Demotywatory.pl

Menu Szukaj

Pojawił się nowy elektryk w firmie – Kolec. Został przydzielony do brygady kolegi

Po tygodniu testów w delegacji wrócił z opinią człowieka, którego prześladuje notoryczny pech, czasami promieniujący na współpracowników. Potem trafił pod moje skrzydła na kontynuację okresu próbnego. To, co los z nim wyprawiał w głowie się nie mieści. Mogę z ręką na sercu potwierdzić, że nieświadomie rozsiewał wokół siebie aurę destrukcji, a jego anioł stróż był najwyższej klasy specjalistą utrzymując go mimo wszystko przy życiu. Nie zdarzył się jeden dzień, żeby wokół Kolca coś nie spadło, pękło, zawaliło się, utopiło w wapnie, błocie czy betonie, a on wychodził z tego bez szwanku, czasem tylko lekko ochlapany. Do tych zdarzeń absolutnie nie przykładał ręki, nie powstawały z jego winy, a jednak miały miejsce w jego obecności. On natomiast podchodził do tych czasem niebezpiecznych sytuacji z pełną wyrozumiałością. Czasami wygłaszał swoją sentencję: - No ja z tym żyję tyle czasu i przywykłem, to wy też możecie się nauczyć. Normalnie jak w filmie „Pechowiec”. Przekazałem prezesowi, że nawet gdyby nam dołożył egzorcystę do brygady, to i tak moje orły, sokoły nie chcą z Kolcem pracować. Prezes – złoty człowiek – zaprezentował mu wizję przyszłości w krótkich, żołnierskich słowach: - Kolec daję ci ostatnią szansę. Nie spier... tego! Właśnie kończył się remont kapitalny naszej reprezentacyjnej sali konferencyjnej i tam skierował naszego bohatera do pomocy. Brygadzista wtajemniczony w obecność mocy nadprzyrodzonych towarzyszących nowemu pracownikowi, powierzał mu wyłącznie proste czynności porządkowe, upewniając się wcześniej dwa razy czy okolica jest bezpieczna. Ostatnim etapem prac było umeblowanie sali. Wyglądało to tak, że ekipa zwoziła i ustawiała meble, a Kolec sam zostawał na miejscu doglądając całości, „bo tak będzie najbezpieczniej dla niego i dla sali”. Następnego dnia miało nastąpić uroczyste otwarcie połączone z bankietem, przy udziale miejskich oficjeli, przedstawicieli kurii i zaprzyjaźnionych przedsiębiorców. Nad przystrajaniem sali pieczę trzymała pani prezesowa. Przyniosła trzy kwietniki do powieszenia na ścianę, a z budowlańców zastała na miejscu wyłącznie Kolca. Poprosiła go o ich zamocowanie wykonując ogólnikowy ruch ręką (jeden gdzieś tu, drugi mniej więcej tam, a trzeci na końcu). Kolec uzbroił się w wiertarkę. Stanął przed ścianą długą na 4 metry, wysoką na 3,5 metra i wywiercił pierwszy otwór. Z otworu chlusnął strumień gorącej wody pod ciśnieniem. Kolec w pierwszym odruchu zatkał go dłonią. Skutkiem tego dłoń doznała lekkiego poparzenia, a sikawka zmieniła kierunek ze środka sali na sufit. Do Kolca dotarło, że to jest tylko półśrodek, w dodatku cokolwiek bolesny. Skojarzył, że łatwiej będzie zamknąć zawór wodny. W poszukiwaniu obiegł sale dookoła wraz z przyległymi pomieszczeniami. Nie ma! Co robić? Portier będzie wiedział! Biegiem do niego. Na szczęście zawór znajdował się na portierni, sytuacja została opanowana. I teraz wyobraźcie sobie jak wielkie fatum prześladowało tego człowieka. Na ścianie o powierzchni 140 tysięcy centymetrów kwadratowych trafił bezbłędnie wiertłem o średnicy 10 mm w rurkę miedzianą 15 mm

