15 kreatywnych nauczycieli z nietuzinkowym poczuciem humoru
(16 obrazków)
Podczas egzaminu nauczyciel powiedział: „Ocenię waszą szczerość i pracę zespołową. Po prostu wyjdę z sali, jak tylko zacznie się sprawdzian”. Byliśmy tak zdesperowani, że wszyscy ściągaliśmy. Belfer wrócił 5 minut przed końcem i zapytał: „I jak, udało wam się to wspólnie rozwiązać?”. Odpowiedzieliśmy, że tak. A on stwierdził: „Dobrze. Jako że jesteście szczerzy i pokazaliście, że potraficie współpracować jako klasa, zwalniam was wszystkich z tego sprawdzianu''
Liceum. Nauczyciel angielskiego spytał, gdzie jest moja praca domowa. Odpowiedziałem: „Zapomniałem jej odrobić”. Wtedy zwraca się do reszty klasy: „Czemu nie możecie być tacy jak on? Nie wymyśla durnych wymówek, tylko uczciwie mówi, że nie odrobił lekcji”
Jeden z profesorów powiedział jasno, że jeśli umówimy się z nim na konsultacje i się na nich nie pojawimy, automatycznie obniży nam oceny na koniec roku. Próbowałem go znaleźć podczas jego godzin pracy, ale na próżno. Powiedziałem, że zasługuję na wyższą notę, ponieważ był nieobecny mimo deklarowanych godzin. Wykazał się uczciwością i zgodził się ze mną
Moja klasa postanowiła wykręcić numer nauczycielowi angielskiego. Śmialiśmy się, gdy stał przodem do tablicy, a gdy odwracał się do nas, przestawaliśmy. Po jakimś czasie wyszedł z sali bez słowa. Siedzimy wszyscy oniemiali, a za kilka minut wchodzi zastępca dyrektora i mówi, że bardzo zasmuciliśmy naszego anglistę. Naprawdę uwierzyliśmy, że było mu przykro. Wtedy on wchodzi i mówi: „Ha! Mam was!”
Nauczyciel biologii w liceum przerwał lekcję, żeby ochrzanić kogoś za dokuczanie innemu uczniowi. Zareagował, jak tylko to zauważył i publicznie go zbeształ. Gość nigdy więcej nikomu nie dokuczał. Nigdy tego nie zapomnę
Zapamiętałem moją nauczycielkę historii ze szkoły średniej, była strasznie wredna dla swoich "pierwszaków". Kopara nam opadła, kiedy na początku naszych zajęć pojawił się uczeń ze starszego rocznika aby coś załatwić, a ona do niego: Słoneczko to, Słoneczko tamto... Dopiero potem zorientowaliśmy się, że na "Słoneczko" trzeba było sobie zapracować. Trochę stresu było, ale bardzo miło wspominam kobitkę. :)
Mieliśmy fizycę, która na koniec roku przysiadła się do nas na przerwie i zapytała, czy będą paski, czy ma przynieść kredki. Nie mieliśmy z nią lekko, ale za poczucie humoru wspominam do dziś.
Mieliśmy matematyczkę, wychowawczynię, która ustawiła mnie na dyżurze z chłopakiem, którego nie znosiłam z wzajemnością, żebyśmy się dotarli. Przetrwaliśmy, głównie dlatego, że nabrał respektu, bo robiłam lepsze papierowe samolociki od niego.
Mieliśmy też polonistkę, która stwierdziła, że już się wyżyła na poprzedniej klasie, więc możemy być spokojni. Zadziwiające, że szczególnie nas to nie uspokoiło.
Mieliśmy historyka, do którego przybiegaliśmy na okienkach posłuchać lekcji. Był pasjonatem wojen światowych. Byłam na całkiem sporej ilości jego lekcji, choć nigdy nie uczył naszej klasy.
Mieliśmy pełowca, do którego żeby bezproblemowo zdać, trzeba było ubrać miniówkę i dekolt. W gimnazjum. Dla chłopaków nie było specjalnych trudności i bez taryfy ulgowej.
Bywały rozmaite oryginały.
Miałam faceta od matematyki, który zawiózł mnie do szpitala, gdy miałam wypadek i złamałam rękę, a potem odwiózł mnie do domu. Wstydziłam się tego, gdzie mieszkam. Chciałam wysiąść na przystanku przy szosie w mojej wioszczynie, ale nie zgodził się na to i wiózł dziurawą leśną drogą pod sam dom, żebym z potłuczonym łbem i gipsem sama nie szła kilkuset metrów.
