Demotywatory.pl

Menu Szukaj
+
385 411
-

Zobacz także:


M michalSFS
+3 / 5

Pamiętam naszego, jak jeszcze za dziecka chodziłem na msze. Jak jego zdaniem wrzuciło się za mało to stał nadal przez jakiś czas i charakterystycznie potrząsał. I mierzył wzrokiem. Presję nakładał, skurczybyk.

Teraz sobie pomyślę, że głupi człowiek wrzucał te kilka złotych (dawniej coś dało się za to kupić), a w lodówce straszył pasztet mazowiecki, może jeszcze smalec. Lekko nie było. Za to sutannowe chamy żyły jak pączki w maśle. No i w taki sposób dopominali się, że MAŁO! Szybko przestałem chodzić do tego przybytku diabła.

Odpowiedz
R Rydzykant
-2 / 4

@michalSFS
Chcesz powiedzieć, że pracowałeś zarobkowo i ze swojego dawałeś na tacę? Też w dzieciństwie zaobserwowałem kiedyś taką sytuację, ale ksiądz stał nad dzieciakiem. Zapewne podejrzewał, że rodzice dali mu monetę o większym nominale, a on rzucił jakiegoś drobniaka.
Gdyby nade mną stanął taki klecha, przypomniałbym mu o "wdowim groszu".

M michalSFS
0 / 0

@Rydzykant
Wiesz tak po prawdzie to pracowałem zarobkowo. Życie na wsi w latach 90-tych:) Znaczy pomagałem rodzicom w polu, a jak był czas - to jeszcze dorabiałem u sąsiadów. Z inną pracą było gorzej - próbowałem za nastolatka znaleźć w pobliskim mieście w drukarni, gdzieś na chłodni, ale nie było szans. Zostawało pole i skup.

Nie to było jest sednem sprawy. Na tacę dostawałem od rodziców, ale byliśmy biedni. Można to było spożytkować lepiej. Oczywiście nie były to jakieś grube, odczuwalne pieniądze, ale zachowanie zbierającego było niewłaściwe.

Byłem wychowywany w przekonaniu, że starszym osobom nie wolno zwrócić uwagi. To starszy ma zawsze rację...Nie byłem w stanie jako dzieciak przypomnieć księdzu o "wdowim groszu". Wyzbyłem się tego dopiero po osiągnięciu dorosłości i opuszczeniu wioski pochodzenia:) Natomiast szybko przestałem chodzić na msze, a na samej religii miałem nierzadko mało przyjemne dyskusje. Teraz chodzę jedynie na śluby, chrzciny i pogrzeby. Z szacunku do osób biorących udział, także bierny :/

Zresztą u nas to nie takie rzeczy działy się. Proboszcz mafioso i inkwizytor w jednym. Facet ze zrypaną psychiką, psychol. Przyjemność sprawiało mu wywoływanie strachu u dzieci (no, ale to nie ten od tacy). A jakie opisy palonego ciała w piekle. Normalnie literat. Do tej pory pamiętam. Jedynego dobrego księdza jakiego miałem za dzieciaka, faktycznie z powołania, pobił i przegonił. Konkurencja. Odszedłem od tematu:)



R Rydzykant
-2 / 4

@michalSFS
Czy rodzice płacili ci za prace wykonywane w gospodarstwie? Nie, czyli nie była to praca zarobkowa. Choć faktycznie jako dziecko pracowałeś na własne utrzymanie, co w innych środowiskach jest obecnie dość rzadkie.
Nie będę komentował sprawy "spożytkowania", bo nie wiem jakie kwoty przekazywaliście. Jeśli faktycznie było tak źle, że przysłowiowa "złotówka" raz w tygodniu stanowiła istotna stratę w domowym budżecie, to współczuję. Moje wujostwo przez całe życie pracowało na roli, teraz ich gospodarstwo przejął mój brat cioteczny. Oczywiście bywało im ciężko, jednak nigdy nie mieli dylematu czy rzucić złotówkę na tacę czy dać ją weterynarzowi za leczenie konia pociągowego. Może pochodzisz ze skrajnie ubogiej rodziny chłopów bezrolnych, stąd tak złe doświadczenia finansowe.

