Mistrzu ekonomii. Każdy przypadek jest inny. Moi synowie mają wspólne mieszkanie po mnie w centrum dużego miasta i je wynajmują. Spłacą kredyt na swoje nowe mieszkania? Spłacą. Bo jak rosną ceny kredytów to rosną też ceny wynajmów. Problemem u nas to nie ilość kredytów a banda oszołomów i populistów, która na oszukiwaniu i przekupywaniu ludzi dorwała się do koryta i podejmując fatalne decyzje gospodarcze wpływa bezpośrednio na jakość życia nas wszystkich.
Na swoim przykładzie, owszem niektórzy będą w stanie spłacać.
Ja się przebranżowiłem, zacząłem lepiej zarabiać i nie mając żadnych oszczędności w 2020 roku wziąłem kredyt na kupno działki. Później pożyczyłem trochę pieniędzy i wybudowałem stan zerowy domu jednorodzinnego. Złożyłem wniosek o kredyt na budowę domu. Bank zaakceptował niski wkład własny (10%) i dostałem kredyt. To było przy prawie zerowych stopach procentowych. Teraz kredyt mi wzrósł o prawie 1000zł, ale nie mam problemu ze spłatą.
Także zaczynając przygodę z kredytem i budową nie miałem żadnych oszczędności. Teraz ponad pół roku mieszkam już w nowym domu.
Moja córka w grudniu 2016 wzięła kredyt 240 tys na mieszkanie 38 m2, za które zapłaciła 270 tys. Teraz ze względu na lokalizację jest warte prawie 500 tys. W zeszłym roku nadpłaciła część kredytu i teraz winna jest bankowi jakieś 180 tyś. Jeżeli musiała by sprzedać mieszkanie to zostaje jej po opłaceniu kredytu jakieś 320 tys. Jednak to się nie opłaca bo koszt wynajmu byłby na dzień dzisiejszy większy niż rata kredytu.
Mistrzu ekonomii. Każdy przypadek jest inny. Moi synowie mają wspólne mieszkanie po mnie w centrum dużego miasta i je wynajmują. Spłacą kredyt na swoje nowe mieszkania? Spłacą. Bo jak rosną ceny kredytów to rosną też ceny wynajmów. Problemem u nas to nie ilość kredytów a banda oszołomów i populistów, która na oszukiwaniu i przekupywaniu ludzi dorwała się do koryta i podejmując fatalne decyzje gospodarcze wpływa bezpośrednio na jakość życia nas wszystkich.
I co najlepsze zarówno problem frankowiczów jak i dzisiejszych kredytobiorców powstał za czasów i z winy rządów pisu.
Niech biorą, tracą, ja chętnie później kupię :)
Na swoim przykładzie, owszem niektórzy będą w stanie spłacać.
Ja się przebranżowiłem, zacząłem lepiej zarabiać i nie mając żadnych oszczędności w 2020 roku wziąłem kredyt na kupno działki. Później pożyczyłem trochę pieniędzy i wybudowałem stan zerowy domu jednorodzinnego. Złożyłem wniosek o kredyt na budowę domu. Bank zaakceptował niski wkład własny (10%) i dostałem kredyt. To było przy prawie zerowych stopach procentowych. Teraz kredyt mi wzrósł o prawie 1000zł, ale nie mam problemu ze spłatą.
Także zaczynając przygodę z kredytem i budową nie miałem żadnych oszczędności. Teraz ponad pół roku mieszkam już w nowym domu.
Moja córka w grudniu 2016 wzięła kredyt 240 tys na mieszkanie 38 m2, za które zapłaciła 270 tys. Teraz ze względu na lokalizację jest warte prawie 500 tys. W zeszłym roku nadpłaciła część kredytu i teraz winna jest bankowi jakieś 180 tyś. Jeżeli musiała by sprzedać mieszkanie to zostaje jej po opłaceniu kredytu jakieś 320 tys. Jednak to się nie opłaca bo koszt wynajmu byłby na dzień dzisiejszy większy niż rata kredytu.