Demotywatory.pl

Pokaż panel
Szukaj

Komentarze ⬇⬇


Komentarze


Dodaj nowy komentarz Zamknij Dodaj obrazek
V Vlepkin
+21 / 29

Może niech zaczną od ograniczania w normalnej żywności tych wszystkich chemicznych dodatków, ulepszaczy, poprawiaczy smaków, konserwantów itp. W rozumieniu Pani Kopacz syrop glukozowo-fruktozowy nie szkodzi dzieciom bo nie ma go w jedzeniu w szkolnym sklepiku. Pani Kopacz jako lekarz zapewne wie, że ten specyfik odpowiada za chorobliwą otyłość u dzieci, które wcale nie muszą jeść dużo. Ten "syropek" zaburza metabilozm w efekcie czego społeczeństwo zyskuje się o kolejnego "grubaska"...

Odpowiedz Komentuj obrazkiem

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 3 września 2015 o 12:15

avatar yo123
+4 / 4

@ Vlepkin ja naprawdę nie wiem, kto Cię minusuje. Żeś napisał prawdę, jak cholera.

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
avatar yo123
+6 / 6

Zapomniałam zaznaczyć, że chodzi mi o syrop glukozowo-fruktozowy, który jest teraz niemal w każdym przetworzonym pożywieniu, a szkodliwość jego jest tak wysoka, że cukier to przy nim pikuś. Pan Pikuś.

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
avatar ~beriadak
+1 / 1

@Vlepkin Oczywiście, zawsze znajdziemy sobie winnego otyłości, a to syrop glukozowo-fruktozowy a to coś tam, a to coś tam. A że nikt nie pomyśli że otyłość bierze się z przyjmowania za dużej ilości kalorii w stosunku do wymaganej.

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
avatar NightmareTheWorld
+1 / 1

@Vlepkin Dużo mają do gadania geny i to co matka je w czasie ciąży. Wiesz, u mnie w domu jak rodzice dostawali paczki z pracy na mikołaja (takie wielkie worki słodyczy) to wytrzymywały max do końca lutego. Były tam ptasie mleczka, żelki, gumy, czekolady, różne chemiczne słodycze. Rodzice czasem brali nas do MC, czasem kupowali chipsy, mojej siostrze to często dziadkowie kupowali tego dużo (sporo starsza jest), mi już tak rodzice nie pozwalali. Ale u mnie w domu zawsze był świeży obiad z 2 dań, pomimo tego, że mieliśmy komputer i internet, mnie w czasach podstawówki w domu praktycznie nie było, graliśmy w gałe pod blokiem, w weekend na basen i moja waga zawsze była w granicach niedowagi :D Moja siostra już miewała problemy z wagą, unikała wfu i sportu w czasie wolnym, wolała zawsze imprezy niż poćwiczyć itp. No i w młodszym wieku więcej chipsów jadła, a tak to nasza dieta się nie różniła.

Odpowiedz Komentuj obrazkiem

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 4 września 2015 o 10:56

avatar ~Marta198307
+1 / 1

@Vlepkin Dokładnie tak. To MEN wperdziela się tam, gdzie nie trzeba. Zrzuca wszelkie obowiązki na szkołę. Rodziców ma się wyręczyć we wszystkim? MEN zajmuje się wszystkim, tylko nie dobrem polskiej szkoły.

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
avatar ~immonikus
+1 / 7

A popatrz na to z drugiej strony. Dziecko w domu nie chodzi do Maka nie je słodyczy, chipsów itd. itp. Przychodzi do szkoły a tam koledzy i koleżanki wcinają te "frykasy" przy okazji częstując resztę. A dziecko mając np. kilka złotych zamiast kupić drożdżówkę kupi chipsy bo wszyscy tak robią i wychowanie tego nie zmieni. Ja jako rodzic odpowiedzialny za dziecko, nie godzę się na dostępność niezdrowych produktów w miejscu gdzie dzieci powinny nabierać dobrych nawyków.

