Najwyraźniej nic z tekstu nie zrozumiałaś/łeś a już autora wyzywasz. Żenada. A swoją drogą czytając ten tekst kiwałam potakująco głową i śmiałam się jak ktoś trafnie i z humorem opisał jak to naprawdę jest urodzić po raz pierwszy. U mnie tak było w 100% :-D
moim zdaniem kocha się od samego początku i wtedy jak jeszcze jest w brzuszku jak i wtedy gdy przychodzi na świat,czasem dzieciaki płatają nam różne figle ale i tak zrobilybysmy dla nich wszystko!:)
Zazdroszczę każdej Mamie, która od razu po porodzie może dziecko wziąć na ręce, Czekałam na tą przyjemność, żeby przytulić Swoją Córeczkę ponad 6 tygodni. Nie truj więc o tym jak źle Tobie jest.
Nie wiem co za feministka ten tekst napisała, ale musiała być mocno rozpieszczona przez rodziców i każda niedogodność w życiu to wielka tragedia.
Mam dwie młodsze siostry i w mniejszym lub większym stopniu też byłem obecny przy ich wychowaniu. Szczerze mówiąc to nie przypominam sobie żadnej z tych dantejskich scen u siebie w domu. Ojca nie było całymi dniami bo pracował. Mam musiała zająć się mną i siostrą i jakoś dawała sobie radę. Nie narzekała, na wszystko miała czas (ugotowanie obiadu, zrobienie prania, posprzątanie domu). Wydaje mi się, że po prostu autorka tego tekstu jest rozhisteryzowaną młodą mamusią, która nigdy w życiu nie miała styczności z prawdziwym życiem.
Moje znajome, które mają małe dzieci wcale nie narzekają.
Nie zauważyłeś, że jest to napisane ironicznie i z humorem? A co miała Twoja mama robić? Jak byś się czuł, gdyby zaczęła narzekać, co ją bolało i jak tragicznie było, że jesteście? Co możesz o tym wiedzieć siedząc z boku? Uwielbiam argument ,,bo moje znajome mówią''. Mają ci opisywać bolące, krwawiące sutki? :D Tekst jest dobry, dziecko absorbuje niesamowicie, zwłaszcza pierwsze, gdzie dla człowieka to jest nowość i nie miał do czynienia 24/h z takim maleństwem. Kobiety tak mają, że nie narzekają publicznie, dlaczego? Właśnie dlaego, że od razu zostaną nazwane złymi matkami albo nieprzystosowanymi do życia panienkami. Moja mama jakoś normalnie potrafiła mówić o zarwanych nocach i ile razy jadła zimny obiad, którego już nie miała siły podgrzać, bo dawałam czasem w kość. Życie.
Ja też nigdy nie narzekam, ale to nie znaczy, że przy pierwszym dziecku jest łatwo, czysto i kolorowo. Pamiętam jak się cieszyliśmy, kiedy po powrocie ze szpitala udało nam się zjeść ciepły obiad. Udało się go zrobić (obiad oczywiście) po trzech dniach. A pierwsze dwa tygodnie były najdłuższym dniem mojego życia. Trzeba czasu żeby przyzwyczaić się do nowej rzeczywistości, do nowych obowiązków, zorganizować sobie czas. Nie widzę w tym nic złego.
Szczególnie kiedy kobieta jest obolała, nie może normalnie usiąść, hormony szaleją, brak snu daje się we znaki. Przez to wszystko trzeba przejść.
To nie jest narzekanie, tylko uświadamianie. Żeby przyszłe mamy były przygotowane na rzeczywistość, a nie na bajkę. :)
OdpowiedzKomentuj obrazkiem
Zmodyfikowano
1 raz.
Ostatnia modyfikacja:
18 czerwca 2014 o 11:58
bo trzeba sobie tak rozplanować życie by było super. Trzeba kombinować dwa razy do przodu przewidując wszystkie opcje. Ja zamierzam być kawalerem i zarabiać wyłącznie dla siebie i oczywiście dla rodziców, bo dużo dla mnie zrobili. ja osobiście miałem dużo lepsze dzieciństwo niż ty
Jeśli będziesz matką to będziesz miał porownanie. Na razie jesteś starszym bratem i masz blade pojęcie, bo kiedy Twoja Matka wstawała w nocy, Ty spałeś, a kiedy nie miała czasu się umyć Ty grałeś w kompa. Zamiast psioczyć na matki mogłeś Matce pomóc, leniu.
Najbardziej rozwaliło mnie stwierdzenie "...na wszystko miała czas (ugotowanie obiadu, zrobienie prania, posprzątanie domu)" kiedy w teksie widzimy, że kobieta napisała "nie będziesz miała czasu dla siebie". Czyli Twoim zdaniem czas dla siebie każdej kobiety a w szczególności matki to posprzątanie w domu, zrobienie dziecku obiadu i zrobienie prania? I to co powyżej, to tekst z humorem, pokazujący rzeczywistość o której ludzie często zapominają gdy decydują się na dziecko i później jest własnie ten szok. Oczywiście, kochają dziecko, ale to nie znaczy, że wszystko jest tak ślicznie i pięknie. No, ale to wiedzą już tylko sami rodzice, którzy czuwają przy dziecku cały czas jak jest na prawdę, nie osoby patrzące z boku. Ja się jeszcze do rodzicow nie zaliczam, wszystko przede mną. :P
Opisane skrajne przypadki. Mam dwoje dzieci - karmienie było faktycznie cudowne i okres, kiedy byli dzidziusiami, wspominam z rozrzewnieniem. Jasne, było niewyspanie, zmęczenie, ale czy to nie towarzyszy wszystkiemu innemu, co przynosi potem owoce? Jak szkoła, praca, związek, realizowanie pasji. Każda prawdziwa matka wie, że takich chwil szczęścia, jakich doświadczyła dzięki dziecku, nie zastąpi nic innego.
"Wpominam z rozrzewieniem", bo było minęło, często łatwo jest wspominać rozczulając się minione uciążliwości życia (dziś wydaje mi się, że na studiach, które skończyłam 3 lata temu, było bosko i cudnie, TYLE LUDZI, ahh a te imprezy! A prawie zapomniałam jak ciężko było na sesjach, ILE PŁACIŁAM, jak nie miałam wiecznie grosza przy duszy, bo płaciłam 6 stów co miesiąc za naukę - jestem mamą i pracuję więc mus). Dodam, że sters związany z dzieckiem jest gorszy, jak nie układało mi się z facetem, po prostu bywało przykro, ale jak Młody miał 40 stopni gorączki to miałam duszę na ramieniu, co pół godziny sprawdzając czy nie pora wzywać pogotowia, bo może mu się zatrzymać serce (jednocześnie okłady, syropki, tulenie, głaskanie, dzwonienie po lekarzach). A jednak suma sumarum dziecko to mega szczęście, MEGA. Tylko nie ma co koloryzować, że jest zawsze pięknie i lekko. (Karmienie bolało mnie tak, jakby ktoś po prostu odgryzał mi sutka - zanim przywykłam). To tak w skrócie. AMEN :-)
OdpowiedzKomentuj obrazkiem
Zmodyfikowano
3 razy.
Ostatnia modyfikacja:
18 czerwca 2014 o 12:50
Może i cud, ale jako jedyny nie zależy od nas. Tak jakby bogaty dzieciak uważał się za człowieka sukcesu. 6 pkt jest śmieszny, czasu dla siebie nie miały nasze (pra)babki, bo rodząc piąte dziecko więc mając już dzieci 2,4,7 letnie nie ogłoszały całemu światu swojego zapracowania, bez samochodu/zwywarki/pralki, tysiąca poradników, lekarza 2 km dalej i apteki za rogiem. Te co rodziły nic nie wiedzą o życiu, tak. Choby ratpwały ludzi, osiągnęły sukces materialny, wyszły z cięzkiej choroby, były samotne to też same musiały o siebie zadbać (nie ciągnąc od męża, dzieci) i nawet gdy z brzydkiej zakompleksionej dziewczyny dzięki operacjom i WŁASNEJ pracy zaczęły wyglądać jak modelki. Te "co nic nie wiedzą o zyciu" w przeciwieństwie od ciebie muszą być samodzielne i to one opłacają przedszkola, złobki i szkoły dla twojego dziecka i to od nich gdy (odpukać) twoje dziecko okaże się chore będziesz wyciągać łapy po pieniądze (matki niepełnosprawnych i dzieci z wadami)-logika wymaga szacunku, choćby sztucznego. Żołnierze wracający z misji nie lansują się tak na bohaterów, mesjaszów i męczenników jak współczesne matki. Narzekacie co taka Mucha czy inna Cichopek wie o dzieciach bo ona ma niańki, kase, czas (choć pracuje więcej niż wy) 1. One na to pracowały, zyją pdo presją bo są znane, znalezienie faceta nie zależy od nas (nikt się na siłe nie zakocha), zostanie aktorką lub bogatszą (nie licze gwiazdek sezonu) aktorką-celebrytku tak, ale na to trzeba pracy i siły charakteru, jeżeli jest "ciężko" z jednym dzieckiem to jej nie posiadasz. 2.Matki-celebrytki mają łatwiej, ale tak samo o was mogły mówić kobiety +70, co wy wiecie o trudach macieżyństwa. W skrócie, wyjdzie czasem poza własny pieluchowy świat o dostrzeżecie, osoby skazane tylko na siebie, ratujące innych, mające wiedze, podejmujące ryzyko i odnoszące sukcesy które zależą od pracy i odwagi nie od przypadkowego zakochania i coraz częsciej-złapania na dziecko. @up Nie posiadasz zapewne pieniędzy, nie osiągnełaś żadnego prestiżu itp, skąd wiesz, ze nic nie zastąpi ci tego szczęścia? Diagnoza :pieluchowe zapalenie mózgu.
Jakim prawem nazywasz wypowiadających się tutaj głupkami. To, że ktoś ma odmienne zdanie od Twojego, inaczej postrzega różne sprawy, nie znaczy, że jest głupim człowiekiem. Ten kto Cię wychowywał, nie przekazał Ci tej wartości, bądź Ty nie byłeś na tyle pojętny by to ogarnąć. To znaczy, że jesteś głupi !!!
Pozdro :)
O, milo ze nie tylko ja skacze na pilce :D
Porod - tego powinni zabronic :D Dla mnie dowod na to ze ewolucja jest slepa - przeciez nikt inteligentny by tego tak nie zaprojektowal :P Ale po co wyjalawiac wszystko dla dziecka?? Zeby alergi dostalo? Mamy 21 wiek, na infekcje sa antybiotyki. My nie wyjalawiamy, maluch pakuje do buzi wszystko co podejdzie i nawet aft nie zlapal.
