Demotywatory.pl

Pokaż panel
Szukaj
+
214 223
-

Komentarze ⬇⬇


Komentarze


Dodaj nowy komentarz Zamknij Dodaj obrazek
avatar rafik54321
+6 / 6

Ale wiecie że sama literka "E" niewiele nam mówi?
Bo jest coś takiego jak np E300, czyli kwas askorbinowy. Ojej, jaki to "straszny przeciwutleniacz!". Toto na pewno szkodliwe.
A teraz powiem że rutinoscorbin ma tego w pytę w składzie XD. Aż 100mg na tabletkę. Bo to jest zwykła witamina C haha.

Albo taki fajny temat E175. Powiem że nawet by się chciało posiadać jego kilogramy ;) . W sumie im więcej tym lepiej. Bo to jest po prostu złoto haha.

Tu jest taka cwana lista.
http://www.gostek.eu/index.php?option=com_content&view=article&id=513&Itemid=557
Łatwo zauważyć że 1/3 listy jest bezpieczna, kolejne 1/3 jest mało szkodliwa i kolejna 1/3 jest szkodliwa.

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
avatar ABDUL93
+3 / 3

@rafik54321
E100 (kurkumina) – naturalny, roślinny żółty barwnik, otrzymywany z rozłogów rośliny Curcuma longa. E101 (ryboflawina, wit.B2) – naturalny, roślinny żółty barwnik, występujący w przyrodzie m.in w.: zielonych częściach warzyw, grochu i fasoli. E140 (chlorofile i chlorofiliany) – naturalne, roślinne zielone barwniki, pozyskiwane min z lucerny pokrzywy i szpinaku. E160 (karoteny) – naturalne, pomarańczowe barwniki, pozyskiwane z roślin, przekształcane w organizmie w witaminę A. E300 (kwas askorbinowy) – syntetycznie wytwarzana substancja o aktywności witaminy C. Hamuje niepożądane tworzenie się nitrozoamin podczas smażenia wędlin z mięsa peklowanego. E306 (tokoferole, wit. E) – naturalny przeciwutleniacz, otrzymywany z olejów roślinnych. E322 (lecytyna) – naturalny, roślinny przeciwutleniacz i emulgator. Pozyskiwany z oleju sojowego, rzepakowego lub słonecznikowego.
Takie tam przykłady :)

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
Z konto usunięte
+1 / 1

@ABDUL93 oj Pany no ale lata propagandy uczyniły z E w przetwórstwie żywności najgorszą zmore. Lud wierzy, że E jest zle i kropka. Teraz można sobie robić marketing pisząc bzdury typu bez E.

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
W konto usunięte
0 / 0

@rafik54321 Chyba kazdy ogarniety czlowiek wie, co znaczy skrot E i ze nie wszystkie E sa szkodliwe. E to konserwanty, stabilizatory smaku, barwniki i tam chyba cos jeszcze. Niektore E sa nautralnymi produktami inne chemia. Jedne nie wywołują żadnej reakcji, inne szkodza w zależności od dawki i częstotliwości spozycia. Jedno jest pewne, im mniej chemii w pożywieniu, tym lepiej dla sporzywajacego.

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
avatar rafik54321
0 / 0

@Wluczyryjek Tylko sęk w tym, że arbitralnie, to wszystko jest chemią. Nawet naturalnie wyhodowana marchewka :) .

Tu wg mnie, to samo UE powinno po prostu inaczej podejść do oznaczeń. Konsument nie ma w głowie kartoteki by pamiętać co jest zdrowe, a co nie.
Nie prościej by było po prostu oznaczyć dane substancje w takim formacie? E1-175 (E1 oznacza tutaj, całkowicie zdrowe), E2-200 (E2 coś szkodliwego dla osób podatnych np alergików), E3-350 (E3 coś umiarkowanie szkodliwego), E4-450 (E4 coś szkodliwego). Wtedy dla mnie, jako dla konsumenta sprawa jest po prostu jasna. Proste rozwiązanie a skuteczne. Do tego w zasadzie nie zmienia niczego w kontekście samej produkcji, a jedynie wymusza przeredagowanie etykiet. Koszt dla firmy bliski zeru, zysk dla konsumenta wymierny.

