Demotywatory.pl

Pokaż panel
Szukaj

Komentarze ⬇⬇


Komentarze


Dodaj nowy komentarz Zamknij Dodaj obrazek
C cegosia
+1 / 3

Dziękuję, choć to takie smutne.

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
avatar Gats
+3 / 3

Bo te rzekomo najmodniejsze słowa młodzieżowe to wymysł farmazonów z wykopu:)

Kto normalny w codziennej rozmowie używa słowa JULKA, PRZEGRYW, ile znacie takich osób? Bo ja znam... tylko z wpisów wykopowych.

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
avatar izka8520
+1 / 1

"pierogi leniwe" to wyglądają bardziej jak kopytka. Są z serem, najczęściej na słodko

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
D daclaw
+2 / 4

Bo nie ma czegoś takiego, jak "język młodzieżowy". Język jest zwykły, są w nim jedynie neologizmy i zapożyczenia. Za moich szkolnych lat dużo było takich z grypsery i z wojska, ale w każdym pokoleniu i środowisku jest inaczej. Tak czy inaczej, te "młodzieżowe słowa" to kilka procent ogółu słów. Jak ktoś się sili i używa ich jako 50% wypowiedzi, to wychodzi karykatura. Zupełnie jak "staropolczyzna" Sienkiewicza i podobnych.

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
S szaroblekitny
-3 / 5

Cały ten język młodzieżowy to jedna wielka ściema i mistyfikacja. Tego nie ma. To wymyślono po to, żeby językoznawcy mieli z czego robić stopnie naukowe.
Ewentualnie moja teza w wersji słabszej: większość tak zwanego "języka młodzieżowego" to nonsens, a nie żaden język.

Uzasadnienie: zainteresowałem się konkursem PWN "Młodzieżowe słowo roku" i przyjrzałem się kandydującym słowom. Otóż słowa kandydujące do tytułu "młodzieżowe słowo roku" można podzielić na trzy grupy:
1. Opisujące zjawiska występujące wśród młodzieży: alternatywka, julka, jesieniara. Pojawiło się coś nowego - trzeba to nazwać. Te słowa nie są żadnym "językiem młodzieżowym", są po prostu nazwami nowych zjawisk w młodzieżowej kulturze. Przykładowo, słowa "alternatywka" może równie dobrze używać 17-latek i 70-latek, bo gdyby ten drugi chciał jakoś opisać sposób bycia swojej wnuczki, to lepszego słowa po prostu nie ma. Fakt, że młodsi częściej używają tego słowa wynika jedynie stąd, że częściej stykają się z jego desygnatem.

2. "Eluwina", "eluwa", "narson", "wiadomix" (wszystkie te żenujące słowa wziąłem ze słownika nastolatków na stronie edziadkowie.pl) - pewna podgrupa młodzieży lubi manifestować swoją oryginalność przez takie improwizowane na gorąco zniekształcenia. Gdy spotkamy takiego kogoś za tydzień, przywita się z nami już inaczej - wymyśli już coś nowego do tego czasu. To są słowa efemeryczne, niestabilne, jednorazowe wykwity czyjejś kreatywności. Czyjeś jednorazowe powiedzonka. Może i fajne, ale sądzę, nawet ich autorzy uznaliby ich częste używanie za obciach.

3. "Dwudzionek", "zwyklak", "masny", "mamadżer" - tych słów nie ma. Ktoś je kiedyś wymyślił, komuś innemu się spodobały, więc je zgłosił, kapituła konkursu je doceniła, bo faktycznie są pomysłowe. Owszem, są fajne, nie mówię, że nie.. Ale na tym w sumie koniec. Nie upowszechniły się. Zniknęły, zanim weszły do języka potocznego.

Wniosek jest jasny: "język młodzieżowy" to lipa.

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
avatar U99
+2 / 2

@szaroblekitny "Masny" to po śląsku "tłusty". Jak najbardziej istnieje takie słowo i to od bardzo dawna.

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
P Piter093
+3 / 3

@szaroblekitny
Są słowa, które się upowszechniają, jak np. dzban, który zaczął być używany, czy sztos, które moi młodsi znajomi używają dość często. Hajs, czy fejm też są używane. I to, że językoznawcy obserwują ten proces to akurat naturalne. Czy potrzebne? Nie wiem, ale skoro minister nauki im płaci to się tym zajmują. Tylko że kretynizmem jest, jak czy to podręczniki, czy marketingowcy na siłę używają tych słów w takim natężeniu, że nie dość, że brzmi to sztucznie, to nawet dla nastolatka czy dwudziestokilkulatka jest niezrozumiałe. I głupie.

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
S stts
0 / 0

Podręczniki są oderwane od rzeczywistości, nauczycieli w zasadzie można by zastapił sztuczną inteligencją, bo i tak najlepiej jak podążają za odgórnie ustalonym tokiem nauczania bez żadnego wkładu własnego, siermiężne pidejście do przedmiotów, przestarzałe modele nauczania nieuwzględniające współczesnych możliwości technologicznych i tak można wymieniać. W rezultacie w szkołach zostaje bardzo mało „nauczycieli z powołania”, bo po zderzeniu się ze szkolną rzeczywistością zmiana zawodu wydaje się jedynym sensownym rozwiązaniem. A zamiast zmian i rozwoju nasz cudny minister edukacji będzie co najwyżej ciągnął ten system wstecz, żeby czasem młodzież nie wyrosła na zbyt mądrych...

Odpowiedz Komentuj obrazkiem