Mnie postać Katniss (zarówno w książce, jaki i w fimie) wyjątkowo irytowała. Pozowała na silną i niezależną, a ciągle się rozklejała i potrzebowała męskiego wsparcie (przeskakując między dwoma kolegami, zależy który był akurat chętny i pod ręką).
Szczerze mówiąc - nie oglądałem "Igrzysk śmierci", znudziło mnie pierwsze 20 minut pierwszej części do tego stopnia, że odpuściłem sobie ciąg dalszy. Nie zauważyłem jakiejkolwiek wybitnej roli, może później rozwinęła skrzydła?
"Żadna aktorka [...] nie została obsadzona jako silna postać kobieca w filmie".
I tu mamy kluczowy dobór słów. Dawniej na castingach po prostu obsadzano postaci, a nie sztucznie skrojone produkty kobietopodobne, odhaczane na checkliście z obsadą. To aktorka swoimi umiejętnościami udowadniała wartość granej postaci. Dziś twórcy próbują nas na siłę przekonywać: "Hej, patrzcie! Oto heroina tej produkcji! Wprawdzie jej wyjątkowość i wyższość nad innymi polega głównie na tym, że z wszystkich pozostałych w jej otoczeniu zrobiliśmy mierne, miękkie faje podporządkowujące się jej bez oporów, ale któż by na zwracał uwagę? Nie kupujecie tego? Trudno, nie znacie się na dzisiejszej kulturze kina!"
Tak to widzę.
i mam dziwne wrażenie, że każda poza nią miała jednak ciekawszą postać z bardziej interesującym motywem (przynajmniej dla mnie).
Clarice Starling, księżniczka Leia, Buffy...
Kiedyś w filmach zdarzały się silne kobiety a teraz częściej można trafić na wyidealizowaną Mary Sue bez żadnych wad niż na normalną kobietę.
Mnie postać Katniss (zarówno w książce, jaki i w fimie) wyjątkowo irytowała. Pozowała na silną i niezależną, a ciągle się rozklejała i potrzebowała męskiego wsparcie (przeskakując między dwoma kolegami, zależy który był akurat chętny i pod ręką).
Według mnie nawet Thelma i Louise były lepszymi postaciami od niej.
Szczerze mówiąc - nie oglądałem "Igrzysk śmierci", znudziło mnie pierwsze 20 minut pierwszej części do tego stopnia, że odpuściłem sobie ciąg dalszy. Nie zauważyłem jakiejkolwiek wybitnej roli, może później rozwinęła skrzydła?
"Żadna aktorka [...] nie została obsadzona jako silna postać kobieca w filmie".
I tu mamy kluczowy dobór słów. Dawniej na castingach po prostu obsadzano postaci, a nie sztucznie skrojone produkty kobietopodobne, odhaczane na checkliście z obsadą. To aktorka swoimi umiejętnościami udowadniała wartość granej postaci. Dziś twórcy próbują nas na siłę przekonywać: "Hej, patrzcie! Oto heroina tej produkcji! Wprawdzie jej wyjątkowość i wyższość nad innymi polega głównie na tym, że z wszystkich pozostałych w jej otoczeniu zrobiliśmy mierne, miękkie faje podporządkowujące się jej bez oporów, ale któż by na zwracał uwagę? Nie kupujecie tego? Trudno, nie znacie się na dzisiejszej kulturze kina!"
Tak to widzę.
aqq300 miałem dokładnie tak samo, też to miałem napisać
Kurde, a tak się dobrxe zapowiadała. Gadała zazwyczaj mądrze. Myślałem, że ma więcej pokory do swoich ról i więcej respektu do koleżanek po fachu.
I jeszcze niech tego nie mówi Cynthii Rothrock we wszystkich jej filmach
I jest na okładce z Violą Davis, aktorką która zagrała jedną z najlepszych i najtrudniejszych kobiecych ról w serialach