Tyle, że jak koleżanka Jej unika, to po prostu nie odbierze listu, można różnie kręcić zwłaszcza, jak dobrze zna się z listonoszem i może to się ciągnąć w nieskończoność. Ja tak miałem, chciałem odzyskać rzeczy, które miały dla mnie wielką wartość sentymentalną, same jako takiej wartości nie miały bo były już dłuższy czas używane (chodziło o zabawki dzieci, ich ubrania, płyty i książki z bajkami, itp...) Sprawa trwała długo, w końcu machnąłem ręką, ale żal pozostał... Może lepiej było zrobić, jak sugeruje Buka1976.
Nie ma się z czego śmiać, bo ludzie faktycznie nie wiedzą, jak się zachować w takiej sytuacji i jak dochodzić swoich praw, zwłaszcza osoby 50+ które dotąd nie musiały mieć z tym nic wspólnego. Nie wiedzą, że w ogóle mają jakieś prawa. Pożyczyłem a on nie chce oddać to znaczy, że przepadło? Odpowiedź na ten list jest zwięzła, klarowna i zrozumiała - wskazuje pierwsze kroki, które trzeba podjąć. Oczywiście list otwarty na klatce schodowej też nie zaszkodzi, czasem mocniej oddziałuje od pism urzędowych, bo piętnuje. Ale co mnie przeraża to to, że w szkołach wciąż uczy się maniacko rozbioru zdania, sinusoidy, granic i stolic afrykańskich państw i budowy pantofelka. A o prawdziwym życiu tak niewiele. Teraz to się może już zmieniło - sama byłam jednym z pierwszych roczników, które miały tzw. przedsiębiorczość w programie nauczania - godzina tygodniowo na poznawanie polskiej rzeczywistości urzędowo karno skarbowej + zaangażowana nauczycielka, która jako jedna z niewielu budziła nasz szacunek, bo była konkretna i wiedza, którą nam przekazywała też była konkretna i życiowa i dotyczyła nas bardziej, niż np. orzeczenie w zdaniu.
Przypuszczam, że owo urządzenie zostało przez koleżankę uszkodzone i teraz nie wie co ma zrobić :/ szkoda wydawać swoja kasę na odkupienie komuś nófka parowacza. haha
Lepszy efekt uzyskamy stosując list otwarty, przypięty do tablicy ogłoszeń na klatce schodowej.
Tyle, że jak koleżanka Jej unika, to po prostu nie odbierze listu, można różnie kręcić zwłaszcza, jak dobrze zna się z listonoszem i może to się ciągnąć w nieskończoność. Ja tak miałem, chciałem odzyskać rzeczy, które miały dla mnie wielką wartość sentymentalną, same jako takiej wartości nie miały bo były już dłuższy czas używane (chodziło o zabawki dzieci, ich ubrania, płyty i książki z bajkami, itp...) Sprawa trwała długo, w końcu machnąłem ręką, ale żal pozostał... Może lepiej było zrobić, jak sugeruje Buka1976.
Chyba nie bardzo łapię, o co chodzi z tym demotywatorem. Normalne pytanie, właściwa odpowiedź. Co w tym demotywującego, lub, choćby - śmiesznego?
Nie ma się z czego śmiać, bo ludzie faktycznie nie wiedzą, jak się zachować w takiej sytuacji i jak dochodzić swoich praw, zwłaszcza osoby 50+ które dotąd nie musiały mieć z tym nic wspólnego. Nie wiedzą, że w ogóle mają jakieś prawa. Pożyczyłem a on nie chce oddać to znaczy, że przepadło? Odpowiedź na ten list jest zwięzła, klarowna i zrozumiała - wskazuje pierwsze kroki, które trzeba podjąć. Oczywiście list otwarty na klatce schodowej też nie zaszkodzi, czasem mocniej oddziałuje od pism urzędowych, bo piętnuje. Ale co mnie przeraża to to, że w szkołach wciąż uczy się maniacko rozbioru zdania, sinusoidy, granic i stolic afrykańskich państw i budowy pantofelka. A o prawdziwym życiu tak niewiele. Teraz to się może już zmieniło - sama byłam jednym z pierwszych roczników, które miały tzw. przedsiębiorczość w programie nauczania - godzina tygodniowo na poznawanie polskiej rzeczywistości urzędowo karno skarbowej + zaangażowana nauczycielka, która jako jedna z niewielu budziła nasz szacunek, bo była konkretna i wiedza, którą nam przekazywała też była konkretna i życiowa i dotyczyła nas bardziej, niż np. orzeczenie w zdaniu.
Przypuszczam, że owo urządzenie zostało przez koleżankę uszkodzone i teraz nie wie co ma zrobić :/ szkoda wydawać swoja kasę na odkupienie komuś nófka parowacza. haha