Demotywatory.pl

Pokaż panel
Szukaj

Komentarze ⬇⬇


Komentarze


Dodaj nowy komentarz Zamknij Dodaj obrazek
avatar inamorata90
+7 / 17

I bardzo dobrze, przynajmniej pokazuje historię a nie epatowanie seksem.

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
V vlodeck
+4 / 4

@inamorata90 heh, dobre ;)

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
P Prally
0 / 2

@inamorata90 Poza tym że prawdopodobnie zniesławili Dyatlova.

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
Q Quant
-1 / 3

@Prally - Diatłow został prawomocnie skazany na 10 lat pudła, więc pokazując jego niekompetencję i winę doprowadzenia do katastrofy, nikt nie dopuszcza się zniesławienia.

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
J justnoonee
+3 / 3

@inamorata90 z tym pokazywaniem historii to lekka przesada. To serial fabularyzowany, a w dodatku cementuje "miejskie legendy" o "moście śmierci", przekłamuje chronologię (katastrofa śmigłowca nastąpiła w sierpniu 1986, nie kilka dni po wypadku). Górników z Tuły nikt nie zaganiał z bronią do roboty, a samo drążenie tunelu przebiegało w większości maszynowo. Drobne nieścisłości i uproszczenia można wybaczyć, bo to jednak nie jest dokument (a i te przecież zawierają błędy).

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
P Prally
+1 / 1

@Quant
Istnieją różne raporty INSAG o sprzecznych konkluzjach.

Wiele wskazuje na to, że z Dyatlova zrobiono po prostu kozła ofiarnego żeby kryć wyższe szczeble, a w serialu zrobiono z niego wypierającego rzeczywistość idiotę, co nie znajduje poparcia w faktach.

Krótko przed wybuchem, Dyatlov spodziewał się że może dojść do stopienia rdzenia i próbował wygasić reakcję opuszczając wszystkie pręty kontrolne. Dodajmy że cały podczas testu utrzymywał w reaktorze ilość prętów powyżej teoretycznie bezpiecznego minimum. Nie wiedział tylko jak bardzo spyerdolone były zarówno projekt reaktora tego typu i że jeszcze spyerdolono wykonanie tego egzemplarza, więc wszystkie wyliczenia bezpiecznej ilości prętów były ..uja warte.

Nie mógł też wiedzieć że jak reakcja gwałtownie przyspieszyła, to było już po ptakach bo reaktor był tak źle zaprojektowany że opuszczenie prętów chwilowo przyspieszało reakcję zamiast ją spowalniać!
Wtedy doszło do wybuchu, Dyatlov zdał sobie sprawę po zniknięciu odczytów że doszło co najmniej do stopienia rdzenia i poszedł dokonać inspekcji w budynku reaktora, w trakcie której dostał taką dawkę promieniowania że miał tylko 50% szans na przeżycie.
Po powrocie z inspekcji, kazał wyłączyć pompy wody chłodzącej reaktor, co jasno wskazuje że zdawał sobie sprawę iż reaktor przestał istnieć.
Ewentualne błędy jakie popełnił później, wynikały z tego że nie miał jasnego pomysłu co robić, bo nie istniała żadna procedura na wypadek wybuchu reaktora, poza tym należy domniemywać że z powodu zbombardowania mózgu silną dawką promieniowania, jego zdolności poznawcze zostały przynajmniej czasowo upośledzone.

Odpowiedz Komentuj obrazkiem

Zmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 16 czerwca 2019 o 0:40

Q Quant
+1 / 1

@Prally - nie wiem skąd czerpiesz te informacje, ale ja tę historię znam z co najmniej kilku źródeł i we wszystkich przewijają się zeznania członków załogi elektrowni, które są zgodne co do tego, że Diatłow NIE CHCIAŁ wywoływać procedury AZ-5 (czyli awaryjnego opuszczenia wszystkich prętów kontrolnych w celu wygaszenia reaktora). Procedurę wywołał - zgodnie z regulaminem - Akimov widząc gwałtowny wzrost temperatury rdzenia reaktora. W trakcie procesu Diatłow zeznał, że wiedział o tym jak zbudowane były pręty kontrolne. To znaczy wiedział, że pręty nie są w całości wykonane z boru, tylko posiadają również grafitowe końcówki ślizgowe. Dlatego domyślał się, że przy bardzo mocno przekroczonej temperaturze rdzenia, prętów tych lepiej nie opuszczać, bo grafit jako silny moderator zwiększy prędkość reakcji zanim zadziała hamujący reaktywność bor. I miał rację, bo tak właśnie doszło do katastrofy. Wbrew temu, co pokazano w serialu, przed wciśnięciem przez Akimova przycisku aktywującego procedurę AZ-5, nie było jeszcze za późno na uniknięcie katastrofy. Wystarczyło ponownie uruchomić pompy wody (które wyłączono w ramach testu) i reaktywność by zaczęła spadać (zadziałałoby "zatrucie ksenonowe", które hamuje reakcję - wystarczyło obniżyć temperaturę przepływem wody). Podsumowując, Diatłow wiedział co robi, wiedział, że ekstremalnie ryzykuje nakazując zwiększać moc reaktora pomimo, że wcześniej moc ta spadła do 30 MW (po zmniejszeniu mocy poniżej 200 MW, reaktor tego typu należy wyłączyć i odczekać 24 h, aby nagromadzony ksenon zdążył się rozłożyć). Diatłow jednak miał w dupie regulamin i bezpieczeństwo, bo myślał o awansie, do którego potrzebował zaliczenia testu. Z kolei wiedzą o skutkach procedury AZ-5 w takich warunkach, z nikim się nie podzielił. Budowa prętów kontrolnych była tajna, więc poza Diatłowem, który ją poznał z uwagi na zajmowane wysokie stanowisko, nikt obecny w dyspozytorni nie miał pojęcia, że pręty zawierają grafit. Jak jednak wykazało śledztwo i proces, Diatłow był skrajnie zadufanym w sobie megalomanem i bufonem. Nikomu niczego nie tłumaczył, tylko wydawał rozkazy. Dlatego Akimov nie mógł wiedzieć, że wywołując AZ-5 przegrzeje reaktor. Podsumowując, wina Diatłowa nie budzi najmniejszej wątpliwości. Oczywiście to nie oznacza, że samo państwo sowieckie nie było tu współwinne. Niewątpliwie było, bo w pogoni za paranoiczną tajnością nie przekazano załodze kompletnej dokumentacji reaktora, a na wiele działań niebezpiecznych, programowo przymykano oko (najpierw wykonanie planu, później bezpieczeństwo - to była dewiza obowiązująca w całym ZSRR). Diatłow jednak mógł zapobiec katastrofie bo wiedział więcej, niż inni obecni. Nie zapobiegł, bo go zaślepiało przekonanie o własnej nieomylności i za bardzo śpieszył się do awansu.

