Niezrównana sława tej pracy częściowo polega na tym, że została skradziona przez pracownika Luwru w 1911 roku. Kradzieży obrazu dokonał Vincenzo Peruggia, który ukrył się w niedzielę 20 sierpnia w muzeum. Rankiem 21 sierpnia Peruggia wyszedł z ukrycia i przebrał się w biały fartuch noszony przez pracowników Luwru. Następnie złodziej wszedł do pustego pomieszczenia, w którym eksponowana była Mona Lisa i przeniósł obraz do nieużywanej klatki schodowej. Peruggia wyjął obraz z ramy, a płótno ukrył pod fartuchem. Obraz wyniósł przez bramę w momencie, gdy pracujący w niej strażnik opuścił swój posterunek.
Vincenzo Peruggia ukrywał obraz w Paryżu przez dwa lata, po czym przewiózł go do Włoch. Tam ukrywał Mona Lisę w swoim florenckim mieszkaniu. Peruggia został złapany, gdy skontaktował się z właścicielem miejscowej galerii sztuki Alfredo Gerim. Zeznania Geriego i Peruggii są w tym miejscu rozbieżne, ale wynika z nich, że złodziej oczekiwał nagrody za „zwrócenie obrazu ojczyźnie”. Obecnie motyw “patriotyzmu” jest podważany i powszechnie uważa się, że Peruggia nie chciał podarować obrazu któremuś z włoskich muzeów, ale zarobić na jego sprzedaży
Oryginalna Mona Lisa znajduje się w Luwrze, jednak druga – bliźniaczo podobna – eksponowana jest w madryckim muzeum Prado. To prawdopodobnie dzieło jednego z uczniów Leonarda. Połączenie obu obrazów tworzy interesujący efekt 3D – można powiedzieć, że to pierwszy w historii malarstwa trójwymiarowy obraz – a warto przypomnieć, że dzieło powstało na samym początku XVI wieku
Mona Lisa i jej tajemniczy uśmiech od pięciuset lat stanowi zagadkę, której nie mogą rozwiązać ani naukowcy, ani artyści. Niektórzy twierdzą, że jej usta wcale uśmiechnięte nie są, a sekret tkwi w oczach i zastosowanych przez malarza przeróżnych “sztuczkach”, powodujących złudzenia optyczne. W XVI wieku w ogóle nie malowano ludzi uśmiechniętych “od ucha do ucha”, a damy się nie uśmiechały na portretach.
Według innej teorii DaVinci miał zadbać o dobry nastrój pozującej do obrazu damy. Podobno wynajął on sześciu muzyków grających na żywo. Aktorzy czytali poezję, a po pomieszczeniu przechadzał się… biały kot
Hugh Blaker kolekcjoner sztuki odkrył w 1913 roku obraz łudząco przypominający słynną Mona Lisę. Dzieło znajdowało się w miejscowości Bath na południowym zachodzie Anglii w domu pewnego arystokraty, którego rodzina była w jego posiadaniu od prawie stu lat. Blaker doszedł do wniosku, że da Vinci musiał namalować dwa portrety Lisy Gherardini – kolekcjoner odkupił obraz i zabrał go do swojego domu w Isleworth na przedmieściach Londynu, skąd wzięła się jego obecna nazwa.
Zwolennicy autentyczności Mony Lisy z Isleworth uważają, że jest ona niedokończonym dziełem Leonarda i stanowi pierwowzór późniejszego. Wielu badaczy i historyków sztuki odrzucało jednak hipotezę, według której to Da Vinci miał namalować dwa obrazy Lisy Gherardini.
Szczegółowe badania dowiodły, że płótno na ktorym powstała Mona Lisa z Isleworth pochodzi z lat 1410-1455 – teoretycznie wyklucza to zatem, że autorem był Leonardo, który urodził się w 1452 roku. Teoretycznie bo…. możliwe że Da Vinci wykorzystał do pracy …stare płótno. Przebadano również farby, którymi namalowana została Mona Lisa z Isleworth – okazało się, że pochodzą one z jego czasów.
Analiza kolorów oraz przebieg światłocieni dowiodły, że są one niemal identyczne jak na obrazie z Luwru. Alfonso Rubino, znawca technik Leonarda, na podstawie charakterystycznej dla niego geometrii oraz analizie pociągnięć pędzla wykazał, że oba dzieła wyszły spod jego ręki. Mimo to, z uwagi na brak jednoznacznych dowodów co do autorstwa Mona Lisy z Isleworth jej autentyczność wciąż jest dyskusyjna
Mona Lajza, k* mać! Chyba dla tych, co gnoczczaj popijają kapukaijnou!
Na całym świecie są cztery oryginalne obrazy Mona Lisa. Z tego w USA jest ich dziesięć.
Dobre.
"Pozostaje tajemnicą, dlaczego właśnie ją wybrał wielki artysta"
Podejrzewam, że to ona wybrała, mniej lub bardziej świadomie, bo chciała mieć portret. Po prostu. Artyści, jak wielcy by nie byli, musieli się z czegoś utrzymywać w warunkach wolnego rynku, bo ich obrazy stawały się bezcenne raczej już nie za ich życia. Chodziło się do nich jak do fotografa.