Demotywatory.pl

Menu Szukaj
+
298 320
-

Zobacz także:


D Doombringerpl
+3 / 7

W 1992 roku, na Boże Narodzenie dostałem "pod choinkę" papugę, nimfę. Zawsze fascynowały mnie ptaki. Mój "prezent" odszedł ze starości w 2013 roku tuż przed świętami Bożego Narodzenia. Przez ten czas miałem rozwiniętą hodowlę. Młode sprzedawaliśmy z przymusu, bo nie dalibyśmy rady trzymać ich wszystkich. A dzięki sprzedaży papugi same się utrzymywały. W najlepszym momencie w domu było ponad 40 papug. Mieliśmy artykuł w gazecie lokalnej oraz krótki występ w telewizji. Jako informatyk prowadziłem stronę z poradami o tym gatunku papug z własnego doświadczenia, a nie z książek, które piszą ludzie, którzy maja wiedzę bez praktyki. Wiele z papug odeszła w miedzy czasie z różnych powodów. Część byliśmy zmuszeni oddać po zmianie mieszkania. Zostały tylko te najstarsze i kalekie. Dożyją swoich dni u nas. Syn mojego prezentu jest z nami do tej pory. Ma dziś 20 lat. I jak każdy staruszek ma swoje fanaberie i doskwierają mu dolegliwości wieku starczego. Nie mniej jednak trzyma się dobrze. Liczę, że pożyje jeszcze z pięć lat. Choć dla niego to jak dożyć 110 lat u człowieka. Przez ptaki, psy i koty, od 25 lat nigdzie nie byliśmy rodzinnie, bo zawsze ktoś musi pilnować zwierząt. Nakarmić je i posprzątać. I nigdy nie zrozumiem porzucania zwierząt tylko dlatego, że się znudziło lub przeszkadza w planach wakacyjnych. Trzeba było myśleć zanim się poszło po zwierzę. Niestety problem z ludźmi jest jeden. Ci, którzy obrali sobie za cel, zwierzę jako prezent dla kogoś, jeśli nie dostaną za darmo ze schroniska, to po prostu kupią, a koniec końców może być ten sam. Pies/kot wyląduje w lesie, ptaka wypuści się przez okno, niech poczuje wolność. Szkoda, że na wolności nie dożyje następnego dnia.

Odpowiedz
Paszeko
0 / 2

@ Pierdomenico @Doombringerpl
Dziękuję Wam za mądre słowa.

Odpowiedz
P psotka2710
+1 / 3

A mnie szlag trafia jak czytam takie super wpisy ludzi pracujących w schronisku. Akurat miałam to "nieszczęście" pojechać do Ciapkowa w Gdyni prawie trzy lata temu. Miałam dwa psy, które odeszły po długich chorobach. Jeden umarł z powodu niewydolności serduszka (psiak od dzieciństwa, mój najlepszy przyjaciel, był ze mną zawsze i wszędzie), drugi na niewydolność nerek (przygarnięty w wieku 10 lat bo jego właściciel wyrzucił go z domu). Oby dwa psiaki ratowaliśmy jak się da. Leczyliśmy u najlepszych weterynarzy, podjęliśmy się nawet leczenia u Pani Dr nefrolog studiującej w Stanach, która prowadzi swoją lecznicę w Warszawie. Jeździliśmy, a jak pieniądze się kończyły- pożyczaliśmy i walczyliśmy dalej. Wiedziałam, że są to choroby nieuleczalne, ale pieski żyły i to przy takich chorobach całkiem długo. Po śmierci drugiego wiedziałam, że muszę mieć kolejnego psa, nie mogłam znieść tej ciszy i braku tupotu łapek. Pojechaliśmy do Ciapkowa. Pani, która nas "obsługiwała" w ogóle na mnie nie patrzyła. Rozmawiała ze mną siedząc do mnie bokiem, a patrząc w monitor (facebook ważniejszy). Zapytała o warunki mieszkaniowe, o zarobki, opowiedziałam jej historię moich Przyjaciół, którzy odeszli. Nie wiem, czy słuchała. W każdym razie na koniec rozmowy skwitowała, że nie nadaję się na właściciela psa. Nie uzasadniła swojej teorii. Upierałam się, żeby nas oprowadziła, opowiedziała trochę o zwierzakach, pracuje z nimi na codzień więc chyba je zna. Pani kazała "iść się przejść po schronisku". Jak można w taki sposób znaleźć przyjaciela? Wszystkie psy są piękne, ale nie znam ich przeżyć, wieku, charakteru. Pani nie była pomocna w ogóle. Wyszłam ze schroniska bez psa, bez nadziei, jeszcze bardziej pogrążona w smutku. Moja rodzina nie mogła na mnie patrzeć, ciągle w depresji i beznadziei. Tęsknota wzięła górę. Pojechaliśmy do hodowli shih tzu, w której akurat były gotowe na nowy dom szczeniaczki. Kupiliśmy pieska, który obecnie jest moim największym szczęściem. I wiecie co? Nikt z hodowli nie powiedział, że sie nie nadaję na właściciela. Przykro to mówić ale naprawdę psa jest łatwiej kupić niż zaadaptować i to jest główny problem. Do dzisiaj wysyłamy do hodowli zdjęcia mojego psiaka i dziękujemy im, że Go mamy. Że mamy Go dzięki Nim. Na schronisko oczywiście później napisałam skargę, ale co to da, skoro i tak nie dałam domu żadnemu psiakowi. I w taki sposób schroniska są przepełnione. Bo po prostu nie za bardzo chcą, żeby zwierzaki znalazły domy. Wszyscy mówią, że trzeba się zastanowić zanim się zaadaptuje zwierzaka, a ja mówię: zastanówcie się, kogo sie zatrudnia w takich miejscach i czy tym ludziom naprawdę zależy na dobru zwierząt. Miesiąc temu koleżanka z pracy chciała zaadaptować kotka i zgadnijcie co? Nie dostała. No bo się nie nadaje. Czemu? Nie wiem, pewnie temu kotu w schronisku będzie lepiej niż w ciepłym domu z pełną miską i kochającą właścicielką. Tak proszę Państwa wygląda rzeczywistość.

Odpowiedz
Paszeko
-2 / 2

@psotka2710 W hodowli SPRZEDALI ci psa, więc nie będą sobie strzelać w kolano, mówiąc że się nie nadajesz.

P psotka2710
+1 / 1

Dokładnie tak, sprzedali. I to pokazuje, że kupić psa jest dużo łatwiej niż adoptować, a to jest przykre. Zwłaszcza że jak widać nietylko mi powiedziano, że się nie nadaję więc co, lepiej zostawic pieski w schronisku i ciągnąć pieniądze z dotacji i darowizn niż dać zwierzakowi ciepły, kochajacy dom.