Podobnie UE odjaniepawliło wałka z oznaczeniami urządzeń AGD i RTV. Kiedyś była normalna skala po literkach. A-B-C-D-E-F-G itd. Najlepsza była A+++ i się im skala skończyła XD. I tu UE zamiast pójść po rozum do głowy i po prostu wprowadzić skalę w stylu że A+++, to po prostu oznaczenie A3 i potem sobie dokładać, A4, A5, A6 itd.
Teraz w okresie przejściowym funkcjonują na raz 2 skale, o tych samych oznaczeniach i jak ktoś "nie siedzi w temacie" to może kupić gorszy sprzęt, będąc przekonany że jest lepszy XD.

UE zawsze w bardzo kreatywny i pokręcony sposób, który nie przynosi pożądanego efektu, rozwiązuje banalne problemy.

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
avatar ZONTAR
0 / 0

@rafik54321 Nie można tak zrobić z prostego powodu. Często poznajemy efekty uboczne dopiero po latach i dany składnik długo może być uznawany za zdrowy zanim go skreślimy lub długo może być niezdrowy aż się okaże, że jesteśmy w błędzie. Wyobraź sobie jaki by był chaos, gdybyśmy ciągle zmieniali numerki tych samych rzeczy.
Poza tym jeśli coś jest faktycznie szkodliwego, to albo jest to zabronione, albo są określone stężenia, w jakich jest bezpieczne. Typowo uwzględnia się ile można danej rzeczy spożyć, ile wynosi porcja danego produktu i czy jest to jakkolwiek szkodliwe. Większość rzeczy szkodzi, jakaś babka się nawet przekręciła od picia herbaty.

Jeśli już coś robić, to raczej klasyfikację pozwalającą nam łatwo unikać zbyt dużych dawek jakichś rzeczy. Masz produkt, masz jakiś E z listy potencjalnie szkodliwych i masz jakiś numerek mówiący ile możesz tego bezpiecznie jeść. Może być nawet w porcjach. Chodzi tylko o to, aby te kilka dopuszczonych do użytku składników można było zidentyfikować i unikać jedzenia tego zbyt często. Kupiłeś kilka produktów, wszystkie z nich mają składnik X i już wiesz, że nie powinieneś się żywić tylko tym w dużych ilościach, bo możesz zbliżyć się do nienaturalnie szkodliwej dawki. Przy czym do takich rzeczy dochodzi tylko wtedy, gdy faktycznie bardzo długo jesz ciągle to samo i masz mało różnorodności w diecie. Ewentualnie jak pechowo w każdym produkcie masz to samo. Tak z zasady, w normalnej diecie i normalnych dawkach żadne żarcie nie może być szkodliwe, inaczej nie jest dopuszczone do sprzedaży. Nie potrzeba więc numerków.
Powiedzmy, że składnik X jest szkodliwy powyżej 500mg na dzień, składnik Y powyżej 10g dziennie. W jednej porcji jest 5mg składnika X (1% szkodliwej dawki) i 1g składnika Y (10%). Nie możesz sugerować się samą szkodliwością, bo X jest tu dużo bardziej szkodliwy, ale jego dawka jest dużo bezpieczniejsza. Nie możesz sugerować się wagą, bo jednak X jest dużo bardziej szkodliwy przy tej samej ilości. Mógłbyś się sugerować procentem szkodliwej dawki i tak właściwie określa się, czy produkt jest zdatny do sprzedaży. Ile tego można normalnie zjeść, ile zawiera w porcji, ile jest szkodliwe. Bufor jest dosyć duży (bodajże 1% lub 0.1% szkodliwej dawki w liczbie porcji, jaką ktoś może skonsumować). Musimy więc jedynie wiedzieć o tym na wypadek, gdyby prawie każdy spożywany produkt był przy górnym progu i byśmy je jedli tak regularnie, że to by zaczęło na nas wpływać. Dla większości ludzi nie ma to znaczenia.

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
avatar rafik54321
0 / 0

@ZONTAR i wtedy, kiedy pojawi się nowa wiedza, można łatwo przekwalifikować daną substancję. Spada z np E1, na E3.

A skoro wg ciebie wszystkie E w sumie są "mało szkodliwe lub zdrowe" - to po co wgl je jakkolwiek oznaczać?

