Absolwenci sprzed lat wciąż nie mogą zrozumieć tych absurdalnych zasad, jakie obowiązywały w ich szkołach
(14 obrazków)
Na terenie kampusu zakazano wszelkich plecaków/toreb. Oczekiwano, że studenci będą nosić w rękach wszystko, czego potrzebują. Było to szczególnie trudne, jeśli twoja szafka mieściła się akurat gdzieś na uboczu
Chodziliśmy do szkoły w czasie, kiedy nagle zaczęto mieć bzika na punkcie BHP. Wprowadzono więc zasadę „zero kontaktu pod żadnym pozorem”, czyli zakaz dotykania drugiej osoby. Mieliśmy wtedy jakieś 6 czy 7 lat
„Jeśli nie widzieliśmy, że to się stało, to się nie stało” — ta zasada tylko wyszkoliła dręczycieli, którzy zaczęli dobrze kontrolować swój głos i obserwowali otoczenie, unikając robienia złych rzeczy w zasięgu wzroku nauczyciela. Oznaczało to, że jeśli kiedykolwiek znalazłeś się poza polem widzenia opiekuna, nadal byłeś narażony na znęcanie się, a jeśli próbowałeś zgłosić przewinienia, których nauczyciele nie widzieli, traktowali cię, jakbyś plótł bzdury
W mojej szkole podstawowej mieliśmy niezwykle długie stoły z przymocowanymi do nich taboretami. Ilekroć klasa była zbyt głośna podczas obiadu, za karę musieliśmy siedzieć wszyscy osobno. Nawet w wieku 7 lat zastanawiałam się, czy siedząc daleko od siebie, nie będziemy musieli po prostu mówić jeszcze głośniej
Jeśli zostałeś przyłapany na rozmowie lub nawet na śpiewaniu, musiałeś usiąść sam na składanym krześle bez stołu
W pierwszej klasie miałem kłopoty, ponieważ pozwoliłem płaczącemu koledze z klasy stanąć przede mną w kolejce do fontanny z wodą. Byłem ostatnią osobą w kolejce
Szkoła podstawowa do której chodziłam miała parter i piętro. Na obu poziomach były sale lekcyjne i toalety. Ale na piętrze można było przebywać tylko w trakcie lekcji. Na każdej przerwie uczniowie musieli schodzić na parter, bo przebywanie na piętrze było zakazane.
Nie wiem czy to pasuje, ale u mnie w szkole chcieli rozwiązać problem palenia w ubikacjach. Więc wpadli na pomysł by zakupić czujniki dymu. Były to czujniki zasiane z kontaktu w łazienkach....
Co do tego papieru toaletowego, dorabiałem sobie kiedyś jako sprzątacz w liceum. W toaletach zawsze zostawiałem po jednej zapasowej rolce na kabinę w widocznym miejscu, a jak nie szanowali mojej pracy to zabierałem cały papier z toalety. Zgadnijcie gdzie częściej nie było papieru.
w mojej szkole był zakaz siadania na parapetach. pod oknami wzdłuż łącznika były szerokie, metalowe parapety, a pod nimi kaloryfery, więc w chłodniejszym okresie było to idealne siedzisko, no ale cóz, dyrektor surowo zabraniał. co to komu szkodziło, nie wiem. sama raz dostałam od pana dyrektora klapsa, bo mnie przyłapał akurat wtedy, gdy schodziłam z parapetu
@Suzzzi86 Miałam podobny zakaz w szkole. Zrozumiałam logikę, gdy w jednej z sal... wypadło okno. Akurat na pustą ławkę.
Po tym jak zrobiłam sobie pewną fryzurę pojawił się zakaz noszenia fryzur nawiązujących do subkultur. Nie chodziło o to. Po prostu mam tak gęste włosy, że jedyną szansą na ich ogarnięcie jest wygolenie części głowy (tak, jestem kobietą, noszę tą fryzurę do dziś - bo jest cholernie wygodna!)
@Suzzzi86 u mnie w podstawówce też się siadało na parapetach. Były takie ala z marmuru. Wygodnie tam się siedziało i zawsze dostawało opiernicz. Drugim miejscem był mała przebieralnia sali gimnastycznej. Po cicho chodziło się tam. Ile razy dostaliśmy szmatą od pani sprzątającej.
U mnie w szkole podstawowej nauczycielki pilnowały by w czasie przerwy nikt nie chodził do kibla.
A w czasie lekcji kiedy ktoś chciał wyjść się wysikać miały pretensje bo przecież "od tego jest przerwa".