Dopalacze. Rypie umysł i niszczy człowieka:

Byłam wczoraj w pracy dorywczej. Wykładałam towar, a że nie było żadnego pracownika ze sklepu na dany dział, to wzięłam telefon służbowy, co by ułatwić pracę kasjerom i osobie dyżurującej. Pracuję w marketach już jakiś czas i dogadałam się z kierownictwem, że mimo iż jestem zatrudniania na umowę zlecenie z zewnątrz, to w takich przypadkach jestem jakby 'pracownikiem marketu' i ich po prostu wspieram jak tylko mogę i przejmując obowiązki. Market z tych olbrzymich, towaruje, dzwoni telefon 'Ochrona': -"Nieja! Biegnij do kasy 01, masz najbliżej, ratuj kasjerkę, jestem zaraz za tobą!!! PIP PIP PIP". Rzucam wszystko i biegnę do kasy, a tam facet jak szafa szarpie kasjerkę, tłucze ją pięścią w twarz i krzyczy coś o koszyku klawiatury (?). Ja 160cm wzrostu stanęłam na sekundę jak wryta, co robić?! Rzut okiem w lewo prawo, ochrony nie ma, klienci w panice uciekają, to decyzja. Lecę. Szarpałam się z typem aż udało mi się uwolnić kasjerkę z jego uchwytu i po chwili podstawiłam mu nogę, dzięki bogu upadł. Niestety upadł tak niefortunnie na mnie, że dostałam łokciem w oko, a przez uderzenie o posadzkę straciłam przytomność. Nie wiem co było dalej, bo obudziłam się w karetce. Następnego dnia koleżanka zadzwoniła i powiedziała mi, że kasjerka ma złamany nos. A ochrona? "Przybiegli" dopiero jak gość stracił przytomność. Innymi słowy ja, z drugiego końca marketu zdążyłam przybiec i coś zrobić, a oni? Nie wiem co robili. Facet z monitoringu nawet się z krzesła nie ruszył, a miał najbliżej, bo raptem 10 metrów... Czeka mnie teraz batalia, bo takiego zachowania ochrony nie popuszczę

Duża stacja benzynowa niedaleko miasta wojewódzkiego.

Wchodzi elegancka i zadbana pani koło 50-tki z dorosłą córką. Kobieta idzie do kasy, płaci za paliwo i pyta "Gdzie są mentosy?". Sprzedawca - młody chłopak - bardzo grzecznie wskazuje ręką regał stojący przed kasą. Pani nie spojrzała nawet w stronę regału i mówi "Proszę mi podać". Sprzedawca na to, że są w tym miejscu (znów wskazuje ręką), wystarczy sięgnąć (on, żeby je podać musiałby wyjść zza lady, okrążyć regał, więc trochę roboty by miał, a kobieta naprawdę miała je na wyciągnięcie ręki). Na to kobieta, zamiast po prostu wziąć dropsy zaczęła się wydzierać, że sprzedawca jest niekulturalny i nie wypełnia swoich obowiązków i przyzwoitość wymaga pomóc starszej pani [sic!]. W tym momencie córka, czerwona od żeber po cebulki włosów podchodzi do półki, bierze te nieszczęsne mentosy, kładzie na ladzie i wychodzi. Czy sytuacja była piekielna? Dla mnie na pewno. Ponieważ w tej historii jestem córką...

