Tak to już jest. A tak swoją drogą, to gdzie zrobiono to zdjęcie? Ta ulica przypomina mi Amerykę Południową. W Valparaiso w Chile widziałem sporo takich.
Każdy dorasta, rozpoczyna swoje życie, przeprowadza się etc. W moim przypadku główną rolę w rozjechaniu się wielu znajomości gra czas. O ile w trakcie studiów nie miałem problemu z tym, żeby kontynuować 90% znajomości z liceum, o tyle w tej chwili (kiedy doszły do tego znajomości ze studiów i z pracy, ale także stała praca, życie rodzinne w domu i inne obowiązki) gdybym chciał się spotykać z tymi wszystkimi ludźmi i podtrzymywać kontakty na poziomie podobnym do tego sprzed 10-15 lat, to nie robiłbym nic innego. Naturalną koleją rzeczy jest to, że z paczki 30 osób z klasy w liceum zrobiły się pojedyncze osoby, z którymi utrzymywałem najbliższy kontakt. Tak samo z ludźmi ze studiów.
"Przyjaźnie" w dzieciństwa oparte są przeważnie na kryterium geograficznym i środowiskowym. Grupa ludzi została na siebie skazana, bo los rzucił ich w to samo miejsce (osiedle, szkoła). Gdy ci ludzie zmieniają miejsce zamieszkania i środowisko, rozwijają własne zainteresowania, przeważnie okazuje się, że nic więcej ich nie łączy. I tyle.
Nie rozumiem tej gloryfikacji przyjaźni i związków ciągnących się od dzieciństwa. Bardzo często są one wynikiem niskiej tzw. mobilności (typu: grupa przegrywów została w tym samym bloku) i niczego więcej.
OdpowiedzKomentuj obrazkiem
Zmodyfikowano
1 raz.
Ostatnia modyfikacja:
19 września 2022 o 14:25
Nie minęła. Siedzą w środku i chleją.
Tak jest zawsze, to właśnie jest dorastanie... Z bandy robi się grupa, z grupy kilku, z kilku często zero...
Tak to już jest. A tak swoją drogą, to gdzie zrobiono to zdjęcie? Ta ulica przypomina mi Amerykę Południową. W Valparaiso w Chile widziałem sporo takich.
To raczej naturalna kolej rzeczy - przyjaciele z dzieciństwa, że szkoły, że studiów, z pracy, na każdym etapie życia poznajemy nowych :)
Może nigdy jej nie było?
Każdy dorasta, rozpoczyna swoje życie, przeprowadza się etc. W moim przypadku główną rolę w rozjechaniu się wielu znajomości gra czas. O ile w trakcie studiów nie miałem problemu z tym, żeby kontynuować 90% znajomości z liceum, o tyle w tej chwili (kiedy doszły do tego znajomości ze studiów i z pracy, ale także stała praca, życie rodzinne w domu i inne obowiązki) gdybym chciał się spotykać z tymi wszystkimi ludźmi i podtrzymywać kontakty na poziomie podobnym do tego sprzed 10-15 lat, to nie robiłbym nic innego. Naturalną koleją rzeczy jest to, że z paczki 30 osób z klasy w liceum zrobiły się pojedyncze osoby, z którymi utrzymywałem najbliższy kontakt. Tak samo z ludźmi ze studiów.
no i????
"Przyjaźnie" w dzieciństwa oparte są przeważnie na kryterium geograficznym i środowiskowym. Grupa ludzi została na siebie skazana, bo los rzucił ich w to samo miejsce (osiedle, szkoła). Gdy ci ludzie zmieniają miejsce zamieszkania i środowisko, rozwijają własne zainteresowania, przeważnie okazuje się, że nic więcej ich nie łączy. I tyle.
Nie rozumiem tej gloryfikacji przyjaźni i związków ciągnących się od dzieciństwa. Bardzo często są one wynikiem niskiej tzw. mobilności (typu: grupa przegrywów została w tym samym bloku) i niczego więcej.
Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 19 września 2022 o 14:25