Skoro znacie przepis na szczęśliwe dzieciństwo to dlaczego Wsze dzieci nie są szczęśliwe? dlaczego nie dajecie im chociaż części tego co doświadczaliście?
Skoro dorośli krewni byli dla Was ważni, dlaczego swoje dzieci wychowaliście na nikogo nie słuchających egoistów i sobków?
Skoro jako dzieci byliście tacy dobrze wychowani, uprzejmi, koleżeńscy, to dlaczego teraz jesteście bucami i przyjaźń macie za nic?
Próbowałeś upomnieć dziecko na ulicy? Spróbuj. Tatuś przyjdzie do ciebie z adwokatem. W tamtych czasach nauczyciele, psycholodzy, tv itd nie prały mózgów młodych matek by wychowywała bezstresowo.Moje dzieci mają szacunek do ludzi, potrafią się zachować ale są wychowywane (stresowo) przez rodziców a nie przez psychologa. Mamy znajomych młodą parę, ich dzieci drą ryja przez 3 godz bo czegoś chcą, i mają drzeć bo psycholog kazał dać im się wykrzyczeć.
@Zbych6666 W szkole miałem kolegę którego ojciec próbował wyleczyć z ADHD tradycyjnymi metodami. Dziś ma ponad 30 lat i nadal się jąka. Ogólnie to dobrze, że jednak trochę zaczęto na to zwracać uwagę, bo wierz mi, że w normalnych rodzinach dzieciak dostał lanie, i to było wychowawcze. a w rodzinach patologicznych których wtedy nie brakło, wychowano tylko jeszcze większą patologię.
@wyblinka ... i dlatego nikt nie siedział godzinami gapiąc się w ekran tylko znajdował sobie ciekawsze zajęcia. Trafiały się też jednak pewne wyjątki. Gdy w TV nadawali Sondę z Kurkiem i Kamińskim to ja musiałem to obejrzeć :)
Znowu nostalgiczne brednie, które nie mają związku z rzeczywistością?
Jako ludzie wypieramy złe wspomnienia, a pamiętamy tylko te dobre. Nie ma co wierzyć w takie brednie o idealnym świecie. Taki nie istnieje...
W pewnych kwestiach było lepiej, w pewnych gorzej, ale na pewno nie tak, jak autor tej bzdury przedstawia.
@kondon
Pelna zgoda, autor demota nie bierze pod uwagę zmian globalbych jakie zaszly od czasów jego dziecinstwa i to w bardzo krótkim czasie. Owszem dobrze wspominam bieganie po dworzu, wspinanie sie po drzewach, zabawy w chowanego, ale nazywanie tego "prawdziwym" dziecinstwem jest naduzyciem. Swiat sie zmeinil, ludzie również, czy to dobrze, czy zle, to juz indywidualna ocena kazdego z nas.
Taa, i co jeszcze? Zbyt wyidealizowane i sentymentalne, widać tęsknotę za dzieciństwem.
Co do kradzieży - zdarzały się częściej niż teraz. Co do kłotni, gnębienia i pobić to również były. Wszyscy byli zdrowi? Dobre sobie... Przeżyłem te czasy, pamiętam, były super ale nie były bez wad.
I jakie masz prawo do definiowania "prawdziwego dziecka"? Po za tym co złego jest w restauracjach czy rozmowach prywatnych?
No i na konieć, śmiem twierdzić, że w obecnych czasach dzieci mają więcej możliwości być dziećmi, niestety jest też więcej zagrożeń. Problem jest w rodzicach, którzy zamiast wykorzystać szanse jakie dają obecne czasy woli dziecku dać tablet/telefon i mieć problem z głowy.
Niestety zabierając dziecku tablet to tak jak być w latach '90 zakazał wychodzenia z domu czyli wykluczył ze społeczności rówieśników. Cały problem w tym że trzeba dziecko nauczyć korzystać z urządzeń a nie trzymać w ręce 24h/ dobę
Mi rodzice podarowali na moje 10 urodziny Commodore 64C od tego momentu pokochałam programowanie, Warsaw Basic, Turbo Pascal i C++ do chwili obecnej. Więc to nie jest tak że woleli coś dac, A być może było tak że commodorek to był jedyny " mój przyjaciel" w tej całej patologii
Mój kuzyn(rówieśnik) wychował się w stanie NJ, około 40km od NYC. Miał dzieciństwo o wiele lepsze niż w Polsce. Dzieciaki spotykali się w piwnicach czy garażach i grali w D&D, jeździli na rowerach gdzie chcieli bo nie było tylu szaleńców na drogach jak w Polsce(co trzeci, żuk, nyska, tarpan był prowadzony przez pijaka). Grali dużo w gry na takich sprzętach jak np nintendo a jak grali w dooma online, to ja dopiero dowiadywałem się co to jest komputer. Do tej pory 100x bardziej wolałbym wychować się w USA niż w Polsce, gdzie nic nie było.
Jak nic nie było? Był ocet, musztarda, wódka i patologiczny tatuś, który wracał nocnym tramwajem do domu na#$^^ny jak Don Juan i sikał na klatce w ramach protestu. Był jeszcze wpi#$%%^ol za nic mamusia kijem od miotły A my pasem. Więc tak nie było że nic nie było.
Mam podobne, wtedy wydawało się fajnie bo nikt nie miał pojęcia, że można żyć inaczej. Ale dzisiaj to wiem i za nic nie chciałbym by moje dzieci miały takie dzieciństwo jak ja.
By ekscytowały się dłubaniem patykiem w kałuży bo nie było szans by ktoś im kupił mikroskop, teleskop czy pianino ani nie było szans by ktoś nauczył ich tym się posługiwać.
Ciekawe. Bardzo ciekawe, kto wychował obecne młode pokolonie. Roszczeniowe, chamskie i egoistyczne. Nie ci sami przypadkiem, którzy mieli tak cudowne dzieciństwo?
Ahhh te czasy... tja, dla mnie to był najgorszy okres w życiu. Inne dzieci w szkole mi dokuczały, w domu nawet kibla nie było, a jak umarła babcia i brakowało pieniędzy, to pobliski sklep dawał nam przeterminowane żarcie w zamian za drobne roboty. Ale rozumiem i szanuje, że dla innych to były czasy pięknych wspomnień.
To były takie czasy za je na komunię dostałem paciorek i awanturę rodzinną A koledzy Amisze 600+, rower górski marki scooter wartości większej niż fiacior 125p mojego ojca. Pierd#$%^&&e zakłamanie że było cudownie.
Było nas jedenaścioro, mieszkaliśmy w jeziorze... na śniadanie matka kroiła wiatr, ojca nie znałem, bo umarł na raka wątroby, kiedy zginął w tragicznym wypadku samochodowym, po samospaleniu się na imieninach u wujka Eugeniusza. Wujka Eugeniusza zabrało NKWD w 59. Nikt nie narzekał.
Wszyscy należeliśmy do hord i łupiliśmy okolicę. Konin, Szczecin i Oslo stały w płomieniach. Bawiliśmy się też na budowach. Czasem kogoś przywaliła zbrojona płyta, a czasem nie. Gdy w stopę wbił się gwóźdź, matka odcinała stopę i mówiła z uśmiechem, "masz, kurna, drugą, nie"? Nie drżała ze strachu, że się pozabijamy. Wiedziała, że wszyscy zginiemy. Nikt nie narzekał.
Z chorobami sezonowymi walczyła babcia. Do walki z gruźlicą, szkorbutem, nowotworem i polio służył mocz i mech. Lekarz u nasbywał. Chyba że u babci – po mocz i mech. Do lasu szliśmy, gdy mieliśmy na to ochotę. Jedliśmy jagody, na które wcześniej nasikały lisy i sarny. Jedliśmy muchomory sromotnikowe, na które defekowały chore na wściekliznę żubry i kuny. Nie mieliśmy hamburgerów – jedliśmy wilki. Nie mieliśmy czipsów – jedliśmy mrówki. Nie było wtedy coca-coli, była ślina niedźwiedzi. Była miesiączka żab. Nikt nie narzekał.
Gdy sąsiad złapał nas na kradzieży jabłek, sam wymierzał karę. Dół z wapnem, nóż, myśliwska flinta – różnie. Sąsiad nie obrażał się o skradzione jabłka, a ojciec o zastąpienie go w obowiązkach wychowawczych. Ojciec z sąsiadem wypijali wieczorem piwo — jak zwykle. Potem ojciec wracał do domu, a po drodze brał sobie nowe dziecko. Dzieci wtedy leżały wszędzie. Na trawnikach, w rowach melioracyjnych, obok przystanków, pod drzewami. Tak jak dzisiaj leżą papierki po batonach. Nie było wtedy batonów, dzieci leżały za to wszędzie. Nikt nie narzekał.