Mój brat ma żonę, która przez ponad 10 lat pracowała jako modelka. A że ciało ma niezłe i urodę bardzo egzotyczną, jakiś czas była twarzą pewnej marki kostiumów kąpielowych

Urodziła dzieci, jakiś czas była w domu, do pracy wracać nie chciała (czuła się mniej atrakcyjna, była mniej pewna siebie, w domu generalnie było jej dobrze), a że brat zarabia sporo to i potrzeby takiej nie było. I tu uruchamia się [P]iekielna [M]amuśka bratowej. [PM] do bratowej (często przy rodzinie i dzieciach): "Dupę pokazywać tylko potrafisz, ja się dziwie, że męża masz", "Rozbierałaś się jak dziwka, to jak dziwkę cię traktować musi", "Wstyd jak dzieciaki do szkoły pójdą, że za matkę ku***e mają", "Grzegorz powinien sobie znaleźć ładniejszą i szczuplejszą od ciebie, na pewno to zrobi o ile jeszcze cię nie zdradza". Dodam tylko, że bratowa jest naprawdę piękną i zgrabną kobietą i nigdy nie brała udziału w sesji bez bielizny. Piekielna Mamuśka odpuściła, jak brat wywiózł bratową i dzieci 150 km dalej, po tym jak bratowa wpadła w głęboka depresję. Ps. Zapomniałam o najważniejszym: oczywiście bratowa dopóki zarabiała, część pieniędzy przelewała na konto swojej matki. Pieniądze się skończyły,to i miłość do córki jakoś się wyczerpała

W niedzielę nawiedziło nas tornado w postaci siostry ciotecznej mojej ślubnej wraz z partnerem - oboje nietuzinkowi i przebojowi (w negatywnym tych słów znaczeniu)

Oboje są piekielnie despotyczni z tendencją do obrażania się jeśli coś nie jest po ich myśli, by następnie jak jest potrzeba "od obrazić się" - w ich wydaniu wygląda to w ten sposób, że po roku obrabianie za plecami szynki, nie odzywania się, robienia akcji typu "oni na ślub nie przyjadą bo x tam będzie, a z x to zerwali kontakt" itp. wpadają do "śmiertelnego wroga", jak gdy nigdy nic na kawę i żeby pogadać. Kawę to człowiek jeszcze "przeboleję", ale te rozmowy to już inna para kaloszy (na całe szczęście już się uodporniłem i mnie to bawi, a nie denerwuje). Meritum tych rozmów zawsze jest jedno - finanse - albo w kwestii pożyczenia pieniędzy, albo wejścia w jakiś dziwny biznes, albo pracy bo jakimś dziwnym trafem żadnej nie potrafią utrzymać dłużej niż pół roku. Swego czasu siostrunia zrezygnowała z fajnej pracy, bo była za ciężka (co może być ciężkiego w pracy w archiwum przez 8 godzin dziennie, gdzie wg. relacji mojej żony pierwszą rzeczą po przyjściu do pracy którą robiła jej kuzynka było zalogowanie na "twarzo-książkę" i tłuczenie komentarzy przez 8h), innym razem się podobno szef do niej dobierał (ta jasne), znowu kiedyś po 2 miesiącach stwierdziła, że samochodu służbowego jej nie chcą dać, a ona ma dojazd uciążliwy to zrezygnowała. Luby kuzynki mojej żony to też niezły aparat - pracował w komisie samochodowym i chciał wcisnąć mojemu teściowi samochód po powodzi, jak ten mu stwierdził, że chyba oszalał to zaczęło się branie na litość, że jak go nie sprzeda to go z roboty wywalą. Innym razem poleciał z firmy transportowej w której pracował, raz za paliwo(kradzież), dwa za prywatę. Innym znowuż razem porzucił pracę w budowlance, bo on musiał na wakacje gdzieś pojechać i zszokowany, że w środku sezonu budowlanego nie chcą mu dać wolnego. Przez długi okres czasu ciągnęli pieniądze z socjalu, bo się dziecko zdarzyło, szanowna nigdzie nie pracowała, a szanowny dorywczo na czarno - klepali słodką biedę mieszkając kątem to u jednych to u drugich rodziców - jak wyglądało klepanie biedy w ich wydaniu - jak z fuch coś się udało zarobić to była wycieczka do Turcji, tydzień nad morzem, 10 dni w górach - gdzie ich córka w czasie tych wojaży była pod opieką jednych bądź drugich dziadków, a jak nie było co do garnka włożyć, to pożyczanie od rodziny na lewo i prawo (oczywiście na wieczne nieoddanie). Szczytem była sytuacja ze 3 lata temu jak zaproponowali nam niesamowicie korzystny układ - siostrunia cioteczna ślubnej doczytała się gdzieś, że w Anglii na cito poszukują pracowników z naszych branż (żony i mojej) i wymyślili sobie, że my wyjedziemy do pracy do GB (bo przecież macie doświadczenie i język oboje znacie, to szybko pracę znajdziecie), a oni zamieszkają w naszym mieszkaniu. Za to opiekowanie my będziemy im przesyłać pieniądze - z ciekawości spytałem się na ile liczą - jak stwierdziła "tak żebyśmy nie czuli się wykorzystywani, to z 1500 funtów miesięcznie plus na opłaty". Na moje pytanie czy wie ile moglibyśmy dostać za wynajęcie takiego mieszkania w tej okolicy stwierdziła "że chyba nie wyobrażam sobie żeby rodzina płaciła mi za to, że będzie u mnie mieszkać". Jak się później okazało z powodu mocno napiętych stosunków z zarówno jednymi jaki drugimi rodzicami w oczy zajrzała im wizja końca darmowego dachu nad głową. Ale wracając do powodów ostatniej wizyty - szanowni postanowili zalegalizować związek i marzy im się królewski ślub i wesele (nie na swój koszt oczywiście, kuzynka ma żal do swojej matki, że ta kategorycznie odmówiła wzięcia kredytu na ten cel). Kuzynce mojej ślubnej zamarzyła się suknia za drobne 5500 i wpadła do nas z propozycję, że jak my jej damy na tę suknię, to już prezent ślubny dla nich będziemy mieli z głowy. Na nasze kategoryczne "nie ma nawet takiej opcji" usłyszeliśmy - "w takim razie na zaproszenie nie macie co liczyć" - na 100% z tego powodu na życie nie zamierzam się targnąć, żona również nie.