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
K Kubanczyk6
+2 / 4

Czyli po paczce chipsów dziecko na drugi dzień jest grube? To ja chyba jakiś dziwny jestem, bo kiedyś co drugi dzień się jadło chipsy, zapiło się colą i jakoś nie mam nadwagi. Ale jak dziecko siedzi najpierw w ławce w szkole parę godzin, na wfie ma zwolnienie, przychodzi do domu, siada przed komputer albo telewizor to już nie wina jedzenia tylko rodziców

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
avatar psiekrwia
+3 / 3

Co daje taka akcja skoro, gdy tylko dziecko wyjdzie ze szkoły, ze wszystkich stron atakują je komunikaty o tym, że coka-cola= szczęście i przyjaciele, liony są cool, mcdonald's to typowe miejsce na obiad dla szczęśliwej rodziny, a na śniadanie najlepsza jest nutella.

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
P panna_zuzanna_i_wanna
+2 / 2

@psiekrwia ciekawą kwestię poruszyłeś. Wpienia mnie tragicznie, jak widzę te "zdrowe" pomysły na śniadanie... Buła z czekoladą i płatki składające się z samego cukru. Świetny początek dnia. Cola idealna do rodzinnego posiłku. Na dobre trawienie pewnie. Dobrze, że człowiek ma swój rozum i na takie głupoty się nie łapie. A dzieci trzeba po prostu pilnować, tłumaczyć i własnym przykładem uczyć co jest dobre, a co już niekoniecznie (chociaż od czasu do czasu...).

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
avatar ~Twoj_nick2
+1 / 1

Popatrz na to z "jeszcze drugiej" strony licealista/licealistka może kupić tabletkę dzień po, a jak skończy 18 lat to na legalu może kupić papierosy i wódę, ale puszki coca-coli już w sklepiku szkolnym nie kupi. Takie życie nie można mieć "dziecka" pod kontrolą cały czas, jesteśmy w stanie ograniczyć ich możliwości wyboru w podbazie, ale już nie uchronimy ich od np. narkotyków w wieku 16 lat. Nauka, nauka i jeszcze raz nauka odpowiedzialności, myślenia, wyciągania wniosków i konsekwencji, jeżeli dziecko się tego nie nauczy, to później będzie problem, bo wychowa się jednostkę upośledzoną społecznie. To o czym mowa w demotywatorze to faszyzm, ingerencja w życia obywatela, próba jego podporządkowania, robi się to pod przykrywką "dla Twojego dobra", a tymczasem jest ograniczenia wolności wyboru i pozbawianie nauki wyciągania pewnych konsekwencji. Nie chcesz, żeby dziecko żarło słodyczy w szkole? Rób mu kanapki, przydziel jakieś comiesięcznie kieszonkowe(zaczynając od małego kieszonkowego) i problem z głowy. Dzieci, które dostają kieszonkowe mają tendencję do "kitrania" tej kasy, znakomita większość wyda całe pierwsze kieszonkowe w pierwszym dniu, a później "biedny miesiąc" i od następnego miesiąca zaczyna kitranie. Okazuje się, że lepiej mieć pieniądze w portfelu i nie kupić, niż chcieć, a nie mieć pieniędzy, to pierwsze powoduje komfort psychiczny, dlatego takie dziecko przeważnie przez dłuższy czas nie kupuje nic. Najczęściej chipsy w sklepiku szkolnym kupują dzieci, które nie mają kieszonkowego, tylko codziennie do ręki dostają 2-5 złotych. U nich nie pojawia się nauka poprzez mechanizm "biedowania miesiąc", a tendencja do wydawania kasy, bo "zawsze jest". Ponadto "w miejscu gdzie dzieci powinny nabierać dobrych nawyków" - chyba nie mówisz o szkole? Serio? Szkoła w państwie socjalistycznym ma na celu: wpisanie ludzi w schematy, uśrednienie i indoktrynacje. Poziom nauczania cały czas spada,, pojawiają się jakieś buble w programie itp. itd. Ja w licbazie miałem średnią 3,7, bo po prostu nie zgadzałem się z tym co się tam dzieje i mówiłem o tym. Przykład (który zawsze podaję) "Siłaczka" jak niby wygrała? Bo była "wierna ideaom"? Niczego nie nauczyła gamoni i zmarła w młodym wieku. Wdajesz się w polemikę, na lekcjach, na sprawdzianach i nie jesteś "w kluczu". Dziękuję, postoję. Teraz jestem inżynierem i co chwilę wymyślam jakąś rzecz do opatentowania (3 patenty w 2 lata, przy normalnym trybie pracy, całkiem spoko), dzięki czemu buduję sobie silną pozycję w firmie. Dzieje się, bo nie dałem wpisać się w schematy(ale znam te schematy), nie uznawałem jedynej słusznej drogi wyjścia a problemu itp. itd. I nie nie zawdzięczam tego szkole, zawdzięczam to sobie mimo szkoły.

