Demotywatory.pl

Menu Szukaj
+
505 521
-

Zobacz także:


maaciekk
+34 / 38

Słowo depresja jest mocno nadużywane w ostatnim czasie co mnie strasznie irytuje. Depresja to powazna choroba z której wychodzi się latami przy pomocy leków i specjalistów, a niektórzy przypisują jej gorszy dzień. "Zwolnili mnie z pracy mam depresje", "Zostawił mnie chłopak więc mam depresje", "Dostałem 1 w szkole, więc mam depresje".. to stany przejściowe po których mamy być może doła ale absolutnie nie są depresją!

Odpowiedz
~eh_tam
-4 / 8

@maaciekk jestem na etapie 10, nie wiem co jest dalej, nie mam depresji niech ci będzie

A Ashardon
+5 / 5

@eh_tam to idź do specjalisty.

S SmutnyWesolek
+8 / 10

@Ashardon gdyby to było takie proste nie byłoby samobójców...

ta prawdziwa depresja to poważna choroba, która robi z człowiekiem coś najgorszego - odbiera mu nadzieję, że w ogóle może być lepiej :(

B buster25
+7 / 9

@maaciekk moja depresja zaczęła się mniej więcej w wieku 13-14 lat, a udało mi się z niej stopniowo zacząć wychodzić mając około 16-17 lat. Przez ten czas codziennie miałem w głowie "sznur", a skorzystałbym z niego gdyby nie fakt, że została mi jeszcze mama, której nie chcę dobić. Odwiedziłem sporo psychologów i tak dalej, ale mimo to i tak nic mi to nie dało... wychodzę z założenia, że te osoby się nie nadawały na dane posady. Brałem jakieś tam leki na uspokojenie i kilka innych rzeczy, ale jeszcze bardziej mnie ten fakt dołował. W wieku 16-17 lat strzeliło mi do głowy, żeby pójść na siłownię i to zaczęło mi dopiero pomagać. Po pewnym czasie znalazłem dziewczynę tzw. "Ta jedyna" i po pewnym czasie zostawiła mnie dla innego, więc znowu zacząłem wpadać w ten dół, ale postanowiłem się nie poddać. Chodziłem więc znacznie więcej na siłownię i o wiele bardziej się poświęcałem wyładowując złość. Jakiś czas później zacząłem chodzić na kickboxing, co pozwoliło mi jeszcze bardziej uwierzyć w siebie i przy okazji zacząłem być dla innych ludzi kimś w rodzaju "motywatora", który potrafi pchnąć do działania głównie osoby, które są w dołku. Teraz żyję całkiem w porządku, mam fajną dziewczynę i jest coraz lepiej. Nie jestem już odludkiem, nie leżę w dole i się nie poddaję, choćby nie wiem co. W tym roku również spotkało mnie wiele przykrości... krótko pisząc, były to jedne z moich najgorszych przeżyć, ale już tyle przetrwałem, że nie miałem przed oczami nic innego, jak wstać i iść dalej. Nie wyleczyły mnie żadne leki, żadni "specjaliści", fałszywi "przyjaciele", czy wiele innych rzeczy. Zdecydowaną większość zawdzięczam sobie sam i się z tego niezmiernie cieszę.
Przez okres mniej więcej tych 4 lat nieraz zdarzyło mi się pociąć, czy zrobić kilka innych rzeczy. Nawet zdarzyło mi się zażywać cięższe narkotyki, ale całe szczęście szybko zrozumiałem swój błąd, więc z tego zrezygnowałem. Gdybym żył tak jak wtedy, to teraz byłbym zerem. A tak oto teraz jestem kimś i wiem czego chcę. To w sumie tyle.

K knoxville12
+2 / 2

@buster25 oby Ci się wiodło jak najlepiej. Ja jak narazie jestem tak jakby przed połową Twojej opowieści :/

Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 7 December 2016 2016 18:56

B buster25
+1 / 1

@knoxville12 Dziękuję ;). Najlepiej znajdź swój złoty środek na to wszystko, bo nie ma sensu żyć w dołku. Osobiście optymistą nie jestem, bo bliżej mi do ponuraka... ale i tak mam się dobrze i posiadam pewne większe cele. Nie żal się innym, nie szukaj współczucia, tylko walcz sam ze sobą.