Twój pomysł to dopiero jest chaos XD. Bo na każdym kroku musiałbyś dokładnie wszystko liczyć i dopiero byś miał listę dłuuuugą jak cholera.
Do tego twój pomysł wykłada się w kontekście pierwszego akapitu.
Na początku twierdziłeś że byłby chaos, bo np substancja była uważana za nieszkodliwą, ale w kontekście nowych badań zrobiła się szkodliwa. Jak TO wpłynie na twój pomysł oznaczeń ilości? Nie dość że i tak trzeba przepisać tabelki, to jeszcze trzeba na nowo oszacować wszystkie dawki.
W moim pomyśle po prostu byłby przeskok z np E2 na E4 i czapeczka. Samo to już daje konsumentowi do myślenia "unikać produktu bo jest niezdrowy".

Żeby było śmieszniej i tak nie wiesz, ile tak na prawdę danej substancji jest w produkcie.

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
avatar ZONTAR
0 / 0

@rafik54321 I teraz musisz sprawdzić datę produkcji albo rewizję numerów aby wiedzieć czym jest. No chyba, że dodasz kolejną liczbę aby były unikalne, co sprowadzi się do tego, co napisałem. I nadal nie wiesz jak szkodliwe jest, bo może być pomijalnie szkodliwa dawka, a może być mało szkodliwa, więc bez informacji dotyczącej dawki nijak nie wiesz co jest dobre, a co nie.

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
avatar rafik54321
0 / 0

@ZONTAR tylko że twój sposób nie rozwiązuje problemu który opisałeś na początku akapitu. W przypadku przekwalifikowania danej substancji tak czy siak masz problem.
Zauważ również że możesz w momencie zmiany klasyfikacji danej substancji nakazać po prostu naklejenie etykiety z nową rozpiską i czapeczka. Wykonalne nawet na poziomie sklepu.

Mylisz. Np aktualne E300, to wg mojego pomysłu byłoby E1-300. E1 czyli nieszkodliwe, 300 czyli stary numerek.

Przecież wg ciebie szkodliwe dawki w żywności być nie mogą, to po co je znać? :P .
Więc trochę tu się gubisz w wywodzie. Z jednej strony chcesz każdą substancję rozpisać z osobna, z drugiej twierdzisz że dopuszczalne dawki nie są szkodliwe, ale wszystko rozpisać bo mogą być szkodliwe :/ .

Przesadnie komplikujesz sprawę.

Nawet wg starej klasyfikacji - jak długo taka żywność może być w obiegu? Miesiąc? Może dwa. Żywność jest produkowana na bieżąco i na bieżąco zużywana. Dlatego problem etykiet o których mówisz nie jest problemem na długotrwałą skalę.

I może warto po prostu podejść do problemu z drugiej strony. Na poziomie producentów żywności ;) . U nich egzekwować zdrowe dawki danych substancji. Łatwiej skontrolować całą fabrykę czy nie kantują niż oczekiwać że 40mln obywateli będzie się stosować do matematyczno-dietetycznej gimnastyki XD.

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
avatar ZONTAR
0 / 0

@rafik54321 No nie. W przypadku przekwalifikowania produktu zupełnie nie wiesz jaki jest jego nowy numer i musisz ciągle się uczyć co jest czym jeśli chcesz to śledzić. To byłby zwyczajny chaos. Ja proponuję aby zwyczajnie do numerka substancji szkodliwych dokleić jaką cżęść ADI stanowi jedna porcja. Każda substancja jest klasyfikowana pod kątem szkodliwości, ADI oznacza dzienną dawkę, którą możesz codziennie bezpiecznie spożywać przez całe życie bez negatywnych konsekwencji. Każdy produkt ma określone porcje i szacuje się ile zwykły człowiek takich może jeść dziennie. Jeśli łączna dawka we wszystkich porcjach przekroczy ADI, to nie możesz wprowadzić do obrotu, więc już wiesz, że jedząc normalnie produkty dostępne w sklepach nie masz się czego bać. Jedyna różnica jest w tym, że porcja jednego produktu może stanowić 10% ADI (i jest dopuszczona, bo nikt normalny nie zje w ciągu dnia 10 kubełków lodów), a może stanowić 1% ADI lub zupełnie nie mieć limitu spożycia. I teraz jedyna informacja jaką byś mógł dodatkowo poznać, to ile porcji danego dania jest bezpieczne. Jakbyś wpadł na pomysł aby żywić się codziennie wyłącznie parówkami firmy X od rana do wieczora przez cały rok, to może to mieć znaczenie.

Stworzyłeś sobie problem i pytasz mnie po co próbuję go rozwiązać xD
Nie zmieniajmy nic, dla mnie jest dobrze, można zamknąć temat.

