Jeżeli ktoś przez kilka mięsięcy kontaktuje się wyłącznie z aglojęzycznymi - to mózg działa jak w stanie głupawki i stara się wszystko tłumaczyć w locie na angielski, więc delikwent nie tylko tak mówi ale nawet myśli.... przechodzi to po ok pół roku, po oswojeniu się z używaniem obcego języka, jeżeli wcześniej wróci się do kraju to wyjście z takiego nerwicowego trybu zajmuje ok tygodnia, a przez pierwsze dni słyszane polskie słowa odruchowo staramy rozumieć jakby były po angielsku - straszliwie głupie uczucie.
OdpowiedzKomentuj obrazkiem
Zmodyfikowano
1 raz.
Ostatnia modyfikacja:
20 maja 2017 o 1:17
@BrickOfTheWall idealnie to ująłeś, też przez to przechodziłem. Czytam napisy po polsku, a w głowie próbuje tłumaczyć z angielskiego na polski i nie wiem kompletnie co czytam. W sklepie podchodzę do kasy i hel... dzień dobry. A najgorsze jak znasz nazwy przedmiotów po angielsku, a po naszemu tylko czarna dziura :/. Człowiek ma świadomość, że to straszna wiocha ale wszystko się chrzani i to przy marnej znajomości języka.
@vlodeck haha też tak miałam z tym mimowolnym tłumaczeniem w głowie.. ale tylko na początku. Szyt miałam kiedy próbując zapoznać domowników z polskim kinem puściłam im polski film z napisami... i w pewnym momencie zjaomy się spytał czemu czytam napisy na dole ekranu... :D tragedia....
Jeśli teraz tam mieszka, to co ma powiedzieć? U nich? Jakby powiedział "my Anglicy" to jest to głupie.
Jakoś jak ktoś się przeprowadza z jednej dzielnicy na drugą i powie "U nas postawili nowe latarnie" to nikt się nie rzuca, wtedy jest ok.
To jest ciężka kwestia akurat :) bo ja za granicą mówię 'dom' na dom tu gdzie mieszkam i na dom rodzinny w Polsce zamiennie i to samo robię w Polsce. Bo gdzie jest 'u siebie'? :) Może jak więcej niż połowę życia spędzę za granicą to wtedy dom już będzie tylko za granicą...
W mojej ocenie obraz osoby z demotywatora kimkolwiek by nie była czy postacią realną czy fikcyjną jest mocno przejaskrawiona i przekoloryzowana na potrzeby tego mema. W mojej ocenie to po prostu znowu kogoś żółć zalewa, że ktoś emigrował do innego kraju i zarabia lepsze pieniądze nie "wegetując patriotycznie" w imię jakiś sprzecznych ze zderzeniem z rzeczywistością definicjami.
Bowiem reakcja typowych no wiadomo na wyjazd wielu, którzy przestają być obiektem złośliwych docinek na temat ich słabych zarobków jest mniej więcej taka
żarty zartami ale mieszkając za granicą i posługując się jedynie językiem tego kraju tak bywa, że pierwsze do głowy później przychodzą obce słowa niż rodzime... pomijając że nie każde słowo czy fraza ma odpowiednik w j polskim. No i pisząc o angielskim... jest o wiele prostszy od polskiego. Kiedyś się śmiałam, dzisiaj,mieszkam za granicą i w Polsce spędzam średnio 7 dni w roku...
@mooz hehe to pewnie też zależy od umiejętności i chęci :) Ja od kiedy wyjechałam to nie mam w domu polskiej telewizji i nie mówię po polsku ani w domu ani w pracy i już po paru miesiącach się zacinałam szukając polskich słowek albo robiłam błędy typu mówię 'domownik' mając na myśli 'domator', takie głupoty... które zazwyczaj przechodzą po kilku dniach spędzonych w Polsce (akurat jak trzeba wyjeżdzać)... No co innego to 'polaczki', którzy w Anglii nie mówią po angielsku a w Polsce nie mówią po polsku. Dysonans poznawczy haha.
Sam mieszkam w Anglii już prawie dwa lata, wciąż mówię bardzo dobrze po polsku.
Ale niestety jednak mieszkanie w Anglii dało się we znaki, bo czasem nawet rozmawiając z polskimi znajomymi zdarza mi się wtrącić angielskiego słówko.
pfff, nie wiem kto robi te demoty ale chyba jakies dzieciaki po 15 lat a w szczegulnosci tego demota zrobil jakis pajac. jakos mieszkam 2 lata w angli i nie poznalem jeszcze zadnego polaka ktory by sie wypowiadal tak jak jest tu opisane,
nie, no jaki nub mowi male zakupy zamiast szoping?? pocwicz
1/3 imigrantow nie ma tak bardzo zaawansowanego jezyka angielskiego :D
@tomkosz tak samo jak 4/5 Polaków a 9/10 emigrujących :D
Jeżeli ktoś przez kilka mięsięcy kontaktuje się wyłącznie z aglojęzycznymi - to mózg działa jak w stanie głupawki i stara się wszystko tłumaczyć w locie na angielski, więc delikwent nie tylko tak mówi ale nawet myśli.... przechodzi to po ok pół roku, po oswojeniu się z używaniem obcego języka, jeżeli wcześniej wróci się do kraju to wyjście z takiego nerwicowego trybu zajmuje ok tygodnia, a przez pierwsze dni słyszane polskie słowa odruchowo staramy rozumieć jakby były po angielsku - straszliwie głupie uczucie.
Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 20 maja 2017 o 1:17
@BrickOfTheWall idealnie to ująłeś, też przez to przechodziłem. Czytam napisy po polsku, a w głowie próbuje tłumaczyć z angielskiego na polski i nie wiem kompletnie co czytam. W sklepie podchodzę do kasy i hel... dzień dobry. A najgorsze jak znasz nazwy przedmiotów po angielsku, a po naszemu tylko czarna dziura :/. Człowiek ma świadomość, że to straszna wiocha ale wszystko się chrzani i to przy marnej znajomości języka.
@vlodeck haha też tak miałam z tym mimowolnym tłumaczeniem w głowie.. ale tylko na początku. Szyt miałam kiedy próbując zapoznać domowników z polskim kinem puściłam im polski film z napisami... i w pewnym momencie zjaomy się spytał czemu czytam napisy na dole ekranu... :D tragedia....
bekaaaaa z tego :-) wielki angol po 4 miechach haha
Pojechał w sierpniu, wrócił na boże narodzenie i mówi "U NAS W NORGE", z życia wzięte.
Jeśli teraz tam mieszka, to co ma powiedzieć? U nich? Jakby powiedział "my Anglicy" to jest to głupie.
Jakoś jak ktoś się przeprowadza z jednej dzielnicy na drugą i powie "U nas postawili nowe latarnie" to nikt się nie rzuca, wtedy jest ok.
To jest ciężka kwestia akurat :) bo ja za granicą mówię 'dom' na dom tu gdzie mieszkam i na dom rodzinny w Polsce zamiennie i to samo robię w Polsce. Bo gdzie jest 'u siebie'? :) Może jak więcej niż połowę życia spędzę za granicą to wtedy dom już będzie tylko za granicą...
W mojej ocenie obraz osoby z demotywatora kimkolwiek by nie była czy postacią realną czy fikcyjną jest mocno przejaskrawiona i przekoloryzowana na potrzeby tego mema. W mojej ocenie to po prostu znowu kogoś żółć zalewa, że ktoś emigrował do innego kraju i zarabia lepsze pieniądze nie "wegetując patriotycznie" w imię jakiś sprzecznych ze zderzeniem z rzeczywistością definicjami.
Bowiem reakcja typowych no wiadomo na wyjazd wielu, którzy przestają być obiektem złośliwych docinek na temat ich słabych zarobków jest mniej więcej taka
https://www.wykop.pl/cdn/c3201142/comment_4YhL5Qchqft8u0HGCXY1QhROlVkqunmO.jpg
"Da cyt!" to było nieoczekiwanie zabawne:)
Dzień Rabisza! Świętujmy!
fejk. Polak to mógł wrócić najwyżej po resztę rzeczy lub rodzinę
żarty zartami ale mieszkając za granicą i posługując się jedynie językiem tego kraju tak bywa, że pierwsze do głowy później przychodzą obce słowa niż rodzime... pomijając że nie każde słowo czy fraza ma odpowiednik w j polskim. No i pisząc o angielskim... jest o wiele prostszy od polskiego. Kiedyś się śmiałam, dzisiaj,mieszkam za granicą i w Polsce spędzam średnio 7 dni w roku...
@mooz hehe to pewnie też zależy od umiejętności i chęci :) Ja od kiedy wyjechałam to nie mam w domu polskiej telewizji i nie mówię po polsku ani w domu ani w pracy i już po paru miesiącach się zacinałam szukając polskich słowek albo robiłam błędy typu mówię 'domownik' mając na myśli 'domator', takie głupoty... które zazwyczaj przechodzą po kilku dniach spędzonych w Polsce (akurat jak trzeba wyjeżdzać)... No co innego to 'polaczki', którzy w Anglii nie mówią po angielsku a w Polsce nie mówią po polsku. Dysonans poznawczy haha.
Sam mieszkam w Anglii już prawie dwa lata, wciąż mówię bardzo dobrze po polsku.
Ale niestety jednak mieszkanie w Anglii dało się we znaki, bo czasem nawet rozmawiając z polskimi znajomymi zdarza mi się wtrącić angielskiego słówko.
pfff, nie wiem kto robi te demoty ale chyba jakies dzieciaki po 15 lat a w szczegulnosci tego demota zrobil jakis pajac. jakos mieszkam 2 lata w angli i nie poznalem jeszcze zadnego polaka ktory by sie wypowiadal tak jak jest tu opisane,