OdpowiedzKomentuj obrazkiem
Zmodyfikowano
1 raz.
Ostatnia modyfikacja:
18 czerwca 2014 o 10:24
Dodam tylko że potem jest coraz weselej moja pociecha w jeden weekend wylądowała z podejrzeniem zatrucia po zwiedzeniu muszli klozetowej zaopatrzonej w środek do odkarzania na szczęście obeszło się na strachu więc następnego dnia złamał nogę:-( i znów szpital wrzaski koszmar dla niego i dla mnie a ma dopiero roczek
Dodam tylko że potem jest coraz weselej moja pociecha w jeden weekend wylądowała z podejrzeniem zatrucia po zwiedzeniu muszli klozetowej zaopatrzonej w środek do odkarzania na szczęście obeszło się na strachu więc następnego dnia złamał nogę:-( i znów szpital wrzaski koszmar dla niego i dla mnie a ma dopiero roczek
Punkt 6 jest najbardziej trafny: pojęcie JA przestaje istnieć. Do momentu porodu jesteśmy sobą, jesteśmy indywidualni i wielostronni, mamy swoje nieszablonowe hobby, marzenia, jesteśmy Anią, Sylwią, Markiem, Piotrkiem. Po porodzie stajemy się bezimiennymi mamą i tatą, jednymi z wielu mam i tatusiów, elementem szarej masy, stworzeni tylko dla dziecka. I nawet kiedy po miesiącach czy latach próbujemy powrócić do dawnego życia i zainteresowań, to dziecko systematycznie nam w tym przeszkadza. Ciągle przypomina nam o tym: nie jesteś ANIĄ sypiającą do południa, pasjonującą się fotografią i podróżami, jesteś MAMĄ - wracaj do garów, pieluch i kołysania mnie! I tak aż do dorosłości - wtedy z mamy mutujemy do babci. Prawdziwą, indywidualną Anią czy Piotrkiem już nigdy nie będziemy. I to jest dla mnie największy szok i największy minus macierzyństwa.
To jest minus który przewyższa wszystko inne. Mamy wybór: być indywidualnością na którą składają się pasje, hobby, rozrywka, rozwój osobisty i duchowy, albo być biomaszyną - częścią bezlitosnego mechanizmu społecznego, powołując na ten łez padół kolejną istotę, która będzie cierpieć od narodzin po ostatnie sekundy życia. Już nawet nie pytam o sens tego, bo to sensu żadnego nie ma :D
Tekst opisuje doświadczenia bardzo zgorzkniałej mamy, rozczarowanej macierzyństwem. W dodatku mamy jakiegoś wyjątkowo wrzaskliwego i niespokojnego dziecka. W rzeczywistości doświadczenia z noworodkami i niemowlętami wyglądają bardzo różnie, w zależności od wielu czynników. Nie każdej kobiecie piersi rosną aż tak żeby nie mogły leżeć na brzuchu (czterokrotne powiększenie jest kompletną bzdurą), poza tym jest coś takiego jak ściągacz pokarmu i po jego użyciu można leżeć na brzuchu. Moja żona spała na brzuchu od pierwszych dni po porodzie. Nie każdej kobiecie robią się rany, to zależy od tego jak pije dziecko (czy tylko pije, czy też "memła" w buzi, bo to mocniej podrażnia). Poza tym istnieją maści na takie dolegliwości (także przeciwbólowe, nieszkodzące dziecku). Nie każde dziecko wymaga 3 godzinnego usypiania. Moją córkę rzadko kiedy trzeba było usypiać - wystarczyło przewinąć i odłożyć do kołyski i była cisza. Zbyt częste darcie z byle powodu może być kwestią temperamentu dziecka, ale może też wskazywać na jakieś dolegliwości (np. kolki), a wtedy należy coś z tym zrobić, zamiast narzekać na ciężkie życie. Wyparzanie i wyjaławianie wszystkiego dookoła jest kolejną kompletną bzdurą. Wyparzania wymaga sprzęt używany do karmienia (butelki, smoczki, ściągacz) i nic ponadto. W dodatku dotyczy to tylko pierwszego półrocza życia dziecka. Grzechotki i inne zabawki wyparza się raz, zaraz po kupnie. Później tylko jeżeli zabawka miała styczność z czymś, co może być nośnikiem bakterii (np. gdy wpadła do kibla - mnie się tak zdarzyło :) Trzymanie dziecka w całkowicie sterylnych warunkach jest dla niego szkodliwe - rozleniwia jego układ odpornościowy. Kolejną bzdurą jest twierdzenie, że podczas karmienia wszystko musi zostać ubrudzone. Karmienie można odpowiednio zorganizować. Odpowiedni fotelik do karmienia, który unieruchamia dziecko i już się nie będzie mogło wiercić, do tego śliniak, a najlepiej foliowy fartuszek na całe ciało. Fotelik oczywiście stawia się w takim miejscu, aby dziecko nie mogło dosięgnąć rączkami do ścian i innych rzeczy, które chcemy zachować w czystości. Karmiłem moją córkę setki razy i jakoś nigdy się nie wybrudziłem. Kolejna bzdura, że dziecko zawsze się obesra od stóp do głów. Dobrze założona pielucha praktycznie eliminuje taką możliwość, chyba że dziecko będzie z rzadką kupą tarzało się po podłodze. Jest kwestią odpowiedniej uwagi aby zauważyć (a raczej poczuć :) problem i zmienić pieluchę zanim dziecko wyciśnie z niej zawartość. Jeżeli natomiast bardzo rzadkie stolce zdarzają się zbyt często, należy iść z tym do pediatry, a nie biadolić, bo może to wskazywać na jakieś dolegliwości przewodu pokarmowego (np. nietolerancję laktozy). Kolejna sprawa - przebieranie. Fakt, że jak się nie umie ubrać dziecka, że może być z tym problem. Ale są sposoby aby jedna nożna nie uciekała z nogawki gdy się ubiera drugą i wiele innych sposobów na pozostałe problemy z przebieraniem. Trzeba po prostu się tego nauczyć. Twierdzenie jak to się na początku nie kocha swojego dziecka pozostawiam bez komentarza. Być może autorka ma problem z uczuciowością wyższą. Cały ten tekst wygląda jakby pochodził od jakiejś wyjątkowo nieudolnej matki, która raczej nie chciała mieć dziecka. Albo od matki wyjątkowo głupiej. Bo trzeba być naprawdę idiotą aby zakładać, że opieka nad niemowlęciem będzie nieabsorbującą zabawą, na którą wystarczy poświęcić trochę czasu, a reszta w życiu się nie zmieni. Wystarczy porozmawiać z kimś, kto ma dziecko aby wiedzieć, że pojawienie się dziecka zmienia całkowicie rozkład dnia (i nocy) i nakłada szereg obowiązków. Naprawdę nie trzeba być geniuszem macierzyństwa aby to przewidzieć.
Trochę dystansu. Sam mówisz, że twoje dziecko wystarczyło położyć do kołyski i była cisza.
Z opowiadań rodziców - ja darłam japę :P
Pobudka CODZIENNIE o 5 rano. O nocy już nie mówię.
Nie każde dziecko jest aniołkiem.
Sam mówisz, że trzeba się tego nauczyć... NO WŁAŚNIE! A to nie przychodzi z dnia na dzień. I między innymi o tym jest ten tekst. Przeczytaj dokładnie koniec ;)
Te wszystkie twoje rozwiązania też przyszły na pewno z czasem. Mówisz o nich teraz, bo już zebrałeś doświadczenie ze swoim dzieckiem.
Uwielbiam dzieci. W każdym wieku. Ale jakby mi teraz dali takiego kilkudniowego maluszka, to bym siadła i się rozpłakała, bo nie wiedziała, co z nim zrobić (nawet jeśli to byłoby moje własne dziecko). Ruchy nieskoordynowane, płacze - czasem nie wiadomo dlaczego, budzi się o nieludzkich porach...
Ale mimo tego ludzie decydują się na dzieci - czasem na drugie i trzecie. Ale trzeba się oswoić z takim małym ufoludkiem, nauczyć rozpoznawać jego płacz, poradzić sobie z domem na dodatek.
To, że ty miałeś spokojne dziecię, nie znaczy, że każde takie jest ;)
Czy Ty człowieku nie czujesz ironii? A poza tym o takich niedogodnościach nikt nie mówi i potem młode mamy przezywają szok bo dziecko nie jest takie idealne jak znajomych (albo Twoje). Co do ostatniej kwestii to trzeba tez nauczyć się czytać ze zrozumieniem. Matka nie pisze ze nie kocha dziecka ale ze jest tym cudem życia tak zachwycona ze trudno to nazwa miłością a wielu tak ten stan nazywa.
Nie ma to jak "tatuś" krytykujący wypowiedź. Na wstępie zaznaczę - nie jestem zgorzkniałą, nie jestem rozczarowana, jestem zmęczona, niedożywiona i zaniedbana, ale najszczęśliwsza na świecie i nie zamieniłabym tego na nic innego na świecie a moje dziecko jest dla mnie największym darem i skarbem.