D dziubak
+1 / 1

@buster25 jesteś wielki i tyle:) uważam że trzeba być cholernie silnym, żeby ze stanu o jakim piszesz pójść w dobrą stronę. wiesz, łatwiej jest zacząć pić albo wpaść po uszy w jakiś syf. mega, mega, mega szacunek dla Ciebie i życzę Ci wszystkiego dobrego!!

B buster25
0 / 0

@dziubak oj tam od razu wielki... Po prostu wysoki :D
Dziękuję i wzajemnie!

Zgadnijcie
+8 / 10

Utknąłem na pierwszym punkcie jakieś 10 lat temu. Na razie jest super bo nie tyje.

Odpowiedz
L Livanir
+6 / 6

@psiekrwia Piszesz jak tata Ludwiczka :X

psiekrwia
-1 / 7

@Livanir nie znam, ale zacny musi być z niego osobnik

L Livanir
+10 / 10

@psiekrwia "Kiedy ja miałem 5 lat miałem własną prace i mieszkanie!" albo "Rosół powiadasz? Jak byłem mały to jedliśmy kury i popijaliśmy wrzątkiem", "-20 stopni to mróz? Ja opalałem się przy takiej pogodzie" itd. ip. niezły koleś ;)

psiekrwia
+1 / 3

@Livanir no i przypomniało mi się całe dzieciństwo

A Akilliada
+6 / 8

Demot brzmi jak gorszy tydzień, więc według autora całe społeczeństwo cierpi na depresję. KAŻDY ma czasami zły humor i marzy o tym, żeby nie wychodzić z łóżka przez cały dzień, jedząc tylko niezdrowe przekąski i oglądając telewizję. Depresja jest poważną chorobą, a robienie z niej synonimu do kiepskiego nastroju prowadzi tylko do jej bagatelizowania.

Odpowiedz
~sesdse
+1 / 3

@Akilliada Ale to co autor pokazał to też są objawy depresji, co innego jak nie chcę się cały dzień wychodzić z łóżka, a co innego, jak w moim przypadku, gdy dzień zmienia się w tydzień, miesiąc, dwa... Wychodzenie z depresji zajmuje mnóstwo czasu i przez takie gadanie właśnie ludzie się nie leczą, bo przecież "każdy ma doła", co doprowadza najczęściej do pogłębienia choroby. Mnie też przez długi czas otoczenie wmawiało, że "robię z siebie ofiarę losu, bo przecież nic się nie stało", więc trwało to zanim poszłam do specjalisty. Na swoim przykładzie mogę też powiedzieć, ze z najgorszego stanu można wyjść i jako tako funkcjonować w społeczeństwie, a nawet czasami się cieszyć więc da się, tylko nie można bagatelizować objawów i leczyć się, chodzić na terapię.

metalmessiah
+3 / 5

@Akilliada Sęk w tym, że niektórzy mają tak codziennie. Dzień po dniu ta sama przytłaczająca beznadzieja bez żadnej poprawy.

~kamileo123456
+10 / 10

Depresja i inne zaburzenia psychiczne są niestety dyskredytowane i bagatelizowane przez zdrową cześć społeczeństwa. "Masz depresję? Uśmiechnij się, a świat stanie się piękniejszy" - takie "porady" czytamy w sieci. Jesteśmy wzrokowcami, więc cierpienia wewnętrznego nie traktujemy serio, bo go nie widać, nie zostawia siniaków. A to tylko pogłębia problem społeczny depresji.

Odpowiedz
S SmutnyWesolek
+15 / 17

Depresja często jest wywołana tym, że organizm nie produkuje (albo produkuje za mało) jakichś hormonów, więc to, że nie miałeś lekko i w nią nie wpadłeś to się ciesz... A to co napisałeś to mniej więcej tak jakbyś napisał, że paliłeś papierosy i nie masz raka i nie rozumiesz jak można mieć raka od palenia papierosów. Jedni są zdrowi a inni chorzy i nie ma co się dziwić, że ktoś zachorował, można tylko go olać albo mu pomóc...

~kamileo123456
+7 / 7

@chodok25, dopisz jeszcze "jak to możliwe, że niektórzy ludzie zostają potrąceni przez samochód? Nie rozumiem. Ja nigdy nie zostałem potrącony."

anaktosiek
-1 / 1

jedzenie? Ja miałem zwiększony wysiłek, bo wysiłek pozwalał mi na tymczasowe polepszenie myśli. Pewnie to zasługa dopaminy, która się wtedy wydzielała

Odpowiedz
~Ughos
0 / 2

Wagaruje ale ma problem z izolacją O.O Samo-wstręt jak się nie myje no ajk takie ma problemy no to :D

Odpowiedz
Mattian23374
0 / 0

Ja też mam objawy depresji, może nie codziennie ale czasami mam takie dni że najchętniej rzuciłbym to wszytko i pojechał gdzieś, najchętniej jak najdalej od tego całego świata.

