Zacznij od pokazania prawidłowo przeprowadzonego badania wskazującego na kancerogenność glifosatu.
I nie, wyrok z USA, gdzie ława przysięgłych, czyli kompletnych laików, stwierdziła, że komuś sie nalezy odszkodowanie za rzekomą kancerogenność, nie jest źródłem naukowym.
@aniechcemisie A nie uważasz, że nawet jeśli nie jest środkiem kancerogennym, to trzeba być skończonym ..ujem, żeby znając mechanizm jego działania stosować go do desykacji upraw, które wkrótce po oprysku będą spożywane przez ludzi lub zwierzęta?
@aniechcemisie Jaki okres karencji? Przecież według producenta np. Roundupu możesz wcinać rośliny zaraz po oprysku. Odważyłbyś się? Jeśli tak, to smacznego, ale rób to raczej na własny użytek i nie usprawiedliwiaj praktykowania tego świństwa dyktowanego pazernością.
Dlaczego zakładacie zawsze, że rolnicy to idioci i leją te opryski żeby zrobić wam na złość? Pestycydów w rolnictwie nie używa się "bo tak", ani "na oko", bo po prostu szkoda na to pieniędzy.
I poczytaj sobie ulotkę. Roundup stosuje się do desykacji w określonych warunkach i określony sposób, a nie - jak sugerujesz - leci się opryskiwaczem i od razu za nim kombajn jedzie. To by kompletnie nie miało sensu.
;)
Uśmiechnij się. Każdy rodzaj pożywienia ma swoje wady i swoje zalety, dlatego nie warto się niepotrzebnie ekscytować. Po prostu jedz to, co Tobie najlepiej służy.
Uprawy wielkopowierzchniowe = duży zbiór plonów z udziałem chemii = w miarę dostępne ceny produktów. Uprawy ekologiczne = o wiele mniejsze zbiory= o wiele wyższa cena produktu. Ekologiczne z reguły jest też mniej atrakcyjne wzrokowo. Każdy wybiera według zasobności swojej kieszeni. Polski konsument jeszcze ciągle wybiera tanie, ale duże i piękne jak z fabryki.
"Ekologiczny" w przypadku rolnictwa to marketingowy bełkot.
Rolnictwo "ekologiczne" jest mniej efektywne z powierzchni i wzmaga presję na wylesianie. Poza tym, w praktyce nie ma nic wspólnego z dobrostanem przyrody, tylko jest maksymalnym naciąganiem reguł, żeby maksymalizować plon, ale móc przykleić sobie plakietkę "ekologiczne", żeby narwańcy zapłacili więcej.
Dla szurów jest jeszcze wersja "bez gmo".
W Niemczech znanego produktu z glifosfatem nie kupisz, więc nasi zachodni sąsiedzi kupują ten środek w PL i przemycają do swojego kraju i tym środkiem traktują swoje uprawy jak i nieużytki.
Podobnie jest z olejem palmowym, w większości zachodnich krajów zakazany, w Polsce jest używany do produkcji prawie wszystkich ciastek i innych słodyczy.
Swoją drogą, ten cały FoodRentgen to też niezła ściema. Najpierw wymagają podania adresu email i wymuszają wyrażenie zgody na przetwarzanie danych osobowych "dla potrzeb niezbędnych do realizacji procesu przesłania wybranych raportów oraz informacji o kolejnych raportach FoodRentgen". Ale jak się kliknie "dowiedz się więcej" mamy klauzulę informacyjną, która mówi już bardzo ogólnie o " marketingu własnych produktów i usług, w szczególności informacji o dostępności kolejnych raportów".
Nie ma żadnej możliwości "pobrania" raportu, mimo że cała strona krzyczy "pobierz raport". Nie, trzeba dać swój adres email, żeby ten raport wysłali.
Ale niech będzie, podałem lipny adres, dostałem pdf-kę, czytam. 28 stron "raportu", z czego pięć stron "organizacyjno-estetycznych", jedna strona wstępu, czyli poklepywania się samemu po plecach, jedna strona "ach, to my, jacy jesteśmy wspaniali". Czyli już zmarnowaliśmy siedem stron tym, co można by było zrobić na dwóch. A wstęp można by było napisać z sensem.
