Rodzina to ludzie, z którymi od czasu do czasu szczerzysz się przed obiektywem w nadziei, że w końcu wyleci obiecany wróbel lub, w najlepszym razie, gołąb i bezdusznie wierzysz, że to ostatni raz w tym roku, kiedy wąchasz ciocine perfumy, których nieziemski cug istnieje w twoim umyśle odkąd przestałeś chodzić na baczność pod stołem.
Tylko o dzieci. Dzieci walczące o rodziców - patologia. Rodzice walczący o siebie nawzajem - tylko w pewnym stopniu, jeśli ciągle musisz stawać na uszach żeby mąż/żona Cię nie zostawiła to jest źle. I czemu walczyć o jakiegoś ciotecznego stryja?
Szczęście ma ten, który ma prawdziwą rodzinę, która go zna i wspiera, choćby dwoje rodziców. Niekiedy rodziny są fizycznie pełne, jest ojciec i matka, ale jakoś tego uczucia dziecku brakuje. Pytanie "Jak było w szkole?" i dawanie pieniędzy, aby dziecko robiło co chciało i był spokój, to nie rodzicielstwo.
Rodzina to ludzie, z którymi od czasu do czasu szczerzysz się przed obiektywem w nadziei, że w końcu wyleci obiecany wróbel lub, w najlepszym razie, gołąb i bezdusznie wierzysz, że to ostatni raz w tym roku, kiedy wąchasz ciocine perfumy, których nieziemski cug istnieje w twoim umyśle odkąd przestałeś chodzić na baczność pod stołem.
Współczuję, naprawdę Ci współczuję. Mieć rodzinę to straszna rzecz. Ps. Niech zgadnę - jedyny rudy w rodzinie?
Tylko o dzieci. Dzieci walczące o rodziców - patologia. Rodzice walczący o siebie nawzajem - tylko w pewnym stopniu, jeśli ciągle musisz stawać na uszach żeby mąż/żona Cię nie zostawiła to jest źle. I czemu walczyć o jakiegoś ciotecznego stryja?
Szczęście ma ten, który ma prawdziwą rodzinę, która go zna i wspiera, choćby dwoje rodziców. Niekiedy rodziny są fizycznie pełne, jest ojciec i matka, ale jakoś tego uczucia dziecku brakuje. Pytanie "Jak było w szkole?" i dawanie pieniędzy, aby dziecko robiło co chciało i był spokój, to nie rodzicielstwo.