Kilka lat temu przeprowadziliśmy się z żoną na wieś, do domu po babci.

W całej historii piekielne jest tylko moje zaskoczenie i ogólne nieporozumienie realiów - bo wszyscy okazali się przemili i serdeczni. W domu mamy kominek, opalany - jak to kominek - drewnem. Będąc u sąsiada zobaczyliśmy u niego pudełko z fajnymi, ładnymi kawałeczkami deseczek (zaznaczam - uczciwych, drewnianych desek, nie żadnych płyt) do palenia. Dowiedzieliśmy się, że takie deseczki sprzedawane są na opał w pobliskiej stolarni, jako odpady. Pojechałem więc do tej stolarni, aby też sobie trochę takich kupić na rozpałkę - pisząc "trochę" mam na myśli stare pudło po telewizorze. W stolarni miły, starszy pan poinformował mnie, że owszem, sprzedają odpady na opał. Niestety, wszystkie odpady akurat rano zabrał (ktoś tam), ale żebym zostawił numer telefonu, to on do mnie zadzwoni, jak im się trochę tego nazbiera. Przy okazji okazało się, że miły pan (którego ja widziałem pierwszy raz w życiu) doskonale zna mnie, moich rodziców i dziadków (ot, uroki życia na wsi). Pożegnałem się i wróciłem do domu. Przez kilka dni nikt nie dzwonił, więc stwierdziłem, że mnie zwyczajnie "olali". Cóż, aż tak mi na tych deseczkach nie zależy, o całej sprawie zapomniałem. Mijają 2-3 tygodnie. Sobota, godzina 7:30. Dzwoni telefon. W telefonie słychać [F]aceta: [F] - Panie, odpady! (pamiętam dokładnie, cytat dosłowny!) [Ja, zaspany] - ??? Ale ossochozi? [F] - No bo pan żeś chciał! Pan żeś mówił, że chce, i my zbierali! Taka rozmowa trwała dłuższą chwilę, zanim zorientowałem się że pan dzwoni w sprawie deseczek ze stolarni. [F] - No bo ja stoję przed bramą! Wyglądam przez okno. Przed bramą stoi... traktor. Z przyczepą. Na przyczepie sterta drewna - jak się potem okazało, 8 metrów sześciennych. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że pan wysypał drewno na podwórku, po czym... odjechał, zanim zdążyłem do niego podejść i spytać chociaż, ile to kosztuje. Dla niezorientowanych - kubik drewna opałowego to koszt 150-180zł. Tutaj dostałem sezonowane drewno liściaste, co prawda drobne, ale za to suche jak pieprz podwiezione pod dom, a w dodatku czyste! Ze stolarnią udało mi się skontaktować dopiero po kilku dniach - kierownik jeszcze przepraszał, że tak długo to trwało, ale specjalnie dla mnie zbierali te odpady - żeby przywitać nowego sąsiada(!). Że zasadniczo, to oni to sprzedają po 50zł/metr, ale jak dla mnie, to to było gratis. W końcu - udało mi się wcisnąć mu na siłę flaszkę. I jak tu narzekać na życie na wsi...