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
avatar rafik54321
0 / 0

@ZONTAR no właśnie nie XD. Jak to prościej wytłumaczyć? Dajmy na to, że mamy tę witaminę E1-300. Nagle okazuje się w pytę szkodliwa, jej numer zmienia się na E4-300. To sam numer "300" określa jaka to substancja, a początek to tylko "stopień szkodliwości". Nie musisz absolutnie NICZEGO na nowo się uczyć.
W rezultacie, twoja wiedza jako konsumenta uzupełnia się na bieżąco, bo nie musisz niczego sprawdzać, nie musisz niczego śledzić by mieć pożądany efekt.

A nie prościej wprowadzić po prostu takie normy ADI aby faktycznie nie dało się tego zjeść? Czyli każdy produkt nie może przekraczać 1% ADI i już. Czapka. Nikt nie zje przez cały dzień 100 porcji tego samego XD. Zwłaszcza codziennie.
Wtedy wgl jakiekolwiek informowanie mija się z celem :P .

Do tego musiałbyś skrupulatnie notować ile składnika X ma produkt Y i porównywać to z produktami Z, M, O i D. Trzeba by bazę danych ogarniać XD.

Dla ludzi wszystkie takie tabelki muszą być rozpisane jak dla 5ciolatka, bo zwyczajnie ludzie nie mają ani czasu, ani głowy tak rozkminiać każdego aspektu. Jak widzą same E1 to cieszą japę. Jak widzą dużo E4 to wiedzą o co chodzi. A przeliczanie ADI dla każdej substancji z osobna też jest trochę głupie, bo znowu te dopuszczalne dawki też się różnią dla różnych osób, bo różni ludzie mają różne masy ciała itd. Więc dla jednego to będzie faktycznie 10%, dla innego już 20%.

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
avatar ZONTAR
0 / 0

@rafik54321
Po pierwsze, pierwsza cyfra to rodzaj substancji, np E7XX to antybiotyki.

Po drugie, miejsce oznaczenia nie ma znaczenia. Ja proponuję dodać to na końcu, bo masa substancji po prostu nie ma takiej szkodliwości. Szum informacyjny. Nie chcę widzieć 30 składników i szukać który ma wyższą cyferkę. Jak 1 z 30 składników jest bardziej szkodliwy, niech na końcu ma cyferkę powiększoną czcionką czy innym kolorem aby zwrócić uwagę. Jak nie ma, to jest spoko. Przeczytanie pierwszej cyfry z nich wszystkich będzie trudne, wyłapanie pojedynczego sufiksu pogrubioną czy powiększoną czcionką jest dużo prostsze.

Po trzecie, nie możesz określić tylko szkodliwości dla danej substancji, bo nic ona nam nie mówi. Możesz mieć pomijalnie małą dawkę szkodliwej substancji, która nijak nie jest szkodliwa, a możesz mieć bardzo szkodliwą dawkę czegoś, co jest mało szkodliwe. Dlatego nie może to być numer przypisany samej substancji. Możesz mieć jej zawartość w miligramach, a możesz mieć w dziesiątkach gram.

Po czwarte:
"A nie prościej wprowadzić po prostu takie normy ADI aby faktycznie nie dało się tego zjeść?"
Chcesz zakazać soli kuchennej? Czy może chciałbyś zrobić sól o zawartości 1% soli aby fizycznie nie dało się zjeść śmiertelnej dawki? Nie da się tego zrobić. Szacowane dawki są dla normalnego człowieka. Jak ktoś jest porąbany, to i kilogram soli zje, gdzie zaleca się nie więcej niż 3-4g soli dziennie. Tak samo z migdałami, jak wspomniałem gdzieś tam niżej. Kilogram migdałów to 25 mg cyjanku potasu. Koło 1,5-10kg migdałów to dawka śmiertelna przy 80kg masy ciała. Nawet jak nie umrzesz od 1,5kg migdałów, to jedząc to codziennie przez dłuższy czas zatrujesz się. Czy mamy zbanować migdały? Stworzyć syntetyczne migdały pozbywając się szkodliwych substancji? Tak już zrobiliśmy z wodorostami, które zastąpiono glutaminianem sodu. Wyizolowano z wodorostów to, co nadawało potrawom lepszy smak i teraz tylko do dodajemy, a nie całe wodorosty jak to robili dawniej.

