Mnie wkurzają takie bździny w miejscach publicznych (nie mówiąc o zasysaczach) , mimo że sam z kimś "chodzę" (jak ja nie lubię tego określenia), więc łączę się z tą po prawej w bólu i cierpieniu.
Ja tam nie wiem jak w ogóle można chodzić do kina, przecież to beznadziejne i irytujące. Lepiej sobie w spokoju w domu obejrzeć. Ale jeżeli bym poszedł już do tego kina z jakąś parą, to raczej by mi nie przeszkadzała, bo zwracałbym uwagę na film, a nie na nich. Ale jak komuś przeszkadza czyjeś okazywanie miłości/atawistycznych potrzeb... to dlaczego do ch*ja się zgadza na takie wyjście?
Miłość to sprawa prywatna. Ze zwykłych zasad kultury bździny powinny mieć miejsce miedzy dwojgiem kochających się ludzi w intymnym, prywatnym zakątku, a nie w kinowej sali pełnej ludzi. Ok, niech się trzymają za ręce, obejmą się, nawet się cmokną, ale takie "rzygam tęczą" jak na zdjęciu to już przesada.
My wczoraj byliśmy z kolegami w 5-ciu w kinie.
I jeden kolega mógł czuć się jak piąte koło u wozu bo nie pił...
Jednocześnie był nam niezbędny - bo mógł nas zawieźć do domu po seansie i piwku.
Kiedy na tej zasadzie zacząłem krzyczec "zostaw go on jest mój" :D Jakoś będąc z ze znajomymi będącymi ze sobą w związku nigdy nie czułem sie jakimś niepotrzebnym szczepem, zawsze jest wesoło, w sumie nie ważne z kim ;d
Mnie wkurzają takie bździny w miejscach publicznych (nie mówiąc o zasysaczach) , mimo że sam z kimś "chodzę" (jak ja nie lubię tego określenia), więc łączę się z tą po prawej w bólu i cierpieniu.
Ja tam nie wiem jak w ogóle można chodzić do kina, przecież to beznadziejne i irytujące. Lepiej sobie w spokoju w domu obejrzeć. Ale jeżeli bym poszedł już do tego kina z jakąś parą, to raczej by mi nie przeszkadzała, bo zwracałbym uwagę na film, a nie na nich. Ale jak komuś przeszkadza czyjeś okazywanie miłości/atawistycznych potrzeb... to dlaczego do ch*ja się zgadza na takie wyjście?
Miłość to sprawa prywatna. Ze zwykłych zasad kultury bździny powinny mieć miejsce miedzy dwojgiem kochających się ludzi w intymnym, prywatnym zakątku, a nie w kinowej sali pełnej ludzi. Ok, niech się trzymają za ręce, obejmą się, nawet się cmokną, ale takie "rzygam tęczą" jak na zdjęciu to już przesada.
A ten gość jest rudy.
A reszta jest czarna..
My wczoraj byliśmy z kolegami w 5-ciu w kinie.
I jeden kolega mógł czuć się jak piąte koło u wozu bo nie pił...
Jednocześnie był nam niezbędny - bo mógł nas zawieźć do domu po seansie i piwku.
Kiedy na tej zasadzie zacząłem krzyczec "zostaw go on jest mój" :D Jakoś będąc z ze znajomymi będącymi ze sobą w związku nigdy nie czułem sie jakimś niepotrzebnym szczepem, zawsze jest wesoło, w sumie nie ważne z kim ;d
Nie znam! wszyscy moi znajomi są singlami :D
Na szczęście ja nie mam znajomych.