Przez wspólną znajomą zapoznałem naprawdę fajną dziewczynę, tak się złożyło że umówiliśmy się na kawę. Jako dżentelmen przepuściłem ją w drzwiach, zostałem poinformowany że nie powinienem tego robić, bo to seksistowskie

Jak się łatwo domyślić, podczas rozmowy przy kawie na tapetę padł temat równouprawnienia. Rzuciłem tekstem chyba wszystkim doskonale znanym "równouprawnienie kończy się jak trzeba wnieść lodówkę na czwarte piętro". Dostałem odpowiedź, że w takim wypadku facet powinien być dżentelmenem. Przypomniałem sytuację jak wchodziliśmy do kawiarni i powiedziałem, że w takim razie wnoszenie wyżej wspomnianej lodówki przez faceta jest strasznie seksistowskim zachowaniem. Tu koleżanka stwierdziła, że to jest po prostu męskie zajęcie. No to pytam gdzie jest to równouprawnienie? Skoro faceci noszą ciężkie rzeczy, to niech robią to i kobiety. Tu zostałem poinformowany, że ja tego po prostu nie rozumiem, że kobiety się do tego nie nadają. I tu padło moje pytanie "skoro zdajesz sobie sprawę, że są zajęcia przeznaczone tylko dla mężczyzn to po jaką cholerę ci to równouprawnienie?". Koleżanka odpowiedziała dając mi w twarz i mówiąc przy tym, że jestem męską szowinistyczną świnią, po czym wyszła. Tak, rachunek został mi do zapłacenia, a płacenie całego rachunku przez faceta ponoć także jest seksistowskie...

+
299 393
-

Zobacz także:


