Pytanie dlaczego nie pierdyknęli tych bron kilkanaście metrów dalej? Wiadomo że lina może się zerwać, ale przy panice i ucieczce kierowca pewnie by przejechał po kolcach.
Prawda jest taka, że zamachy na wysokiej rangą funkcjonariuszy SS, SD, czy Gestapo bardzo często mijały się z celem. Na miejsce jednego kata wyznaczano kolejnego, bardzo często jeszcze gorszego. Z kolei za wzorowo przeprowadzoną akcję Niemcy w "nagrodę" rozstrzeliwali od kilkunastu do nawet kilkuset osób. Pytanie: czy zabicie takiej ku**y było warte życia tylu rodaków? Odpowiedź jest chyba oczywista.
Chodzi o to, że skala bestialstwa nie ulegała zmniejszeniu. Dziękuję za takie uświadamianie zbrodniarzy, które pociąga za sobą śmierć niewinnych ludzi.
Ashardon słusznie prawi - po zamachu na Protektora Czech i Moraw, Reinharda Heydricha, rozwścieczeni i zaślepieni rządzą zemsty Niemcy nie dość, że dopadli zamachowców (tych, którzy nie zdołali wcześniej popełnić samobójstwa), to jeszcze zrównali z ziemią dwie czeskie wsie: Lezaky i Lidice, wielu mieszkańców rozstrzeliwując na miejscu, a resztę wywożąc do obozów pracy. Czy warto było poświęcić życie tylu ludzi nawet za cenę śmierci Heydricha? Jakoś nie mogę z pełnym przekonaniem odpowiedzieć: tak. Może dlatego, że nie żyłem w tamtych czasach, ale po prostu nie mogę. A u nas było przecież jeszcze gorzej pod tym względem niż w Czechach, bo nasz ruch oporu był bardziej rozbrykany. "Hej, zabijmy Kutscherę!" - tylko te orły nie pomyślały, co się stanie potem. Wyskoczyli, zabili, czmychnęli w las i zadowoleni, zadanie wykonane; tylko potem wkurzeni jak byk Niemcy wyładowywali się na Bogu ducha winnych cywilach. Jasne, z okupantem należało walczyć, ale może innymi środkami, bez narażania ludności cywilnej takimi głupimi akcjami, po których - jak stwierdził już Ashardon - jednego bydlaka zastępowano kolejnym, który często za punkt honoru stawiał sobie krwawe pomszczenie poprzednika.
Ssranie w banie. Zamach się nie udał bo gamoń nie zdążył zamocować liny. Wszystko w temacie.
Pytanie dlaczego nie pierdyknęli tych bron kilkanaście metrów dalej? Wiadomo że lina może się zerwać, ale przy panice i ucieczce kierowca pewnie by przejechał po kolcach.
Prawda jest taka, że zamachy na wysokiej rangą funkcjonariuszy SS, SD, czy Gestapo bardzo często mijały się z celem. Na miejsce jednego kata wyznaczano kolejnego, bardzo często jeszcze gorszego. Z kolei za wzorowo przeprowadzoną akcję Niemcy w "nagrodę" rozstrzeliwali od kilkunastu do nawet kilkuset osób. Pytanie: czy zabicie takiej ku**y było warte życia tylu rodaków? Odpowiedź jest chyba oczywista.
Owszem było, trzeba było zbrodniarzom pokazać, że oni też muszą się bać o własne życie, kolejny na danym stanowisku nie jest już potem taki odważny.
Chodzi o to, że skala bestialstwa nie ulegała zmniejszeniu. Dziękuję za takie uświadamianie zbrodniarzy, które pociąga za sobą śmierć niewinnych ludzi.
Ashardon słusznie prawi - po zamachu na Protektora Czech i Moraw, Reinharda Heydricha, rozwścieczeni i zaślepieni rządzą zemsty Niemcy nie dość, że dopadli zamachowców (tych, którzy nie zdołali wcześniej popełnić samobójstwa), to jeszcze zrównali z ziemią dwie czeskie wsie: Lezaky i Lidice, wielu mieszkańców rozstrzeliwując na miejscu, a resztę wywożąc do obozów pracy. Czy warto było poświęcić życie tylu ludzi nawet za cenę śmierci Heydricha? Jakoś nie mogę z pełnym przekonaniem odpowiedzieć: tak. Może dlatego, że nie żyłem w tamtych czasach, ale po prostu nie mogę. A u nas było przecież jeszcze gorzej pod tym względem niż w Czechach, bo nasz ruch oporu był bardziej rozbrykany. "Hej, zabijmy Kutscherę!" - tylko te orły nie pomyślały, co się stanie potem. Wyskoczyli, zabili, czmychnęli w las i zadowoleni, zadanie wykonane; tylko potem wkurzeni jak byk Niemcy wyładowywali się na Bogu ducha winnych cywilach. Jasne, z okupantem należało walczyć, ale może innymi środkami, bez narażania ludności cywilnej takimi głupimi akcjami, po których - jak stwierdził już Ashardon - jednego bydlaka zastępowano kolejnym, który często za punkt honoru stawiał sobie krwawe pomszczenie poprzednika.