Mam wrażenie, że albo Twoja żona i dziecko są urojone, albo bardzo mało czasu spędzałeś w domu podczas tych pierwszych miesięcy. Fakt są dzieci które przesypiają całą noc, mało płaczą i w ogóle cud dziecko, ale to spora mniejszość. Sama mam 11-miesięczną córeczkę i czytając ten tekst się uśmiałam, a ile prawdy w tym jest wie tylko matka która urodziła niedawno pierwsze dziecko. Matka z tego demota nie narzeka-trzeba umieć czytać ze zrozumieniem-ona opisuje jak to jest naprawdę. O tym się nie mówi, a z czasem wszystkie te niedogodności zasnuwa mgła tak samo jak bóle porodowe i ten ból w czasie połogu. Sama problemów z sutkami nie miałam, ale z kolei byłam szyta i spuchłam, a moja córa z kolei nie chciała jeść kiedy leżałam, więc pierwszy miesiąc karmiłam siedząc na dmuchanym kole zaciskając zęby. I co z tego? Za rok, dwa nie będę nawet tego pamiętać. Kolejna rzecz, bolące nabrzmiałe piersi...piszesz "poza tym jest coś takiego jak ściągacz pokarmu i po jego użyciu można leżeć na brzuchu" fakt jest coś takiego, odciągnięcie wystarcza na jakieś max 30min, a im częściej się odciąga tym więcej i szybciej przybywa mleka. Przestałam karmić prawie pół roku temu, bo moja córka już nie chciała cyca, a do dziś w ciepłej kąpieli czuje napływ mleka. Biust urósł mi dwa rozmiary, a że już "miałam czym oddychać" to wierz mi leżenie na brzuchu było wręcz niemożliwe. Przebieranie? "Fakt, że jak się nie umie ubrać dziecka, że może być z tym problem. Ale są sposoby aby jedna nożna nie uciekała z nogawki gdy się ubiera drugą i wiele innych sposobów na pozostałe problemy z przebieraniem."-moja córa nie lubi się przebierać, i myślałby ktoś, że po 11 miesiącach nauczyłabym się ubierać bez problemów "uciekającej nóżki" ale to też bzdura, bo jak dziecko ma dużo energii i wyjątkowo czegoś nie lubi wcale nie jest tak łatwo i nadal zdarzają się incydenty pt. już na jedną nogę założyłam rajstopki, zabieram się do drugiej a tu hyc - niespodzianka - ubrana nóżka już nie jest ubrana. Kolejna rzecz "Dobrze założona pielucha praktycznie eliminuje taką możliwość, chyba że dziecko będzie z rzadką kupą tarzało się po podłodze. Jest kwestią odpowiedniej uwagi aby zauważyć (a raczej poczuć :) problem i zmienić pieluchę zanim dziecko wyciśnie z niej zawartość." Śmiechu warte...widać ciebie szczęściarzu to nie spotkało, ale moja córka jednym "pierdnięciem" potrafiła puścić taką salwę, że połowa wyszła górą, mimo dobrze zapiętej pieluszki.
Nie jesteś mamą "mój drogi" nie jesteś na full time 24/7 naprawdę nie masz prawa ani podstaw do wypowiadania się o tym czy ta matka jest zgorzkniała, rozczarowana! Ja czytam i widzę że nie jest, jest tylko zła o to że o tym się nie mówi. Osobiście mam kilka koleżanek będących teraz w ciąży i staram się ie kryć takich faktów przed nimi (chociaż często spotykają się z niedowierzaniem - przecież Twoja córka jest taka grzeczna...)
Uważam, że ta historia jest cudownie opisana, z humorem i dobitnie ale całkiem zgodnie z prawdą o czym taki ktoś jak ty nigdy się o tym nie przekona z prostej przyczyny...NIE JESTEŚ MATKĄ! Tylko matka to zrozumie :)
OdpowiedzKomentuj obrazkiem
Zmodyfikowano
1 raz.
Ostatnia modyfikacja:
22 czerwca 2014 o 17:22
Autorka zapomniała jeszcze dodać punkt o "baby blues", czyli przez miesiąc/dwa po porodzie hormony tak wariują, że mąż znajdował mnie chlipiącą po kątach zupełnie bez większego powodu. Choć nie jestem płaczliwa, to beczałam kilka razy dziennie, zupełnie nad tym nie panując.
A co do pozostałych punktów, to wszystko prawda, choć trochę wyolbrzymiona. Mam obecnie roczne dziecko i na początku opieka nad nim wydawała się straszna, a potem mój ojciec miał wypadek i zmarł, kiedy Młody miał dokładnie 50 dni. Nagle te wszystkie "straszne" problemy związane z dzieckiem wydały się takie zupełnie malutkie.
Po urodzeniu dziecka, matce świat przewala się do góry nogami, ale to jest przejściowe, potem wszystko się ułoży, to tylko kwestia dobrej organizacji (i często pomocy dziadków :P).
Fallou - Ty byłeś "zarzygany" 200 razy, żona 2 miliardy razy. Ty odrywałeś się od tych ''ulewajek'', dla żony to był cug :-) (To wielka różnica, trzeba posiedzieć pół roku czy rok w ten sposób, aby zrozumieć - nie piszę tego złośliwie). Ty zmieniłeś 150 pieluch, żona pół biliarda. Jeśli ktoś może powiedzieć, że kupa NA BANK nie śmierdzi trupem, to ona, przepraszam - nie jestem żadną feministką, ale nie lubię mądrzenia się. Np. dziecko (chciałam dodac ''geniuszu'', ale postaram sie nie być ukąśliwa, bo i po co), które już trochę podrośnie, je pokarmy ze słoiczków - i to, cholera jasna, śmierdzi jak diabli. Zmieniając (nie zawsze, ale zdarzało się) pieluszkę dziecku, bywało, że miałam odruch wymiotny. A to nie znaczy, że nie kocham. DELIKATNA TEŻ NIE JESTEM, żeby nie było, że księżniczka kupki nie dotknie :-) Dotknie dotknie, miałam ze trzy świnki morskie, których gó**o dobrowolnie przerzucałam tonami każdego dnia, porównanie może niestosowne, ale kupa to kupa :-) WHATEVER. I nie mówię, że to STRASZNE, bo akurat to mnie równiez nie przeszkadzało, bardziej stres związany z tym, że dziecko płakało pomimo bycia czystym, przebranym, nakarmionym, wykąpanym i wymasowanym. Ale tych perypetii jest dużo, a o tym sie nie mówi i udaje się (bywa, że nawet sama kobieta udaje, chcąc być postrzegana jako pefect mammy), że przeżywa się właśnie Katharsis. No cóż, nie jest tak... Choróbska - też nas nie omijały. Kto siedział 24 h? No wiadomo - ja. Do tego dodam ból karmienia. Dużo jest trudów i nie ma co ściemniać, że wszystko jest "róziowe", co tu duzo gadać - i stety czy niestety trudniej jest kobiecie, na serio trudniej (już sama ciąża bywa różnie znoszona). Więcej tego ma "na barach" (jesli chodzi o kontakt z niemowlęciem) a dodatkowo ma TYLKO TO w kółko over and over again przez długi czas.... To męczy. Dziecko się kocha, ale o wiele mocniejsza i dojrzalsza miłość napływa z czasem, tak było u mnie. (Ps: ale nawet mimo tego wszystkiego wiadomo - dziecko to cud, skarb i miłość przenosząca góry. Absolutny fenomen i moc endofrin, jeśli chodzi o moje subiektywne odczucia...) . Pozdr.
:-)))))))
OdpowiedzKomentuj obrazkiem
Zmodyfikowano
21 razy.
Ostatnia modyfikacja:
18 czerwca 2014 o 16:12
Pomijając punkt 6 oraz część dotyczącą karmienia, cała reszta to wierutna bzdura, przynajmniej w naszym wypadku. Co nie zmienia faktu że nawet się uśmiałem
UŚMIAŁEM. Jesteś męzczyzną. Kto wie czy żona nie przeszła przez 20x tyle - przeciez to ona siedziała na macierzyńskim przez pół roku, zakładam, że Ty pracowałeś i nie wiesz co znaczy rzyg na Ciebie ("ulanie", przepraszam) TYSIĘCZNY RAZ w ciągu godziny albo 5 ton pieluch smierdzących jak rozkładający się trup.
A JEDNAK DZIECKO TO CUD i nie ma większego ŁAŁ niz patrzenie na własnego małego człowieka.
OdpowiedzKomentuj obrazkiem
Zmodyfikowano
1 raz.
Ostatnia modyfikacja:
18 czerwca 2014 o 16:14
Mała obecnie ma roczek. I wiadomo że jak żona siedziała na macierzyńskim, ja pracowałem. Było nie było, ale mleko dla dziecka i pieluchy nie rosną na drzewach. Co nie zmienia faktu że od samego początku staram się jak najbardziej uczestniczyć w opiece nad dzieckiem. Więc wszystkie atrakcje typu bycia osranym, orzyganym itd. przerobiłem na własnej skórze. I nigdy ani dla mnie ani dla żony nie był to problem. Nie przesadzałbym też z tymi "5 tonami pieluch śmierdzących jak rozkładający się trup". Kupa dziecka które je tylko mleko wcale jakoś strasznie nie śmierdzi. Dopiero jak dziecko jest trochę starsze i zaczyna mieć bardziej rozbudowaną dietę. Ale do tego czasu każdy normalny rodzic do kupy powinien być już przyzwyczajony, więc nie wiem w czym problem.
Zresztą stwierdzenie w demotywatorze, że dziecko zaczyna się kochać po jakimś czasie jest największym debilizmem jaki w życiu czytałem. Dziecko kocha się od momentu kiedy człowiek dowie się że kobieta jest w ciąży. I po porodzie wcale się to nie zmienia.
Fallout84 ,,Zresztą stwierdzenie w demotywatorze, że dziecko zaczyna się kochać po jakimś czasie jest największym debilizmem jaki w życiu czytałem,,. Zatem mało czytałeś, są przypadki, gdzie kobiety przez pierwsze miesiące wręcz nienawidzą swoich dzieci, depresje poporodowe i tak dalej.. albo jest to niechciana ciąża i w cale kobieta, nie kocha od momentu ciąży. Różnie to bywa.
Fallout84 Nie, nie każda kobieta odczuwa od razu miłość do swojego dziecka. Ale to podobno temat tabu i o tym się nie mówi, bo jest się wyrodną matką. Psychika ludzka jest bardziej rozbudowana i skomplikowana niż wydaje mi się, że myślisz.
Przez pierwszy miesiąc byłam tak zmęczona, obolała, skonfundowana, miałam baby blues a później depresję poporodową, która notabene wciąż trwa, że nie byłam nawet w stanie myśleć o miłości. Oczywiście nosiłam, przytulałam, całowałam, głaskałam, ale byłam przekonana, że powinnam czuć więcej. I przez takich ignorantów jak Ty, czułam się jak zły człowiek, przez co depresja się pogłębiała i kółko zamknięte. Nie pomogły poradniki, które usprawiedliwiają ten stan i mówią, że miłość do dziecka na pewno pojawi się po jakimś czasie. Nie, to presja, oceniające oko społeczeństwa wpędza kobiety (i mężczyzn!) w kompleksy i daje im świadomość, że są złymi rodzicami i złymi ludźmi, tudzież chorymi nie zdolnymi do uczuć wyższych (parafrazując czyjś wcześniejszy komentarz).
A idźcie się kochać z takimi komentarzami. Teraz skoczyłabym pod pociąg za moją córkę i nie jestem, ani nie byłam złą matką, więc możecie mnie cmoknąć!