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
V Vlepkin
-3 / 3

~immonikus zauważ, że czasy się zmieniły dość znacznie od lat 90' kiedy nie było tyle chemicznego szajsu w jedzeniu. Parówki były tekturowe ale o tym wszyscy wiedzieli. Dziś się trochę pozmieniało i z 1kg mięsa magicy robią 3kg. Inna sprawa to taka, że rodzice poszli w wygodę i często kupują gotowe dania z marketów. Cyk do mikrofali i obiad gotowy, a w weekend wesolutko do Maca. I tak mija kilka lat... Zdarza mi się chodzić na zakupy do marketu. Niestety, żeby kupić coś normalnego bez tych wszystkich magicznych dodatków to trzeba czytać każdą etykietę drukowaną czcionką 2 lub trzy. Ja jeszcze daje rade, ale jakiś starszy człowiek bez okularów nie ma szans... Nie zastanawia cie fakt, że ktoś pozwala wprowadzać do obrotu żywność nafaszerowaną trującą chemią, której szkodliwość ujawnia się po latach, a zakazuje sprzedaży produktów z rodzaju tych zdrowych, bo rzekomo szkodzą dzieciom? Ten badziew z marketów rozumiem, że już dzieciom nie szkodzi? Co ta kopaczka pierdzieli? Takie podwójne standardy kłamaczy.

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
avatar ~Mista_Dżynks
+10 / 10

- Dzień dobry, poproszę kanapkę z salami.
- Nie mamy, nie możemy sprzedawać.
- A chipsy?
- Za tłuste, nie możemy sprzedawać.
- To poproszę drożdżówkę.
- Nie mamy, za dużo cukru.
- A może sałatkę z ziemniaków.
- Ziemniaki nie mają atestu.
- To co mogę dostać?
- Pigułki wczesnoporonne bez recepty.

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
avatar Rudzielec102
+2 / 2

A wiecie, co jest najgorsze? Że jak w szkole zrobisz się głodny lub spragniony, to musisz wziąć przykład z Leningradu lub Tobruku (Tylko niektórzy zrozumieją.).

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
avatar Qrvishon
+2 / 4

Od jednego posiłku nawet wysokotłuszczowego dziecko nie zgrubnie. Za moich czasów było wszystko w sklepikach szkolnych, w liceum nawet zapiekanki itp. Ile osób było grubych może z 2-3 na 25. I tacy już do szkoły przychodzili, a nie tacy się stawali przez sklepiki szkolne. Gdyby za moich czasów nie było słodkiej bułki to pewnie bym miał anemię albo coś.

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
K Kubanczyk6
0 / 4

Bo oni chcą doprowadzić do upadku sklepików szkolnych, żeby kupowali jedzenie tylko w biedronkach, lidlach i w innych niepolskich sklepach

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
avatar krzepki_alojz
+1 / 1

Nikt nie zrzuca odpowiedzialności na szkolne sklepiki. Ale towary w nich sprzedawane dokładały się do i tak złych nawyków żywieniowych. Druga sprawa. Rodzice mogli się starać aby dziecko w domu zdrowo się odżywiało, a w szkole potomek bez ograniczeń miał dostęp do śmieciowego jedzenia.

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
P panna_zuzanna_i_wanna
-1 / 3