Po piąte:
"Nikt nie zje przez cały dzień 100 porcji tego samego"
Porcja to nie danie. Porcja chipsów to 30g. Zawierają dużo soli i celowo zaleca się tylko takie porcje. Opakowanie może mieć i 300g, a więc 10 porcji. Czy niemożliwe jest, aby ktoś przez cały dzień jadł tylko chipsy i wciągnął 10 dużych opakowań? Mało prawdopodobne, ale z pewnością wykonalne. Więc jest możliwe aby ktoś zjadł 100 porcji danego produktu w dzień, rzadkie, ale możliwe. EFSA oczywiście uwzględnia to, że nawet przy 30g porcjach przeciętny człowiek bez problemu może wciągnąć całe opakowanie, więc liczą zawartość szkodliwych substancji w ilości jaką normalna osoba może zjeść, a nie jaka jest sugerowana.

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
avatar ZONTAR
0 / 0

@rafik54321
Po szóste, już teraz na etykietach masz referencyjną dawkę spożycia.
https://i.imgur.com/ziTzwU0.png
Można w takiej samej tabelce umieścić te składniki, które są szkodliwe i jaki % ADI stanowią. No i nie musimy wymieniać wszystkich składników czy porównywać wszystkich składników. Większości z nich i tak nie powinno się mieszać. Chodzi o ich toksyczność. Nerki mamy tylko jedne i nie robi im dużej różnicy ile rodzajów toksyn im dałeś, a jak szybko się pozbędą wszystkich. Tak na dobrą sprawe, to by wystarczyło kilka kategorii według tego, na co taki składnik ma wpływ i jak jest metabolizowany. I wtedy nie ważne jaki składnik jest, a jaki % ADI stanowi cały koktajl szkodliwych składników w porcji. Jeśli jakimś cudem wszystko zjedzone w ciągu dnia dodaje się ponad 100% ADI, to już coś jest na rzeczy, ale to by było bardzo rzadkie. Nie jest dokładne, ale nie musimy być dokładni. Jak zjesz dużo migdałów, to będziesz miał dużo cyjanku i fajnie by było nie obciążać się jeszcze innymi toksynami. Dlatego zsumowanie ich nie jest takie głupie.

Swoją drogą, toksyny odkładające się w organizmie są zbanowane. Dopuszczone są tylko takie, które w pełni się metabolizują, więc typowo na drugi dzień nie ma po nich śladu. Mogą jednak zacząć się odkładać po przekroczeniu ADI. Jak zjesz 150% ADI, to tylko 100% organizm zmetabolizuje. Po dwóch dniach może już być w porządku, ale jakbyś codziennie to jadł, to nerki nie nadążą. I teraz jak dodasz do tego 1% innej toksyny, to nie masz osobnych nerek aby się jej pozbyć, więc to się nawarstwia. Większość niebezpiecznych substancji jest oczyszczana przez nerki, więc to by była jedna, wielka kategoria. Może jeszcze by się znalazło kilka innych, ale z pewnością nie ma potrzeby sprawdzania tego osobno dla każdej substancji. Nie ważne, czy masz 20 substancji po 10% ADI, czy 200% ADI, i tak organizm musi wszystkie odfiltrować, więc przekroczyłeś możliwości organizmu.

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
W konto usunięte
0 / 0

@rafik54321 mysle, ze o to właśnie chodzi, zeby to dla przeciętnego konsumenta nie bylo oczywiste.

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
W konto usunięte
0 / 0

@rafik54321 ogolnie coraz bardziej trend jest taki , zeby skladniki w miare zjadliwe rozpisywac pelna nazwa. Wiec jesli ktos nie ogarnia wszystkich e, to może po prostu odrzucac wszystkie. Druga rada to nie kupowac rzeczy ze skladnikami, ktore brzmia jak wprost wyjete z tablicy Mendelejewa. A najprościej jesc glownie warzywa, owoce, mieso i nabial. Nawet jesli od czasu do czasu zje sie cos calkiem przetworzonego to doody nie urwie.E szkodza jedzone regularnie czy ponad norme. Bez sensu jest obrzerac sie na codzien gotowcami i przekaskami i szukac czy maja w skladzie e czy nie.

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
U ubooot
+1 / 1

to raczej kiłbasa

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
avatar zelalem
+1 / 1


A jak by wyglądał i smakował banan bez E...?