W dupach wam się przewraca. Macierzyńskie, tacierzyńskie, wychowawcze, opieka lekarska, milion poradników, sklepów, allegro... Dawniej kobita rodziła (w domu, bo innej opcji nie było) i jak przeżyła, to, ledwo zdążyła się pozbierać, szła w pole. Bo dziecko dzieckiem, ale zboże samo się nie zżęło, krowy same się nie wydoiły a w chałupie już siódemka czekała do wykarmienia. Tym czasem tu tragedia, bo cycek spuchł. :/
I kiedyś pilnowano okresu połogu a matki wtedy czasem nawet z łóżka nie wstawały. Nie tylko do prac w polu, ba, nie tylko do ugotowania obiadu, ale i do podania dziecka do piersi miały swoje matki, siostry, ciotki, starsze dzieci. Ponieważ rodziny były wielopokoleniowe więc dzieckiem nie musiała zajmować się sama.
Piszesz nieprawdę. Kiedyś właśnie inne kobiety (krewne, sąsiadki itp.) dbały by położnica odleżała "swoje". To dzisiaj są tak chore czasy, że kobieta jest zdana wyłącznie na siebie. Wcale się nie dziwię, że taka Radośnie nastawiona do macierzyństwa panna, po porodzie czym prędzej chce oddać malca do żłobka i wrócić do pracy... odpocząć !!!
OdpowiedzKomentuj obrazkiem
Zmodyfikowano
1 raz.
Ostatnia modyfikacja:
18 czerwca 2014 o 18:29
UŚMIAŁAM SIĘ, pół żartem pół ''serią'' :-) DUŻO PRAWDY, fakt, że dziecko to przeprawa przez gęsty las, ale również fakt, miłość, która przychodzi z czasem - jest wielka jak King Kong i Godzilla razem wzięte oraz nieporównywalna z niczym innym ;-)
Moi drodzy. Może nazwiecie mnie jakoś dziwnie, ale z tego demotywatora płynie jedna, wielka mądrość. Nie bez powodu kiedyś, a nawet jeszcze niedawno społeczeństwa trzymały się razem i posiadały pierwiastek plemienny (chodzi o tego typu mentalność). Każdy posiadający dziecko doskonale wiedział (i wie) o tym fakcie jaki idealnie przedstawił/a Hoborg. Dlatego właśnie były kobiety (babcie, matki młodych matek, przyjaciółki, sąsiadki), które pomagały młodej matce, tak aby poza dzieckiem mogła mieć jeszcze czas dla siebie oraz swojego mężczyzny. Aktualnie niestety bardzo rzadko można liczyć na taką pomoc z tego względu, że trzeba "zapier*****" :) Bo teraz jedynie niewielki ułamek mężczyzn jest w stanie sam utrzymać swoją rodzinę (kwestie finansowe) i partnerka chcąc-nie-chcąc także musi się dokładać się do domowego budżetu. Proszę zauważyć, że nie zamierzam poruszać tu kwestii "kur domowych" czy "kobiet spełniających się zawodowo", bo to ich decyzja i nie mnie kogoś oceniać. Po prostu stwierdzam, że teraz, mając dodatkowo dziecko/dzieci nie mamy czasu także dla siebie. Jest dziecko-praca-sen-dziecko-praca-sen... Dopiero po długim czasie rodzic może sobie pozwolić na chwilę dla siebie (nie zatracić "Ani", "Marka", "Moniki",...). Kiedyś więcej osób było do pomocy. Każdy był jaki był, ale ludzie trzymali się razem, teraz przez większą aglomerację, a co za tym idzie, anonimowość ludzie zatracają poczucie wspólnoty, które jakby nie patrzeć wszystkim ułatwiłoby życie. Prosty przykład. Sądzę, że niektóre starsze osoby będące w domu opieki społecznej z ogromną chęcią poświęciłyby swój czas na opiekę nad małym dzieckiem. Dziecko dostaje opiekę, starsza osoba miałaby poczucie spełnienia. Rozumiecie w czym rzecz? :) Ale niestety teraz jest to bardzo ciężkie, jeśli nie niemożliwe do odzyskania. I pozwolę sobie od razu uprzedzić :) Nie chodzi mi o zrzucenie ciężaru opieki nad dzieckiem, a nad tymczasową opieką (tak jak np. wynajmuje się nianie), ale w tym wypadku miałoby to charakter czysto społeczny pogłębiający więzi międzyludzkie. Bo chyba większym zaufaniem będziemy darzyć kogoś bliskiego jeśli chcemy z nim zostawić dziecko, niż kogoś komu zapłacimy i możemy nie zdawać sobie sprawy, że dziecku w czasie naszej nieobecności, pod opieką niani dzieje się krzywda? Nie mówię, że wszystkie osoby zajmujące się dziećmi to niekompetentne osoby, którym zależy tylko na pieniądzach, ale zdarzają się przypadki takie i inne.
Podsumuję, bo trochę się rozjechałam z tematem. Puenta jest prosta, schemat społeczny związków plemiennych był korzystniejszy zarówno dla rodziców, którzy otrzymywali pomoc, jak i dla nich samych, dzięki czemu mogli i efektywniej wykonywać swoje obowiązki i mieć czas również dla siebie, jak i dla samego dziecka. Jeszcze względnym przykładem są niektóre wsie (kiedyś raczej w większej ilości), które unikając tendencji anonimowości, posiadają pierwiastek plemienny, korzystny dla ogółu. Więcej konkluzji nie mam i proszę się nie czepiać za słówka oraz nie zarzucać mi braku znajomości polskich realiów. Panaceum niestety nie ma, a i wątpię by w aktualnych okolicznościach gospodarczo-politycznych się znalazło.
Pozdrawiam :)
masz ode mnie plusa, @plagiat. Podpisuję się obydwiema rękami pod tym, co napisałeś. Ja też tęsknię za takim światem, gdzie dziecko wychowuje się w większej wspólnocie, nie tylko z mamą i tatą.
Jak bardzo zgadzam się z twoim poglądem - podpisuję się obydwiema rękami. Na marginesie: sama jestem antropologiem kultury. Zważmy jednak na pewną tendencję współczesnego świata - choć mam nadzieję (może bezpodstawną), że te trendy nie zaczną obowiązywać w Polsce - wszystkie funkcje społeczne stają się albo zaczynają wymagać coraz większej formalizacji. Jako przykład: w Wielkiej Brytanii, osoby, które mogą zajmować się małym dzieckiem, muszą posiadać certyfikat odbytego szkolenia z zakresu pierwszej pomocy. Wyjątek stanowi najbliższa rodzina. Tak więc, "oddanie" dziecka na jakiś czas pod opiekę sąsiadce, którą zna się od kilkudziesięciu lat, albo przyjaciółce, której ufa się całkowicie nie wchodzi już w grę. Moim zdaniem, zdążamy (choć jeszcze nie w naszym kraju, na razie...) do dehumanizacji podstawowych funkcji społecznych.
Media kreują piękno ciąży i macierzyństwa, pokazują aktorki, celebrytów, którzy tydzień, dwa po porodzie już na bankiety chodzą. Są zadowoleni i wypoczęci. Rzeczywistość jest inna. Zwykła kobieta nie ma niani i sprzątaczki. Sama musi wszystko ogarnąć. Gdy kobieta zostaje mamą i okazuje się, że nie jest tak pięknie jak pokazują w telewizji czy gazetach przychodzi rozczarowanie. Coraz więcej kobiet popada w depresję poporodową (nie mówię o blue baby) z którą bardzo ciężko się uporać. Dlatego uważam, że demot jest bardzo trafny. Kobiety powinno się uświadamiać, że poród a następnie opieka nad maleństwem to ogrom pracy itp...
Media kreuja swiat wg tego, co modne, nie tego, co prawdziwe. Jako mama trojga mlodych ludzi (najstarszy ma 12 lat, najmlodsze 12 miesiecy) moge rzec jedno: do macierzynstwa trzeba dojrzec. Ja dojrzalam przy drugim dziecku. Trzecie chowa sie juz bez bledow popelnianych przy dwojgu starszych. To, o czym jest demot, to prawda. Bycie matka boli, ale nic mi osobiscie nie zastapi widoku koich dzieci w snie, podczas zabawy...
Co można wywnioskować z komentarzy: 1) Ludzie nie potrafią czytać ze zrozumieniem. 2) Ludzie nie widzą ironii nawet kiedy mają ją czarno na białym... a nie, przepraszam - biało na czarnym w tym przypadku. 3) Kobiety się z demotywatorem zgadzają (i słusznie, bo demot dobry). 4) Mężczyźni się z demotywatorem nie zgadzają. Dziękuję za uwagę.
Wszyscy ci, którzy wyzywają autorkę tego demota od egoistek, feministek i jeszcze innych: Wierzycie w bajki, że posiadanie dziecka to tylko piękna bajeczka, w której pełno aniołków, motylków i jednorożców, a żadne niedogodności się nie pojawiają? Dziewczyna ma prawo narzekać, bo jest zmęczona tym wiecznym poświęcaniem siebie. Nigdzie nie napisała, że dziecka nie kocha ani, że żałuje swojej decyzji. Ale widzę, że jak tylko kobieta odważy się powiedzieć, że nie jest tak kolorowo, to nagle wszyscy obrońcy kultu Macierzyństwa-To-Męczeństwo mają wielkie pretensje, że ktoś odważył się niszczyć piękny wizerunek tego stanu rzeczy.
BlueAlien - ja tak miałam :) Nie spodziewałam się takiej reakcji otoczenia (oczekiwałam wsparcia). Tak oto jestem szczęśliwa rozwódką :) Nie polecam, panowie, takiej agresywnej postawy wobec kobiet. Nie polecam, bo nikomu nie życzę takich ''rewelacji'' w życiu.... Moje dziecko jest już duże (6 lat) i aktualnie czerpię sama radość z wychowywania, bo z czasem przyszła siła i wiedza, dziś nie boję się już niczego :) Początki były trudne przez stres, ale - o czym mi przypomniałaś/eś - też przez męskie pouczanie i kpiny z trudów (tak, trudów) niesionych przez mamę (mnie)... (Mimo, że aktualnie mamy tragedię związaną z rośnięciem stałych zęboli, jest CUDNIE :-) ). Thanks for attention guys! :)
OdpowiedzKomentuj obrazkiem
Zmodyfikowano
10 razy.
Ostatnia modyfikacja:
18 czerwca 2014 o 17:00
Dziewczyny! Nie zapomnijcie że są jeszcze mężowie, babcie , siostry i inne pomoce z których NALEZY korzystać!