Odpowiedz
~AN
0 / 0

Przeżyłam ostatnio coś podobnego.
Całe życie byłam ateistką. Zawsze uważałam, że ludzie wierzący idą na łatwiznę w temacie śmierci. Zakładają, że jak będą chodzić do kościoła, spowiadać się i jako tako żyć (w końcu jest jeszcze czyściec więc nie trzeba też się nadmiernie spinać) to ich dusze będą żyły wiecznie- brzmi jak fajna bajka. Dopiero wizyta w szpitalu kilka lat temu (dość poważny stan) mnie zmieniła- nie, nie przyjęłam żadnej wiary, nie stałam się pobożna. Po prostu pokochałam życie jak nigdy- nigdy wcześniej świat i ludzie nie wydawali mi się tacy wspaniali. To właśnie ten przeogromny optymizm spowodował, że pierwszy raz w życiu zaczęłam zakładać, że to nie może być przypadkowe, że to całe piękno jednak ktoś może stworzył. Idąc dalej tym tropem zaczęłam starać się szukać tego sensu/ładu. Skoro jest jakaś iskierka nadziei na życie wiecznie to jak to osiągnąć? Budzimy się idziemy do pracy (takie czasy/taki świat) a potem no właśnie- telewizor, książka, komp/smartfon. Prosty przykład: chłopak gra codziennie w piłkę na podwórku- sam mówi, że lubi to robić ale wystarczy, że wujek z ameryki da mu plazmę 55' z najnowszą PSką i chłopak zapomni o turlaniu piłki po podwórku a jak za rok dostane karnet na wesołe miasteczko to zapomni o PS. Czy to nie jest tak, że cały czas szukamy dla siebie jak najlepszego "zabijacza czasu". Tak naprawdę to nie tak, że coś "lubimy" tylko wybieramy najlepszą dla nas opcje spędzenia czasu spośród rzeczy, na które możemy sobie pozwolić. Zabijamy czas jak tylko umiemy= marnujemy. Chyba nie tędy droga. Gdzie leży granica między wegetacją a robieniem tego co powinniśmy? Przykład drugi: dzikie zwierzątko- niech to będzie lisek, który żyje lesie z dala od ludzi. Lisek cały dzień gania: szuka żarcia, goni/poluje, ucieka/chowa się przed większymi wilkami. Jedyne momenty, kiedy lisek może poczuć "szczęście" to kiedy naje sie do syta, spotka lisiczkę lub znajdzie przytulne, bezpieczne miejsce do spania. Czy to normalne?- jedyne ulotne chwile radości (zafundowane mu przez ten świat- bez naszej ingerencji jako ludzi) to kiedy: zabije inne zwierzę, rozmnoży się i wyśpi. A przecież gdyby nie osiągnięcia cywilizacji bylibyśmy jak ten lisek- walczylibyśmy o przetrwanie nie mając nawet czasu zastanowić się nad niczym. Po kilku miesiącach tego typu przemyśleń (to 2 z 10 tys.) nie wiem czy nabawiłam sie depresji ale nie miałam ochoty na nic- nic nie sprawiało przyjemności. Wszystko co do tej pory robiłam teraz wydawało się banalne, głupie, bezsensowne. Mało tego patrząc na to jak zbudowany jest ten świat- ile cierpienia zadaje istotom tu żyjącym, widząc kompletną bezcelowość istnienia (żarcie/sex/spanie) zaczęłam się zastanawiać, czy jedynym wyjściem i szansą na lepsze'drugie życie nie jest wypisanie się z tego cyrku. Powiedzenie dość, nie zniosę dłużej tego cierpienia- nie mojego: całej planety skonstruowanej w sposób tak okrutny, że rzygać się chce.Na moje szczęście w porę się ogarnęłam- świat jest stworzony tak żle, że jeśli "coś" za niego odpowiada to na pewno nic dobrego. Łatwiej jest być ateistą i uznać, że jest się kawałkiem mięsa, że po śmierci wszystko do czego doszliśmy- nasze przemyślenia, wnioski, umiejętności, bagaż doświadczeń po prostu przepada niż wierzyć, że cokolwiek tu na Ziemi jest zrobione wg jakiegoś "dobrego" planu, ma jakiś sens- nie idzie się go doszukać a same poszukiwania prowadzą na skraj "depresji".

