Wy tu historyjki wymyślacie, a ja na Wydziale Fizyki Uniwersytetu Warszawskiego autentycznie miałem taki egzamin z 3 pytaniami:
1) jak nazywa się wykładowca tego przedmiotu
2) jaka jest pełna nazwa przedmiotu, z którego jest ten egzamin
3) proste zadanie obliczeniowe
By zaliczyć trzeba było napisać na 2 pytania prawidłowo.
To było w czasach, kiedy większość użytkowników tego portalu to w najlepszym przypadku była w przedszkolu. To były czasy starej matury i trudnych egzaminów na studia. Nie było wtedy punktów ECTS. Studia na Fizyce UW były dość specyficzne, bo tylko przez pierwszy rok student miał narzucony sztywny program wykładów. Na 2 i 3 roku każdy musiał wybierać przedmioty z puli dostępnych (każdy przedmiot miał ustalony termin wykładów i kilka możliwości terminów ćwiczeń), na które się zapisywał. Rozliczał się z nich raz na rok, musząc zaliczyć konkretną ilość godzin (660h jeśli dobrze pamiętam). Jedynym wyjątkiem były przedmioty, które my studenci nazywaliśmy "zapchaj-dziurami", które miały po 30h tylko wykładów. Takich przedmiotów można było zaliczyć tylko 4 w ciągu roku. Mogłeś zdać ich więcej i mieć oceny w indeksie, ale nadmiar nie był brany przy wymogu zaliczenia roku. Jeśli powinęła ci się noga na jednym z głównych przedmiotów, to ratując rok, szło się na egzamin na taką "zapchaj-dziurę". Często nie wiedząc jak wygląda wykładowca, bo nigdy nie było się na żadnym wykładzie. Wykładowcy wiedzieli o tym, bo na zajęciach było parę osób, a na egzaminie pełna aula. Często na planie wykładów taki przedmiot miał skróconą nazwę, to i się nie znało pełnej nazwy przedmiotu. Zatem egzamin, jaki przytoczyłem wyżej, wcale nie był taki prosty dla większości egzaminowanych.
OdpowiedzKomentuj obrazkiem
Zmodyfikowano
1 raz.
Ostatnia modyfikacja:
25 maja 2017 o 23:06
Wchodzi student na egzamin ustny do pokoju wykładowcy i stawia 3 flaszki na stół mówiąc "trzy za 3". Wykładowca bierze dwie i powiedział "dwie za 2" :) Stare ale fajne.
Tamten portal umarł już tak dawno że chyba wszyscy znają tę teksty. Dziesiątka była nawet na maturze z angielskiego w tym roku.
@Admiral1
A CZEŚĆ NAWET KOŃCZY GIMNAZJUM
Kolejny zestaw pięknych bajek, baśni i legend...
#9 "owy zeszyt" serio? Kto to pisał?
Wy tu historyjki wymyślacie, a ja na Wydziale Fizyki Uniwersytetu Warszawskiego autentycznie miałem taki egzamin z 3 pytaniami:
1) jak nazywa się wykładowca tego przedmiotu
2) jaka jest pełna nazwa przedmiotu, z którego jest ten egzamin
3) proste zadanie obliczeniowe
By zaliczyć trzeba było napisać na 2 pytania prawidłowo.
@hyhyhy262
Nie wiesz, a komentujesz.
To było w czasach, kiedy większość użytkowników tego portalu to w najlepszym przypadku była w przedszkolu. To były czasy starej matury i trudnych egzaminów na studia. Nie było wtedy punktów ECTS. Studia na Fizyce UW były dość specyficzne, bo tylko przez pierwszy rok student miał narzucony sztywny program wykładów. Na 2 i 3 roku każdy musiał wybierać przedmioty z puli dostępnych (każdy przedmiot miał ustalony termin wykładów i kilka możliwości terminów ćwiczeń), na które się zapisywał. Rozliczał się z nich raz na rok, musząc zaliczyć konkretną ilość godzin (660h jeśli dobrze pamiętam). Jedynym wyjątkiem były przedmioty, które my studenci nazywaliśmy "zapchaj-dziurami", które miały po 30h tylko wykładów. Takich przedmiotów można było zaliczyć tylko 4 w ciągu roku. Mogłeś zdać ich więcej i mieć oceny w indeksie, ale nadmiar nie był brany przy wymogu zaliczenia roku. Jeśli powinęła ci się noga na jednym z głównych przedmiotów, to ratując rok, szło się na egzamin na taką "zapchaj-dziurę". Często nie wiedząc jak wygląda wykładowca, bo nigdy nie było się na żadnym wykładzie. Wykładowcy wiedzieli o tym, bo na zajęciach było parę osób, a na egzaminie pełna aula. Często na planie wykładów taki przedmiot miał skróconą nazwę, to i się nie znało pełnej nazwy przedmiotu. Zatem egzamin, jaki przytoczyłem wyżej, wcale nie był taki prosty dla większości egzaminowanych.
Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 25 maja 2017 o 23:06
Wchodzi student na egzamin ustny do pokoju wykładowcy i stawia 3 flaszki na stół mówiąc "trzy za 3". Wykładowca bierze dwie i powiedział "dwie za 2" :) Stare ale fajne.
Jakieś czerstwe te rodzynki...
Nie jestem na 100% pewny, ale wydaję mi się, że VFR to model Hondy, nie Suzuki.
"Z racji swojego zawodu często dzwonił mu telefon". To niby pisał student, tak? Pora umierać.