A ja w pełni popieram. Szkoła oprócz matematyki, historii czy geografii powinna uczyć również innych rzeczy. Skoro w szkole jest wf, aby zachęcać młodych do aktywności fizycznej, to powinno być i zdrowe żarcie, aby wszczepiać prawidłowe nawyki żywieniowe. I wcale nie chodzi o to, aby komuś czegoś zabronić, bo przecież to dziecko może kupić batona w drodze do szkoły. Chodzi o to, aby miało prawidłowo zakodowaną reakcję, że to jedzenie jest złe (bo jest, chociaż smaczne:) i może co nawyżej służyć jako mało wartościowa przekąska od czasu do czasu, a absolutnie nie jest od zabijania głodu w trakcie 7 godzin wytężonej pracy umysłowej. Wtedy powinno zjeść coś, co dostarczy mu energii, ułatwi skupienie itp. Dodatkowym plusem jest to, że w końcu część odpowiedzialności zostanie przerzucona na rodziców. Mama i tato będą musieli pomyśleć o jakiejś kanapce dla malucha, a nie tylko dać mu pinć złotych i niech idzie w cholerę. Mam tylko nadzieję, że sklepiki postarają się bardziej i wprowadzą zdrowe zamienniki, a nie że sklep będzie świecił pustkami. W końcu szkoła będzie edukować również w kwestiach żywienia, czyli nie będziecie narzekać, że "nic, czego nauczyłem się w szkole, nie przydało mi się w dorosłym życiu".

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
avatar ~rtyn
-1 / 1

@panna_zuzanna_i_wanna To nic nie da. Za żywienie dzieci odpowiadają ich rodzie. Co z tego, że się nauczyciel nagada o zdrowym jedzeniu jak dziecko przyjdzie do domu i zje niezdrowy obiad, a na deser batonik od babci. Nauka o żywieniu przydałaby się rodzicom. Co do ustawy to nie jest to zły pomysł, ale też nie sposób na walkę z otyłością.

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
avatar ~kamileo123456
0 / 0

Demot trfia w samo sendo. Wystarczy pojechac do dowolnego centrum handlowego w weekend i wtedy widać te wszystkie "troskliwe mamy", kupujące swoim pociechom hodowane na sterydach kurczaki z KFC.

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
avatar ~jgkdfjgkd
0 / 0

No to będzie bieganie do biedry na przerwach. ;)

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
avatar ~madry888
0 / 0

jeżeli w domu nie nauczyli cie dobrych nawyków, to nauczą cie w szkole.
Bardzo dobry pomysł. Trzeba edukować tępe społeczeństwo o tym, że o ciało trzeba dbać. Jesteś tym co jesz

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
avatar ~jkfjgfdkgd
0 / 0

No pewnie, że trzeba przymuszać tępe społeczeństwo. Jak za komunizmu towarzyszu!

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
avatar ~rtyn
0 / 0

Sklepiki to nie problem. Kiedyś większość z nas kupowało batoniki, drożdżówki, chrupki i mało kto był otyły. Problem stanowią rodzice którzy nie zatroszczą się o zdrowe posiłki i babcie, które wciskają słodycze sklepowe. Dziecko nie powinno jeść w ogóle cukru, a szczególnie nie w postaci syropu glokozowo-fruktozowego. Niestety zanim dziecko pójdzie do szkoły nażre się już go w nadmiarze. Pierwsze lata dziecka w sposób znaczący wpływają na wagę w całym życiu. Pozwalanie dziecku na jedzenie śmieciowego jedzenia to niszczenie mu życia, bo później będzie musiało walczyć z otyłością.

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
avatar ~glos_plebsu
0 / 0

W szkole w której pracuję sklepik sie po prostu zwinął. Zgadnijcie o ile spadło spożycie słodyczy? Tak, WCALE

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
avatar krzepki_alojz
0 / 0

Jak to zmierzyłeś(aś)?

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
avatar ~uczeń
0 / 0

i po naleśnikach...

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
Z zonkil212
0 / 0

zamiast narzekać tu w komentarzach to napiszcie do *tfu* Ewy Kopacz list prywatny bez adresata

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
avatar ~smutne
0 / 0

W ogóle to nazewnictwo to jakaś poważna pomyłka jest xD Niech Ci kretyni powiedzą niedojadającym dzieciom, że jakieś jedzenie jest śmieciowe... ah wait, właśnie się zdradziłem z tym, że prowadzę wrogą Polsce propagandę rosyjską xD Taki mamy "zabawny" kraj

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
M Maxim128
0 / 0

Ten zakaz jest martwy, na każdej dłuższej przerwie wychodzimy z kolegami do Lewiatana na osiedlu i kupujemy te wszystkie "niezdrowe" rzeczy :P

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
avatar Gats
0 / 0

Przetwory z ryb? Czyli paprykarz szczeciński?;)

Odpowiedz Komentuj obrazkiem