Latem wchodziliśmy na dachy wieżowców, nie pilnowali nas dorośli. Skakaliśmy. Nikt jednak nie rozbił się o chodnik. Każdy potrafił latać i nikt nie potrzebował specjalnych lekcji, aby się tej sztuki nauczyć. Nikt też nie narzekał.
Zimą któryś ojciec urządzał nam kulig starym fiatem, zawsze przyspieszał na zakrętach. Czasami sanki zahaczyły o drzewo lub płot. Wtedy spadaliśmy. Czasem akurat wtedy nadjeżdżał jelcz lub star. Wtedy zdychaliśmy. Nikt nie narzekał.
Siniaki i zadrapania były normalnym zjawiskiem. Podobnie jak wybite zęby, rozprute brzuchy, nagły brak oka czy amatorskie amputacje. Szkolny pedagog nie wysyłał nas z tego powodu do psychologa rodzinnego. Nikt nas nie poinformował jak wybrać numer na policję (wtedy MO), żeby zakablować rodziców. Pasek był wtedy pomocą dydaktyczną, a od pomocy, to jeszcze nikt nie umarł. Ciocia Janinka powtarzała, "lepiej lanie niż śniadanie". Nikt nie narzekał.
Gotowaliśmy sobie zupy z mazutu, azbestu i Ludwika. Jedliśmy też koks, paznokcie obcych osób, truchła zwierząt, papier ścierny, nawozy sztuczne, oset, mszyce, płody krów, odchody ryb, kogel-mogel. Jak kogoś użarła pszczoła, to pił 2 szklanki mleka i przykładał sobie zimną patelnię. Jak ktoś się zadławił, to pił 3 szklanki mleka i przykładał sobie rozgrzaną patelnię. Nikt nie narzekał.
Nikt nie latał co miesiąc do dentysty. Próchnica jest smaczna. Kiedy ktoś spuchł od bolącego zęba, graliśmy jego głową w piłkę. Mieliśmy jedną plombę na jedenaścioro. Każdy ją nosił po 2-3 dni w miesiącu. Nikt nie narzekał.
Byliśmy młodzi i twardzi. Odmawialiśmy jazdy autem. Po prostu za nim biegliśmy. Nasz pies, MURZYN, był przywiązany linką stalową do haka i biegł obok nas. I nikomu to nie przeszkadzało. Nikt nie narzekał.
Wychowywali nas gajowi, stare wiedźmy, zbiegli więźniowie, koledzy z poprawczaka, woźne i księża. Nasze matki rodziły nasze rodzeństwo normalnie – w pracy, szuwarach albo na balkonie. Prawie wszyscy przeżyliśmy, niektórzy tylko nie trafili do więzienia. Nikt nie skończył studiów, ale każdy zaznał zawodu. Niektórzy pozakładali rodziny i wychowują swoje dzieci według zaleceń psychologów. To przykre. Obecnie jest więcej batonów niż dzieci.
My, dzieci z naszego jeziora, kochamy rodziców za to, że wtedy jeszcze nie wiedzieli ja
Tak było,bo byliśmy dziećmi nie wiedzieliśmy szarości życia człowieka dorosłego, swoją drogą dlaczego tak nie jest jak jest napisane w Democie, jak wychowałeś swoje potomstwo ??
Ale bzdury. Piszą to osoby, których dzieci powoli dorastają no i co? Czym przypadkiem to nie wy zapewnialiście im dzieciństwo? Życie się zmienia. Dzieciństwo nie będzie zawsze wyglądało tak samo i zrozumcie, że to co wam, ludziom wychowanym w czasach PRL sprawiało radość i przyjemność, teraz może wywoływać już zupełnie inne emocje.
Rozbawiła mnie na koniec fraza o szacunku do starszych wyssanym z mlekiem matki. Doczekaliśmy teraz czasów, że słusznie uważa się, że szacunek to należy się każdemu a nie tylko starszym. Dla mnie nie ma różnicy, starszy czy młodszy, na szacunek zasługuje się swoim zachowaniem, a nie wiekiem. Jest masa starszych ludzi, którzy na szacunek nie zasługują
No i teraz odnośnie tego teksu jakie to stare dobre czasy... jak to rodzice wychowali.. nauczyli kultury..... to co tu ku...a poszło nie tak, że skoro takie cudowne dzieciństwo, wychowanie tamci ludzie odebrali, teraz mamy takie chamstwo w młodych ludziach? wychowanych przez tych PRLowskich szczęśliwych dzieciach, która miały super dzieciństwo, których rodzice tak pięknie wychowali... dlaczego nie przekazali tego swoim dzieciom??
Wiesz co pamiętam jak kiedyś rozmawiałem że starszą kobieta to powiedziała mi coś mądrego że starsze pokolenia nigdy nie są grzeczne, i nie były, przed wojną i w czasie wojny też się lajdaczyli za stodoła lub w krzakach i było takie same ku@!#$#$^^&stwo jak teraz, opowiadała jak Panowie obracali służące itp
Niesamowicie żałosny demot. Sam żyję od prawie 40 lat na tym padole. I zawsze czytam "kiedyś to było". Kiedyś trzeba było polować aby zjeść. Możemy tak w kółko.
Myślę, że autorowi chodziło przede wszystkim o kwestię zdrowego wychowania, ustalania granic i uczenia szacunku do człowieka i cudzej własności. Nie chodzi o to, że kiedyś było lepiej, tylko o uniwersalne zasady dobrego wychowania. W każdych realiach, cyfrowych czy też nie. Dziecko nabywa schematów zachowań przez pierwsze 6 lat życia obserwując swoje otoczenie. Od zawsze było, jest i będzie, że nie każdy ma szczęśliwą, kochającą rodzinę i nie mam tu na myśli finansów.
@marttimf a wiesz dlaczego inni dorośli byli przedłużeniem rodziców? Dzieci się bały, że jak Ciotka Grażynka powie, że są niegrzeczne lub coś złego zrobiły, to ojciec albo matka im wczyści pasem albo da inną karę, o której nie będzie mogło powiedzieć innym dorosłym, bo nikt na poważnie nie weźmie żalów dziecka z "dobrego domu". Dobry dom, czyli gdzie się pracuje, nie ma chuliganów, jest względny spokój a ojciec z matką co niedzielę chodzi z dzieciakami do kościoła a później rosołek.
No nie prawda.
Pas to wcale nie jest szczęśliwe dzieciństwo.
I w opcja wychodzenia z domu? I co jeszcze? Oglądanie bajek? W jakimś wymyślonym świecie żyłeś...
jakze idealistyczne. dziecko, ktore nie wie o lepszym zyciu moze uznac swoje dotychczasowe zycie za
bardzo dobre. dziecko, ktore juz wie o lepszym zyciu moze juz nie myslec, ze dotychczasowe zycie jest bardzo dobre. tak poza tym to jest tez podkolorowane. rodzina jest dobra? i tak i nie. w moim przypadku bylo na nie bo dzieki moim rodzicom mam kilka przykrych problemow zdrowotnych, a dziecinstwo dosc slabe. chociaz wczesne dziecinstwo bylo calkiem dobre, ale tylko i wylacznie dzieki dwom starszym bratom, ktorzy sie mna zajmowali choc nie musieli. nawet nie chce myslec o tym kim ja bylbym gdyby nie moi bracia. rodzice kochali absolutna wladze, gdyby nie bracia nie wiedzialbym o tak wielu rzeczach i mialbym pewnie ogromny problem z komunikacja miedzyludzka zarowno w przedszkolu jak i w szkole itd. pewnie bylbym debilnym tepym dzieckiem, ktore ufa rodzicom i nie wiedzacym o dobrym zyciu bo zyje jak totalny plebs, nad ktorym zneca sie jego pan majacy pelna wladze nad nim...
Tak, tak... Szacunek do drugiego człowieka wyssaliśmy z mlekiem matki, używaliśmy przepraszam/dziękuję nonstop, wszyscy w domu byli mile widziani, i w ogóle byliśmy idealni. Tylko jakoś teraz jak dojrzeliśmy, i mamy po te 35-50 lat, to jesteśmy bucami zapatrzonymi w siebie, bez empatii, bez jakiejkolwiek kultury słownej, bez szacunku do innego człowieka. Magia jakaś, co to się wydarzyło w międzyczasie!
Ja jako dziecko: Haha! Ale ten zespół R jest dziwny! Nie lepiej być przyjacielskim jak Ash?
Ja dziś po kilku nożach w plecy od przyyyjaciół: Te dwie niecnoty... To kłopoty.