Dalej mamy strony 8-16, gdzie mamy kilka osób, których jedyny związek z wiedzą o zdrowiu, albo żywności to bycie politykiem, albo aktywistą. I sporo pięknych okrągłych alarmistycznych zdań bez cienia oparcia w faktach (ok. są wskazane cztery źródła, ale kompletnie od czapy). Oczywiście bez cienia refleksji np. nad bezsensownością i pochopnością zakazu DDT.
Strony 17-19 - rozwlekły sposób wyboru i pozyskania "próbek". OK, można to było zrobić zwięźlej, ale niech wam będzie. Opis badania bardzo skrótowy i bez wyników!
I teraz mamy kolejne dwie strony - majstersztyk. Wprawdzie nie znaleźliśmy śladów tego hurr durr glifosatu, na który się uparliśmy, ale na pewno on jest gdzieś na rynku, więc bądźcie czujni, glifosat nie śpi!
Srony 22-23 - "wyniki" badania.
Strony 24-27 - "partnerzy badania" i patroni medialni. (warto zauważyć, że patronem jest Instytut Spraw Obywatelskich, który "walczy o bezpieczną żywność bez GMO, antybiotyków i pestycydów". Czyli w tym zakresie - zwykłe szury.
No i bezsensowna pusta strona 28.
Podsumowując - "treści" w tym "raporcie", jak się odciśnie ideolo i wzajemne klepanie się po plecach, praktycznie nie ma wcale.
Ale państwo Galiccy biją pianę i udają że sa potrzebni.
Zacznij od pokazania prawidłowo przeprowadzonego badania wskazującego na kancerogenność glifosatu.
I nie, wyrok z USA, gdzie ława przysięgłych, czyli kompletnych laików, stwierdziła, że komuś sie nalezy odszkodowanie za rzekomą kancerogenność, nie jest źródłem naukowym.
@aniechcemisie A nie uważasz, że nawet jeśli nie jest środkiem kancerogennym, to trzeba być skończonym ..ujem, żeby znając mechanizm jego działania stosować go do desykacji upraw, które wkrótce po oprysku będą spożywane przez ludzi lub zwierzęta?
@marucha79 Ale wiesz jak działają pestycydy ogólnie? A wiesz co to jest okres karencji?
@aniechcemisie Jaki okres karencji? Przecież według producenta np. Roundupu możesz wcinać rośliny zaraz po oprysku. Odważyłbyś się? Jeśli tak, to smacznego, ale rób to raczej na własny użytek i nie usprawiedliwiaj praktykowania tego świństwa dyktowanego pazernością.
Dlaczego zakładacie zawsze, że rolnicy to idioci i leją te opryski żeby zrobić wam na złość? Pestycydów w rolnictwie nie używa się "bo tak", ani "na oko", bo po prostu szkoda na to pieniędzy.
I poczytaj sobie ulotkę. Roundup stosuje się do desykacji w określonych warunkach i określony sposób, a nie - jak sugerujesz - leci się opryskiwaczem i od razu za nim kombajn jedzie. To by kompletnie nie miało sensu.
Co tam, PSSE nie ma czasu, bo zajmuje się walką z groźnym "wiruskiem"- cała reszta to nic takiego
W mięsie nie stwierdza się obecności glifosatu.
Morderczy atak wegetarian za:
3
2
1...
;)
Uśmiechnij się. Każdy rodzaj pożywienia ma swoje wady i swoje zalety, dlatego nie warto się niepotrzebnie ekscytować. Po prostu jedz to, co Tobie najlepiej służy.
Uprawy wielkopowierzchniowe = duży zbiór plonów z udziałem chemii = w miarę dostępne ceny produktów. Uprawy ekologiczne = o wiele mniejsze zbiory= o wiele wyższa cena produktu. Ekologiczne z reguły jest też mniej atrakcyjne wzrokowo. Każdy wybiera według zasobności swojej kieszeni. Polski konsument jeszcze ciągle wybiera tanie, ale duże i piękne jak z fabryki.