Odpowiedz Komentuj obrazkiem

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 24 grudnia 2022 o 12:51

Z konto usunięte
0 / 2

@zelalem mmm fruktoza i omega-6, wątroba lubi to..

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
T tomkosz
0 / 0

to bardzo sprytna sztuczka, nazwac kodowo chemie, konserwanty i to cale swinstwo, uzywajac na to tych samych kodow co na witaminy, naturalne przeciwutleniacze i inne zdrowe dodatki. Gdyby wprowadzic kod np D- dobre dodatki, N - neutralne i S - potencjalnie szkodliwe, to klient by sie zmadrzyl i mial kontrole nad tym co kupuje. A po co to komu?!

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
J jasiokoz
-1 / 1

@tomkosz Jakby to tylko w Polsce było, ale to europejskie oznaczenia. Po to tylko żeby nie tłumaczyć na czterdzieści języków.
"Numer E – kod dodatku do żywności uznanego przez wyspecjalizowane instytucje Unii Europejskiej za bezpieczny i dozwolony do użycia. Nazwa pochodzi od kontynentu (Europy)."

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
T tomkosz
0 / 0

@jasiokoz wszystko fajnie, ale to nie zmienia tego co napisalem powyzej

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
avatar ZONTAR
0 / 0

@tomkosz Przecież są nazwane kodowo... E1 to barwniki, E2 to konserwanty, E3 przeciwutleniacze, E4 stabilizatory, E6 wzmacniacze smaku. I co nam to mówi? Każda z tych kategorii ma zdrowsze i mniej zdrowe składniki. Nie możesz na jakimkolwiek składniku napisać "dobry składnik", bo zaraz znajdzie się ktoś, to będzie go wtranżalał w szkodliwych dawkach. Praktycznie wszystko da się przedawkować, a stopień bezpieczeństwa określamy jedynie tym, jak dużo tego trzeba przyjąć aby zaszkodziło.

Słodkie migdały zawierają 25mg cyjanku potasu na kilogram. Dawka śmiertelna to 0,5-3,5 mg cyjanku potasu na kg wagi. Czyli dla 80kg chłopa to 40-280 mg czyli 1,5-11 kg migdałów zawiera śmiertelną dawkę cyjanku. Czy migdały są więc niezdrowe i należy ich zupełnie unikać? Przecież cyjanek to naturalny składnik, a nie jakieś świństwo chemiczne!

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
T tomkosz
0 / 0

@ZONTAR nie o to chodzi. chodzi o uczciwe informowanie klienta. po pierwsze - czy ktokolwiek zadbal by informacje ktora wkleiles powyzej rozpowszechnic? oczywiscie nie, dobry klient to nieswiadomy klient. po drugie, sam zauwazasz ze barwnik barwnikowi nierowny i niektore sa szkodliwe, inne nie, a inne dopiero w duzych dawkach... co daje nam punkt trzeci - dlaczego nikt nie kontroluje i nie informuje o tym wszystkim? o tym powinno sie nauczac w szkole, a nie o tym jak rozmnaza sie euglena zielona. powinno sie informowac o szkodliwosci cukru, tym jakie zmiany wprowadza w organizmie i do jakich chorob cywilizacyjnych prowadzi. O tym ile jest go w coca-coli, ile w napojach slodzonych oraz ze dodaje sie go nawet do wedlin i ryb, bo uzaleznieni od niego uznaja takie wedliny "za smaczniejsze". Sytuacja jest identyczna z ta ktora dotyczyla papierosow i alkoholu w latach '60 - koncerny doskonale wiedzialy ze to paskudztwo zabija w ogromnej skali, wiec przekupily rzady by siedzialy cicho i pozwalaly robic brudny szmal.

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
avatar ZONTAR
0 / 0

@tomkosz Jak to chcesz rozpowszechniać? Kampanie reklamowe za rządowe pieniądze aby ludzie zobaczyli sobie na listę, którą mogą wyciągnąć w 10 sekund w internecie? Jak kogoś to obchodzi, to sobie znajdzie. Cała reszta ma to głęboko w poważaniu.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Numer_E

Dlaczego twierdzisz, że nikt tego nie kontroluje? Stworzyli sobie system dla jednoznacznego określenia składu produktów aby zupełnie go nie używać? Nie masz internetu aby cokolwiek sprawdzić w tym temacie i wolisz pisać głupoty aby ktoś Cię poprawiał? Poczytaj sobie czym jest ADI chociażby.