Z innych przemyśleń mam też: Kowalski! Przyjaciel to taki wróg, który jeszcze nie zaatakował! :P
Nie ma gorszego pokolenia niż te wychowane w PRL-u. Nie było kradzieży? Ludzie kradli wszystko na potęgę i nazywali to "załatwianiem".
Uczciwa praca? Coś takiego nie istnieje. Najlepiej udawać, że się coś robi. "Trzeba było znaleźć coś do roboty bo inaczej Ci coś znajdą" Dzisiejsi szefowie Januszowie tak traktują pracowników którzy trochę lepiej i szybciej wykonają swoje zadanie.
Najlepiej wszystko załatwiać po pijaku, każda okazja dobra była aby się napić. Na wsiach dzieciaki wcale nie miały tak łatwo jak opisane w democie. Ojciec zapił, bo załatwiał zakup koła do sześćdziesiątki, to matka z dzieciakami musiała iść doić krowy i cały oprzęt robić. Tak, to powszechne było jak cholera.
Ta cała nostalgia to ściema i nic więcej.
Tzw. starsi/dorośli sami się zaorali i obalili własny mit. W latach 80/90 doktor nauk, literaturoznawca, byłby zapraszany do szkół jako bóg-wie-jaki autorytet. Niestety, dzięki technice trafił do "Top 10 sond ulicznych", gdzie bluzga i gada głupoty, więc w efekcie dla młodzieży jest już tylko pośmiewiskiem.
Jak to jest być prawdziwym dzieckiem? Oj boomer, musisz być smutnym nieudacznikiem, skoro podniecasz się czymś co nie jest żadną twoją zasługą, czyli miejscem i czasem urodzenia.
Kolejny raz to samo pieldololo.
Mam 44 lata i pamiętam te wspaniałe czasy. Pamiętam puste półki w sklepie, zazdrość bo koleżanka dostała od rodziny z zagranicy lalkę o której marzyła każda mała dziewczynka, ojca który przepijał pół wypłaty bo to było takie polskie, kolejkę po mięso u rzeźnika kiedy to mój dziadek stał i czekał na towar od 2-3 w nocy. Pamiętam w szkole wskaźnik i wyzwiska nauczycieli tylko dlatego, że pochodziłam z rodziny patologicznej ( wychowywał mnie ojciec i babcia) zerowa pomoc w nauce, nie umiesz jesteś tłumokiem i tyle, pamiętam te wspaniałe zabawy na podwórku i gorącą smołę która wylała się na nogę kolegi, takie to wszystko było super i beztroskie. Pamiętam jak pomiędzy blokami pedofil szukał ofiar, tu na szczęście zadziałał koleżanki ojciec i z siekierą pedofila gonił przez pół dzielnicy. Pamiętam jak moi sąsiedzi tłukli swoje dzieci za byle g**** bo to było takie wspaniałe i właściwie.
Ja za chiny ludowe do tych czasów wracać nie chcę.
@Eny78 Czasami z kumplami przy piwku wspominamy stare czasy i tak właśnie było jak piszesz. Wszędzie przekręt, wszędzie kombinatorstwo - chciałeś coś mieć, musiałeś ukraść: klucze z zakładu pracy, paliwo też, farbę do malowania chałupy, ciuchy robocze, kawałek siatki ogrodzeniowej czy blachy itp. itd. Nawet nie dla tego, że masz w genach złodziejstwo ale zwyczajnie nic nie było w sklepach. Było tak powszechne, że ludzie nawet nie nazywali tego złodziejstwem. Ogromne pijaństwo - chabaniny nie było ale wóda zawsze. Dzieciaki na wsiach od najmłodszego pracujące w gospodarstwie - teraz nie znam nikogo w podobnym wieku, kto nie leczyłby kręgosłupa. Kiedy zdarzał się cud w postaci dostawy do sklepu, połowa towaru z automatu szła pod ladę. Nie było machanizacji, narzędzi itp. rodzice wszystko zasuwali ręcznie. Ktoś kto przerzucił dziennie łopatą dziesięć przyczep piachu albo kilka rozrzutników obornika nie miał potem sił i ochoty aby udzielać się w domu.
-------
W podsumowaniu: na bardzo podobnym poziomie gospodarczym jest obecnie Wenezuela. Młodzi zlewają takie opowieści, ponieważ w łbach się nie mieści, że można było tak żyć -> jakieś k* bajki dla mało-mądrych. Myślę sobie, że ogromne narzekactwo w narodzie wynika z ogromnego przeskoku gospodarczo-kulturalnego jaki dokonał się w krótkim czasie. Ludziom wywalił się na pysk cały światopogląd. Niestety, zapadła komuna będzie nam się odbijała czkawką przez dwa pokolenia.
Drogi Autorze!
Nie pozbawiaj swoich dzieci tych niezapomnianych przeżyć jakim jest sen na kolację czy robienie zabawek ze starej garderoby! Nie pozwól by miały zmarnowane dzieciństwo przez akademie piłkarskie na orlikach albo dostęp do Internetu. Jak ich czynności sportowe ograniczą się do kopania szmacianej piłki na ulicy a dostęp do bieżących informacji do 3 kanałów telewizyjnych, to może nie będą wiedziały jak wygląda boisko do piłki nożnej ani nie będą mogły sprawdzić czy zadana czytanka pt. "W komunizmie jest najlepiej" ma coś wspólnego z prawdą ale za to będą szczęśliwe! Czym prędzej zabierz je w miejsce gdzie woda z węża ogrodowego jest popularnym napojem a kromka białego chleba z masłem i cukrem smakołykiem. Kto wie, może Twoje dzieci nie będą musiały nosić ubrań po starszym rodzeństwie, ale w ogóle będą mieć 2 pary butów na 3 osoby i nosić je na zmianę? To nauczy ich wspólnoty lepiej niż każde przedłużenie rodziców!
W ogóle to po co komu te wszystkie ubrania w tych galeriach handlowych, te samochody, ta klimatyzacja w tramwajach (właściwie to po co komu tramwaje?) i te wszystkie wybory dnia codziennego – czy np. przyrządzić na obiad danie kuchni włoskiej czy chińskiej z jakiegoś tam videobloga jak wiadomo że najlepsze są placki ziemniaczane bez śmietany, dzikie mirabelki i szczaw wyzbierany na nasypie kolejowym (i wszyscy zdrowi). To wszystko pozbawia szczęścia i prawdziwego życia!
Wyzbądź się całego majątku i jedź w miejsce gdzie nikt nikogo nie okrada bo z czego skoro nikt nic nie ma. Będzie jak za starych dobrych czasów gdzie garnitur, który nie był totalnym badziewiem można było zobaczyć na jednym z trzech kanałów jak występował partyjny aparatczyk, a porządne buty kupić w Pewexie! Polecam Zimbabwe, Republikę Środkowoafrykańską, Rwandę albo Burundi.
A i weź przy okazji wyrzuć tego paskudnego laptopa na którym napisałeś te brednie.
A wcale ze nie, klucz nie byl pod wycieraczka a pod doniczka, czasami w otwartej szopie. Kanaly zmienialo sie kiedy chcialo bo zazwyczaj rodzice byli w pracy, obiad podgrzewalo sie samemu. Wode pilismy z butelki albo ze studni, nie bylo kranow, kibel byl za domem i byly tam wielkie pajaki. W czasie burzy chodzilo sie po rzece(w czepku czlowiek urodzony) rodzice byli w pracy nie bylo telefonu zeby sprawdziili gdzie jestesmy. A jeszcze ogniska, zbieralo sie galezie i robilo ognisko nad jeziorem albo w ogrodku. Najbardziej chyba mi tych ognisk szkoda. Moje dzieci nawet smaku ziemniaka i kielbasy z ogniska nie znaja
@PolarisStar to przyjedź do Polski na wakacje. W lasach Państwowych są miejsca na ogniska ,na rozłażenie namiotu. Czasem nawet organizują zajęcia z przetrwania w terenie. Dla dzieciaków, to byłaby frajda.
Troche racji jest. Nas nikt nie okradl bo w domu mielismy 2 lozka, stara szafe, 2 stoly, 6 krzesel, piec kaflowy a nawet 2, czarno bialy telewizor. Pozniej latach 90 nawet pompe w studni ktora miala pompowac wode do domu. Ale pompe to juz ukradli.
