscu, do których teraz nie mamy dostępu a prowadzący oczekują od nas raportów i wiedzy jakbyśmy wszystko mieli ze sobą. Do tego programy,które nie działają na prywatnych komputerach bo licencja jest tylko na komputery w sieci uczelnianej, a bez których nie da się uczyć do zaliczenia, wiedza praktyczna, którą teraz mamy znać tylko z teorii i cała masa innych atrakcji. O ile w ogóle dobijemy się mailowo do kierownictwa katedry,które zgodnie z tradycją nigdy nie odpowiada na wiadomości.
Gość nie umie poprawnie napisać swojego nazwiska(ą anie on), a za edukację się bierze...
Temu facetowi o martwej facjacie wydaje się, że myśli! Nie ma pojęcia o realiach polskiej szkoły.
A wiecie, co jest najgorsze, że nie ma szans pozbycia się takich matołów z rządu. Wydawało się, że Zalewska do dno i metr mułu. A ten zapukał od spodu!