Mieliśmy też w technikum faceta od informatyki, który pozwalał nam grać w każdą grę, choćby była nie wiadomo jak brutalna czy krwawa, ale pod jednym warunkiem: że samemu się tę grę napisało. Wystarczyło mu pokazać kod źródłowy. Oczywiście wymiękaliśmy, nikt w nic nie grał.
OdpowiedzKomentuj obrazkiem
Zmodyfikowano
1 raz.
Ostatnia modyfikacja:
24 czerwca 2022 o 9:56
W moim liceum byl "profesor" od historii. Mial na nazwisko
Przyjazny... Mimo o byl to s****ysyn jakich malo na kartowkach i sprawdzianach... wtedy sie 8go balismy bardziej niz ustawa przewiduje... ale jak opowiadal historie... wszyscy sie zamykali. Nie ze strachu, ale dlatego ze opowiadal z taka pasja, ze to po prostu bylo mega ciekawe i wciagajace jak chodzenie po bagnach... czesto prowokowal do kreatywnego myslenia zadajac nam pytania tak ze kazdy uczen chcial sie wypowiedziac. Byl wymagajacy na egzaminach... wiem... ale nikt sie nie nudzil na jego lekcajch. Najgorsze co mogl nam zrobic to.... wchodzil do klasy.... siadal przed biurkiem... i mowil... "Cholera... dzis mi sie nie chce..." wtedy wszyscy chwytalismy sie za glowe bo wiedziedzielismy co to oznacza - luzna lekcja. Dawal temat: np. "powstanie warszawszkie. podpunkt pierwszy... notatka wlasna. zamknac zeszyty. To co dzis robimy?" a my wszyscy rece na twarz i myslimy "o k**wa..." bo wtedy byla lekcja luzniejsza niz lekcja wychowawcza bez nauczyciela... mogles sluchac sobie discmana, mogles podejsc do niego i pogadac o jego zyciu prywatnym lub o dupie maryny... ale to mialo swoja cene... na kolejna lekcje zbieral wszystkie zeszyty i sprawdzal i ocenial kazda prace. Trzeba bylo sie wykazac ze ogarnelo sie minimum tematu na wlasna reke. Wtedy tego nienawidzilem. Teraz uwazam ze to swietny sposob na doskonalenie wlasnej kreatywnosci i opisanie wlasnych mysli na dany temat - co zawsze docenial... spoko koles z niestandardowym podejsciem. Nigdy go nie zapomne. Slyszalem ze po latach zostal dyrektorem Liceum.
Nie rozumiem z tą nauczycielką w kiblu. Jak się poszła załatwić, to jak potem wróciła żywa? I jak się załatwiła? Strzałem w głowę? Bo to by wszyscy słyszeli, ale np. przerwanie kręgów przez linę na szyi jest bardzo ciche. I czy wróciła jako zombie? Bo jeśli tak, to się nie pokłoniła, tylko mogła się potknąć o własne nogi...
milenialsi tego nie skojarzą ale mi w głowie utkwił mi taki obrazek lata 90 koniec komuny nasza historyczka staje na środku sali i mówi "od teraz mogę was uczyć prawdziwej historii" i tak dowiedzieliśmy się między innymi o 17 września 39 czy Katyniu
Zapamiętałem moją nauczycielkę historii ze szkoły średniej, była strasznie wredna dla swoich "pierwszaków". Kopara nam opadła, kiedy na początku naszych zajęć pojawił się uczeń ze starszego rocznika aby coś załatwić, a ona do niego: Słoneczko to, Słoneczko tamto... Dopiero potem zorientowaliśmy się, że na "Słoneczko" trzeba było sobie zapracować. Trochę stresu było, ale bardzo miło wspominam kobitkę. :)
Mieliśmy fizycę, która na koniec roku przysiadła się do nas na przerwie i zapytała, czy będą paski, czy ma przynieść kredki. Nie mieliśmy z nią lekko, ale za poczucie humoru wspominam do dziś.
Mieliśmy matematyczkę, wychowawczynię, która ustawiła mnie na dyżurze z chłopakiem, którego nie znosiłam z wzajemnością, żebyśmy się dotarli. Przetrwaliśmy, głównie dlatego, że nabrał respektu, bo robiłam lepsze papierowe samolociki od niego.