Ludzie urodzeni przed wojną, mogliby zrobić identyczny wykład autorowi tekstu z demota. Pewnie by również narzekali, że dzieci w latach 80-tych ganiają się po jakichś trzepakach, podczas gdy przed wojną to było nie do pomyślenia. A tym urodzonym przed wojną, identyczny wykład zrobiliby ci urodzeni w XIX wieku. I taki krąg narzekań i tęsknoty za przeszłością można ciągnąć dowolnie daleko w przeszłość. W opoce renesansu myśliciele narzekali na zepsucie młodzieży w stosunku do epoki średniowiecza. Nawet w pismach starożytnych filozofów były takie wywody. Dzisiaj ludzie, którzy spędzili dzieciństwo w latach 80-tych narzekają na zepsucie współczesnych dzieci dobrobytem, na nosy wetknięte w komputery, smartfony i tak dalej. A gdy dzisiejsze dzieci same będą miały po 40-50 lat, będą opowiadać jakimi wspaniałymi czasami były lata 20-te i będą narzekać na zepsucie i rozpieszczenie dzieci w drugiej połowie XXI wieku. I tak w kółko. Prawda jest taka, że większość ludzi dobrze wspomina czasy swojego dzieciństwa, bo dla większości z nich to były czasy beztroski i zabawy. Subiektywnie, czasy dzieciństwa zawsze są lepsze od obecnych, bez względu na to kto i w jakiej epoce o tym rozmyśla.
Było nas jedenaścioro, mieszkaliśmy w jeziorze... na śniadanie matka kroiła wiatr, ojca nie znałem, bo umarł na raka wątroby, kiedy zginął w tragicznym wypadku samochodowym, po samospaleniu się na imieninach u wujka Eugeniusza. Wujka Eugeniusza zabrało NKWD w 59. Nikt nie narzekał.
Wszyscy należeliśmy do hord i łupiliśmy okolicę. Konin, Szczecin i Oslo stały w płomieniach. Bawiliśmy się też na budowach. Czasem kogoś przywaliła zbrojona płyta, a czasem nie. Gdy w stopę wbił się gwóźdź, matka odcinała stopę i mówiła z uśmiechem, "masz, kurna, drugą, nie"? Nie drżała ze strachu, że się pozabijamy. Wiedziała, że wszyscy zginiemy. Nikt nie narzekał.
Z chorobami sezonowymi walczyła babcia. Do walki z gruźlicą, szkorbutem, nowotworem i polio służył mocz i mech. Lekarz u nasbywał. Chyba że u babci – po mocz i mech. Do lasu szliśmy, gdy mieliśmy na to ochotę. Jedliśmy jagody, na które wcześniej nasikały lisy i sarny. Jedliśmy muchomory sromotnikowe, na które defekowały chore na wściekliznę żubry i kuny. Nie mieliśmy hamburgerów – jedliśmy wilki. Nie mieliśmy czipsów – jedliśmy mrówki. Nie było wtedy coca-coli, była ślina niedźwiedzi. Była miesiączka żab. Nikt nie narzekał.
Gdy sąsiad złapał nas na kradzieży jabłek, sam wymierzał karę. Dół z wapnem, nóż, myśliwska flinta – różnie. Sąsiad nie obrażał się o skradzione jabłka, a ojciec o zastąpienie go w obowiązkach wychowawczych. Ojciec z sąsiadem wypijali wieczorem piwo — jak zwykle. Potem ojciec wracał do domu, a po drodze brał sobie nowe dziecko. Dzieci wtedy leżały wszędzie. Na trawnikach, w rowach melioracyjnych, obok przystanków, pod drzewami. Tak jak dzisiaj leżą papierki po batonach. Nie było wtedy batonów, dzieci leżały za to wszędzie. Nikt nie narzekał.
Latem wchodziliśmy na dachy wieżowców, nie pilnowali nas dorośli. Skakaliśmy. Nikt jednak nie rozbił się o chodnik. Każdy potrafił latać i nikt nie potrzebował specjalnych lekcji, aby się tej sztuki nauczyć. Nikt też nie narzekał.
Zimą któryś ojciec urządzał nam kulig starym fiatem, zawsze przyspieszał na zakrętach. Czasami sanki zahaczyły o drzewo lub płot. Wtedy spadaliśmy. Czasem akurat wtedy nadjeżdżał jelcz lub star. Wtedy zdychaliśmy. Nikt nie narzekał.
Siniaki i zadrapania były normalnym zjawiskiem. Podobnie jak wybite zęby, rozprute brzuchy, nagły brak oka czy amatorskie amputacje. Szkolny pedagog nie wysyłał nas z tego powodu do psychologa rodzinnego. Nikt nas nie poinformował jak wybrać numer na policję (wtedy MO), żeby zakablować rodziców. Pasek był wtedy pomocą dydaktyczną, a od pomocy, to jeszcze nikt nie umarł. Ciocia Janinka powtarzała, "lepiej lanie niż śniadanie". Nikt nie narzekał.
Gotowaliśmy sobie zupy z mazutu, azbestu i Ludwika. Jedliśmy też koks, paznokcie obcych osób, truchła zwierząt, papier ścierny, nawozy sztuczne, oset, mszyce, płody krów, odchody ryb, kogel-mogel. Jak kogoś użarła pszczoła, to pił 2 szklanki mleka i przykładał sobie zimną patelnię. Jak ktoś się zadławił, to pił 3 szklanki mleka i przykładał sobie rozgrzaną patelnię. Nikt nie narzekał.
Nikt nie latał co miesiąc do dentysty. Próchnica jest smaczna. Kiedy ktoś spuchł od bolącego zęba, graliśmy jego głową w piłkę. Mieliśmy jedną plombę na jedenaścioro. Każdy ją nosił po 2-3 dni w miesiącu. Nikt nie narzekał.
Byliśmy młodzi i twardzi. Odmawialiśmy jazdy autem. Po prostu za nim biegliśmy. Nasz pies, MURZYN, był przywiązany linką stalową do haka i biegł obok nas. I nikomu to nie przeszkadzało. Nikt nie narzekał.
Wychowywali nas gajowi, stare wiedźmy, zbiegli więźniowie, koledzy z poprawczaka, woźne i księża. Nasze matki rodziły nasze rodzeństwo normalnie – w pracy, szuwarach albo na balkonie. Prawie wszyscy przeżyliśmy, niektórzy tylko nie trafili do więzienia. Nikt nie skończył studiów, ale każdy zaznał zawodu. Niektórzy pozakładali rodziny i wychowują swoje dzieci według zaleceń psychologów. To przykre. Obecnie jest więcej batonów niż dzieci.
My, dzieci z naszego jeziora, kochamy rodziców za to, że wtedy jeszcze nie wiedzieli jak nas nal
tak, piękne czasy, wyrośliśmy na silnych ludzi... ale głupich.
narzekamy na dzisiejszą młodzież ale kto ją tak wychował? bo chyba nie ci co wychowywali was
To się zmieniło z winy technologii. Dawniej kontakt z drugim człowiekiem, rozrywka = wizyta u drugiej osoby. Chyba, że ktoś lubił zabarykadować się w piwnicy i medytować. ;) Czyli prawdziwe spotkanie, a nie substytuty. Potem savoir vivre narzucił konieczność ustalania spotkań (wcześniej zwyczajnie nie było jak, bo mało ludzi miało zwykły telefon) i to spowodowało, że stały się luksusem. Zmieniło się też podejście do alkoholu. Kiedyś, żeby się dobrze bawić, należało włożyć w to wysiłek, ale i efekt był nieporównywalnie lepszy. Dziś spotkanie często = narąbanie.
Skoro znacie przepis na szczęśliwe dzieciństwo to dlaczego Wsze dzieci nie są szczęśliwe? dlaczego nie dajecie im chociaż części tego co doświadczaliście?
Skoro dorośli krewni byli dla Was ważni, dlaczego swoje dzieci wychowaliście na nikogo nie słuchających egoistów i sobków?
Skoro jako dzieci byliście tacy dobrze wychowani, uprzejmi, koleżeńscy, to dlaczego teraz jesteście bucami i przyjaźń macie za nic?
Próbowałeś upomnieć dziecko na ulicy? Spróbuj. Tatuś przyjdzie do ciebie z adwokatem. W tamtych czasach nauczyciele, psycholodzy, tv itd nie prały mózgów młodych matek by wychowywała bezstresowo.Moje dzieci mają szacunek do ludzi, potrafią się zachować ale są wychowywane (stresowo) przez rodziców a nie przez psychologa. Mamy znajomych młodą parę, ich dzieci drą ryja przez 3 godz bo czegoś chcą, i mają drzeć bo psycholog kazał dać im się wykrzyczeć.
@Zbych6666
Taaa bo kazdego Kowalskiego stac na adwokata :)
@westa_17 Przyjdzie z chęcią wpi...lu. Lepiej?! :P
Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 9 stycznia 2022 o 20:37
@westa_17 niektórych stać na kumpli z osiedla lub ekipę z imprez.
