Demotywatory.pl

Menu Szukaj

„Świetnie to zrobiłeś”

Pozytywne wsparcie w polskiej kulturze, w której 80% ankietowanych systematycznie przeklina, hejting stanowi niemalże zasadę internetowej komunikacji, a poziom zaufania ludzi do siebie jest jednym z najniższych na świecie (jedynie 12% Polaków zgadza się ze stwierdzeniem, iż większości ludzi można ufać; w Danii – 66%), świadomy i pozytywny feedback jest towarem szczególnie poszukiwanym. Entuzjastyczne, optymistyczne wsparcie pochwałą, uśmiechem czy prozaicznym przybiciem piątki wyraża uznanie dla czyjegoś osiągnięcia. Pokazuje przyjacielskie wsparcie, oducza zawiści, ukierunkowuje nagradzany mózg na kontynuowanie chwalonego zachowania. Nie omieszkaj każdego dnia zauważać u siebie, swoich bliskich i w pracy takich działań, które podsumujesz szczerym „Świetnie to zrobiłeś”.

„Wiem, że stać cię na więcej”

W psychologii istnieje kilka praw opisujących zależność wyniku od nastawienia nauczyciela (lidera, szefa). Efekt Rosenthala pokazuje, że ludzie chcą spełniać oczekiwania w nich pokładane – jeśli więc lider wierzy, że jego podopieczny może mieć lepszy wynik, podświadomie będą obaj do tego zmierzali – zarówno on jako prowadzący, jak i jego podopieczny (by nie zawieść nadziei w nim pokładanych). Drugim prawem jest efekt Galatei – jeśli mamy pozytywne oczekiwania w stosunku do ludzi, to nawet mimo niesprzyjających warunków zaczynają się oni zgodnie z nimi zachowywać. Jego przeciwieństwem jest efekt Golema – ludzie zaczynają się zachowywać zgodnie z negatywnymi oczekiwaniami, nawet jeśli kontekst tego nie wymaga (np. pracownicy gorzej pracują, bo szef im wmawia, że się nie uda). Dlatego śmiało, w oparciu o optymistyczny zdrowy rozsądek, oczekuj postępów od swojego zespołu: „Wiem, że stać cię na więcej”.

„Wiem, że sobie poradzisz”

Nawet najtwardsi z najtwardszych mają momenty zwątpienia i gorsze chwile. Bo oczekiwany kontrakt nie wypalił, bo ważny pracownik zawiódł, bo dostawcy się spóźniają. W takich momentach potrzeba wsparcia. Ale nie tylko merytorycznego, czyli wiedzy o tym, jak rozwiązać dany problem – chodzi o wsparcie emocjonalne. O przekonanie, że nie jest się samemu w kłopotach. O zaufanie, że jest się razem na dobre i na złe. O wsparcie, którego wartość jest wprost proporcjonalna do obaw i innych negatywnych emocji związanych z przejściowym „dołkiem”. Bo wtedy właśnie mięsień cierpliwości i wytrzymałości jest testowany i dobrze jest usłyszeć od kogoś, że sobie poradzimy.

„Jak to proponujesz rozwiązać?”

Analityków diagnozujących problemy wśród pracowników nie brakuje – każdy doskonale wie, co nie działa. Ale sama diagnoza nie likwiduje choroby. Bez konstruktywnego znajdywania rozwiązań staje się narzekactwem, marudzeniem i prowadzi do utraty sprawczości, oddając kontrolę zewnętrznym okolicznościom. Kluczowe w takiej sytuacji staje się nauczenie nawykowego szukania rozwiązań, najlepiej minimum trzech. Dzięki temu diagnoza spełni swoją analityczną funkcję, a propozycje rozwiązań stworzą więcej opcji na przyszłość. Drugorzędna jest ich merytoryczna przydatność, bo ta przychodzi wraz z doświadczeniem; chodzi znacznie bardziej o naukę nawyków konstruktywnego myślenia, które z czasem będzie wypełniać się lepszą treścią.