Zephire - a dla Ciebie wielki szacun - niektórym nawet bez dziecka nie chciało by sie robic tylu rzeczy jakie robisz..
Wszyscy ci, którzy wyzywają autorkę tego demota od egoistek, feministek i jeszcze innych: Wierzycie w bajki, że posiadanie dziecka to tylko piękna historia, w której pełno aniołków, motylków i jednorożców, a żadne niedogodności się nie pojawiają? Dziewczyna ma prawo narzekać, bo jest zmęczona tym wiecznym poświęcaniem siebie. Nigdzie nie napisała, że dziecka nie kocha ani, że żałuje swojej decyzji. Ale widzę, że jak tylko kobieta odważy się powiedzieć, że nie jest tak kolorowo, to nagle wszyscy obrońcy kultu Macierzyństwo-To-Męczeństwo mają wielkie pretensje, że ktoś odważył się niszczyć piękny wizerunek tego stanu rzeczy.
Czy Wy nie rozumiecie, że to jest demot, coś co ma przynieść refleksję, albo rozbawić. W tym przypadku to pierwsze. Przepychavie się tu na jakieś dzikie i arcy poważne argumenty. Do mnie jako do ojca trafia najbardziej punkt 9 - tak propos słitaśnych stwierdzeń świeżych mam i tatusiów na fejsbuczkach w stylu "misiaczek zrobił kupcię".
Wiem, że napisane z ironią, ale odniosę się do punktu 8: najgorsze co można zrobić swojemu maluchowi to trzymać go w sterylnym środowisku. W tym okresie właśnie system immunologiczny bobasa powinien się "updatetować". Mam okazję obserwować dzieci chowane w czystości i na zasadzie "brudne dziecko, to szczęśliwe dziecko" i te pierwsze to co rusz mają jakieś choróbska.
To tak jak z programem antywirusowym, jeżeli nie aktualizujesz bazy wirusów, to program nie wie co ma zwalczać.
Nie chcesz, to nie. Jeśli jesteś przekonana, że nie będziesz szczęśliwą matką, to chyba lepiej jeśli nie zostaniesz matką wogóle. Ale jeśli mogę ci jeszcze coś powiedzieć: jeśli wychowasz swoje dziecko dobrze, to później obserwowanie jak twoje dziecko staje się coraz lepszym człowiekiem, aż w końcu zaczyna się samo realizować w życiu... Będziesz szczęśliwa jak nigdy.
Ten demot, z dość zaskakującym i miłym zakończeniem(aż się łezka w oku kręci) pokazuje jak wielu ludzi nie ma cierpliwości do przeczytania do końca długiego postu. A ci co przeczytali często nie potrafią czytać ze zrozumieniem...
Czytając tekst uśmiałam się jak nigdy... Punkt 6 - bezcenny... szczególnie w pierwszych tygodniach z maluchem, później już nabiera się wprawy i udaje się nawet obiad zrobić i go zjeść :D
Dla krytykujących - Nauczcie się czytać ze zrozumieniem. Autorka tekstu świetnie wszystko pokazała i to z humorem.
Mam zupełnie inne wspomnienia na szczęście. Zgadzam się z kolką i dodałabym jeszcze ząbkowanie, nie znam bardziej marudzącego dziecka od tego, któremu aktualnie się wyżynają zęby, chodziłam z zapałkami w oczach, a pieluchę zmieniałam z zatkanym nosem. Pocieszę wszystkich przyszłych i młodych rodziców-tak od roczku do 2rż jest całkiem fajnie, można odetchnąć i przygotować się na bunt dwulatka, mój syn go właśnie przechodzi, histeria to jego drugie imię. Rada dla rodziców, którzy wchodzą w ten etap-nie reagujcie, im częściej reagujecie na wymuszenia tym dziecko częściej wymusza bo widzi, że to skutkuje.
Pozwól, że wychowam dziecko po swojemu. Dziecko ma 2 lata, a nie 20 i dopiero się uczy wszystkiego. To całkowicie normalne i naturalne, że stawia na swoim, w ten sposób poznaje granice, zaczyna rozróżniać co jest dobre, a co złe, co mu wolno, czego nie. I przepraszam za co go bić? Rozumiem bezstresowo wychowanego gnoja, który kopie, pluje na wszystkich i wywraca półki w sklepie bo mama mu nie chce kupić lizaka ale trzeba rozróżniać dziecko rozpieszczone od maleństwa, które uczy się życia..
A do tych co to nie uwierzyły ze to jednak nie jest negatywny demot:
TO WSZYSTKO MIJA.
Dziecko dwuletnie to już całkiem inne zycie.
Ja mam dzieciaka 2lata i 3 miesiace więc wiem co mówie...
ps: i jedna rzecz co do punktu 2: dlatego NIE NALEŻY DZIECKA PRZYCZAJAĆ DO KOŁYSANIA!!! Choć to pokusa bo przecież tak miluchno na początku sie kołysze...
Każdy przeżywa to inaczej, ale uważam, że osoba pisząca ten tekst dramatyzuje..... mam jedną córkę ( niestety tyko jedną). Zajmowałam się nią od pierwszych sekund sama i nie wyobrażam sobie jak można nie zjeść ciepłego obiadu??? Kwestia zorganizowania. Wszystko miałam na czas, podłogi umyte czasem po 2 razy dziennie, dziecko nie miało smoczka ani butelki, piersi nie bolały ( wystarczy dowiedzieć się, jak prawidłowo piersią karmić). Jeśli ktoś wierzy w te wszystkie dyrdymały w kolorowych pismach to potem przychodzi rozczarowanie. Nie czytałam tych piśmideł bo one mają na celu nakłonić rodziców do zakupu miliona niepotrzebnych pierdół i wykreować nierealny obraz rodzicielstwa. Niedogodności owszem bywają, ale wszystko jest do opanowania. Wystarczy odpowiednie podejście i nie panikowanie. Oczywiście można się ze mną nie zgodzić gdy dziecko wymaga szczególnej opieki ze względu na choroby, ale to osobny temat. A i najważniejsze. KOCHAM moje dziecię od samego początku! Miłością prawdziwą nie do opisania
Współczuję. U nas pierwszy rok przeszedł niemal bezboleśnie, a potem to już tylko radocha. Cóż, widocznie ktoś musi mieć ciężko, by inny mógł mieć dobrze :)
Prawda cała, prawda! Kocham mojego synka nad życie. Rozszarpałabym każdego kto nawet spróbował by mu coś zrobić, ale macierzyństwo to walka samemu z sobą. Trzeba się złamać, połamać, przełamać w wielu miejscach, ale nagroda jest ogromna i bezcenna czyli Nasze dzieci. Kto dziecka nie ma nie zrozumie, a kto dziecko ma i twierdzi że to nie prawda, po prostu kłamie lub boi się oceny ludzi.
Nieprawda. Wcale nie trzeba się łamać. Dziecko to jedno z wielu zadań, jakie trzeba wypełnić w życiu, a nie robić z siebie bohaterkę. To po prostu jeden z naturalnych etapów życia. Te, które się nie umieją zorganizować zapewne też nie nadają się do pracy. A im dzieciom tylko współczuć.
Spoko nie przejmujcie się tak bardzo, tylko przy pierwszym tak jest, przy drugim robisz to już automatycznie bo wiesz co i jak a przy 15. nawet nie poczujesz że karmisz, już pomijając że 14. od 15. dzieli tylko 10 miechów :)
Biedne te współczesne dziewczyny - wciskają im najpierw, że ciąża to okropna choroba, którą obowiąźkowo trzeba spędzić na zwolnieniu "oszczędzając" się, a potem to tylko same cuda i zachwyty. A to przecież zwykłe życie - trochę radości i dużo pracy, gdzie nie wolno dać się zwariować i wcisnąć w stereotyp matki Polki - zmęczonej, heroicznej, zapatrzonej w swoje dziecko, bo przecież to ona pierwsza przeżyła poród i ona pierwsza ma dzieci, a inni nie mają pojęcia jak to jest. Miejcież litość nad sobą i tymi swoimi biednymi też dziećmi! One będą szczęśliwsze, gdy i Wy będziecie szczęśliwe. A jak będą trochę brudne, to szybciej się uodpornią i będą mniej alergiczne, niż te chowane sterylnie.
OdpowiedzKomentuj obrazkiem
Zmodyfikowano
3 razy.
Ostatnia modyfikacja:
19 czerwca 2014 o 21:01
Więc szkoda, że się urodziłaś - twoi rodzice też mieli przechlapane, egoistyczna, egocentryczna gnido. Dziecko jest słabe - trzeba nim się opiekować!
a czy ktoś tutaj mówi o tym, by się dzieckiem nie opiekować?
Najwyraźniej nic z tekstu nie zrozumiałaś/łeś a już autora wyzywasz. Żenada. A swoją drogą czytając ten tekst kiwałam potakująco głową i śmiałam się jak ktoś trafnie i z humorem opisał jak to naprawdę jest urodzić po raz pierwszy. U mnie tak było w 100% :-D
@pumciak Moja jeszcze kółek od wózka nie wylizywała, ale za to próbowała już połknąć kota. Po pewnym czasie przestałam się przejmować. ;)
moim zdaniem kocha się od samego początku i wtedy jak jeszcze jest w brzuszku jak i wtedy gdy przychodzi na świat,czasem dzieciaki płatają nam różne figle ale i tak zrobilybysmy dla nich wszystko!:)
Zazdroszczę każdej Mamie, która od razu po porodzie może dziecko wziąć na ręce, Czekałam na tą przyjemność, żeby przytulić Swoją Córeczkę ponad 6 tygodni. Nie truj więc o tym jak źle Tobie jest.
Nie wiem co za feministka ten tekst napisała, ale musiała być mocno rozpieszczona przez rodziców i każda niedogodność w życiu to wielka tragedia.
Mam dwie młodsze siostry i w mniejszym lub większym stopniu też byłem obecny przy ich wychowaniu. Szczerze mówiąc to nie przypominam sobie żadnej z tych dantejskich scen u siebie w domu. Ojca nie było całymi dniami bo pracował. Mam musiała zająć się mną i siostrą i jakoś dawała sobie radę. Nie narzekała, na wszystko miała czas (ugotowanie obiadu, zrobienie prania, posprzątanie domu). Wydaje mi się, że po prostu autorka tego tekstu jest rozhisteryzowaną młodą mamusią, która nigdy w życiu nie miała styczności z prawdziwym życiem.
