Znam jeszcze bardziej odjechaną historię z czasów rozpadu ZSRR. Otóż na jednej z maleńkich wysepek gdzieś na morzu arktycznym, Rosjanie urządzili stację radarową. Całą jej załogę stanowiło dwóch żołnierzy. Raz w miesiącu czy tam raz na dwa miesiące, nie pamiętam, przypływał tam statek z zaopatrzeniem i nową załogą, którą w ten sposób cyklicznie wymieniano. Gdy rozleciał się Związek Radziecki, w ramach oszczędności wyłączono stację (zdalnie), a w ogólnym chaosie, jaki wówczas zapanował, o ostatniej załodze... zapomniano. Załoga ze względów bezpieczeństwa nie miała żadnej własnej jednostki pływającej aby stamtąd wrócić, a radio nie działało po wyłączeniu stacji. Ciała dwóch żołnierzy, którzy zmarli z głodu, odnaleziono podobno dopiero w następnym roku.
OdpowiedzKomentuj obrazkiem
Zmodyfikowano
1 raz.
Ostatnia modyfikacja:
4 czerwca 2020 o 11:04
Wnętrze jak u Kapitana Bomby.
"... armia nie mogła go namierzyć..."
Znaczy co... poleciał w kosmos prywatnie i nikt o tym nie wiedział?
Dla armii informacja nie była dostępna?
Tak działa biurokracja.
Znam jeszcze bardziej odjechaną historię z czasów rozpadu ZSRR. Otóż na jednej z maleńkich wysepek gdzieś na morzu arktycznym, Rosjanie urządzili stację radarową. Całą jej załogę stanowiło dwóch żołnierzy. Raz w miesiącu czy tam raz na dwa miesiące, nie pamiętam, przypływał tam statek z zaopatrzeniem i nową załogą, którą w ten sposób cyklicznie wymieniano. Gdy rozleciał się Związek Radziecki, w ramach oszczędności wyłączono stację (zdalnie), a w ogólnym chaosie, jaki wówczas zapanował, o ostatniej załodze... zapomniano. Załoga ze względów bezpieczeństwa nie miała żadnej własnej jednostki pływającej aby stamtąd wrócić, a radio nie działało po wyłączeniu stacji. Ciała dwóch żołnierzy, którzy zmarli z głodu, odnaleziono podobno dopiero w następnym roku.
Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 4 czerwca 2020 o 11:04