Odpowiedz
~AN
0 / 0

Ehh może to komuś pomoże (ktoś kto nigdy nie przeżył takiego stanu niech nie czyta bo trafi na bełkot :P):
Pisałam powyżej, że nic nie robiłam (prawie chyba punkt 10) ale to nieprawda. U mnie przełomem było kiedy któregoś "kolejnego dnia" siedziałam w milczeniu na kanapie, trzymając w ręku telefon (ale nie mając ochoty go nawet odblokować), nie patrząc na TV i film w nim lecący (bo po co) i wtedy mój facet (zirytowany już nieco trwającą sytuacja) powiedział: "Mam nadzieje, że chociaż myślisz". I mnie olśniło. Zrozumiałam, że nie robiłam nic oprócz (!) jednej rzeczy- myślałam. Cały czas intensywnie dniami i nocami, podczas każdej czynności (niewiele ich później było) non stop myślałam tylko o tym samym co doprowadziło mnie do tego stanu (po paru tygodniach może nie bezpośrednio o tym samym ale w tym samym kierunku).Moja "depresja" polegała jakby na zapętleniu się we własnych myślach. Ja akurat porwałam się z motyką na słońce: doszukiwanie się sensu- nie da sie znaleźć wzoru w kompletnym chaosie (a tym jest cały świat). Można jedynie zwariować uporczywie zakładając, że ten ład istnieje i go szukając. Naszym największym problemem jest to,że za wszelką cenę chcemy wierzyć, że zostaliśmy wybrani/stworzeni do wyższych celów tymczasem biegalibyśmy jak "lisek" i inne zwierzęta. Jeżeli już zrobiliśmy sami siebie wybranymi dając sobie dar- wolny czas. Nie ma sensu się zastanawiać nad tym jak go spędzamy np bezcelowe przeglądanie demotów- osobiście wolę to niż walkę o przetrwanie (z resztą w wieku 13 lat ukruszył mi się ząb i miałam pierwsze zapalenie okostnej- długo bym nie pobiegała..). Wybiliśmy już wszystko co mogło nas zeżreć (zagrażamy już tylko sobie wzajemnie i planecie) więc cieszmy się wolnym czasem. Trzeba wyjść z własnego labiryntu myśli skoro to nas rujnuje po prostu przestać bo wbrew obiegowej opinii myślenie może boleć (jeśli stanie się obsesyjne a na tym polegała właśnie moja "depresja").

Odpowiedz
W wojtek1611
0 / 0

Nawet jeżeli już ktoś ma już depresję, to przechodzi ją na swój sposób. Ktoś może się objadać, a ktoś inny może nie jeść wogóle. Demoty ostatnio strasznie zeszły na psy...

Odpowiedz
I Ikkah
0 / 0

Zaczyna mi się powoli en ostatni stan, ale jeszcze walczę. W sumie do tego mnie doprowadziły cholernie wymagające, stresujące i nie dające czasu na własne hobby studia. Jeszcze tylko dobrnąć do końca - ostatni semestr i spróbuję coś z tym zrobić, bo nawet czasu iść do lekarza nie ma... W dodatku jak próbowałam brać leki od jednego, u którego byłam w wakacje, to nie szło po nich nic na studia robić, bo mi zabijały kreatywność.To, czego mi od dwóch lat najbardziej brakuje to takich krótkich chwil cieszenia się z czegoś. Niby jak się coś udaje, albo coś sobie kupię, czy dostane prezent, to jest fajnie, ale w porównaniu do tego, co było wcześniej, to to jest ułamek... We wrześniu mi się udało to poczuć kilka razy, zaczęłam sobie kupować wtedy wiele rzeczy o których marzyłam tylko po to, żeby czuć jak najwięcej. Przyszedł październik - kontynuacja studiów i wszystko szlag trafił... Zrezygnowałabym z tego gówna, ale mnie matka wyklnie, a ona nie wierzy w depresje - uznaje, że to szatan w człowieku siedzi i trzeba się pomodlić... Problem w tym, że od lat wielu jestem ateistką...

Odpowiedz