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
T tomkosz
0 / 0

@ZONTAR a slyszales o kampaniach uswiadamiajacych o szkodliwosci palenia? seksu bez zabezpieczen? niebezpieczenstwie jazdy po pijaku? ludzie sa leniwi, wiec trzeba ich atakowac informacjami. albo uczyc o podstawach w szkole, ktora juz od dawna jest przezytkiem i nie przygotowuje do zycia. Dlaczego twierdze ze nikt tego nie kontroluje? Bo to jest fakt, co tutaj dodawac? Ludzie jedza coraz wiecej rzeczy ktore im szkodza, nie majac pojecia ze im szkodza, zra jedzenie o znikomych ilosciach wartosci odzywczych, a potem nagle pojawia sie cukrzyca, problemy z ukladem krazenia i tysiace innych chorob. Masz racje, coraz czesciej info na ten temat jest dostepne w necie, ale malo kto po nie siega. W interesie panstwa jest budowanie swiadomosci ludzi na temat zwiazkow miedzy dieta a chorobami, a takze o tym jak jest zdrowo i gdzie szukac danych witamin, mikroelementow, przeciwutleniaczy itd i dlaczego. Bez tego mocno starzejaca sie w obsadzie sluzba zdrowia zupelnie niedlugo sie wylozy i bedzie placz...

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
avatar ZONTAR
0 / 0

@tomkosz Spróbuj zakazać palenia, picia alkoholu czy seksu bez zabezpieczeń. Powodzenia. Kampanie robi się tam, gdzie nie da się tego zrobić inaczej. Już mamy durnowaty problem z takimi rzeczami jak trawka. Niby jest szkodliwa, ale nie tak bardzo, w małych ilościach nikomu nie szkodzi. Zabronisz - źle. Ludzie trafiają do więzienia za to, że mieli skręta przy sobie czy zielsko suszyli w domu. Zalegalizujesz - źle. Ludzie są głupi i niektórzy będą tego nadużywać. Robisz więc kampanię aby ludzie byli świadomi, że to jest legalne, dostępne, ale żeby tego nie nadużywać i wiedzieć, że może być szkodliwe.

Dodatki do jedzenia nie należą do tej grupy. Jak jakiś barwnik jest szkodliwy, to się go wydupcza i tyle. Zakazujesz, nie ma tego barwnika, nikt nie będzie po nim płakał. Nie potrzeba żadnej kampanii ostrzegającej przed szkodliwymi substancjami, bo zwyczajnie są zakazywane gdy jest pewność, że są szkodliwe. Wszelkie te "szkodliwe" substancje dopuszczone do ruchu albo są tylko podejrzane (jakieś badania coś tam wskazały, ale nie wystarczą aby coś całkiem wykreślić z listy), albo są szkodliwe w dawkach, które są nierealne dla normalnego człowieka. Dokładnie tak, jak ten cyjanek. Normalni ludzie nie jedzą kilogramów migdałów dziennie, więc zawartość szkodliwego cyjanku jest ok. Normalna dawka migdałów w produktach spożywczych jest niewielka, nawet jedząc killogramowy worek na raz nic sobie nie zrobisz, w kilka dni organizm się tego pozbędzie bez żadnych konsekwencji. Dopiero jakbyś jadł po kilka kilogramów migdałów dziennie, to możesz się poważnie zatruć i to jedyna informacja jaką można by chcieć dodać do etykiet. Wiemy ile wynosi porcja, jest podana na etykiecie. Wiemy jakie jest przewidywane spożycie, jest szacowane dla każdego produktu. Wiemy jakie jest ADI i zawartość substancji, więc wiemy czy przewidywane spożycie dzienne może przekroczyć ADI. Jeśli tak - nie jest dopuszczone do sprzedaży. Jeśli nie - warto by było mieć taką informację jeśli przewidywane spożycie jest bliskie ADI. Jeśli nie jest nawet blisko i nie ma szans aby się tym zatruć, to nie potrzeba nawet tego. Jak możesz się zatruć jedząc 10 opakowań kabanosów dziennie, to niech będzie zaznaczone na opakowaniu. Dawka - 5 sztuk, ADI 20 dawek, E1234 - 5% (czyli jedna porcja 5 kabanosów to 5% bezpiecznego spożycia). A jak wychodzą liczby poniżej 1%, olać to. Ewentualnie można mieć wyjątek na małe porcje aby nie było jaj jak z tictacami, które nie mają cukru (mimo, że składają się z samego cukru). To tylko przez to, że jedna porcja jest tak mała, że ilość cukru w porcji jest pomijalna. Tylko tictaców da się jeść w setkach porcji dziennie, całe opakowanie można wciągnąć na raz jak ktoś jest zawzięty.