"Ekologiczny" w przypadku rolnictwa to marketingowy bełkot.
Rolnictwo "ekologiczne" jest mniej efektywne z powierzchni i wzmaga presję na wylesianie. Poza tym, w praktyce nie ma nic wspólnego z dobrostanem przyrody, tylko jest maksymalnym naciąganiem reguł, żeby maksymalizować plon, ale móc przykleić sobie plakietkę "ekologiczne", żeby narwańcy zapłacili więcej.
Dla szurów jest jeszcze wersja "bez gmo".
A tak na marginesie, https://youtu.be/UnuP4vrLvc4
W Niemczech znanego produktu z glifosfatem nie kupisz, więc nasi zachodni sąsiedzi kupują ten środek w PL i przemycają do swojego kraju i tym środkiem traktują swoje uprawy jak i nieużytki.
Byle zysk się zgadzał, ludzkie zdrowie nie ważne.
Następny chce żyć wiecznie. Nie ma lekko. Osiemdziesiąt lat i żegnam.
Teraz zainteresuj sie E250.
Podobnie jest z olejem palmowym, w większości zachodnich krajów zakazany, w Polsce jest używany do produkcji prawie wszystkich ciastek i innych słodyczy.
Swoją drogą, ten cały FoodRentgen to też niezła ściema. Najpierw wymagają podania adresu email i wymuszają wyrażenie zgody na przetwarzanie danych osobowych "dla potrzeb niezbędnych do realizacji procesu przesłania wybranych raportów oraz informacji o kolejnych raportach FoodRentgen". Ale jak się kliknie "dowiedz się więcej" mamy klauzulę informacyjną, która mówi już bardzo ogólnie o " marketingu własnych produktów i usług, w szczególności informacji o dostępności kolejnych raportów".
Nie ma żadnej możliwości "pobrania" raportu, mimo że cała strona krzyczy "pobierz raport". Nie, trzeba dać swój adres email, żeby ten raport wysłali.
Ale niech będzie, podałem lipny adres, dostałem pdf-kę, czytam. 28 stron "raportu", z czego pięć stron "organizacyjno-estetycznych", jedna strona wstępu, czyli poklepywania się samemu po plecach, jedna strona "ach, to my, jacy jesteśmy wspaniali". Czyli już zmarnowaliśmy siedem stron tym, co można by było zrobić na dwóch. A wstęp można by było napisać z sensem.
Dalej mamy strony 8-16, gdzie mamy kilka osób, których jedyny związek z wiedzą o zdrowiu, albo żywności to bycie politykiem, albo aktywistą. I sporo pięknych okrągłych alarmistycznych zdań bez cienia oparcia w faktach (ok. są wskazane cztery źródła, ale kompletnie od czapy). Oczywiście bez cienia refleksji np. nad bezsensownością i pochopnością zakazu DDT.
Strony 17-19 - rozwlekły sposób wyboru i pozyskania "próbek". OK, można to było zrobić zwięźlej, ale niech wam będzie. Opis badania bardzo skrótowy i bez wyników!
I teraz mamy kolejne dwie strony - majstersztyk. Wprawdzie nie znaleźliśmy śladów tego hurr durr glifosatu, na który się uparliśmy, ale na pewno on jest gdzieś na rynku, więc bądźcie czujni, glifosat nie śpi!
Srony 22-23 - "wyniki" badania.
Strony 24-27 - "partnerzy badania" i patroni medialni. (warto zauważyć, że patronem jest Instytut Spraw Obywatelskich, który "walczy o bezpieczną żywność bez GMO, antybiotyków i pestycydów". Czyli w tym zakresie - zwykłe szury.
No i bezsensowna pusta strona 28.
Podsumowując - "treści" w tym "raporcie", jak się odciśnie ideolo i wzajemne klepanie się po plecach, praktycznie nie ma wcale.
Ale państwo Galiccy biją pianę i udają że sa potrzebni.