S seybr
+15 / 23

Mam kolegę, bardzo dobry człowiek. Poszczęściło się jemu w życiu. Na studiach pomagał w nauce swojemu koledze. Dzięki niemu zdał wiele egzaminów. Ojciec jego kolegi wiedział o tym i w zamiar zaproponował prace, dobre stanowisko i kasa. Już wiele lat tam pracuje i chwali sobie. Jak układa sie kariera zawodowa to w miłości ma się pecha. Poznał dziewczynę wydawała się ok. Z biegiem czasu jej dobiło. Pochodziła z biednej rodziny, na dodatek oczytana nie była. Pewnego dnia odwiedzają minie. Kupiłem mieszkanie, remont, meble na zamówienie w kuchni. Ledwo co wprowadzony, pachnie farbą itp. Kumpel mówi fajne mieszkanie, ja że jeszcze łazienka pozostała, ale to jak kasa będzie. Idę do kuchni, robić kawę. Było to słychać, zatkało mnie. Ona z tekstem. "Takie mieszkanie, hmm takie panele, kuchnia ładna ale my będziemy mieć lepszą, tylko plebs mieszka w bloku". Przychodzę z kawą, koledze głupio. Ja pytam się czy będzie u naszego znajomego. Że tak, że chce zobaczyć jak sobie dom wybudował. Mówię że jeszcze w trakcie, że pomagałem jemu elektrykę robić. Kolega pojechał dalej, ogląda dom naszego znajomego. Mówi że też się buduje. Siedzą na werandzie. Ona że mógł tak zrobić, widać że bidak, że się porywa. Że oni to będą mieli najlepsze materiały. Mój kolega się tak wk... Jak masz oceniać ludzi po portfelu to wypie... z mojego życia. Z biedy pochodzisz i całe życie w bloku mieszkałaś. Przeprosił kolegę i pojechali. Zostawił ją w mieście pod pkp i kazał wyprowadzić się z mieszkania. Wrócił do mnie, przeprosił i pojechaliśmy wieczorem wypić w męskim gronie u znajomego. Teraz mi się mój kolega pochwalił, że swoją panią życia miał w pracy. Jakoś tak wyszło. Planują ślub. Zostałem zaproszony. Na pewno będę ;]. Pisane z telefonu ;].

Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 8 November 2015 2015 11:43

Odpowiedz
G konto usunięte
+11 / 15

@seybr I to jest historia! Walić piekielnych, walić anonimowe, na demoty niestety też przychodzę tylko ze względu na komentarze. Takie jak ten. :)

S szpuncik
0 / 2

Bajka.... Tak czy siak...

inkognitko
+10 / 10

Ludzie, jak robicie te galerie to przynajmniej pilnujcie porządku i nie wciskajcie kilka razy tych samych kilku historii.

Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 8 November 2015 2015 12:12

Odpowiedz
~gfgfzgxgffxgfxgzgf
+1 / 3

Taaaa, właśnie zauważyłem jakiś czas temu, że część tych rzekomo "prawdziwych" historii, to fake. Po co komuś chce się je wymyslać?

Odpowiedz
Granito
+3 / 3

3 historie powtarzają się 2 razy, samo w sobie nudne, aczkolwiek niektóre wiarygodne, ale nie wszystkie.

Odpowiedz
P panna_zuzanna_i_wanna
+4 / 4

A skąd wszyscy ludzie z jej kierunku wiedzą jakie ma oceny? Nie ma przypadkiem czegoś takiego jak ochrona danych osobowych? A wszelkie listy z informacją o ocenach nie zawierają czasem numeru indeksu, a nie imienia i nazwiska?

Odpowiedz
N nokia18
0 / 0

@panna_zuzanna_i_wanna u nas wykładowcy przesyłają oceny(kolokwia, egzaminy - wszystko) do starosty a on publikuje je na naszej facebookowej grupie. W ciagu trzech lat moich studiów chyba tylko 3 prowadzących ma na swojej stronie tabele z numerami naszych indeksów, reszta po nazwisku

A konto usunięte
0 / 2

Fakt, kilka się powtarza, ale to zaliczyłbym do typowego "wypadku przy pracy" co się każdemu może zdarzyć. Nie mniej jednak rozwala mnie ten kawałek "KOBIETY PRACUJĄCEJ". Jak można dopuścić myśl, że pięcioletnie dziecko można pozostawić bez opieki w domu. "Dziecku i psu się nie wierzy" - to stare i mądre powiedzenie. Jest tyle wypadków z takimi dziećmi zostawionymi bez opieki, bo kasa się liczy. To jest po prostu chore. Ja nikomu nie zazdroszczę tych wycieczek, zakupów i takich tam, ale ludzie! opamiętajcie się! Znam kobietę, która pracuje na dwa etaty chociaż nie musi, (za zwykłego robola) mając dwójkę małych dzieci. Mąż pracuje 8 h dziennie i wraca do domu. Taka weekendowa matka. Dzieci jej prawie nie znają, gdzie tu jakaś więź rodzicielska, gdzie jakaś miłość matczyna, nic, zero.