Co do nauki takich rzeczy w szkołach - było. Nie wiem jak jest teraz, ale praktycznie wszystkie tego typu rzeczy miałem w szkole ponad dwie dekady temu. Po prostu dzieciaki mają to w dupie i później wypisują takie głupoty w internecie, bo nawet nie pamiętają, że ktoś próbował ich tego nauczyć. Tak samo dobrze pamiętam, że w szkole średniej mieliśmy podstawy przedsiębiorczości, a na nich systemy podatkowe, liczenie PITu i podobne rzeczy. A co chwilę czytam, że nikt tego nie uczy.

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
T tomkosz
0 / 0

@ZONTAR chyba strasznie nudzi sie w te swieta :)

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
J jasiokoz
-2 / 2

@tomkosz NaCl to też chemia, a codziennie używasz

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
avatar ZONTAR
-1 / 1

@jasiokoz Nie tylko chemia, ale jeszcze bardzo groźna. Sprzedają to w opakowaniach, które 200 krotnie przekraczają bezpieczną dzienną dawką spożycia. Toż to skandal! A jakby ktoś całość na raz zjadł?

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
J jasiokoz
-1 / 1

@ZONTAR Co racja, to racja!
Wesołych Świąt

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
T tomkosz
0 / 0

@ZONTAR wszystko jest trucizna i nic nie jest trucizna. wiadomo to od czasow starozytnej Grecji. Nie blysnales

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
J jasiokoz
-1 / 1

Jeżeli coś jest za trudne dla tłumu, to na pewno jest jakieś zło, czary. Unifikacja oznaczeń to zło dla tłumu, ponieważ muszą coś (wiedzę) przyswoić żeby zrozumieć. To czego nie rozumieją uznają za ZŁO.
Ta cenówka powinna być rozumiana jako kiłbasa lub że nie ma europejskich oznaczeń. To prawie tak jak napisać że kiełbasa jest Polskim wynalazkiem. Tłum w to uwierzy.

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
avatar pawelkolodziej
0 / 0

@jasiokoz za trudne jest również zrozumienie, że "polskim" piszemy z małej litery...

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
J jasiokoz
-1 / 1

@pawelkolodziej Powinieneś napisać, że przymiotniki piszemy małą literą. Mam jednak doświadczenie z użytkownikami tego serwisu, i wiem że ortograficznie mogę pisać niemieckim czy rosyjskim. Za napisanie nazwy naszego kraju małą literą, w jakiejkolwiek formie, otrzymałbym ponad sto minusów

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
avatar pawelkolodziej
0 / 0

@jasiokoz Patrioci, którzy uważają, że język nie jest formą symbolu narodowego...

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
J jasiokoz
0 / 2

@pawelkolodziej Patriota to ktoś kto swoim życiem buduje siłę niezależność własnego kraju. Jego "bronią" jest rozum i samorozwój. Dzięki osiągnięciom w pracy lub/i nauce sprawia że wszystkim żyje się lepiej/bezpieczniej.
Debil to ktoś wycierający sobie mor*ę wielkimi hasłami, mając za nic co naprawdę znaczą. Mający w pogardzie czystość języka, a nawet nie znający go w pełni(choćby ortografię). Na tyle głupi żeby mieć innym za złe znajomość innych niż jego własny język.

Tak ja rozumiem te pojęcia.
"język nie jest formą symbolu narodowego..." To cytat z twojej wypowiedzi. Zgadnij gdzie cię to plasuje?

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
avatar pawelkolodziej
0 / 0

@jasiokoz Jeśli uważasz, że język nie jest formą symbolu narodowego to masz do tego prawo. Ja nadal będę uważał, że jest. P.S. ucinanie zdania w połowie by zmienić jego sens to rzecz godna nagrody złotego paska TVP

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
avatar pawelkolodziej
0 / 0

To co jest w tej kiełbasie jak nic nie ma??

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
S siaty
+1 / 1

@pawelkolodziej na pewno nie ma tam mięsa patrząc ile ona kosztuje

Odpowiedz Komentuj obrazkiem