„Przepraszam, myliłem się”

Przyznanie się do błędu nie jest oznaką słabości, ale siły. Zauważenie własnego przejawu głupoty jest przejawem mądrości, a okazanie wstydu – dowodem na odwagę. Lider, który poza dokonaniami merytorycznymi i uznaniem za wyniki potrafi także być ludzki, zdobędzie swój zespół sercem, a za sercem idzie się bardziej niż za pieniędzmi. Lider łączący siłę z wrażliwością jest człowiekiem przyszłości, bo jego własne zdanie i asertywność w jego bronieniu wraz z empatyczną otwartością na drugiego człowieka daje dostęp do większej ilości zasobów. Dlatego jeśli zdarzy ci się pomylić, nie unikaj konfrontacji ze swoją ludzką, nieidealną częścią: spójrz innym w oczy i przyznaj się do błędu. Zostanie to docenione.

„To będzie dobry dzień” i „Dzięki za dzisiaj”

Zgodnie z efektem pierwszeństwa mózg najlepiej zapamiętuje to, z czym miał do czynienia na początku, a idąc za efektem świeżości – także z tym, z czym zetknął się na końcu. Innymi słowy, kluczowe jest to, jak zaczynasz i jak kończysz, bo na tym skupią się Twoi ludzie. Jeśli więc wychodzisz z domu, mocno ucałuj rodzinę na pożegnanie, a po powrocie witaj się w równie ciepły sposób. Wchodząc do biura, powitaj wszystkich entuzjastycznie i rzuć motywacyjne: „To będzie dobry dzień”, a wychodząc, koniecznie podziękuj za udany dzień. Ta wdzięczność uwolni w ciele produkcję przeciwciał (wszyscy będą zdrowsi) i da zastrzyk endorfin (poczucie szczęścia). Najnowsze badania pokazują, że pracownicy nastawieni na szczęście przynoszą do firmy więcej pieniędzy niż ci, którzy chcą jedynie wyników.

„Kocham cię”

Świadomość własnych potrzeb fizjologicznych i finansowych jest powszechna. A miłości? Bez niej dzieci chorują, dorośli wpadają w depresję lub nawet popełniają samobójstwa. I choć polskie społeczeństwo wyszło już z zabijających wrażliwość przekonań typu „prawdziwi mężczyźni nie płaczą”, to wciąż przeciętny Jan Kowalski nie jest świadomy tego, jak brać i jak dawać miłość. Daje ją więc tak, jak sam otrzymywał ją w dzieciństwie, czego nie rozumie mający inne doświadczenia partner. Skoro moja żona mi o tym nie mówi, to znaczy, że w ogóle nie widzi, jak bardzo poświęcam się rodzinie (żona uważa, że sam fakt bycia z nim już to oznacza). Skoro mój mąż nie zauważył, że byłam u fryzjera, to znaczy, że już go nie interesuję (mąż uważa, że dbanie o rodzinę jest oznaką miłości). Skoro mój tata ciężko pracuje i nie ma dla mnie czasu, to dlatego, że nie jestem dla niego ważny (tata okazuje miłość, ciężko pracując). Skoro szef tylko mnie krytykuje, to coś jest ze mną nie tak (szef w taki sposób rozumie okazywanie wiary w potencjał pracownika). I choć w pracy zaspokajanie potrzeby miłości sprowadza się raczej tylko do uśmiechu i komentarza „świetna robota”, to jednak w rodzinie „kocham cię” powinno być równie popularne co „jestem głodny”. A często nie jest.

„Nie mam ochoty”

Widać ich wszędzie. W parkach, gdy idą ze spuszczoną głową, a myślami są zupełnie gdzie indziej, bo poszli na spacer, na który nie mieli ochoty. W kawiarniach, gdzie siedzą ze wzrokiem utkwionym w telefonie, bo wyszli na randkę bez chęci na nią. Towarzyszą nieobecnym spojrzeniem dziecku w piaskownicy, mając poczucie straty czasu, bo nie stworzyli własnego modelu na bycie tatą i chcą robić to, co robią lubiące to mamy. W sylwestra piją alkohol, bo wypada się napić, choć krzywią się z niesmaku, albo palą papierosy w gimnazjum, bo chcą pokazać dorosłość. Uprawiają seks, wyjątkowo nudny, bo akurat tego dnia nie powiedzieli „nie mam ochoty”. A ochota jest właśnie tym niewidzialnym powodem, który da radość ze spaceru i świeżego powietrza. Który zapala do rozmowy przy kawie. Daje radość z zabawy z dzieckiem i wczuwania się w jego potrzeby. Pozwala zrobić toast niegazowaną wodą, rozmawiać z palaczami bez zaciągania dymka, pójść spać po daniu krótkiego pocałunku bez wyrzutów sumienia. Bardziej przykre jest oszukiwanie siebie i kogoś w imię bycia miłym niż uczciwe przedstawienie swojej motywacji.

