Matematyka może być przyjemna i dawać radość pod jednym, bardzo ważnym, warunkiem. Tym warunkiem jest odpowiedni pedagog, a tych, jak na lekarstwo.
Druga rzecz - program nauczania w szkole podstawowej i liceum/technikum. Suchy i niestrawny. Starający się za wszelką cenę wmówić uczniom, że matematyka to tylko liczby i nic więcej.
Trzecia rzecz - polibuda i tamtejsi "profesorowie". Kto skończył, ten wie, że nic tak nie zohydzi człowiekowi matmy, jak niereformowalny, 70-letni "profesor", który sam nie za bardzo rozumie to, co wykłada.
A ja się czegoś nowego wczoraj nauczyłam. Jak się ktoś zapyta, ile to jest 7% z 50, to ciężko to w głowie policzyć (przynajmniej mnie). Okazuje się jednak, że można to działanie przestawić, bo 7% z 50 = 50% z 7. Czyli 3,5.
Matematyka może być przyjemna i dawać radość pod jednym, bardzo ważnym, warunkiem. Tym warunkiem jest odpowiedni pedagog, a tych, jak na lekarstwo.
Druga rzecz - program nauczania w szkole podstawowej i liceum/technikum. Suchy i niestrawny. Starający się za wszelką cenę wmówić uczniom, że matematyka to tylko liczby i nic więcej.
Trzecia rzecz - polibuda i tamtejsi "profesorowie". Kto skończył, ten wie, że nic tak nie zohydzi człowiekowi matmy, jak niereformowalny, 70-letni "profesor", który sam nie za bardzo rozumie to, co wykłada.
Matematyka może być fajna, o ile nauczyciel jest w stanie uargumentować użyteczność teorii w praktyce.
Matematyka oczywiście może być przyjemna i dawać radość. ALE NIE JEST!!!
A ja się czegoś nowego wczoraj nauczyłam. Jak się ktoś zapyta, ile to jest 7% z 50, to ciężko to w głowie policzyć (przynajmniej mnie). Okazuje się jednak, że można to działanie przestawić, bo 7% z 50 = 50% z 7. Czyli 3,5.
W mojej szkole ja organizuję dzień matematyki (jestem uczniem i robię to bez przymusu). A czy u was świętuje się Dzień Matematyki?