Rodzice popełniali z tym duży błąd.
Miałem to, to, to, to i to do zrobienia. Jak zrobiłem za szybko (ale nie byle jak, bo fuszerki już za dziecka nie lubiłem) to dodawali mi kolejne obowiązki. Nadprogramowe. "O, wcześnie się uporałeś to zrób jeszcze to". W tym czasie starsza siostra uczyła się w drugim pokoju, a raczej udawała (bo parę razy przyłapałem ją na przeglądaniu Bravo Girl). Finalnie jako młodszy brat zasuwałem więcej, a stopnie i tak miałem lepsze.
Niestety takie dodawanie zadań, gdy skończyło się już listę, działało demotywująco. W końcu kluczyłem robiąc wolno, bo i tak wiedziałem, że nie będę mógł siąść w spokoju przed kompem. Coś wymyślą, żebym nie mógł oglądać filmu czy pograć. A uj, że sami na dwóch TV oglądali serię polskich seriali obyczajowych.
Ostatecznie buntowałem się, a rodzina traktowała mnie jak lenia i lesera. Tylko siostra była "pracowita". W pewnym momencie sam już myślałem, że jestem leniem. Zdziwiłem się jak poszedłem na studia (dzienne, państwowe, a wcześniej siostra nie dostała się i opłacali ją na prywatnych:) Studiowałem, dorabiałem pracując, działałem w kilku organizacjach studenckich, a i na imprezy czas znalazł się. Po studiach praca sama do mnie przyszła, dosłownie. Wychwycili mnie.
@michalSFS Czyli twoi rodzice przygotowali cię do życia dorosłego, bo tak właśnie to wygląda.
Ja się tego dopiero nauczyłem w swojej pierwszej pracy, gdy szef wyjeżdżał do koledzy brali gazety albo grali w snake na telefonie, a ja pracowałem. Gdy szef wracał to oni nagle udawali że coś robią a ja stałem jak ta dupa bo już wszystko zrobiłem co do mnie należało no i zbierałem ochrzan że się opier.
W sumie można tak powiedzieć. Stałem się obrotny, radzę sobie w pracy, w życiu.
Pracowita i starsza siostra częściej potrzebuje pomocy, pomagam jako młodszy brat. Pomogłem ją w przebranżowieniu, spędziłem masę godzin, aby nauczyć ją tego czego nauczyłem się jako samouk. Bez zwykłego "dziękuję". A i tak ma trochę żalu, że w sprawach zawodowych ułożyło mi się lepiej.
A że mieszka w domu po rodzicach, nie musiała brać kredytu, pierwszą pracę załatwiła jej mam, nie wspomina.
Faktycznie w twojej pracy potrzeba "polityki pracy". U mnie nie. Jestem na swoim. Im więcej zrobię, tym więcej zarobię. Działam w sposób, jaki lubię.
To straszne, że za dach nad głową, żarcie, ubrania, opłacone rachunki i jakiś grosz w portfelu, trzeba jeszcze pomagać tym cholernym staruchom... Koszmar.
Dlaczego ludzie myślą że jesli sami zdecydowali się na dziecko to mogą je później wykorzystywać do prac na które sami nie mają ochoty? Rozumiem że należy je przygotować do dorosłości i obowiązków ale odpoczyniek i "nicnierobienie" też jest ważne.
@Ashardon
Problemem nie są obowiązki tylko nadmiar obowiązków.
Nie miałem problemu z tym, że pomagałem w domu, ogarniałem swój pokój (to oczywistość), robiłem zakupy, pomagałem na działce, rąbałem drewno, nosiłem ciężary, od wiosny do jesieni czasami pomagałem w szkole, latem codziennie lub prawie codziennie pracowałem od rana do jakiejś 17.00. Brałem to jako pewnik - że tak po prostu trzeba.
Problemem było to, że gdy już spełniłem listę zadań, dostawałem nowe. Bo jak to, żebym nic nie robił.
Problemem było to, że siostra starsza o 5 lat nie robiła połowy tego co ja, ją uważali za pracowitą, a mnie za lenia. Przez to, że czasami buntowałem się, że np. po całodniowym zbiorze owoców czy cięciu, wieczorem jeszcze sadzę warzywa. W tym czasie siostra (już prawie dorosła) miała za zadanie zrobić obiad. Robiła - najczęściej makaron z serem białym. Z tym, że oba składniki trzeba je było przynieść ze sklepu. 20 lat minęło, a ja ciągle nie lubię jeść tego g....
Jej pomogli z pracą, po ślubie przez kilka lat mieszkała z nimi nie dokładając się. Ja radziłem sobie sam. Teraz często ta pomoc przerzucona jest na mnie. Też dużo pomogłem jej z pracą, pomogłem przekwalifikować się. Nawet nie usłyszałem dziękuję. Wręcz nie uważa tego za pomoc, bo teściowie dają jej kasę i to oni są tymi dobrymi.
Ogólnie rodzice dużo dali nam obojgu, ale akurat o to mam do nich trochę żalu.
@paulinajajestem A kto tu mówi o wykorzystywaniu? Konieczność posprzątania własnego pokoju, to wykorzystywanie?
Przecież tu nie chodzi o to, żeby z dzieciaka zrobić niewolnika do "prac niechcianych". "Nicnierobienie" jest ważne i pożądane, ale nie, jeżeli stanowi 90% "aktywności" dziecka.
Jeżeli raz w tygodniu - z reguły bywała to sobota - pomagało się rodzicom w obowiązkach domowych, to nikomu korona z głowy nie spadała.
Rodzice popełniali z tym duży błąd.