Odpowiedz
~Renifero
+1 / 1

@andrewdemo A kto powiedział, że 5 latek zostaje sam? Pięcioletnie dzieci o ile mi wiadomo chodzą do zerówki odkąd wprowadzono obowiązek szkolny 6 latków, więc kiedy matka jest w pracy dziecko jest w przedszkolu. Poza tym są żłobki, przedszkola, niańki, niektórzy mają to szczęście, że mają dziadków chcących i mających czas i siłę na opiekę nad wnukiem.

A konto usunięte
0 / 0

@~Renifero Zdziwiłbyś się, ile dzieci jest zostawionych samopas. Po za tym, ja odniosłem się do treści historyjki nr 15, gdzie matka stwierdza:"(nikt mi nie wmówi, że przy pięcioletnim dziecku trzeba siedzieć w domu)". A gdy obojgu rodzicom wypadnie druga zmiana w tym samym tygodniu i nie mają nikogo do opieki do czasu powrotu z pracy, to wcale nie takie rzadkie zjawisko, i to nie koniecznie bym nazwał patologicznym pochodzeniem, lecz trudną sytuacją, a raczej nie do końca właściwym wyborem.

~smutne
0 / 0

@andrewdemo tu chodzi o to, że te niepracujące matki zasłaniają się już wystarczająco dużymi dziećmi aby nie iść do pracy, a potem nażekają, że nie ma pieniędzy. Autorka tekstu pracuje oraz ma dzieci i raczej nie zostawia ich samych w domu więc wie co mówi. Pięcioletnie dziecko można spokojnie wysłać do przedszkola...

chamzewsi
0 / 0

@andrewdemo o przedszkolach nie słyszałeś?

A konto usunięte
0 / 0

@~smutne i @chamzewsi - nie każdego stać na przedszkole, nie każdy ma do niego blisko, nie każdy ma transport. Nie chodzi mi o to żebym trzymał tutaj czyjąś stronę, ale chyba przyznacie mi rację jeśli powiem że przedszkole to też swojego rodzaju opieka. Podkreślmy jeszcze raz jej wypowiedź: "nikt mi nie wmówi, że przy pięcioletnim dziecku trzeba siedzieć w domu". Ja osobiście uważam, że tak, jak najbardziej, ktoś z dorosłych powinien siedzieć w domu z takim dzieckiem. Chodziło mi o sens jaki nadała swojej wypowiedzi kształtując ją w taki sposób.

~monia985
+4 / 4

Gdybym chciała poczytać stronę piekielnipl, to weszłabym na piekielnipl :) A nie na demotywatory :) Amen.

Odpowiedz
~losssuperktoss
+1 / 3

@andrewdemo ja jako pięciolatek sam się sobą zajmowałem, biegałem po podwórku i do mieszkania wracałem jak mi się pic chciało albo jeść, nie wyrosłem na patologicznego socjopatę a normalnego człowieka,
fakt że teraz jest trudniej bo więcej psychopatów jawnie krzywdzi dzieci, nie zmienia to faktu że pięciolatkiem nie trzeba się tak zajmować jak noworodkiem W DOMU, dasz mu zabawki i się bawi

Odpowiedz
A konto usunięte
0 / 0

@~lossuperktoss - Przeczytaj jeszcze raz moją wypowiedź i pokaż gdzie wywnioskowałem, że dziecko bez opieki wyrośnie na socjopatę? Pisałem, że takie dzieci często spotykają nieszczęśliwe wypadki, gdy są pozbawione nadzoru. To, że ty (być może) nie miałeś żadnego poważnego wypadku spowodowanego zaniedbaniem rodzicielskim, to tylko pogratulować i życzyć dalszych sukcesów w życiu dorosłym.

~smutne
0 / 0

Historia dziewczyny z rakiem:
Do czego ludzie są zdolni żeby komuś utrudnić życe, ręce opadają :(

Odpowiedz