Mieliśmy też polonistkę, która stwierdziła, że już się wyżyła na poprzedniej klasie, więc możemy być spokojni. Zadziwiające, że szczególnie nas to nie uspokoiło.
Mieliśmy historyka, do którego przybiegaliśmy na okienkach posłuchać lekcji. Był pasjonatem wojen światowych. Byłam na całkiem sporej ilości jego lekcji, choć nigdy nie uczył naszej klasy.
Mieliśmy pełowca, do którego żeby bezproblemowo zdać, trzeba było ubrać miniówkę i dekolt. W gimnazjum. Dla chłopaków nie było specjalnych trudności i bez taryfy ulgowej.
Bywały rozmaite oryginały.
Miałam faceta od matematyki, który zawiózł mnie do szpitala, gdy miałam wypadek i złamałam rękę, a potem odwiózł mnie do domu. Wstydziłam się tego, gdzie mieszkam. Chciałam wysiąść na przystanku przy szosie w mojej wioszczynie, ale nie zgodził się na to i wiózł dziurawą leśną drogą pod sam dom, żebym z potłuczonym łbem i gipsem sama nie szła kilkuset metrów.
Mieliśmy też w technikum faceta od informatyki, który pozwalał nam grać w każdą grę, choćby była nie wiadomo jak brutalna czy krwawa, ale pod jednym warunkiem: że samemu się tę grę napisało. Wystarczyło mu pokazać kod źródłowy. Oczywiście wymiękaliśmy, nikt w nic nie grał.
Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 24 czerwca 2022 o 9:56
znowu jakieś amerykańskie love-story
W moim liceum byl "profesor" od historii. Mial na nazwisko
Przyjazny... Mimo o byl to s****ysyn jakich malo na kartowkach i sprawdzianach... wtedy sie 8go balismy bardziej niz ustawa przewiduje... ale jak opowiadal historie... wszyscy sie zamykali. Nie ze strachu, ale dlatego ze opowiadal z taka pasja, ze to po prostu bylo mega ciekawe i wciagajace jak chodzenie po bagnach... czesto prowokowal do kreatywnego myslenia zadajac nam pytania tak ze kazdy uczen chcial sie wypowiedziac. Byl wymagajacy na egzaminach... wiem... ale nikt sie nie nudzil na jego lekcajch. Najgorsze co mogl nam zrobic to.... wchodzil do klasy.... siadal przed biurkiem... i mowil... "Cholera... dzis mi sie nie chce..." wtedy wszyscy chwytalismy sie za glowe bo wiedziedzielismy co to oznacza - luzna lekcja. Dawal temat: np. "powstanie warszawszkie. podpunkt pierwszy... notatka wlasna. zamknac zeszyty. To co dzis robimy?" a my wszyscy rece na twarz i myslimy "o k**wa..." bo wtedy byla lekcja luzniejsza niz lekcja wychowawcza bez nauczyciela... mogles sluchac sobie discmana, mogles podejsc do niego i pogadac o jego zyciu prywatnym lub o dupie maryny... ale to mialo swoja cene... na kolejna lekcje zbieral wszystkie zeszyty i sprawdzal i ocenial kazda prace. Trzeba bylo sie wykazac ze ogarnelo sie minimum tematu na wlasna reke. Wtedy tego nienawidzilem. Teraz uwazam ze to swietny sposob na doskonalenie wlasnej kreatywnosci i opisanie wlasnych mysli na dany temat - co zawsze docenial... spoko koles z niestandardowym podejsciem. Nigdy go nie zapomne. Slyszalem ze po latach zostal dyrektorem Liceum.
W Polsce nauczycielem chce zostać tylko zdeklarowany masochista.
Nie rozumiem z tą nauczycielką w kiblu. Jak się poszła załatwić, to jak potem wróciła żywa? I jak się załatwiła? Strzałem w głowę? Bo to by wszyscy słyszeli, ale np. przerwanie kręgów przez linę na szyi jest bardzo ciche. I czy wróciła jako zombie? Bo jeśli tak, to się nie pokłoniła, tylko mogła się potknąć o własne nogi...
Chyba każdy ma lub miał ulubionego nauczyciela. Mój ulubiony nauczyciel to ten, który nie mógł być w pracy.
milenialsi tego nie skojarzą ale mi w głowie utkwił mi taki obrazek lata 90 koniec komuny nasza historyczka staje na środku sali i mówi "od teraz mogę was uczyć prawdziwej historii" i tak dowiedzieliśmy się między innymi o 17 września 39 czy Katyniu