Z tego co piszesz wynika, ze te testy sa zupelnie bezpieczne i nie stanowia zadnego zagrozenia. Dlatego troche sie zdziwilem, ze firma traci pieniadze na jakies zwierzeta, zamiast te testy przeprowadzic po prostu na Tobie. I tak byles juz na miejscu, bylbys wiec dla firmy podwojnie przydatny. Nic zlego przeciez sie nie przydarzy, a gdyby nawet... to, sadzac po Twoim democie, swiat nie doznalby zadnej szkody.
Zmodyfikowano
1 raz
Ostatnia modyfikacja: 4 October 2017 2017 21:11
Stek bzdur. Znam lekarkę weterynarii, która parę lat pracowała w ośrodku, gdzie testowano karmy dla zwierząt. Jeśli tam nie było zwierzętom dobrze (delikatnie mówiąc), to jak muszą się czuć przy innych testach. Tym bardziej, że kosmetyki dla ludzi zawierają składniki, które szkodzą zwierzętom, lub stanowią dla nich za dużą dawkę. Więcej nie będę pisał, bo nie chce mi się na debila czasu tracić...
Widać pracownik PR znanej firmy kosmetycznej dostał polecenie ocieplenia wizerunku firmy w sieci. A co poniektórzy od razu łykają to jako "całą prawdę".
Zmodyfikowano
1 raz
Ostatnia modyfikacja: 6 October 2017 2017 13:05
Dokładnie. To, że ktoś był w jednym laboratorium jednej firmy i tam akurat było dobrze, nie znaczy, że gdziekolwiek indziej nie jest źle. To samo w drugą stronę oczywiście. Ale ludzie to idioci, więc nawet się nad tym nie zastanowią.
Yves Rocher akurat jest znany z ekologicznego podejścia, aczkolwiek mniej więcej wiem jak wyglądają w mojej firmie testy na szczurach i niestety jak bardzo by "humanitarnie" do nich podejść, specyfika produktu jest taka, że nie da się tego zrobić bezinwazyjnie.
Dla wszystkich oburzonych testowaniem kosmetyków, w przypadku leków jest to wręcz obowiązkowy etap, nawet milion testów na substancjach nieogarnicznych nie zastąpi reakcji żywego organizmu.
Trzeba sobie jedno powiedzieć: Ochrona środowiska bez dość parszywej idei centralnego kierowania przemysłem to bujda i hasło reklamowe. Wystarczy spojrzeć na opakowania, metody prób czy wprowadzanie produktów - Ta sama substancja w takiej samej ilości przechodzi jedne testy by być nazwana A, inne na B. Identyczne produkty, tylko inaczej reklamowane. Nie ważne czy chodzi o kosmetyki, leki, "wyroby medyczne" czy modne dziś suplementy. Zaczyna się od rzeczy małych. Potem fabryka dajmy na to piwa zaczyna produkować opakowania - własne, z własnym logo wytłoczonym na szkle. Nawet jeżeli to butelki zwrotne, to po wymyciu nadadzą się co najwyżej do pieca, a nie ponownego napełnienia - żadna to ochrona środowiska, taka butelka zakopana w grunt po latach podobnym szklanym pyłem się stanie. A gdy tłum turystów-studentów z Krakowa, centusiów, wywali w Elblągu przywiezione żywieckie butelki, to browar elbląski do nich nie napełni.
Kwestia tworzyw sztucznych - większość "ekologicznych" torebek to rak gorszy od starszych polimerów. Taki polimer leży i się powoli rozkłada, warstwa po warstwie. "Ekologiczna" rozpadająca się reklamówka rozpada się od razu na pył o gradacji skutecznie paraliżującej działanie istot żywych, szczególnie wodnych.
Stąd afera o męczenie zwierząt, gdy mamy tłum użytkowanych kur, wieprzków, cieląt, nie zapominajmy o zającu w lesie (i praktykancie w korporacji :) ) to jakaś parodia.
Ja uważam że prawda leży zawsze gdzieś pośrodku, nie sądzę że zwierzęta czują się tam jak na wakacjach ale też uważam że tam nie wiadomo jakiś dantejskich scen. Myśląc logicznie testuję jakiś produkt staram się ograniczyć jak najwięcej czynników zewnętrznych mających wpływ na test czyli zwierzę nie może być chore z pourywanymi kończynami warunki też muszą być dobre no bo przecież coś z zewnątrz może wywołać uczulenie a chce udowodnić że ten produkt jest bezpieczny dla człowieka a nie na odwrót.
Systematycznie przeprowadza się na zwierzętach pewien test, który jest dla nich szkodliwy. Ale nie dotyczy kosmetyków tylko leków. Dokładniej mówiąc chodzi o badanie zastrzyków i kroplówek na obecność tzw pirogenów.
Pirogeny jest to bardzo duża grupa substancji pochodzenia biologicznego. Powodują one zaburzenie ośrodka termoregulacji organizmu -wywołują wysoka gorączkę, dreszcze, zaburzenia oddychania a czasem nawet śmierć pacjenta. Dlatego każda partia zastrzyków musi być przebadana. Lepiej bowiem by problem wykryto u królików, niż by s tego powodu cierpieli ludzie-pacjenci.
p.s.
Na szczęście ta metoda badawcza jest obecnie coraz rzadziej stosowana, bowiem wynaleziono inne sposoby wykrywania pirogenów.