Miałem to, to, to, to i to do zrobienia. Jak zrobiłem za szybko (ale nie byle jak, bo fuszerki już za dziecka nie lubiłem) to dodawali mi kolejne obowiązki. Nadprogramowe. "O, wcześnie się uporałeś to zrób jeszcze to". W tym czasie starsza siostra uczyła się w drugim pokoju, a raczej udawała (bo parę razy przyłapałem ją na przeglądaniu Bravo Girl). Finalnie jako młodszy brat zasuwałem więcej, a stopnie i tak miałem lepsze.
Niestety takie dodawanie zadań, gdy skończyło się już listę, działało demotywująco. W końcu kluczyłem robiąc wolno, bo i tak wiedziałem, że nie będę mógł siąść w spokoju przed kompem. Coś wymyślą, żebym nie mógł oglądać filmu czy pograć. A uj, że sami na dwóch TV oglądali serię polskich seriali obyczajowych.
Ostatecznie buntowałem się, a rodzina traktowała mnie jak lenia i lesera. Tylko siostra była "pracowita". W pewnym momencie sam już myślałem, że jestem leniem. Zdziwiłem się jak poszedłem na studia (dzienne, państwowe, a wcześniej siostra nie dostała się i opłacali ją na prywatnych:) Studiowałem, dorabiałem pracując, działałem w kilku organizacjach studenckich, a i na imprezy czas znalazł się. Po studiach praca sama do mnie przyszła, dosłownie. Wychwycili mnie.
@michalSFS Czyli twoi rodzice przygotowali cię do życia dorosłego, bo tak właśnie to wygląda.
Ja się tego dopiero nauczyłem w swojej pierwszej pracy, gdy szef wyjeżdżał do koledzy brali gazety albo grali w snake na telefonie, a ja pracowałem. Gdy szef wracał to oni nagle udawali że coś robią a ja stałem jak ta dupa bo już wszystko zrobiłem co do mnie należało no i zbierałem ochrzan że się opier.
@BioNano
Po roku ktoś tu zajrzał:)
W sumie można tak powiedzieć. Stałem się obrotny, radzę sobie w pracy, w życiu.
Pracowita i starsza siostra częściej potrzebuje pomocy, pomagam jako młodszy brat. Pomogłem ją w przebranżowieniu, spędziłem masę godzin, aby nauczyć ją tego czego nauczyłem się jako samouk. Bez zwykłego "dziękuję". A i tak ma trochę żalu, że w sprawach zawodowych ułożyło mi się lepiej.
A że mieszka w domu po rodzicach, nie musiała brać kredytu, pierwszą pracę załatwiła jej mam, nie wspomina.
Faktycznie w twojej pracy potrzeba "polityki pracy". U mnie nie. Jestem na swoim. Im więcej zrobię, tym więcej zarobię. Działam w sposób, jaki lubię.
To straszne, że za dach nad głową, żarcie, ubrania, opłacone rachunki i jakiś grosz w portfelu, trzeba jeszcze pomagać tym cholernym staruchom... Koszmar.
Dlaczego ludzie myślą że jesli sami zdecydowali się na dziecko to mogą je później wykorzystywać do prac na które sami nie mają ochoty? Rozumiem że należy je przygotować do dorosłości i obowiązków ale odpoczyniek i "nicnierobienie" też jest ważne.
@Ashardon
Problemem nie są obowiązki tylko nadmiar obowiązków.
Nie miałem problemu z tym, że pomagałem w domu, ogarniałem swój pokój (to oczywistość), robiłem zakupy, pomagałem na działce, rąbałem drewno, nosiłem ciężary, od wiosny do jesieni czasami pomagałem w szkole, latem codziennie lub prawie codziennie pracowałem od rana do jakiejś 17.00. Brałem to jako pewnik - że tak po prostu trzeba.
Problemem było to, że gdy już spełniłem listę zadań, dostawałem nowe. Bo jak to, żebym nic nie robił.
Problemem było to, że siostra starsza o 5 lat nie robiła połowy tego co ja, ją uważali za pracowitą, a mnie za lenia. Przez to, że czasami buntowałem się, że np. po całodniowym zbiorze owoców czy cięciu, wieczorem jeszcze sadzę warzywa. W tym czasie siostra (już prawie dorosła) miała za zadanie zrobić obiad. Robiła - najczęściej makaron z serem białym. Z tym, że oba składniki trzeba je było przynieść ze sklepu. 20 lat minęło, a ja ciągle nie lubię jeść tego g....
Jej pomogli z pracą, po ślubie przez kilka lat mieszkała z nimi nie dokładając się. Ja radziłem sobie sam. Teraz często ta pomoc przerzucona jest na mnie. Też dużo pomogłem jej z pracą, pomogłem przekwalifikować się. Nawet nie usłyszałem dziękuję. Wręcz nie uważa tego za pomoc, bo teściowie dają jej kasę i to oni są tymi dobrymi.
Ogólnie rodzice dużo dali nam obojgu, ale akurat o to mam do nich trochę żalu.
@paulinajajestem A kto tu mówi o wykorzystywaniu? Konieczność posprzątania własnego pokoju, to wykorzystywanie?
Przecież tu nie chodzi o to, żeby z dzieciaka zrobić niewolnika do "prac niechcianych". "Nicnierobienie" jest ważne i pożądane, ale nie, jeżeli stanowi 90% "aktywności" dziecka.
Jeżeli raz w tygodniu - z reguły bywała to sobota - pomagało się rodzicom w obowiązkach domowych, to nikomu korona z głowy nie spadała.