U nas to było niemożliwe. Nauczyciele poza ocenami w dzienniku prowadzili też własny zeszyt z ocenami ze swojego przedmiotu, którego nie zostawiali w szkole, tylko nosili ze sobą do domu. Teraz pewnie by to nie przeszło, przez różne przepisy o ochronie danych osobowych, ale kiedyś to była skuteczna metoda, żeby powstrzymać oszustów.
Po latach ściąganie i takie oszustwa się mszczą. Właśnie dlatego polska jest jaka jest. Tu panuje moralność Kalego. jak Kali ukraść to dobrze jak Kalemu to źle.
To weryfikowalo na ile było się wytrwalym i bezwzględnym w swoich zeznaniach :)
A jak straszyli że policja, że dokumenty....
Koniec końców tak i tak zakablowalem kto dopisał gdyż widziałem :D
Dopisywać sobie oceny to raczej za bardzo się nie dało bo czemu ktoś by miał mieć więcej ocen niż inni, miało to małe szanse chyba że całej klasie. Przy nauczycielach o specyficznym charakterze pisma można było niby przerobić 3 na 5.
Ale najbezpieczniejsza była prosta zamiana minusa na plus i np z 3- było 3+, tak samo proste było wpisanie sobie obecności bo to tylko jedna kreska czy plus
Z czym do ludzi! Może w podstawówce to wywoływało adrenalinę. W technikum podwyższone ciśnienie to mieli ci, co ukradli dziennik i spalili w ognisku bo groziło im kiblowanie.Cała klasa miała ciepło;-)
Pamiętam z ogólniaka, był taki przypadek, że nauczyciel to zauważył (na fizyce):
"Mariusz, ty masz czwórkę???? jeszcze wczoraj jej tutaj nie było... ty nawet na tróję nie za bardzo czaisz... Ale, Mariuszku, zrobimy tak - ja tego nie zgłoszę.... ale ty na tę czwórkę BĘDZIESZ UMIAŁ"
Do końca roku, każda lekcja zaczynała się od tego, że Mariuszek maszerował pod tablicę i przez 5-10 minut był przesłuchiwany a na koniec lekcji dostawał indywidualną pracę domową...
W następnej klasie zmienił się nauczyciel z fizyki a Mariuszek na pierwszy semestr miał 5.
:-D
Adrenalina... Ciekawa nazwa dla oszustwa.
Adrenalina. Phi. Coś słabe miałeś przeżycia, w dodatku oszukując.
ile razy było coś takiego
U nas to było niemożliwe. Nauczyciele poza ocenami w dzienniku prowadzili też własny zeszyt z ocenami ze swojego przedmiotu, którego nie zostawiali w szkole, tylko nosili ze sobą do domu. Teraz pewnie by to nie przeszło, przez różne przepisy o ochronie danych osobowych, ale kiedyś to była skuteczna metoda, żeby powstrzymać oszustów.
@K64 Teraz też niektórzy mają takie zeszyty
Po latach ściąganie i takie oszustwa się mszczą. Właśnie dlatego polska jest jaka jest. Tu panuje moralność Kalego. jak Kali ukraść to dobrze jak Kalemu to źle.
I najgorsze jak już dotarło że nie ma odwrotu:)
To weryfikowalo na ile było się wytrwalym i bezwzględnym w swoich zeznaniach :)
A jak straszyli że policja, że dokumenty....
Koniec końców tak i tak zakablowalem kto dopisał gdyż widziałem :D
Oj robiło sie w szkole różne głupoty, dopisywanie ocen nawet w pierwszej 10 by się nie znalazło ^^
Dziecko... Poucz się, zamiast siedzieć na demotach i chwalić porażkami, a może po kilku latach będziesz smakował zupełnie inny rodzaj adrenaliny.
Pamiętam jak ci słabo uczący się dopisywali lub zmieniali oceny i nic im to nie dawało bo nauczyciel głupi nie był miał kopię.
teraz jest też dziennik elektroniczny...więc nie poszalejesz
Dopisywać sobie oceny to raczej za bardzo się nie dało bo czemu ktoś by miał mieć więcej ocen niż inni, miało to małe szanse chyba że całej klasie. Przy nauczycielach o specyficznym charakterze pisma można było niby przerobić 3 na 5.
Ale najbezpieczniejsza była prosta zamiana minusa na plus i np z 3- było 3+, tak samo proste było wpisanie sobie obecności bo to tylko jedna kreska czy plus
Z czym do ludzi! Może w podstawówce to wywoływało adrenalinę. W technikum podwyższone ciśnienie to mieli ci, co ukradli dziennik i spalili w ognisku bo groziło im kiblowanie.Cała klasa miała ciepło;-)
Pamiętam z ogólniaka, był taki przypadek, że nauczyciel to zauważył (na fizyce):
"Mariusz, ty masz czwórkę???? jeszcze wczoraj jej tutaj nie było... ty nawet na tróję nie za bardzo czaisz... Ale, Mariuszku, zrobimy tak - ja tego nie zgłoszę.... ale ty na tę czwórkę BĘDZIESZ UMIAŁ"
Do końca roku, każda lekcja zaczynała się od tego, że Mariuszek maszerował pod tablicę i przez 5-10 minut był przesłuchiwany a na koniec lekcji dostawał indywidualną pracę domową...
W następnej klasie zmienił się nauczyciel z fizyki a Mariuszek na pierwszy semestr miał 5.
:-D