A jak na matmie dostałem wskaźnikiem po łapach, za przeszkadzanie na lekcji, to nie poskarżyłem się rodzicom, bo byłaby poprawka. I nie uważam żeby to miało jakiś negatywny wpływ, na moją psychikę.
@bartoszewiczkrzysztof Byłem systematycznie obijany linijką po łapach. I to nie na płasko, ale kantem. W domu się nie mówiło, tak jak piszesz, bo dostałbyś dokładkę. Dzisiaj to nie do pomyślenia, aby nauczyciel uderzył ucznia, to i się dzieciakom w łbach przewraca i robią co chcą, bo wiedzą że są nietykalne.
Nie, raczej uświadomiło mi to mechanizm działania prawa, jest wina, jest kara. Obecnie dzieciak ma wy..bane na wszystko, a jak się poskarży rodzicowi, to awantura w szkole. Teraz nauczyciel obijany jest od lewa, do prawa i siedzi cicho. I to jest rak.
@Karbulot a w ogóle wiesz co jest teraz w szkole? Pierwsze lata po wprowadzeniu gimnazjum to była prawdziwa rozpierducha. U nas nie było wyboru gdzie iść i wszyscy z okolicznych podstawówek szli do tego samego, i kompletnie się to nie sprawdziło. Nauczyciele nie kontrolowali uczniów którym naprawdę na niczym nie zależało, a ci którym zależało byli dodatkowo gnębieni przez rówieśników. Strach było iść do łazienki, do szatni czy na przystanek koło szkoły. Woźna ze szmatą nie wystarczała, wezwania rodziców nic nie dawały, bo oni czasem nawet do szkoły nie przychodzili. Ja byłem jednym z pierwszych roczników, a mój brat o sześć lat młodszy jak już tam poszedł to sprawy całkowicie się unormowały. Zwykłej patologii już nie było. Jakieś incydenty się oczywiście trawiły, ale nie na porządku dziennym. Zaś obecnie w tym samym wieku są żony siostrzenice i z tego co wiem, to w szkołach praktycznie jest święty spokój, który już był przed zlikwidowaniem gimnazjum.
O tak! Tak było potwierdzam, pamiętam tego jednego woźnego...wymierzał sprawiedliwość długim, cienkim kijaszkiem. Bolało jak sam skurfesyn, ale nikt się nie skarżył ponieważ ów woźny był bardzo sprawiedliwy. Jeśli ktoś dostał to wiedział za co. Spokój był i cisza. Dobrze było.
W mojej podstawówce dzieciaki bały się jednej pani kucharki. Jak był szpinak, warowała przy drzwiach od stołówki i nie wypuściła żadnego dziecka, które nie zjadło szpinaku. Jej skrzekliwe: "Dzieci jedzą ładnie szpinaczek" pamiętam do dziś. Ja zawsze lubiłem szpinak, więc problemu nie miałem. Za to moi koledzy zawsze chcieli siedzieć ze mną przy stoliku, w nadziei podrzucenia mi szpinaku. I te handle typu: "Spoko, zjem twój szpinak jak pożyczysz mi na weekend III księgę Tytusa". ;)
A jak na matmie dostałem wskaźnikiem po łapach, za przeszkadzanie na lekcji, to nie poskarżyłem się rodzicom, bo byłaby poprawka. I nie uważam żeby to miało jakiś negatywny wpływ, na moją psychikę.
@bartoszewiczkrzysztof Byłem systematycznie obijany linijką po łapach. I to nie na płasko, ale kantem. W domu się nie mówiło, tak jak piszesz, bo dostałbyś dokładkę. Dzisiaj to nie do pomyślenia, aby nauczyciel uderzył ucznia, to i się dzieciakom w łbach przewraca i robią co chcą, bo wiedzą że są nietykalne.
@bartoszewiczkrzysztof
@Karbulot
I tak chyba Polakom zostało. Obijani od lewa do prawa siedzą cicho, bo może być poprawka.
Nie, raczej uświadomiło mi to mechanizm działania prawa, jest wina, jest kara. Obecnie dzieciak ma wy..bane na wszystko, a jak się poskarży rodzicowi, to awantura w szkole. Teraz nauczyciel obijany jest od lewa, do prawa i siedzi cicho. I to jest rak.
@Karbulot a w ogóle wiesz co jest teraz w szkole? Pierwsze lata po wprowadzeniu gimnazjum to była prawdziwa rozpierducha. U nas nie było wyboru gdzie iść i wszyscy z okolicznych podstawówek szli do tego samego, i kompletnie się to nie sprawdziło. Nauczyciele nie kontrolowali uczniów którym naprawdę na niczym nie zależało, a ci którym zależało byli dodatkowo gnębieni przez rówieśników. Strach było iść do łazienki, do szatni czy na przystanek koło szkoły. Woźna ze szmatą nie wystarczała, wezwania rodziców nic nie dawały, bo oni czasem nawet do szkoły nie przychodzili. Ja byłem jednym z pierwszych roczników, a mój brat o sześć lat młodszy jak już tam poszedł to sprawy całkowicie się unormowały. Zwykłej patologii już nie było. Jakieś incydenty się oczywiście trawiły, ale nie na porządku dziennym. Zaś obecnie w tym samym wieku są żony siostrzenice i z tego co wiem, to w szkołach praktycznie jest święty spokój, który już był przed zlikwidowaniem gimnazjum.
O tak! Tak było potwierdzam, pamiętam tego jednego woźnego...wymierzał sprawiedliwość długim, cienkim kijaszkiem. Bolało jak sam skurfesyn, ale nikt się nie skarżył ponieważ ów woźny był bardzo sprawiedliwy. Jeśli ktoś dostał to wiedział za co. Spokój był i cisza. Dobrze było.
nie ze wszystkimi, ale z tymi z ktorymi ona sobie nie radzila, radzili sobie swietnie koledzy ze starszych klas
U mnie też nie było ochroniarzy, ani kamer, a pod okienkiem woźnych ukradli mój przypięty rower.
Jak się okazało to był 5 lub 10 rower sprzątnięty sprzed szkoły, oczywiście szkoła cichutko, bo opinia publiczna, a dzieciom nieświadomym kradli...
Sami woźni/woźne bardzo spoko :)
Różnie to bywało. Czasem i woźna nie dawała sobie rady.
no i co, dalej nie ma, starcze jęczenie
W mojej podstawówce dzieciaki bały się jednej pani kucharki. Jak był szpinak, warowała przy drzwiach od stołówki i nie wypuściła żadnego dziecka, które nie zjadło szpinaku. Jej skrzekliwe: "Dzieci jedzą ładnie szpinaczek" pamiętam do dziś. Ja zawsze lubiłem szpinak, więc problemu nie miałem. Za to moi koledzy zawsze chcieli siedzieć ze mną przy stoliku, w nadziei podrzucenia mi szpinaku. I te handle typu: "Spoko, zjem twój szpinak jak pożyczysz mi na weekend III księgę Tytusa". ;)