Mnie i moich dwóch kolegów, jakoś w 2-3 klasie, zainteresował wiersz Dżabbersmok (Jabberwocky), bo się pojawił gdzieś w TV. Udaliśmy się więc do biblioteki, żeby wypożyczyć "Po drugiej stronie lustra" i porządnie go sobie spisać. Odmówiono nam dostępu do książki, uzasadniając, że "to nie jest nasza lektura".
Jeszcze raz, żeby to dobrze wybrzmiało: trzech patusów, być może jedyny raz w swoim życiu, z własnej potrzeby udało się do biblioteki i zapragnęło książki. Nie porno, nie Marksa, nie Mein Kampf, tylko normalnej, prawilnej, z fragmentem o ciekawych walorach językowych. I zostali pogonieni.
W bibliotece w liceum nie można było samodzielnie wybrać sobie książki - trzeba było powiedzieć bibliotekarce, co dokładnie chcesz wypożyczyć, mimo że nie miałeś dostępu do żadnego katalogu, żeby sprawdzić, co właściwie jest dostępne. Dotyczyło to wszystkich książek, nie tylko lektur.
W gimnazjum w szatniach nie było żarówek, rzekomo ze względu na kradzieże owych żarówek. Szatnie znajdowały się w piwnicy bez okien.
W podstawówce mieliśmy stare szafki ze sklejki. Nie wolno było używać własnych kłódeczek, mimo że szafki miały przewidziane na nie uchwyty. Dlaczego? Wyjaśnienie dyrektorki: "Przecież w tej szkole nikt nie kradnie". Kradli. Nawet stare trampki.
W przedszkolu mieliśmy całą półkę nowiuteńkich zabawek, którymi... nie wolno było się bawić, żeby się nie niszczyły i dywan, który był zawsze zwinięty, żeby się nie brudził.
#2 - niestety, ale niektórzy takie myślenie mają do dnia dzisiejszego. Np. Prezydent Poznania, Pan Jaśkowiak, wychodzi z założenia, że jak zmniejszy przepustowość ulic i liczbę pasów, to zlikwiduje korki, a jak zmniejszy ilość miejsc parkingowych, to zmniejszy ilość pojazdów, które chcą zaparkować na noc pod domem ....
W karty nie wolno było grać, bo hazard, choć graliśmy dla rozrywki, nie o fanty czy dobra.
Spiąłem się z dyrektorką o to, co, być może, kosztowało mnie oceny na maturze.
W moim liceum był zakaz wychodzenia na przerwach do sklepów. Na przeciwko szkoły były spożywcze sklepy, do których czasami się wychodziło. Na 2 lub 3 roku mojej bytności tam, zakazano wychodzenia. Dobrze, ze był sklepik szkolny. Tylko że nie sprzedawano w nim lodów, a najczęściej po to wychodziliśmy.
No i dla mnie absurdem jest to, że pełnoletni uczniowie musza mieć usprawiedliwienia od rodziców.
Szkoła podstawowa do której chodziłam miała parter i piętro. Na obu poziomach były sale lekcyjne i toalety. Ale na piętrze można było przebywać tylko w trakcie lekcji. Na każdej przerwie uczniowie musieli schodzić na parter, bo przebywanie na piętrze było zakazane.
Miałem podobnie przy czym były 4 piętra, a tylko na 2 można było być na przerwie.
Nie wiem czy to pasuje, ale u mnie w szkole chcieli rozwiązać problem palenia w ubikacjach. Więc wpadli na pomysł by zakupić czujniki dymu. Były to czujniki zasiane z kontaktu w łazienkach....
Co do tego papieru toaletowego, dorabiałem sobie kiedyś jako sprzątacz w liceum. W toaletach zawsze zostawiałem po jednej zapasowej rolce na kabinę w widocznym miejscu, a jak nie szanowali mojej pracy to zabierałem cały papier z toalety. Zgadnijcie gdzie częściej nie było papieru.
w mojej szkole był zakaz siadania na parapetach. pod oknami wzdłuż łącznika były szerokie, metalowe parapety, a pod nimi kaloryfery, więc w chłodniejszym okresie było to idealne siedzisko, no ale cóz, dyrektor surowo zabraniał. co to komu szkodziło, nie wiem. sama raz dostałam od pana dyrektora klapsa, bo mnie przyłapał akurat wtedy, gdy schodziłam z parapetu
@Suzzzi86 Miałam podobny zakaz w szkole. Zrozumiałam logikę, gdy w jednej z sal... wypadło okno. Akurat na pustą ławkę.