@Zbych6666 W szkole miałem kolegę którego ojciec próbował wyleczyć z ADHD tradycyjnymi metodami. Dziś ma ponad 30 lat i nadal się jąka. Ogólnie to dobrze, że jednak trochę zaczęto na to zwracać uwagę, bo wierz mi, że w normalnych rodzinach dzieciak dostał lanie, i to było wychowawcze. a w rodzinach patologicznych których wtedy nie brakło, wychowano tylko jeszcze większą patologię.
Jak nie stać to dostaniesz od tatusia w ryj, nawet jievspyta co jego idealny dzieciak zrobil
Pamiętam, ze oglądałem same bajki, ale również biedę, złodziejstwo, zniechęcenie, przekręty.
Telewizja miała 2 kanały, na dwójce do 14.00 leciały obrady sejmu. Na jedynce telewizja edukacyjna, koncert życzeń, i inne
Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 7 stycznia 2022 o 8:56
@wyblinka ... i dlatego nikt nie siedział godzinami gapiąc się w ekran tylko znajdował sobie ciekawsze zajęcia. Trafiały się też jednak pewne wyjątki. Gdy w TV nadawali Sondę z Kurkiem i Kamińskim to ja musiałem to obejrzeć :)
Pamiętam taka dziewczynę ( studentkę/ doktorantka) która prowadziła program związany z fizyką, chętnie i dzisiaj posłucham bym jej głosu:)
@Paszynka79 Była ta od dinozaurów bardzo to lubiłem. Chociaż były strasznie tandetne
Pamiętasz nazwę tego programu?
Znowu nostalgiczne brednie, które nie mają związku z rzeczywistością?
Jako ludzie wypieramy złe wspomnienia, a pamiętamy tylko te dobre. Nie ma co wierzyć w takie brednie o idealnym świecie. Taki nie istnieje...
W pewnych kwestiach było lepiej, w pewnych gorzej, ale na pewno nie tak, jak autor tej bzdury przedstawia.
@kondon
Pelna zgoda, autor demota nie bierze pod uwagę zmian globalbych jakie zaszly od czasów jego dziecinstwa i to w bardzo krótkim czasie. Owszem dobrze wspominam bieganie po dworzu, wspinanie sie po drzewach, zabawy w chowanego, ale nazywanie tego "prawdziwym" dziecinstwem jest naduzyciem. Swiat sie zmeinil, ludzie również, czy to dobrze, czy zle, to juz indywidualna ocena kazdego z nas.
A ja pamiętam wszystko to co złe, A może w moim życiu za mało było dobrego?
Taa, i co jeszcze? Zbyt wyidealizowane i sentymentalne, widać tęsknotę za dzieciństwem.
Co do kradzieży - zdarzały się częściej niż teraz. Co do kłotni, gnębienia i pobić to również były. Wszyscy byli zdrowi? Dobre sobie... Przeżyłem te czasy, pamiętam, były super ale nie były bez wad.
I jakie masz prawo do definiowania "prawdziwego dziecka"? Po za tym co złego jest w restauracjach czy rozmowach prywatnych?
No i na konieć, śmiem twierdzić, że w obecnych czasach dzieci mają więcej możliwości być dziećmi, niestety jest też więcej zagrożeń. Problem jest w rodzicach, którzy zamiast wykorzystać szanse jakie dają obecne czasy woli dziecku dać tablet/telefon i mieć problem z głowy.
Niestety zabierając dziecku tablet to tak jak być w latach '90 zakazał wychodzenia z domu czyli wykluczył ze społeczności rówieśników. Cały problem w tym że trzeba dziecko nauczyć korzystać z urządzeń a nie trzymać w ręce 24h/ dobę
Mi rodzice podarowali na moje 10 urodziny Commodore 64C od tego momentu pokochałam programowanie, Warsaw Basic, Turbo Pascal i C++ do chwili obecnej. Więc to nie jest tak że woleli coś dac, A być może było tak że commodorek to był jedyny " mój przyjaciel" w tej całej patologii
Mój kuzyn(rówieśnik) wychował się w stanie NJ, około 40km od NYC. Miał dzieciństwo o wiele lepsze niż w Polsce. Dzieciaki spotykali się w piwnicach czy garażach i grali w D&D, jeździli na rowerach gdzie chcieli bo nie było tylu szaleńców na drogach jak w Polsce(co trzeci, żuk, nyska, tarpan był prowadzony przez pijaka). Grali dużo w gry na takich sprzętach jak np nintendo a jak grali w dooma online, to ja dopiero dowiadywałem się co to jest komputer. Do tej pory 100x bardziej wolałbym wychować się w USA niż w Polsce, gdzie nic nie było.
Jak nic nie było? Był ocet, musztarda, wódka i patologiczny tatuś, który wracał nocnym tramwajem do domu na#$^^ny jak Don Juan i sikał na klatce w ramach protestu. Był jeszcze wpi#$%%^ol za nic mamusia kijem od miotły A my pasem. Więc tak nie było że nic nie było.
Kolejny odcinek "Wspomnienia proleta"
Mam podobne, wtedy wydawało się fajnie bo nikt nie miał pojęcia, że można żyć inaczej. Ale dzisiaj to wiem i za nic nie chciałbym by moje dzieci miały takie dzieciństwo jak ja.
By ekscytowały się dłubaniem patykiem w kałuży bo nie było szans by ktoś im kupił mikroskop, teleskop czy pianino ani nie było szans by ktoś nauczył ich tym się posługiwać.
Kiedyś to było, teraz to nie jest...
Ciekawe. Bardzo ciekawe, kto wychował obecne młode pokolonie. Roszczeniowe, chamskie i egoistyczne. Nie ci sami przypadkiem, którzy mieli tak cudowne dzieciństwo?
Dokladnie Ci sami, moje pokolenie 79 dało teraz na świat teraz to co mamy.
Ahhh te czasy... tja, dla mnie to był najgorszy okres w życiu. Inne dzieci w szkole mi dokuczały, w domu nawet kibla nie było, a jak umarła babcia i brakowało pieniędzy, to pobliski sklep dawał nam przeterminowane żarcie w zamian za drobne roboty. Ale rozumiem i szanuje, że dla innych to były czasy pięknych wspomnień.
To były takie czasy za je na komunię dostałem paciorek i awanturę rodzinną A koledzy Amisze 600+, rower górski marki scooter wartości większej niż fiacior 125p mojego ojca. Pierd#$%^&&e zakłamanie że było cudownie.
Czemu takie goonwo ma 300 plusów?
Było nas jedenaścioro, mieszkaliśmy w jeziorze... na śniadanie matka kroiła wiatr, ojca nie znałem, bo umarł na raka wątroby, kiedy zginął w tragicznym wypadku samochodowym, po samospaleniu się na imieninach u wujka Eugeniusza. Wujka Eugeniusza zabrało NKWD w 59. Nikt nie narzekał.
Wszyscy należeliśmy do hord i łupiliśmy okolicę. Konin, Szczecin i Oslo stały w płomieniach. Bawiliśmy się też na budowach. Czasem kogoś przywaliła zbrojona płyta, a czasem nie. Gdy w stopę wbił się gwóźdź, matka odcinała stopę i mówiła z uśmiechem, "masz, kurna, drugą, nie"? Nie drżała ze strachu, że się pozabijamy. Wiedziała, że wszyscy zginiemy. Nikt nie narzekał.
Z chorobami sezonowymi walczyła babcia. Do walki z gruźlicą, szkorbutem, nowotworem i polio służył mocz i mech. Lekarz u nasbywał. Chyba że u babci – po mocz i mech. Do lasu szliśmy, gdy mieliśmy na to ochotę. Jedliśmy jagody, na które wcześniej nasikały lisy i sarny. Jedliśmy muchomory sromotnikowe, na które defekowały chore na wściekliznę żubry i kuny. Nie mieliśmy hamburgerów – jedliśmy wilki. Nie mieliśmy czipsów – jedliśmy mrówki. Nie było wtedy coca-coli, była ślina niedźwiedzi. Była miesiączka żab. Nikt nie narzekał.
Gdy sąsiad złapał nas na kradzieży jabłek, sam wymierzał karę. Dół z wapnem, nóż, myśliwska flinta – różnie. Sąsiad nie obrażał się o skradzione jabłka, a ojciec o zastąpienie go w obowiązkach wychowawczych. Ojciec z sąsiadem wypijali wieczorem piwo — jak zwykle. Potem ojciec wracał do domu, a po drodze brał sobie nowe dziecko. Dzieci wtedy leżały wszędzie. Na trawnikach, w rowach melioracyjnych, obok przystanków, pod drzewami. Tak jak dzisiaj leżą papierki po batonach. Nie było wtedy batonów, dzieci leżały za to wszędzie. Nikt nie narzekał.
