Pamiętam osiedlowy warzywniak (warszawskie Bielany, ale wszedzie takie były) gdzie stały sobie dwie takie beczki, jedna z ogórasami druga z kapuchą. Przychodziło się z własnym słoikiem, pani tarowała pojemnik, ważyła ogórki, a później często pytała "dolać soku". Oczywiście! Sok tajemniczo zawsze wyparowywał w drodze do domu.
Obok była piekarnia, więc czasem wracając ze szkoły, wpadaliśmy do piekarni po gorący chleb i do tego właśnie taki ogórek. Pycha!
Lata temu na wiejskich jarmarkach sprzedawano takie ogórki i jeszcze obowiązkowo w tej beczce żywa żaba siedziała
Uwielbiam, ale jakoś wolę własne z wecka. :-)
O tej porze roku te ogórki nie smakują tak jak powinny. Podejrzewam, że sztucznie pędzone ogórki a i flora bakteryjno-grzybowa jeszcze nieaktywna.
Pamiętam osiedlowy warzywniak (warszawskie Bielany, ale wszedzie takie były) gdzie stały sobie dwie takie beczki, jedna z ogórasami druga z kapuchą. Przychodziło się z własnym słoikiem, pani tarowała pojemnik, ważyła ogórki, a później często pytała "dolać soku". Oczywiście! Sok tajemniczo zawsze wyparowywał w drodze do domu.
Obok była piekarnia, więc czasem wracając ze szkoły, wpadaliśmy do piekarni po gorący chleb i do tego właśnie taki ogórek. Pycha!
niejeden
Ja bym bez wahania odmówił, jakbym wiedział, że ta beczka nie była czyszczona
Nie znam się.
Małosolne? Nienawidzę!
Kiszone? Uwielbiam!
"kto się SKISI" przeczytałem, w kontekście obrazka
beczka więcej warta niż jej zawartość