Odpowiedz Komentuj obrazkiem

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 16 czerwca 2019 o 23:49

Q Quant
0 / 0

@justnoonee - dorzuciłbym jeszcze kilka innych przeinaczeń, ale to, które mnie naprawdę powaliło to dyskusja naukowców z Gorbaczowem i innymi partyjnymi ważniakami, podczas której naukowcy ostrzegają, że jak lawa ze stopionego rdzenia reaktora, wpadnie do zbiorników rozbryzgowych pod reaktorem, to dojdzie do wybuchu o mocy szacowanej na 2 do 4 megaton, który unicestwi wszystko w promieniu 30 kilometrów. Ja rozumiem dramatyzm, ale to jest taka kosmiczna bzdura, że aż zęby bolą. Swoją drogą, pomimo tego, serial i tak jest wyśmienity.

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
avatar wic1
+11 / 11

Mogli bardziej rozbudować. Nie mówię o tasiemcu jak gra o tron ale np okrojenie sztabu pomocniczego naukowców do jednej osoby (tej babki z filmu) w nieco okraja realia.

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
Q Quant
+2 / 2

@wic1 - komisja naukowa, której szefował główny bohater serialu profesor Legasow, liczyła kilkadziesiąt osób. Aby ich uwzględnić w serialu w sposób realistyczny, potrzebny byłby cały nowy sezon na same dialogi. Ale zgadzam się, że okrojenie całego wsparcia naukowego Legasowa do jednej osoby, było przesadą. Potęguje to co prawda atmosferę niekompetencji w ZSRR, ale jednak mocno upraszcza całą historię. W rzeczywistości Legasow codziennie odbywał ze swoimi ludźmi "burzę mózgów" (sam wszystkiego nie mógł wymyślić jak pokazuje to serial). Poza tym miał mnóstwo problemów natury personalnej (nie z każdym z zespołu się dogadywał, a niektórzy na niego donosili). W filmie nie pokazano również gehenny, jaką przeszli ci ludzie przekonując władze ZSRR do koniecznych działań. W serialu pokazano to w sposób bardzo korzystny dla ZSRR, bo władze natychmiast robią to, co Legasow i Szczerbina chcą. Rzeczywistość była znacznie bardziej ponura. Oni musieli walczyć o każdego rubla wydawanego na likwidację skutków katastrofy, bezustannie potykać się z partyjnym betonem, ciągle tłumaczyć partyjnym kacykom dlaczego to czy tamto jest konieczne i znosić szykany. A i tak wszystkiego nie dostawali. To była taka droga przez mękę, że po zakończeniu całej operacji, Legasow był psychicznym wrakiem, co zresztą doprowadziło go do samobójstwa. W serialu pokazano to inaczej.

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
A aKasia69
-1 / 1

Fascynujące, wytykać błędy w serialu dramatycznym a nie dokumentalnym...

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
Q Quant
0 / 2

@aKasia69 - a żebyś wiedział, że fascynujące. Oczywiście w przypadku durnych blockbusterów nie ma to sensu, ale w przypadku dobrych filmów opartych na faktach, już warto. "Chernobyl" jest bardzo dobrym serialem, świetnie osadzonym w realiach czasu i miejsca, w zdecydowanej większości epizodów wiernym faktom historycznym. I właśnie dlatego, że jest to taki dobry film, wyszukiwanie niezgodności z faktami jest tak ciekawe i o tyle trudne, że aby przyłapać twórców na błędach czy przeinaczeniach, trzeba najpierw dobrze znać prawdziwą historię. Natomiast wymiana takich spostrzeżeń z innymi fascynatami, pozwala wzbogacić swoją wiedzę o tej prawdziwej historii. Poza tym to jest zwyczajnie ciekawe. Jedni ludzie oglądają filmy w sposób bezrefleksyjny - ot, obejrzeć i zapomnieć. Ale są również tacy, którzy lubią pomyśleć o tym, co obejrzeli. Jeżeli należysz do tej pierwszej grupy, to szanuję Twój wybór, ale sam wolę zaliczać się do tej drugiej.

Odpowiedz Komentuj obrazkiem