Faktycznie na biedne wsie "zsyłani" są zazwyczaj ci najgorsi (albo czasami wręcz odwrotnie - najlepsi lecz zbuntowani) księża. Ty trafiłeś na księdza porypa. Pechowy zbieg okoliczności. Równie dobrze porypem mógł być nauczyciel, pierwszy pracodawca itd. Uciekłeś i to dobrze. Jednak zastanawia mnie jak to się działo, że ksiądz w małej wsi nie wiedział o waszej trudnej sytuacji finansowej? W takiej wsi trudno tego nie wiedzieć. Stanie nad tobą i czekanie aż dasz więcej, gdy po prostu rodzice nie dali ci więcej, było zwyczajnie dziwne. Chyba że był to jego sposób na dodatkowe znęcanie się nad dziećmi. Po prostu trafiłeś na sadystycznego, niewyżytego psychopatę. Pobicie innego księdza potwierdza te przypuszczenia.

M michalSFS
0 / 0

@Rydzykant
Różnie to w życiu bywa. Ojciec stracił pracę, później coś tam dorabiał na polu. Z 1-2 sezony pracował w chłodni, ale zdrowie nie wytrzymało. To znowu rekonwalescencja w sanatorium, a ja jako 14-15latek zajmowałem się domowym "biznesem". Zbierałem, zazwyczaj z mamą, woziłem na skup, przesypywałem, zbierałem kwity, a później wypłaty, odbierałem pojemniki. Czasem zostawalem, żeby dorobić.

Roboty szukał, ale i po prawdzie nie za bardzo nadawał się. To zajmował się gospodarką z naszą pomocą. Zus uważał inaczej, chore serce nie jest tak poważne jak choroba alkoholicka. A samemu też zdążyło mu się wypić. Do tego oboje rodziców nałogowi palacze. Zaczęli palić jak zmarła córka, moja starsza siostra (której nie poznałem). To też generowało wydatki. Ojciec żyje i rzucił z 10 lat temu, mama nie zdążyła.

Mama była nauczycielką, ale utrzymywała nas na jednej, stałej pensji. No plus to pole - jak był dobry rok. Mieszkaliśmy z dziadkami, który nie bardzo chcieli się dołożyć, bo pozostałe dzieci były lepsze. Tam wszystko pakowali i wspierali, tam nawet oddawali z piwnicy plony, które wyprodukowaliśmy. Rodzice byli za dobrzy i za mało asertywni. Dużo też poświęcili, żeby nas wykształcić (dwójkę). Teraz dzięki nim nie mam takich problemów. Pracuję w tym, co lubię robić, w wyuczonym zawodzie, za dobre pieniądze.
Były momenty, że było ciężko, ale nie tak też, że całe życie. A rodzice pomagali jeszcze biedniejszej rodzinie od nas (od strony mamy:))

Znęcał się nad nami proboszcz. To był realny psychopata. Wstyd dla mnie, bo obaj widniejemy na liście wybitnych mieszkańców naszej wioski. Jakoś to nazwali "uznani coś tam". No, ale możliwe, że mnie już wypisali, tylko nie wiem:) Za to proboszcz to była persona...Dramat. Nie było większego strachu za dzieciństwa niż spowiedź u niego. Do której potrafił wciągnąć za uszy (dosłownie) z dowolnego miejsca w kościele. W czasie spowiedzi darł się i przekąsem głośno wymieniał grzechy. W rezultacie po prostu oszukiwałem. A gość był nr 1 w miejscowości. Nie można było na niego słowa powiedzieć. Taki antybohater jak w tym filmie "U pana Boga w ogródku". Tylko odwrotnie - negatywnie.

Jak to było, że ksiądz nie wiedział? Wiedział, tylko go to nie obchodziło. Zresztą inni byli jeszcze biedniejsi. My chociaż utrzymywaliśmy się bez pomocy z zewnątrz, jakiś mopsów, sropsów. Rodzice wstydzili się wyciągać rękę.

Ten zbierający tace nie był psycholem, tylko złotówką. Ręce mu się trzęsły jak miał pieniądze.

Nauczycielkę też psycholkę miałem. Podstawówka - matematyka. Mówiliśmy na nią Xena :) Nie mam urazu, ale z matematyki byłem noga w liceum i na studiach.

Zmodyfikowano 2 razy Ostatnia modyfikacja: 26 July 2022 2022 15:39

R Rydzykant
-1 / 5

@gonzor73
Złotówkę, zawinięta w papierek od cukierka?
;)