Chyba, że:
1. Jesteś z biednej rodziny/domu dziecka
2. Jesteś brzydki/gruby/rudy.
3. Jesteś nieheteronormatywny.
4. Nie lubisz grać w piłkę lub po prostu nie jesteś w tym dobry.
5. Nie posiadasz markowych ubrań, zabawek czy sprzętu elektronicznego.
Wtedy współczesna szkoła nie jest takim fajnym okresem... Raczej jest to okres bycia zaszczutym przez rówieśników gdzie nauczyciel nie reaguje.
OdpowiedzKomentuj obrazkiem
Zmodyfikowano
1 raz.
Ostatnia modyfikacja:
20 czerwca 2021 o 9:50
Dla mnie jakoś okres szkolny super fajnym czasem nie był, bo mnie gnębili w szkole. Nie jakoś przesadnie, mogłoby być dużo gorzej, ale podstawówki tak od połowy i gimnazjum nie wspominam jakoś super dobrze. W liceum już było w miarę ok. a pod koniec całkiem fajnie. Najfajniejszym okresem, chyba mimo wszystko były studia, choć patrząc z perspektywy czasu nie bawiłem się na nich tak dobrze jakbym mógł.
OdpowiedzKomentuj obrazkiem
Zmodyfikowano
1 raz.
Ostatnia modyfikacja:
20 czerwca 2021 o 12:38
Chyba najgorszy.
Marnujesz naście lat, by nauczyć się rzeczy, których nigdy nie wykorzystasz.
Dodatkowo spędzało się w niej więcej niż 8h, w porównaniu do pracy.
Brak problemów z kasą? No właśnie wtedy były największe - bo stawało się konsumentem bez dochodów, co najwyżej można było liczyć na łaskę "rodziców".
Dodatkowo w moim przypadku:
kolegów wielu nie miałem - byłem z tej "gorszej", wyśmiewanej części klasy. Z żadnym kontakt się nie utrzymał poza szkołę - brak jakichkolwiek wspólnych zainteresowań.
Pierwsza miłość - temat na... bardzo długą rozmowę. Fakt, z gimnazjum można powiedzieć, że wyszedłem z dziewczyną, z którą spędziłem 15 lat. Jest to także powód, dla którego nie zawierałem jakoś specjalnie jakichkolwiek znajomości z dziewczynami w liceum - zawsze byłem ten "zajęty", wolałem poświęcać jej czas niż komuś innemu.
Gorzej, że ta dziewczyna przez te 15 lat miała prawdopodobnie zawsze kogoś na boku. Jak w końcu otworzyłem oczy - cóż... nie mam teraz nikogo. Jacykolwiek znajomi byli "wspólni" i zostali nastawieni wrogo wobec mnie. Głównie dlatego, że śmiałem się dowiedzieć, że nigdy nie byłem tym jedynym.
Dodatkowo, pracując, jestem niezależny finansowo. Chcę sobie coś kupić, to sobie na to muszę zapracować.
Nie marnuję czasu na naukę rzeczy niepotrzebnych.
Nie zgadzam się zupełnie, owszem było się młodym, ale uczenie się to jak praca, zero kasy (kieszonkowe to drobniaki nie kasa), zero wolności (rodzice kontrolują prawie wszystko).
Ogólnie przerąbany okres w życiu gdzie męczysz się ucząc się zazwyczaj pierdół niewiele potrzebnych w życiu.
Dopiero studia to jest to :D Ale to już nie szkoła, tylko uczelnia.
"Nie było problemów z kasą". Żyj dalej w swoim bananowym świecie, w którym nie istnieje bieda.
Chyba, że:
1. Jesteś z biednej rodziny/domu dziecka
2. Jesteś brzydki/gruby/rudy.
3. Jesteś nieheteronormatywny.
4. Nie lubisz grać w piłkę lub po prostu nie jesteś w tym dobry.
5. Nie posiadasz markowych ubrań, zabawek czy sprzętu elektronicznego.
Wtedy współczesna szkoła nie jest takim fajnym okresem... Raczej jest to okres bycia zaszczutym przez rówieśników gdzie nauczyciel nie reaguje.
Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 20 czerwca 2021 o 9:50
Dla mnie jakoś okres szkolny super fajnym czasem nie był, bo mnie gnębili w szkole. Nie jakoś przesadnie, mogłoby być dużo gorzej, ale podstawówki tak od połowy i gimnazjum nie wspominam jakoś super dobrze. W liceum już było w miarę ok. a pod koniec całkiem fajnie. Najfajniejszym okresem, chyba mimo wszystko były studia, choć patrząc z perspektywy czasu nie bawiłem się na nich tak dobrze jakbym mógł.
Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 20 czerwca 2021 o 12:38
Chyba najgorszy.
Marnujesz naście lat, by nauczyć się rzeczy, których nigdy nie wykorzystasz.
Dodatkowo spędzało się w niej więcej niż 8h, w porównaniu do pracy.
Brak problemów z kasą? No właśnie wtedy były największe - bo stawało się konsumentem bez dochodów, co najwyżej można było liczyć na łaskę "rodziców".
Dodatkowo w moim przypadku:
kolegów wielu nie miałem - byłem z tej "gorszej", wyśmiewanej części klasy. Z żadnym kontakt się nie utrzymał poza szkołę - brak jakichkolwiek wspólnych zainteresowań.
Pierwsza miłość - temat na... bardzo długą rozmowę. Fakt, z gimnazjum można powiedzieć, że wyszedłem z dziewczyną, z którą spędziłem 15 lat. Jest to także powód, dla którego nie zawierałem jakoś specjalnie jakichkolwiek znajomości z dziewczynami w liceum - zawsze byłem ten "zajęty", wolałem poświęcać jej czas niż komuś innemu.
Gorzej, że ta dziewczyna przez te 15 lat miała prawdopodobnie zawsze kogoś na boku. Jak w końcu otworzyłem oczy - cóż... nie mam teraz nikogo. Jacykolwiek znajomi byli "wspólni" i zostali nastawieni wrogo wobec mnie. Głównie dlatego, że śmiałem się dowiedzieć, że nigdy nie byłem tym jedynym.
Dodatkowo, pracując, jestem niezależny finansowo. Chcę sobie coś kupić, to sobie na to muszę zapracować.
Nie marnuję czasu na naukę rzeczy niepotrzebnych.
Jeśli to były Twoje jedyne problemy to miałeś zajebiste dzieciństwo.
Nie zgadzam się zupełnie, owszem było się młodym, ale uczenie się to jak praca, zero kasy (kieszonkowe to drobniaki nie kasa), zero wolności (rodzice kontrolują prawie wszystko).
Ogólnie przerąbany okres w życiu gdzie męczysz się ucząc się zazwyczaj pierdół niewiele potrzebnych w życiu.
Dopiero studia to jest to :D Ale to już nie szkoła, tylko uczelnia.