Latem wchodziliśmy na dachy wieżowców, nie pilnowali nas dorośli. Skakaliśmy. Nikt jednak nie rozbił się o chodnik. Każdy potrafił latać i nikt nie potrzebował specjalnych lekcji, aby się tej sztuki nauczyć. Nikt też nie narzekał.
Zimą któryś ojciec urządzał nam kulig starym fiatem, zawsze przyspieszał na zakrętach. Czasami sanki zahaczyły o drzewo lub płot. Wtedy spadaliśmy. Czasem akurat wtedy nadjeżdżał jelcz lub star. Wtedy zdychaliśmy. Nikt nie narzekał.
Siniaki i zadrapania były normalnym zjawiskiem. Podobnie jak wybite zęby, rozprute brzuchy, nagły brak oka czy amatorskie amputacje. Szkolny pedagog nie wysyłał nas z tego powodu do psychologa rodzinnego. Nikt nas nie poinformował jak wybrać numer na policję (wtedy MO), żeby zakablować rodziców. Pasek był wtedy pomocą dydaktyczną, a od pomocy, to jeszcze nikt nie umarł. Ciocia Janinka powtarzała, "lepiej lanie niż śniadanie". Nikt nie narzekał.
Gotowaliśmy sobie zupy z mazutu, azbestu i Ludwika. Jedliśmy też koks, paznokcie obcych osób, truchła zwierząt, papier ścierny, nawozy sztuczne, oset, mszyce, płody krów, odchody ryb, kogel-mogel. Jak kogoś użarła pszczoła, to pił 2 szklanki mleka i przykładał sobie zimną patelnię. Jak ktoś się zadławił, to pił 3 szklanki mleka i przykładał sobie rozgrzaną patelnię. Nikt nie narzekał.
Nikt nie latał co miesiąc do dentysty. Próchnica jest smaczna. Kiedy ktoś spuchł od bolącego zęba, graliśmy jego głową w piłkę. Mieliśmy jedną plombę na jedenaścioro. Każdy ją nosił po 2-3 dni w miesiącu. Nikt nie narzekał.
Byliśmy młodzi i twardzi. Odmawialiśmy jazdy autem. Po prostu za nim biegliśmy. Nasz pies, MURZYN, był przywiązany linką stalową do haka i biegł obok nas. I nikomu to nie przeszkadzało. Nikt nie narzekał.
Wychowywali nas gajowi, stare wiedźmy, zbiegli więźniowie, koledzy z poprawczaka, woźne i księża. Nasze matki rodziły nasze rodzeństwo normalnie – w pracy, szuwarach albo na balkonie. Prawie wszyscy przeżyliśmy, niektórzy tylko nie trafili do więzienia. Nikt nie skończył studiów, ale każdy zaznał zawodu. Niektórzy pozakładali rodziny i wychowują swoje dzieci według zaleceń psychologów. To przykre. Obecnie jest więcej batonów niż dzieci.
My, dzieci z naszego jeziora, kochamy rodziców za to, że wtedy jeszcze nie wiedzieli ja
@HaSen O, widzę że ktoś mnie uprzedził z pastą...
Tak było,bo byliśmy dziećmi nie wiedzieliśmy szarości życia człowieka dorosłego, swoją drogą dlaczego tak nie jest jak jest napisane w Democie, jak wychowałeś swoje potomstwo ??
Ale bzdury. Piszą to osoby, których dzieci powoli dorastają no i co? Czym przypadkiem to nie wy zapewnialiście im dzieciństwo? Życie się zmienia. Dzieciństwo nie będzie zawsze wyglądało tak samo i zrozumcie, że to co wam, ludziom wychowanym w czasach PRL sprawiało radość i przyjemność, teraz może wywoływać już zupełnie inne emocje.
Rozbawiła mnie na koniec fraza o szacunku do starszych wyssanym z mlekiem matki. Doczekaliśmy teraz czasów, że słusznie uważa się, że szacunek to należy się każdemu a nie tylko starszym. Dla mnie nie ma różnicy, starszy czy młodszy, na szacunek zasługuje się swoim zachowaniem, a nie wiekiem. Jest masa starszych ludzi, którzy na szacunek nie zasługują
No i teraz odnośnie tego teksu jakie to stare dobre czasy... jak to rodzice wychowali.. nauczyli kultury..... to co tu ku...a poszło nie tak, że skoro takie cudowne dzieciństwo, wychowanie tamci ludzie odebrali, teraz mamy takie chamstwo w młodych ludziach? wychowanych przez tych PRLowskich szczęśliwych dzieciach, która miały super dzieciństwo, których rodzice tak pięknie wychowali... dlaczego nie przekazali tego swoim dzieciom??
Wiesz co pamiętam jak kiedyś rozmawiałem że starszą kobieta to powiedziała mi coś mądrego że starsze pokolenia nigdy nie są grzeczne, i nie były, przed wojną i w czasie wojny też się lajdaczyli za stodoła lub w krzakach i było takie same ku@!#$#$^^&stwo jak teraz, opowiadała jak Panowie obracali służące itp
Ile razy to jeszcze ktoś wklei?
Brygada RR
Born in prl polecam na yt
Po co szacunek dla starszych osób, kiedy dzięki nim mamy powolny powrót komuny?
demotywatory -- portal dla stetryczałych emerytów
Niesamowicie żałosny demot. Sam żyję od prawie 40 lat na tym padole. I zawsze czytam "kiedyś to było". Kiedyś trzeba było polować aby zjeść. Możemy tak w kółko.
Myślę, że autorowi chodziło przede wszystkim o kwestię zdrowego wychowania, ustalania granic i uczenia szacunku do człowieka i cudzej własności. Nie chodzi o to, że kiedyś było lepiej, tylko o uniwersalne zasady dobrego wychowania. W każdych realiach, cyfrowych czy też nie. Dziecko nabywa schematów zachowań przez pierwsze 6 lat życia obserwując swoje otoczenie. Od zawsze było, jest i będzie, że nie każdy ma szczęśliwą, kochającą rodzinę i nie mam tu na myśli finansów.
@marttimf a wiesz dlaczego inni dorośli byli przedłużeniem rodziców? Dzieci się bały, że jak Ciotka Grażynka powie, że są niegrzeczne lub coś złego zrobiły, to ojciec albo matka im wczyści pasem albo da inną karę, o której nie będzie mogło powiedzieć innym dorosłym, bo nikt na poważnie nie weźmie żalów dziecka z "dobrego domu". Dobry dom, czyli gdzie się pracuje, nie ma chuliganów, jest względny spokój a ojciec z matką co niedzielę chodzi z dzieciakami do kościoła a później rosołek.
No nie prawda.
Pas to wcale nie jest szczęśliwe dzieciństwo.
I w opcja wychodzenia z domu? I co jeszcze? Oglądanie bajek? W jakimś wymyślonym świecie żyłeś...
jakze idealistyczne. dziecko, ktore nie wie o lepszym zyciu moze uznac swoje dotychczasowe zycie za
bardzo dobre. dziecko, ktore juz wie o lepszym zyciu moze juz nie myslec, ze dotychczasowe zycie jest bardzo dobre. tak poza tym to jest tez podkolorowane. rodzina jest dobra? i tak i nie. w moim przypadku bylo na nie bo dzieki moim rodzicom mam kilka przykrych problemow zdrowotnych, a dziecinstwo dosc slabe. chociaz wczesne dziecinstwo bylo calkiem dobre, ale tylko i wylacznie dzieki dwom starszym bratom, ktorzy sie mna zajmowali choc nie musieli. nawet nie chce myslec o tym kim ja bylbym gdyby nie moi bracia. rodzice kochali absolutna wladze, gdyby nie bracia nie wiedzialbym o tak wielu rzeczach i mialbym pewnie ogromny problem z komunikacja miedzyludzka zarowno w przedszkolu jak i w szkole itd. pewnie bylbym debilnym tepym dzieckiem, ktore ufa rodzicom i nie wiedzacym o dobrym zyciu bo zyje jak totalny plebs, nad ktorym zneca sie jego pan majacy pelna wladze nad nim...
Tak, tak... Szacunek do drugiego człowieka wyssaliśmy z mlekiem matki, używaliśmy przepraszam/dziękuję nonstop, wszyscy w domu byli mile widziani, i w ogóle byliśmy idealni. Tylko jakoś teraz jak dojrzeliśmy, i mamy po te 35-50 lat, to jesteśmy bucami zapatrzonymi w siebie, bez empatii, bez jakiejkolwiek kultury słownej, bez szacunku do innego człowieka. Magia jakaś, co to się wydarzyło w międzyczasie!