„Plan jest następujący”

Poczucie bezpieczeństwa bezpośrednio wiąże się z możliwością wpływania na przebieg zdarzeń. Jeśli dodać do tego psychologiczny fakt, że jednym z największych ludzkich lęków jest lęk przed nieznanym, słowa „plan jest następujący” stają się ważnym narzędziem eliminowania niepewności. Im więcej można przewidzieć, tym większe poczucie kontroli. Na lotnisku amerykańskim oficer TSA w przypadku kontroli osobistej przed jej rozpoczęciem musi powiedzieć pasażerowi, co zrobi krok po kroku i w jakim celu. Wizyta w gabinecie lekarskim będzie łatwiejsza dla pacjenta znającego kolejność procedur, a pracownik opowiadający o etapach rozwiązania problemu uspokoi stargane nerwy szefa. Nawet telemarketer dzwoniący do klienta byłby skuteczniejszy, gdyby zamiast pytania o czas na rozmowę skonkretyzował komunikat i poprosił o dwie minuty. Przewidywalność daje poczucie bezpieczeństwa.

„Jak mogę pomóc?”

Pomaganie innym, poza oczywistymi kwestiami altruizmu i lepszego samopoczucia, ma dodatkowe korzyści. Zasada wzajemności nakazuje zrewanżować się pomocą temu, kto jej udzielił. Teorie wymiany w psychologii, choć ograniczające relacje międzyludzkie do wartości materialnych, podkreślają społeczną opłacalność pomagania. Bycie pomocnym motywuje samego dającego (a w momencie obdarowywania organizm podnosi poziom endorfin – hormonu szczęścia) i wywołuje uczucie wdzięczności u obdarowywanego. Pozwala szybciej piąć się po szczeblach kariery, bo pomaga organizacji rozwiązywać problemy. Buduje przedsiębiorcze, proaktywne podejście do życia kształtujące docelową rzeczywistość i konfrontuje się z problemami, zamiast od nich uciekać. Warto więc pytać, jak można pomóc.

„Dowiem się”

Oto strategia pracownika, który nie wie, jak odpowiedzieć na pytanie szefa: użyć słów „dowiem się”. Jest skuteczna, bo prowadzi do aktywnego działania i gwarantuje szukanie rozwiązań. Odpowiedź „nie wiem” ma charakter diagnostyczny i opisuje istniejący stan rzeczy bez dokonywania w nim zmian. Jeśli do „nie wiem” doda się brak zainteresowania, powstanie: „to nie moja sprawa”, które odbiera sprawczość, pokazuje brak zaangażowania, odbiera nadzieję na uzyskanie pomocy. Tytułowe wyrażenie skłania do szukania rozwiązań, daje kontrolę nad sytuacją, wyznacza cel, umożliwia podjęcie działania. Pozwala też uniknąć kojarzonego w niektórych społeczeństwach (np. polskim, ale nie amerykańskim) poczucia wstydu związanego z niewiedzą.

„Dziękuję” i „Proszę bardzo”

zczęście definiuje się jako umiejętność cieszenia się tym, co się ma. W trendzie wszechobecnego sukcesu, skupionego na „byciu kimś lepszym” i „posiadaniu więcej”, nie ma miejsca na zauważanie tego, jak wiele już się ma. A warto – badania wykazały (prof. Robert Emmons z University of California, Davis), że wdzięczność pobudza mózg do wydzielania hormonów szczęścia. Zamiast śrubować poziomy, od których zaczyna się dziękować, warto wrócić do najważniejszych fundamentów – zdrowia, rodziny, przyjaciół, pracy. I traktować nawet mniej istotne zachowania jako przejaw dobroci, kwitując je właśnie krótkim „dziękuję”.

+
61 81
-

Zobacz także:


Kasia111624
0 / 4

'Dziękuję i 'proszę bardzo' to poziom przedszkola, naprawdę trzeba tego uczyć dorosłych ludzi? Co do 'jak mogę pomóc', kiedy widzę to zdanie, od razu w mojej głowie pojawia się nachalna sprzedawczyni w sklepie odzieżowym, nienawidzę ich. 'Wiem, że sobie poradzisz' - też mnie wkurza, gdy słyszę to z ust mojej matki, uważającej się za ofiarę całego świata, za to ja jej zdaniem mogłabym wszystko 'gdybym tylko chciała'.

Odpowiedz