Po tym jak zrobiłam sobie pewną fryzurę pojawił się zakaz noszenia fryzur nawiązujących do subkultur. Nie chodziło o to. Po prostu mam tak gęste włosy, że jedyną szansą na ich ogarnięcie jest wygolenie części głowy (tak, jestem kobietą, noszę tą fryzurę do dziś - bo jest cholernie wygodna!)
@Suzzzi86 u mnie w podstawówce też się siadało na parapetach. Były takie ala z marmuru. Wygodnie tam się siedziało i zawsze dostawało opiernicz. Drugim miejscem był mała przebieralnia sali gimnastycznej. Po cicho chodziło się tam. Ile razy dostaliśmy szmatą od pani sprzątającej.
zakaz był po to żeby dyrektor mógł dawać klapsy
A dyrektor lubił dziewczynom dawać klapsy. Mmmmm :P
U mnie w szkole podstawowej nauczycielki pilnowały by w czasie przerwy nikt nie chodził do kibla.
A w czasie lekcji kiedy ktoś chciał wyjść się wysikać miały pretensje bo przecież "od tego jest przerwa".
Mnie i moich dwóch kolegów, jakoś w 2-3 klasie, zainteresował wiersz Dżabbersmok (Jabberwocky), bo się pojawił gdzieś w TV. Udaliśmy się więc do biblioteki, żeby wypożyczyć "Po drugiej stronie lustra" i porządnie go sobie spisać. Odmówiono nam dostępu do książki, uzasadniając, że "to nie jest nasza lektura".
Jeszcze raz, żeby to dobrze wybrzmiało: trzech patusów, być może jedyny raz w swoim życiu, z własnej potrzeby udało się do biblioteki i zapragnęło książki. Nie porno, nie Marksa, nie Mein Kampf, tylko normalnej, prawilnej, z fragmentem o ciekawych walorach językowych. I zostali pogonieni.
Czemu byłeś patusem?
@NewLight Bo zwykle książek używał do napier..lania kolegów.
@NewLight
bo poszedl do biblioteki:)
W bibliotece w liceum nie można było samodzielnie wybrać sobie książki - trzeba było powiedzieć bibliotekarce, co dokładnie chcesz wypożyczyć, mimo że nie miałeś dostępu do żadnego katalogu, żeby sprawdzić, co właściwie jest dostępne. Dotyczyło to wszystkich książek, nie tylko lektur.
W gimnazjum w szatniach nie było żarówek, rzekomo ze względu na kradzieże owych żarówek. Szatnie znajdowały się w piwnicy bez okien.
W podstawówce mieliśmy stare szafki ze sklejki. Nie wolno było używać własnych kłódeczek, mimo że szafki miały przewidziane na nie uchwyty. Dlaczego? Wyjaśnienie dyrektorki: "Przecież w tej szkole nikt nie kradnie". Kradli. Nawet stare trampki.
W przedszkolu mieliśmy całą półkę nowiuteńkich zabawek, którymi... nie wolno było się bawić, żeby się nie niszczyły i dywan, który był zawsze zwinięty, żeby się nie brudził.
W mojej szkole zabraniano picia alkoholu i palenia. Czy w Waszych szkołach też tak było? ;)
Cóż za zbiór kuriozów. Zgaduję - USA?
#2 - niestety, ale niektórzy takie myślenie mają do dnia dzisiejszego. Np. Prezydent Poznania, Pan Jaśkowiak, wychodzi z założenia, że jak zmniejszy przepustowość ulic i liczbę pasów, to zlikwiduje korki, a jak zmniejszy ilość miejsc parkingowych, to zmniejszy ilość pojazdów, które chcą zaparkować na noc pod domem ....
W karty nie wolno było grać, bo hazard, choć graliśmy dla rozrywki, nie o fanty czy dobra.
Spiąłem się z dyrektorką o to, co, być może, kosztowało mnie oceny na maturze.
W moim liceum był zakaz wychodzenia na przerwach do sklepów. Na przeciwko szkoły były spożywcze sklepy, do których czasami się wychodziło. Na 2 lub 3 roku mojej bytności tam, zakazano wychodzenia. Dobrze, ze był sklepik szkolny. Tylko że nie sprzedawano w nim lodów, a najczęściej po to wychodziliśmy.
No i dla mnie absurdem jest to, że pełnoletni uczniowie musza mieć usprawiedliwienia od rodziców.