Ja jako dziecko: Haha! Ale ten zespół R jest dziwny! Nie lepiej być przyjacielskim jak Ash?
Ja dziś po kilku nożach w plecy od przyyyjaciół: Te dwie niecnoty... To kłopoty.
Z innych przemyśleń mam też: Kowalski! Przyjaciel to taki wróg, który jeszcze nie zaatakował! :P
Nie ma gorszego pokolenia niż te wychowane w PRL-u. Nie było kradzieży? Ludzie kradli wszystko na potęgę i nazywali to "załatwianiem".
Uczciwa praca? Coś takiego nie istnieje. Najlepiej udawać, że się coś robi. "Trzeba było znaleźć coś do roboty bo inaczej Ci coś znajdą" Dzisiejsi szefowie Januszowie tak traktują pracowników którzy trochę lepiej i szybciej wykonają swoje zadanie.
Najlepiej wszystko załatwiać po pijaku, każda okazja dobra była aby się napić. Na wsiach dzieciaki wcale nie miały tak łatwo jak opisane w democie. Ojciec zapił, bo załatwiał zakup koła do sześćdziesiątki, to matka z dzieciakami musiała iść doić krowy i cały oprzęt robić. Tak, to powszechne było jak cholera.
Ta cała nostalgia to ściema i nic więcej.
Tzw. starsi/dorośli sami się zaorali i obalili własny mit. W latach 80/90 doktor nauk, literaturoznawca, byłby zapraszany do szkół jako bóg-wie-jaki autorytet. Niestety, dzięki technice trafił do "Top 10 sond ulicznych", gdzie bluzga i gada głupoty, więc w efekcie dla młodzieży jest już tylko pośmiewiskiem.
I czyja to wina?
Nie rozumiem po co się chwalisz takimi głupotami?
Jak to jest być prawdziwym dzieckiem? Oj boomer, musisz być smutnym nieudacznikiem, skoro podniecasz się czymś co nie jest żadną twoją zasługą, czyli miejscem i czasem urodzenia.
Internet niestety zmienił nawyki. W jakim kierunku? Wszyscy widzimy.
Kolejny raz to samo pieldololo.
Mam 44 lata i pamiętam te wspaniałe czasy. Pamiętam puste półki w sklepie, zazdrość bo koleżanka dostała od rodziny z zagranicy lalkę o której marzyła każda mała dziewczynka, ojca który przepijał pół wypłaty bo to było takie polskie, kolejkę po mięso u rzeźnika kiedy to mój dziadek stał i czekał na towar od 2-3 w nocy. Pamiętam w szkole wskaźnik i wyzwiska nauczycieli tylko dlatego, że pochodziłam z rodziny patologicznej ( wychowywał mnie ojciec i babcia) zerowa pomoc w nauce, nie umiesz jesteś tłumokiem i tyle, pamiętam te wspaniałe zabawy na podwórku i gorącą smołę która wylała się na nogę kolegi, takie to wszystko było super i beztroskie. Pamiętam jak pomiędzy blokami pedofil szukał ofiar, tu na szczęście zadziałał koleżanki ojciec i z siekierą pedofila gonił przez pół dzielnicy. Pamiętam jak moi sąsiedzi tłukli swoje dzieci za byle g**** bo to było takie wspaniałe i właściwie.
Ja za chiny ludowe do tych czasów wracać nie chcę.
@Eny78 Czasami z kumplami przy piwku wspominamy stare czasy i tak właśnie było jak piszesz. Wszędzie przekręt, wszędzie kombinatorstwo - chciałeś coś mieć, musiałeś ukraść: klucze z zakładu pracy, paliwo też, farbę do malowania chałupy, ciuchy robocze, kawałek siatki ogrodzeniowej czy blachy itp. itd. Nawet nie dla tego, że masz w genach złodziejstwo ale zwyczajnie nic nie było w sklepach. Było tak powszechne, że ludzie nawet nie nazywali tego złodziejstwem. Ogromne pijaństwo - chabaniny nie było ale wóda zawsze. Dzieciaki na wsiach od najmłodszego pracujące w gospodarstwie - teraz nie znam nikogo w podobnym wieku, kto nie leczyłby kręgosłupa. Kiedy zdarzał się cud w postaci dostawy do sklepu, połowa towaru z automatu szła pod ladę. Nie było machanizacji, narzędzi itp. rodzice wszystko zasuwali ręcznie. Ktoś kto przerzucił dziennie łopatą dziesięć przyczep piachu albo kilka rozrzutników obornika nie miał potem sił i ochoty aby udzielać się w domu.
-------
W podsumowaniu: na bardzo podobnym poziomie gospodarczym jest obecnie Wenezuela. Młodzi zlewają takie opowieści, ponieważ w łbach się nie mieści, że można było tak żyć -> jakieś k* bajki dla mało-mądrych. Myślę sobie, że ogromne narzekactwo w narodzie wynika z ogromnego przeskoku gospodarczo-kulturalnego jaki dokonał się w krótkim czasie. Ludziom wywalił się na pysk cały światopogląd. Niestety, zapadła komuna będzie nam się odbijała czkawką przez dwa pokolenia.
Drogi Autorze!
Nie pozbawiaj swoich dzieci tych niezapomnianych przeżyć jakim jest sen na kolację czy robienie zabawek ze starej garderoby! Nie pozwól by miały zmarnowane dzieciństwo przez akademie piłkarskie na orlikach albo dostęp do Internetu. Jak ich czynności sportowe ograniczą się do kopania szmacianej piłki na ulicy a dostęp do bieżących informacji do 3 kanałów telewizyjnych, to może nie będą wiedziały jak wygląda boisko do piłki nożnej ani nie będą mogły sprawdzić czy zadana czytanka pt. "W komunizmie jest najlepiej" ma coś wspólnego z prawdą ale za to będą szczęśliwe! Czym prędzej zabierz je w miejsce gdzie woda z węża ogrodowego jest popularnym napojem a kromka białego chleba z masłem i cukrem smakołykiem. Kto wie, może Twoje dzieci nie będą musiały nosić ubrań po starszym rodzeństwie, ale w ogóle będą mieć 2 pary butów na 3 osoby i nosić je na zmianę? To nauczy ich wspólnoty lepiej niż każde przedłużenie rodziców!
W ogóle to po co komu te wszystkie ubrania w tych galeriach handlowych, te samochody, ta klimatyzacja w tramwajach (właściwie to po co komu tramwaje?) i te wszystkie wybory dnia codziennego – czy np. przyrządzić na obiad danie kuchni włoskiej czy chińskiej z jakiegoś tam videobloga jak wiadomo że najlepsze są placki ziemniaczane bez śmietany, dzikie mirabelki i szczaw wyzbierany na nasypie kolejowym (i wszyscy zdrowi). To wszystko pozbawia szczęścia i prawdziwego życia!
Wyzbądź się całego majątku i jedź w miejsce gdzie nikt nikogo nie okrada bo z czego skoro nikt nic nie ma. Będzie jak za starych dobrych czasów gdzie garnitur, który nie był totalnym badziewiem można było zobaczyć na jednym z trzech kanałów jak występował partyjny aparatczyk, a porządne buty kupić w Pewexie! Polecam Zimbabwe, Republikę Środkowoafrykańską, Rwandę albo Burundi.
A i weź przy okazji wyrzuć tego paskudnego laptopa na którym napisałeś te brednie.
A wcale ze nie, klucz nie byl pod wycieraczka a pod doniczka, czasami w otwartej szopie. Kanaly zmienialo sie kiedy chcialo bo zazwyczaj rodzice byli w pracy, obiad podgrzewalo sie samemu. Wode pilismy z butelki albo ze studni, nie bylo kranow, kibel byl za domem i byly tam wielkie pajaki. W czasie burzy chodzilo sie po rzece(w czepku czlowiek urodzony) rodzice byli w pracy nie bylo telefonu zeby sprawdziili gdzie jestesmy. A jeszcze ogniska, zbieralo sie galezie i robilo ognisko nad jeziorem albo w ogrodku. Najbardziej chyba mi tych ognisk szkoda. Moje dzieci nawet smaku ziemniaka i kielbasy z ogniska nie znaja
@PolarisStar
To dlaczego im tego nie pokażesz? Dlaczego nie zrobisz ogniska z dziećmi?
Może im się spodoba, a może nie. Nie spróbujesz, to się nie dowiesz.
Bo mieszkam w Londynie i ciezko mi tu ognisko rozpalic
@PolarisStar Przegapiłeś 5 listopada. Choć może lepiej palić wówczas ogniska na prowincji niż w centrum Londynu :-)
@PolarisStar to przyjedź do Polski na wakacje. W lasach Państwowych są miejsca na ogniska ,na rozłażenie namiotu. Czasem nawet organizują zajęcia z przetrwania w terenie. Dla dzieciaków, to byłaby frajda.