Moje znajome, które mają małe dzieci wcale nie narzekają.
Nie zauważyłeś, że jest to napisane ironicznie i z humorem? A co miała Twoja mama robić? Jak byś się czuł, gdyby zaczęła narzekać, co ją bolało i jak tragicznie było, że jesteście? Co możesz o tym wiedzieć siedząc z boku? Uwielbiam argument ,,bo moje znajome mówią''. Mają ci opisywać bolące, krwawiące sutki? :D Tekst jest dobry, dziecko absorbuje niesamowicie, zwłaszcza pierwsze, gdzie dla człowieka to jest nowość i nie miał do czynienia 24/h z takim maleństwem. Kobiety tak mają, że nie narzekają publicznie, dlaczego? Właśnie dlaego, że od razu zostaną nazwane złymi matkami albo nieprzystosowanymi do życia panienkami. Moja mama jakoś normalnie potrafiła mówić o zarwanych nocach i ile razy jadła zimny obiad, którego już nie miała siły podgrzać, bo dawałam czasem w kość. Życie.
Ja też nigdy nie narzekam, ale to nie znaczy, że przy pierwszym dziecku jest łatwo, czysto i kolorowo. Pamiętam jak się cieszyliśmy, kiedy po powrocie ze szpitala udało nam się zjeść ciepły obiad. Udało się go zrobić (obiad oczywiście) po trzech dniach. A pierwsze dwa tygodnie były najdłuższym dniem mojego życia. Trzeba czasu żeby przyzwyczaić się do nowej rzeczywistości, do nowych obowiązków, zorganizować sobie czas. Nie widzę w tym nic złego.
Szczególnie kiedy kobieta jest obolała, nie może normalnie usiąść, hormony szaleją, brak snu daje się we znaki. Przez to wszystko trzeba przejść.
To nie jest narzekanie, tylko uświadamianie. Żeby przyszłe mamy były przygotowane na rzeczywistość, a nie na bajkę. :)
Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 18 czerwca 2014 o 11:58
bo trzeba sobie tak rozplanować życie by było super. Trzeba kombinować dwa razy do przodu przewidując wszystkie opcje. Ja zamierzam być kawalerem i zarabiać wyłącznie dla siebie i oczywiście dla rodziców, bo dużo dla mnie zrobili. ja osobiście miałem dużo lepsze dzieciństwo niż ty
Jeśli będziesz matką to będziesz miał porownanie. Na razie jesteś starszym bratem i masz blade pojęcie, bo kiedy Twoja Matka wstawała w nocy, Ty spałeś, a kiedy nie miała czasu się umyć Ty grałeś w kompa. Zamiast psioczyć na matki mogłeś Matce pomóc, leniu.
Najbardziej rozwaliło mnie stwierdzenie "...na wszystko miała czas (ugotowanie obiadu, zrobienie prania, posprzątanie domu)" kiedy w teksie widzimy, że kobieta napisała "nie będziesz miała czasu dla siebie". Czyli Twoim zdaniem czas dla siebie każdej kobiety a w szczególności matki to posprzątanie w domu, zrobienie dziecku obiadu i zrobienie prania? I to co powyżej, to tekst z humorem, pokazujący rzeczywistość o której ludzie często zapominają gdy decydują się na dziecko i później jest własnie ten szok. Oczywiście, kochają dziecko, ale to nie znaczy, że wszystko jest tak ślicznie i pięknie. No, ale to wiedzą już tylko sami rodzice, którzy czuwają przy dziecku cały czas jak jest na prawdę, nie osoby patrzące z boku. Ja się jeszcze do rodzicow nie zaliczam, wszystko przede mną. :P
DOKLADNIE :) trafny demot
Opisane skrajne przypadki. Mam dwoje dzieci - karmienie było faktycznie cudowne i okres, kiedy byli dzidziusiami, wspominam z rozrzewnieniem. Jasne, było niewyspanie, zmęczenie, ale czy to nie towarzyszy wszystkiemu innemu, co przynosi potem owoce? Jak szkoła, praca, związek, realizowanie pasji. Każda prawdziwa matka wie, że takich chwil szczęścia, jakich doświadczyła dzięki dziecku, nie zastąpi nic innego.
"Wpominam z rozrzewieniem", bo było minęło, często łatwo jest wspominać rozczulając się minione uciążliwości życia (dziś wydaje mi się, że na studiach, które skończyłam 3 lata temu, było bosko i cudnie, TYLE LUDZI, ahh a te imprezy! A prawie zapomniałam jak ciężko było na sesjach, ILE PŁACIŁAM, jak nie miałam wiecznie grosza przy duszy, bo płaciłam 6 stów co miesiąc za naukę - jestem mamą i pracuję więc mus). Dodam, że sters związany z dzieckiem jest gorszy, jak nie układało mi się z facetem, po prostu bywało przykro, ale jak Młody miał 40 stopni gorączki to miałam duszę na ramieniu, co pół godziny sprawdzając czy nie pora wzywać pogotowia, bo może mu się zatrzymać serce (jednocześnie okłady, syropki, tulenie, głaskanie, dzwonienie po lekarzach). A jednak suma sumarum dziecko to mega szczęście, MEGA. Tylko nie ma co koloryzować, że jest zawsze pięknie i lekko. (Karmienie bolało mnie tak, jakby ktoś po prostu odgryzał mi sutka - zanim przywykłam). To tak w skrócie. AMEN :-)
Zmodyfikowano 3 razy. Ostatnia modyfikacja: 18 czerwca 2014 o 12:50
Może i cud, ale jako jedyny nie zależy od nas. Tak jakby bogaty dzieciak uważał się za człowieka sukcesu. 6 pkt jest śmieszny, czasu dla siebie nie miały nasze (pra)babki, bo rodząc piąte dziecko więc mając już dzieci 2,4,7 letnie nie ogłoszały całemu światu swojego zapracowania, bez samochodu/zwywarki/pralki, tysiąca poradników, lekarza 2 km dalej i apteki za rogiem. Te co rodziły nic nie wiedzą o życiu, tak. Choby ratpwały ludzi, osiągnęły sukces materialny, wyszły z cięzkiej choroby, były samotne to też same musiały o siebie zadbać (nie ciągnąc od męża, dzieci) i nawet gdy z brzydkiej zakompleksionej dziewczyny dzięki operacjom i WŁASNEJ pracy zaczęły wyglądać jak modelki. Te "co nic nie wiedzą o zyciu" w przeciwieństwie od ciebie muszą być samodzielne i to one opłacają przedszkola, złobki i szkoły dla twojego dziecka i to od nich gdy (odpukać) twoje dziecko okaże się chore będziesz wyciągać łapy po pieniądze (matki niepełnosprawnych i dzieci z wadami)-logika wymaga szacunku, choćby sztucznego. Żołnierze wracający z misji nie lansują się tak na bohaterów, mesjaszów i męczenników jak współczesne matki. Narzekacie co taka Mucha czy inna Cichopek wie o dzieciach bo ona ma niańki, kase, czas (choć pracuje więcej niż wy) 1. One na to pracowały, zyją pdo presją bo są znane, znalezienie faceta nie zależy od nas (nikt się na siłe nie zakocha), zostanie aktorką lub bogatszą (nie licze gwiazdek sezonu) aktorką-celebrytku tak, ale na to trzeba pracy i siły charakteru, jeżeli jest "ciężko" z jednym dzieckiem to jej nie posiadasz. 2.Matki-celebrytki mają łatwiej, ale tak samo o was mogły mówić kobiety +70, co wy wiecie o trudach macieżyństwa. W skrócie, wyjdzie czasem poza własny pieluchowy świat o dostrzeżecie, osoby skazane tylko na siebie, ratujące innych, mające wiedze, podejmujące ryzyko i odnoszące sukcesy które zależą od pracy i odwagi nie od przypadkowego zakochania i coraz częsciej-złapania na dziecko. @up Nie posiadasz zapewne pieniędzy, nie osiągnełaś żadnego prestiżu itp, skąd wiesz, ze nic nie zastąpi ci tego szczęścia? Diagnoza :pieluchowe zapalenie mózgu.
Ależ wy głupi jesteście... Nie potraficie czytać ze zrozumieniem? Dziewczyna NIE NARZEKA tutaj ani nie pisze, jakie macierzyństwo jest ZŁEEEE. Boże..
Nie każdy, nie każdy :-) Ja chwytam. *edit* Ps: ahahahahaha ZA CO TEN MINUS?! nudzi się komuś? :D
Zmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 18 czerwca 2014 o 15:31
Po prostu pisze prawdę. :)
Jakim prawem nazywasz wypowiadających się tutaj głupkami. To, że ktoś ma odmienne zdanie od Twojego, inaczej postrzega różne sprawy, nie znaczy, że jest głupim człowiekiem. Ten kto Cię wychowywał, nie przekazał Ci tej wartości, bądź Ty nie byłeś na tyle pojętny by to ogarnąć. To znaczy, że jesteś głupi !!!
Pozdro :)
Hmm, jest pewna różnica między posiadaniem odmiennego zdania, a kompletnym nie zrozumieniem przeczytanego tekstu, co sugeruje część komentarzy
Wow! Dziecko internetu odkryło rzeczywistość! Taka właśnie jest ta rzeczywistość - wielka i straszna.
O, milo ze nie tylko ja skacze na pilce :D
Porod - tego powinni zabronic :D Dla mnie dowod na to ze ewolucja jest slepa - przeciez nikt inteligentny by tego tak nie zaprojektowal :P Ale po co wyjalawiac wszystko dla dziecka?? Zeby alergi dostalo? Mamy 21 wiek, na infekcje sa antybiotyki. My nie wyjalawiamy, maluch pakuje do buzi wszystko co podejdzie i nawet aft nie zlapal.
Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 18 czerwca 2014 o 10:24
Dodam tylko że potem jest coraz weselej moja pociecha w jeden weekend wylądowała z podejrzeniem zatrucia po zwiedzeniu muszli klozetowej zaopatrzonej w środek do odkarzania na szczęście obeszło się na strachu więc następnego dnia złamał nogę:-( i znów szpital wrzaski koszmar dla niego i dla mnie a ma dopiero roczek
Dodam tylko że potem jest coraz weselej moja pociecha w jeden weekend wylądowała z podejrzeniem zatrucia po zwiedzeniu muszli klozetowej zaopatrzonej w środek do odkarzania na szczęście obeszło się na strachu więc następnego dnia złamał nogę:-( i znów szpital wrzaski koszmar dla niego i dla mnie a ma dopiero roczek
Punkt 6 jest najbardziej trafny: pojęcie JA przestaje istnieć. Do momentu porodu jesteśmy sobą, jesteśmy indywidualni i wielostronni, mamy swoje nieszablonowe hobby, marzenia, jesteśmy Anią, Sylwią, Markiem, Piotrkiem. Po porodzie stajemy się bezimiennymi mamą i tatą, jednymi z wielu mam i tatusiów, elementem szarej masy, stworzeni tylko dla dziecka. I nawet kiedy po miesiącach czy latach próbujemy powrócić do dawnego życia i zainteresowań, to dziecko systematycznie nam w tym przeszkadza. Ciągle przypomina nam o tym: nie jesteś ANIĄ sypiającą do południa, pasjonującą się fotografią i podróżami, jesteś MAMĄ - wracaj do garów, pieluch i kołysania mnie! I tak aż do dorosłości - wtedy z mamy mutujemy do babci. Prawdziwą, indywidualną Anią czy Piotrkiem już nigdy nie będziemy. I to jest dla mnie największy szok i największy minus macierzyństwa.
To jest minus który przewyższa wszystko inne. Mamy wybór: być indywidualnością na którą składają się pasje, hobby, rozrywka, rozwój osobisty i duchowy, albo być biomaszyną - częścią bezlitosnego mechanizmu społecznego, powołując na ten łez padół kolejną istotę, która będzie cierpieć od narodzin po ostatnie sekundy życia. Już nawet nie pytam o sens tego, bo to sensu żadnego nie ma :D
Czyli rodzisz dziecko, ale jednoczesnie zabijasz siebie za życia.
Tekst opisuje doświadczenia bardzo zgorzkniałej mamy, rozczarowanej macierzyństwem. W dodatku mamy jakiegoś wyjątkowo wrzaskliwego i niespokojnego dziecka. W rzeczywistości doświadczenia z noworodkami i niemowlętami wyglądają bardzo różnie, w zależności od wielu czynników. Nie każdej kobiecie piersi rosną aż tak żeby nie mogły leżeć na brzuchu (czterokrotne powiększenie jest kompletną bzdurą), poza tym jest coś takiego jak ściągacz pokarmu i po jego użyciu można leżeć na brzuchu. Moja żona spała na brzuchu od pierwszych dni po porodzie. Nie każdej kobiecie robią się rany, to zależy od tego jak pije dziecko (czy tylko pije, czy też "memła" w buzi, bo to mocniej podrażnia). Poza tym istnieją maści na takie dolegliwości (także przeciwbólowe, nieszkodzące dziecku). Nie każde dziecko wymaga 3 godzinnego usypiania. Moją córkę rzadko kiedy trzeba było usypiać - wystarczyło przewinąć i odłożyć do kołyski i była cisza. Zbyt częste darcie z byle powodu może być kwestią temperamentu dziecka, ale może też wskazywać na jakieś dolegliwości (np. kolki), a wtedy należy coś z tym zrobić, zamiast narzekać na ciężkie życie. Wyparzanie i wyjaławianie wszystkiego dookoła jest kolejną kompletną bzdurą. Wyparzania wymaga sprzęt używany do karmienia (butelki, smoczki, ściągacz) i nic ponadto. W dodatku dotyczy to tylko pierwszego półrocza życia dziecka. Grzechotki i inne zabawki wyparza się raz, zaraz po kupnie. Później tylko jeżeli zabawka miała styczność z czymś, co może być nośnikiem bakterii (np. gdy wpadła do kibla - mnie się tak zdarzyło :) Trzymanie dziecka w całkowicie sterylnych warunkach jest dla niego szkodliwe - rozleniwia jego układ odpornościowy. Kolejną bzdurą jest twierdzenie, że podczas karmienia wszystko musi zostać ubrudzone. Karmienie można odpowiednio zorganizować. Odpowiedni fotelik do karmienia, który unieruchamia dziecko i już się nie będzie mogło wiercić, do tego śliniak, a najlepiej foliowy fartuszek na całe ciało. Fotelik oczywiście stawia się w takim miejscu, aby dziecko nie mogło dosięgnąć rączkami do ścian i innych rzeczy, które chcemy zachować w czystości. Karmiłem moją córkę setki razy i jakoś nigdy się nie wybrudziłem. Kolejna bzdura, że dziecko zawsze się obesra od stóp do głów. Dobrze założona pielucha praktycznie eliminuje taką możliwość, chyba że dziecko będzie z rzadką kupą tarzało się po podłodze. Jest kwestią odpowiedniej uwagi aby zauważyć (a raczej poczuć :) problem i zmienić pieluchę zanim dziecko wyciśnie z niej zawartość. Jeżeli natomiast bardzo rzadkie stolce zdarzają się zbyt często, należy iść z tym do pediatry, a nie biadolić, bo może to wskazywać na jakieś dolegliwości przewodu pokarmowego (np. nietolerancję laktozy). Kolejna sprawa - przebieranie. Fakt, że jak się nie umie ubrać dziecka, że może być z tym problem. Ale są sposoby aby jedna nożna nie uciekała z nogawki gdy się ubiera drugą i wiele innych sposobów na pozostałe problemy z przebieraniem. Trzeba po prostu się tego nauczyć. Twierdzenie jak to się na początku nie kocha swojego dziecka pozostawiam bez komentarza. Być może autorka ma problem z uczuciowością wyższą. Cały ten tekst wygląda jakby pochodził od jakiejś wyjątkowo nieudolnej matki, która raczej nie chciała mieć dziecka. Albo od matki wyjątkowo głupiej. Bo trzeba być naprawdę idiotą aby zakładać, że opieka nad niemowlęciem będzie nieabsorbującą zabawą, na którą wystarczy poświęcić trochę czasu, a reszta w życiu się nie zmieni. Wystarczy porozmawiać z kimś, kto ma dziecko aby wiedzieć, że pojawienie się dziecka zmienia całkowicie rozkład dnia (i nocy) i nakłada szereg obowiązków. Naprawdę nie trzeba być geniuszem macierzyństwa aby to przewidzieć.
Trochę dystansu. Sam mówisz, że twoje dziecko wystarczyło położyć do kołyski i była cisza.
Z opowiadań rodziców - ja darłam japę :P
Pobudka CODZIENNIE o 5 rano. O nocy już nie mówię.
Nie każde dziecko jest aniołkiem.
Sam mówisz, że trzeba się tego nauczyć... NO WŁAŚNIE! A to nie przychodzi z dnia na dzień. I między innymi o tym jest ten tekst. Przeczytaj dokładnie koniec ;)
Te wszystkie twoje rozwiązania też przyszły na pewno z czasem. Mówisz o nich teraz, bo już zebrałeś doświadczenie ze swoim dzieckiem.
Uwielbiam dzieci. W każdym wieku. Ale jakby mi teraz dali takiego kilkudniowego maluszka, to bym siadła i się rozpłakała, bo nie wiedziała, co z nim zrobić (nawet jeśli to byłoby moje własne dziecko). Ruchy nieskoordynowane, płacze - czasem nie wiadomo dlaczego, budzi się o nieludzkich porach...
Ale mimo tego ludzie decydują się na dzieci - czasem na drugie i trzecie. Ale trzeba się oswoić z takim małym ufoludkiem, nauczyć rozpoznawać jego płacz, poradzić sobie z domem na dodatek.
To, że ty miałeś spokojne dziecię, nie znaczy, że każde takie jest ;)
A punkty w democie świetne ;)
Czy Ty człowieku nie czujesz ironii? A poza tym o takich niedogodnościach nikt nie mówi i potem młode mamy przezywają szok bo dziecko nie jest takie idealne jak znajomych (albo Twoje). Co do ostatniej kwestii to trzeba tez nauczyć się czytać ze zrozumieniem. Matka nie pisze ze nie kocha dziecka ale ze jest tym cudem życia tak zachwycona ze trudno to nazwa miłością a wielu tak ten stan nazywa.
Nie ma to jak "tatuś" krytykujący wypowiedź. Na wstępie zaznaczę - nie jestem zgorzkniałą, nie jestem rozczarowana, jestem zmęczona, niedożywiona i zaniedbana, ale najszczęśliwsza na świecie i nie zamieniłabym tego na nic innego na świecie a moje dziecko jest dla mnie największym darem i skarbem.
Mam wrażenie, że albo Twoja żona i dziecko są urojone, albo bardzo mało czasu spędzałeś w domu podczas tych pierwszych miesięcy. Fakt są dzieci które przesypiają całą noc, mało płaczą i w ogóle cud dziecko, ale to spora mniejszość. Sama mam 11-miesięczną córeczkę i czytając ten tekst się uśmiałam, a ile prawdy w tym jest wie tylko matka która urodziła niedawno pierwsze dziecko. Matka z tego demota nie narzeka-trzeba umieć czytać ze zrozumieniem-ona opisuje jak to jest naprawdę. O tym się nie mówi, a z czasem wszystkie te niedogodności zasnuwa mgła tak samo jak bóle porodowe i ten ból w czasie połogu. Sama problemów z sutkami nie miałam, ale z kolei byłam szyta i spuchłam, a moja córa z kolei nie chciała jeść kiedy leżałam, więc pierwszy miesiąc karmiłam siedząc na dmuchanym kole zaciskając zęby. I co z tego? Za rok, dwa nie będę nawet tego pamiętać. Kolejna rzecz, bolące nabrzmiałe piersi...piszesz "poza tym jest coś takiego jak ściągacz pokarmu i po jego użyciu można leżeć na brzuchu" fakt jest coś takiego, odciągnięcie wystarcza na jakieś max 30min, a im częściej się odciąga tym więcej i szybciej przybywa mleka. Przestałam karmić prawie pół roku temu, bo moja córka już nie chciała cyca, a do dziś w ciepłej kąpieli czuje napływ mleka. Biust urósł mi dwa rozmiary, a że już "miałam czym oddychać" to wierz mi leżenie na brzuchu było wręcz niemożliwe. Przebieranie? "Fakt, że jak się nie umie ubrać dziecka, że może być z tym problem. Ale są sposoby aby jedna nożna nie uciekała z nogawki gdy się ubiera drugą i wiele innych sposobów na pozostałe problemy z przebieraniem."-moja córa nie lubi się przebierać, i myślałby ktoś, że po 11 miesiącach nauczyłabym się ubierać bez problemów "uciekającej nóżki" ale to też bzdura, bo jak dziecko ma dużo energii i wyjątkowo czegoś nie lubi wcale nie jest tak łatwo i nadal zdarzają się incydenty pt. już na jedną nogę założyłam rajstopki, zabieram się do drugiej a tu hyc - niespodzianka - ubrana nóżka już nie jest ubrana. Kolejna rzecz "Dobrze założona pielucha praktycznie eliminuje taką możliwość, chyba że dziecko będzie z rzadką kupą tarzało się po podłodze. Jest kwestią odpowiedniej uwagi aby zauważyć (a raczej poczuć :) problem i zmienić pieluchę zanim dziecko wyciśnie z niej zawartość." Śmiechu warte...widać ciebie szczęściarzu to nie spotkało, ale moja córka jednym "pierdnięciem" potrafiła puścić taką salwę, że połowa wyszła górą, mimo dobrze zapiętej pieluszki.