Z tego co piszesz wynika, ze te testy sa zupelnie bezpieczne i nie stanowia zadnego zagrozenia. Dlatego troche sie zdziwilem, ze firma traci pieniadze na jakies zwierzeta, zamiast te testy przeprowadzic po prostu na Tobie. I tak byles juz na miejscu, bylbys wiec dla firmy podwojnie przydatny. Nic zlego przeciez sie nie przydarzy, a gdyby nawet... to, sadzac po Twoim democie, swiat nie doznalby zadnej szkody.
Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 4 October 2017 2017 21:11
OdpowiedzStek bzdur. Znam lekarkę weterynarii, która parę lat pracowała w ośrodku, gdzie testowano karmy dla zwierząt. Jeśli tam nie było zwierzętom dobrze (delikatnie mówiąc), to jak muszą się czuć przy innych testach. Tym bardziej, że kosmetyki dla ludzi zawierają składniki, które szkodzą zwierzętom, lub stanowią dla nich za dużą dawkę. Więcej nie będę pisał, bo nie chce mi się na debila czasu tracić...
OdpowiedzNiemcy od 1939 do 1945 robili testy na ludziach i jakoś nikomu się to nie podobało :/
Odpowiedzile ci zapłacili za napisanie takich bzdur?
OdpowiedzWidać pracownik PR znanej firmy kosmetycznej dostał polecenie ocieplenia wizerunku firmy w sieci. A co poniektórzy od razu łykają to jako "całą prawdę".
Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 6 October 2017 2017 13:05
OdpowiedzByłam w jednym laboratorium, więc we wszystkich innych też tak na pewno jest.
OdpowiedzDokładnie. To, że ktoś był w jednym laboratorium jednej firmy i tam akurat było dobrze, nie znaczy, że gdziekolwiek indziej nie jest źle. To samo w drugą stronę oczywiście. Ale ludzie to idioci, więc nawet się nad tym nie zastanowią.
"ISIS Rodżer"?
OdpowiedzYves Rocher akurat jest znany z ekologicznego podejścia, aczkolwiek mniej więcej wiem jak wyglądają w mojej firmie testy na szczurach i niestety jak bardzo by "humanitarnie" do nich podejść, specyfika produktu jest taka, że nie da się tego zrobić bezinwazyjnie.
OdpowiedzDla wszystkich oburzonych testowaniem kosmetyków, w przypadku leków jest to wręcz obowiązkowy etap, nawet milion testów na substancjach nieogarnicznych nie zastąpi reakcji żywego organizmu.
Znowu mi się TopGear przypomniał jak testowali koszulki na zwierzętach. Nie pasowały.
OdpowiedzTrzeba sobie jedno powiedzieć: Ochrona środowiska bez dość parszywej idei centralnego kierowania przemysłem to bujda i hasło reklamowe. Wystarczy spojrzeć na opakowania, metody prób czy wprowadzanie produktów - Ta sama substancja w takiej samej ilości przechodzi jedne testy by być nazwana A, inne na B. Identyczne produkty, tylko inaczej reklamowane. Nie ważne czy chodzi o kosmetyki, leki, "wyroby medyczne" czy modne dziś suplementy. Zaczyna się od rzeczy małych. Potem fabryka dajmy na to piwa zaczyna produkować opakowania - własne, z własnym logo wytłoczonym na szkle. Nawet jeżeli to butelki zwrotne, to po wymyciu nadadzą się co najwyżej do pieca, a nie ponownego napełnienia - żadna to ochrona środowiska, taka butelka zakopana w grunt po latach podobnym szklanym pyłem się stanie. A gdy tłum turystów-studentów z Krakowa, centusiów, wywali w Elblągu przywiezione żywieckie butelki, to browar elbląski do nich nie napełni.
OdpowiedzKwestia tworzyw sztucznych - większość "ekologicznych" torebek to rak gorszy od starszych polimerów. Taki polimer leży i się powoli rozkłada, warstwa po warstwie. "Ekologiczna" rozpadająca się reklamówka rozpada się od razu na pył o gradacji skutecznie paraliżującej działanie istot żywych, szczególnie wodnych.
Stąd afera o męczenie zwierząt, gdy mamy tłum użytkowanych kur, wieprzków, cieląt, nie zapominajmy o zającu w lesie (i praktykancie w korporacji :) ) to jakaś parodia.
Ja uważam że prawda leży zawsze gdzieś pośrodku, nie sądzę że zwierzęta czują się tam jak na wakacjach ale też uważam że tam nie wiadomo jakiś dantejskich scen. Myśląc logicznie testuję jakiś produkt staram się ograniczyć jak najwięcej czynników zewnętrznych mających wpływ na test czyli zwierzę nie może być chore z pourywanymi kończynami warunki też muszą być dobre no bo przecież coś z zewnątrz może wywołać uczulenie a chce udowodnić że ten produkt jest bezpieczny dla człowieka a nie na odwrót.
OdpowiedzSystematycznie przeprowadza się na zwierzętach pewien test, który jest dla nich szkodliwy. Ale nie dotyczy kosmetyków tylko leków. Dokładniej mówiąc chodzi o badanie zastrzyków i kroplówek na obecność tzw pirogenów.
OdpowiedzPirogeny jest to bardzo duża grupa substancji pochodzenia biologicznego. Powodują one zaburzenie ośrodka termoregulacji organizmu -wywołują wysoka gorączkę, dreszcze, zaburzenia oddychania a czasem nawet śmierć pacjenta. Dlatego każda partia zastrzyków musi być przebadana. Lepiej bowiem by problem wykryto u królików, niż by s tego powodu cierpieli ludzie-pacjenci.
p.s.
Na szczęście ta metoda badawcza jest obecnie coraz rzadziej stosowana, bowiem wynaleziono inne sposoby wykrywania pirogenów.