Dojechałem do "nikt nikogo nie okradał" i skończyłem, aby nie przejeść się bzdur przed snem.
Troche racji jest. Nas nikt nie okradl bo w domu mielismy 2 lozka, stara szafe, 2 stoly, 6 krzesel, piec kaflowy a nawet 2, czarno bialy telewizor. Pozniej latach 90 nawet pompe w studni ktora miala pompowac wode do domu. Ale pompe to juz ukradli.
Ludzie urodzeni przed wojną, mogliby zrobić identyczny wykład autorowi tekstu z demota. Pewnie by również narzekali, że dzieci w latach 80-tych ganiają się po jakichś trzepakach, podczas gdy przed wojną to było nie do pomyślenia. A tym urodzonym przed wojną, identyczny wykład zrobiliby ci urodzeni w XIX wieku. I taki krąg narzekań i tęsknoty za przeszłością można ciągnąć dowolnie daleko w przeszłość. W opoce renesansu myśliciele narzekali na zepsucie młodzieży w stosunku do epoki średniowiecza. Nawet w pismach starożytnych filozofów były takie wywody. Dzisiaj ludzie, którzy spędzili dzieciństwo w latach 80-tych narzekają na zepsucie współczesnych dzieci dobrobytem, na nosy wetknięte w komputery, smartfony i tak dalej. A gdy dzisiejsze dzieci same będą miały po 40-50 lat, będą opowiadać jakimi wspaniałymi czasami były lata 20-te i będą narzekać na zepsucie i rozpieszczenie dzieci w drugiej połowie XXI wieku. I tak w kółko. Prawda jest taka, że większość ludzi dobrze wspomina czasy swojego dzieciństwa, bo dla większości z nich to były czasy beztroski i zabawy. Subiektywnie, czasy dzieciństwa zawsze są lepsze od obecnych, bez względu na to kto i w jakiej epoce o tym rozmyśla.
Super, a teraz się zestarzeliscie i głosujecie na PIS, brawo
"Dzieci z okolic Wrocławia", Chris Niedenthal, 1982 (oryginalne zdjęcie zrobione na kolorowej kilszy)
Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 10 stycznia 2022 o 3:09
Było nas jedenaścioro, mieszkaliśmy w jeziorze... na śniadanie matka kroiła wiatr, ojca nie znałem, bo umarł na raka wątroby, kiedy zginął w tragicznym wypadku samochodowym, po samospaleniu się na imieninach u wujka Eugeniusza. Wujka Eugeniusza zabrało NKWD w 59. Nikt nie narzekał.
Wszyscy należeliśmy do hord i łupiliśmy okolicę. Konin, Szczecin i Oslo stały w płomieniach. Bawiliśmy się też na budowach. Czasem kogoś przywaliła zbrojona płyta, a czasem nie. Gdy w stopę wbił się gwóźdź, matka odcinała stopę i mówiła z uśmiechem, "masz, kurna, drugą, nie"? Nie drżała ze strachu, że się pozabijamy. Wiedziała, że wszyscy zginiemy. Nikt nie narzekał.
Z chorobami sezonowymi walczyła babcia. Do walki z gruźlicą, szkorbutem, nowotworem i polio służył mocz i mech. Lekarz u nasbywał. Chyba że u babci – po mocz i mech. Do lasu szliśmy, gdy mieliśmy na to ochotę. Jedliśmy jagody, na które wcześniej nasikały lisy i sarny. Jedliśmy muchomory sromotnikowe, na które defekowały chore na wściekliznę żubry i kuny. Nie mieliśmy hamburgerów – jedliśmy wilki. Nie mieliśmy czipsów – jedliśmy mrówki. Nie było wtedy coca-coli, była ślina niedźwiedzi. Była miesiączka żab. Nikt nie narzekał.
Gdy sąsiad złapał nas na kradzieży jabłek, sam wymierzał karę. Dół z wapnem, nóż, myśliwska flinta – różnie. Sąsiad nie obrażał się o skradzione jabłka, a ojciec o zastąpienie go w obowiązkach wychowawczych. Ojciec z sąsiadem wypijali wieczorem piwo — jak zwykle. Potem ojciec wracał do domu, a po drodze brał sobie nowe dziecko. Dzieci wtedy leżały wszędzie. Na trawnikach, w rowach melioracyjnych, obok przystanków, pod drzewami. Tak jak dzisiaj leżą papierki po batonach. Nie było wtedy batonów, dzieci leżały za to wszędzie. Nikt nie narzekał.
Latem wchodziliśmy na dachy wieżowców, nie pilnowali nas dorośli. Skakaliśmy. Nikt jednak nie rozbił się o chodnik. Każdy potrafił latać i nikt nie potrzebował specjalnych lekcji, aby się tej sztuki nauczyć. Nikt też nie narzekał.
Zimą któryś ojciec urządzał nam kulig starym fiatem, zawsze przyspieszał na zakrętach. Czasami sanki zahaczyły o drzewo lub płot. Wtedy spadaliśmy. Czasem akurat wtedy nadjeżdżał jelcz lub star. Wtedy zdychaliśmy. Nikt nie narzekał.
Siniaki i zadrapania były normalnym zjawiskiem. Podobnie jak wybite zęby, rozprute brzuchy, nagły brak oka czy amatorskie amputacje. Szkolny pedagog nie wysyłał nas z tego powodu do psychologa rodzinnego. Nikt nas nie poinformował jak wybrać numer na policję (wtedy MO), żeby zakablować rodziców. Pasek był wtedy pomocą dydaktyczną, a od pomocy, to jeszcze nikt nie umarł. Ciocia Janinka powtarzała, "lepiej lanie niż śniadanie". Nikt nie narzekał.
Gotowaliśmy sobie zupy z mazutu, azbestu i Ludwika. Jedliśmy też koks, paznokcie obcych osób, truchła zwierząt, papier ścierny, nawozy sztuczne, oset, mszyce, płody krów, odchody ryb, kogel-mogel. Jak kogoś użarła pszczoła, to pił 2 szklanki mleka i przykładał sobie zimną patelnię. Jak ktoś się zadławił, to pił 3 szklanki mleka i przykładał sobie rozgrzaną patelnię. Nikt nie narzekał.
Nikt nie latał co miesiąc do dentysty. Próchnica jest smaczna. Kiedy ktoś spuchł od bolącego zęba, graliśmy jego głową w piłkę. Mieliśmy jedną plombę na jedenaścioro. Każdy ją nosił po 2-3 dni w miesiącu. Nikt nie narzekał.
Byliśmy młodzi i twardzi. Odmawialiśmy jazdy autem. Po prostu za nim biegliśmy. Nasz pies, MURZYN, był przywiązany linką stalową do haka i biegł obok nas. I nikomu to nie przeszkadzało. Nikt nie narzekał.
Wychowywali nas gajowi, stare wiedźmy, zbiegli więźniowie, koledzy z poprawczaka, woźne i księża. Nasze matki rodziły nasze rodzeństwo normalnie – w pracy, szuwarach albo na balkonie. Prawie wszyscy przeżyliśmy, niektórzy tylko nie trafili do więzienia. Nikt nie skończył studiów, ale każdy zaznał zawodu. Niektórzy pozakładali rodziny i wychowują swoje dzieci według zaleceń psychologów. To przykre. Obecnie jest więcej batonów niż dzieci.
My, dzieci z naszego jeziora, kochamy rodziców za to, że wtedy jeszcze nie wiedzieli jak nas nal
tia nie żeby coś ale dzieciństwo zawsze raczej wydaję się szczęśliwe chyba że ktoś miał traume
tak, piękne czasy, wyrośliśmy na silnych ludzi... ale głupich.
narzekamy na dzisiejszą młodzież ale kto ją tak wychował? bo chyba nie ci co wychowywali was
To się zmieniło z winy technologii. Dawniej kontakt z drugim człowiekiem, rozrywka = wizyta u drugiej osoby. Chyba, że ktoś lubił zabarykadować się w piwnicy i medytować. ;) Czyli prawdziwe spotkanie, a nie substytuty. Potem savoir vivre narzucił konieczność ustalania spotkań (wcześniej zwyczajnie nie było jak, bo mało ludzi miało zwykły telefon) i to spowodowało, że stały się luksusem. Zmieniło się też podejście do alkoholu. Kiedyś, żeby się dobrze bawić, należało włożyć w to wysiłek, ale i efekt był nieporównywalnie lepszy. Dziś spotkanie często = narąbanie.