Nie jesteś mamą "mój drogi" nie jesteś na full time 24/7 naprawdę nie masz prawa ani podstaw do wypowiadania się o tym czy ta matka jest zgorzkniała, rozczarowana! Ja czytam i widzę że nie jest, jest tylko zła o to że o tym się nie mówi. Osobiście mam kilka koleżanek będących teraz w ciąży i staram się ie kryć takich faktów przed nimi (chociaż często spotykają się z niedowierzaniem - przecież Twoja córka jest taka grzeczna...)
Uważam, że ta historia jest cudownie opisana, z humorem i dobitnie ale całkiem zgodnie z prawdą o czym taki ktoś jak ty nigdy się o tym nie przekona z prostej przyczyny...NIE JESTEŚ MATKĄ! Tylko matka to zrozumie :)
Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 22 czerwca 2014 o 17:22
cała prawda :)
Autorka zapomniała jeszcze dodać punkt o "baby blues", czyli przez miesiąc/dwa po porodzie hormony tak wariują, że mąż znajdował mnie chlipiącą po kątach zupełnie bez większego powodu. Choć nie jestem płaczliwa, to beczałam kilka razy dziennie, zupełnie nad tym nie panując.
A co do pozostałych punktów, to wszystko prawda, choć trochę wyolbrzymiona. Mam obecnie roczne dziecko i na początku opieka nad nim wydawała się straszna, a potem mój ojciec miał wypadek i zmarł, kiedy Młody miał dokładnie 50 dni. Nagle te wszystkie "straszne" problemy związane z dzieckiem wydały się takie zupełnie malutkie.
Po urodzeniu dziecka, matce świat przewala się do góry nogami, ale to jest przejściowe, potem wszystko się ułoży, to tylko kwestia dobrej organizacji (i często pomocy dziadków :P).
Fallou - Ty byłeś "zarzygany" 200 razy, żona 2 miliardy razy. Ty odrywałeś się od tych ''ulewajek'', dla żony to był cug :-) (To wielka różnica, trzeba posiedzieć pół roku czy rok w ten sposób, aby zrozumieć - nie piszę tego złośliwie). Ty zmieniłeś 150 pieluch, żona pół biliarda. Jeśli ktoś może powiedzieć, że kupa NA BANK nie śmierdzi trupem, to ona, przepraszam - nie jestem żadną feministką, ale nie lubię mądrzenia się. Np. dziecko (chciałam dodac ''geniuszu'', ale postaram sie nie być ukąśliwa, bo i po co), które już trochę podrośnie, je pokarmy ze słoiczków - i to, cholera jasna, śmierdzi jak diabli. Zmieniając (nie zawsze, ale zdarzało się) pieluszkę dziecku, bywało, że miałam odruch wymiotny. A to nie znaczy, że nie kocham. DELIKATNA TEŻ NIE JESTEM, żeby nie było, że księżniczka kupki nie dotknie :-) Dotknie dotknie, miałam ze trzy świnki morskie, których gó**o dobrowolnie przerzucałam tonami każdego dnia, porównanie może niestosowne, ale kupa to kupa :-) WHATEVER. I nie mówię, że to STRASZNE, bo akurat to mnie równiez nie przeszkadzało, bardziej stres związany z tym, że dziecko płakało pomimo bycia czystym, przebranym, nakarmionym, wykąpanym i wymasowanym. Ale tych perypetii jest dużo, a o tym sie nie mówi i udaje się (bywa, że nawet sama kobieta udaje, chcąc być postrzegana jako pefect mammy), że przeżywa się właśnie Katharsis. No cóż, nie jest tak... Choróbska - też nas nie omijały. Kto siedział 24 h? No wiadomo - ja. Do tego dodam ból karmienia. Dużo jest trudów i nie ma co ściemniać, że wszystko jest "róziowe", co tu duzo gadać - i stety czy niestety trudniej jest kobiecie, na serio trudniej (już sama ciąża bywa różnie znoszona). Więcej tego ma "na barach" (jesli chodzi o kontakt z niemowlęciem) a dodatkowo ma TYLKO TO w kółko over and over again przez długi czas.... To męczy. Dziecko się kocha, ale o wiele mocniejsza i dojrzalsza miłość napływa z czasem, tak było u mnie. (Ps: ale nawet mimo tego wszystkiego wiadomo - dziecko to cud, skarb i miłość przenosząca góry. Absolutny fenomen i moc endofrin, jeśli chodzi o moje subiektywne odczucia...) . Pozdr.
:-)))))))
Zmodyfikowano 21 razy. Ostatnia modyfikacja: 18 czerwca 2014 o 16:12
Pomijając punkt 6 oraz część dotyczącą karmienia, cała reszta to wierutna bzdura, przynajmniej w naszym wypadku. Co nie zmienia faktu że nawet się uśmiałem
UŚMIAŁEM. Jesteś męzczyzną. Kto wie czy żona nie przeszła przez 20x tyle - przeciez to ona siedziała na macierzyńskim przez pół roku, zakładam, że Ty pracowałeś i nie wiesz co znaczy rzyg na Ciebie ("ulanie", przepraszam) TYSIĘCZNY RAZ w ciągu godziny albo 5 ton pieluch smierdzących jak rozkładający się trup.
A JEDNAK DZIECKO TO CUD i nie ma większego ŁAŁ niz patrzenie na własnego małego człowieka.
Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 18 czerwca 2014 o 16:14
Mała obecnie ma roczek. I wiadomo że jak żona siedziała na macierzyńskim, ja pracowałem. Było nie było, ale mleko dla dziecka i pieluchy nie rosną na drzewach. Co nie zmienia faktu że od samego początku staram się jak najbardziej uczestniczyć w opiece nad dzieckiem. Więc wszystkie atrakcje typu bycia osranym, orzyganym itd. przerobiłem na własnej skórze. I nigdy ani dla mnie ani dla żony nie był to problem. Nie przesadzałbym też z tymi "5 tonami pieluch śmierdzących jak rozkładający się trup". Kupa dziecka które je tylko mleko wcale jakoś strasznie nie śmierdzi. Dopiero jak dziecko jest trochę starsze i zaczyna mieć bardziej rozbudowaną dietę. Ale do tego czasu każdy normalny rodzic do kupy powinien być już przyzwyczajony, więc nie wiem w czym problem.
Zresztą stwierdzenie w demotywatorze, że dziecko zaczyna się kochać po jakimś czasie jest największym debilizmem jaki w życiu czytałem. Dziecko kocha się od momentu kiedy człowiek dowie się że kobieta jest w ciąży. I po porodzie wcale się to nie zmienia.
Fallout84 ,,Zresztą stwierdzenie w demotywatorze, że dziecko zaczyna się kochać po jakimś czasie jest największym debilizmem jaki w życiu czytałem,,. Zatem mało czytałeś, są przypadki, gdzie kobiety przez pierwsze miesiące wręcz nienawidzą swoich dzieci, depresje poporodowe i tak dalej.. albo jest to niechciana ciąża i w cale kobieta, nie kocha od momentu ciąży. Różnie to bywa.
Fallout84 Nie, nie każda kobieta odczuwa od razu miłość do swojego dziecka. Ale to podobno temat tabu i o tym się nie mówi, bo jest się wyrodną matką. Psychika ludzka jest bardziej rozbudowana i skomplikowana niż wydaje mi się, że myślisz.
Przez pierwszy miesiąc byłam tak zmęczona, obolała, skonfundowana, miałam baby blues a później depresję poporodową, która notabene wciąż trwa, że nie byłam nawet w stanie myśleć o miłości. Oczywiście nosiłam, przytulałam, całowałam, głaskałam, ale byłam przekonana, że powinnam czuć więcej. I przez takich ignorantów jak Ty, czułam się jak zły człowiek, przez co depresja się pogłębiała i kółko zamknięte. Nie pomogły poradniki, które usprawiedliwiają ten stan i mówią, że miłość do dziecka na pewno pojawi się po jakimś czasie. Nie, to presja, oceniające oko społeczeństwa wpędza kobiety (i mężczyzn!) w kompleksy i daje im świadomość, że są złymi rodzicami i złymi ludźmi, tudzież chorymi nie zdolnymi do uczuć wyższych (parafrazując czyjś wcześniejszy komentarz).
A idźcie się kochać z takimi komentarzami. Teraz skoczyłabym pod pociąg za moją córkę i nie jestem, ani nie byłam złą matką, więc możecie mnie cmoknąć!
W dupach wam się przewraca. Macierzyńskie, tacierzyńskie, wychowawcze, opieka lekarska, milion poradników, sklepów, allegro... Dawniej kobita rodziła (w domu, bo innej opcji nie było) i jak przeżyła, to, ledwo zdążyła się pozbierać, szła w pole. Bo dziecko dzieckiem, ale zboże samo się nie zżęło, krowy same się nie wydoiły a w chałupie już siódemka czekała do wykarmienia. Tym czasem tu tragedia, bo cycek spuchł. :/
Weź ty się lepiej puknij w czoło.
I kiedyś pilnowano okresu połogu a matki wtedy czasem nawet z łóżka nie wstawały. Nie tylko do prac w polu, ba, nie tylko do ugotowania obiadu, ale i do podania dziecka do piersi miały swoje matki, siostry, ciotki, starsze dzieci. Ponieważ rodziny były wielopokoleniowe więc dzieckiem nie musiała zajmować się sama.
Piszesz nieprawdę. Kiedyś właśnie inne kobiety (krewne, sąsiadki itp.) dbały by położnica odleżała "swoje". To dzisiaj są tak chore czasy, że kobieta jest zdana wyłącznie na siebie. Wcale się nie dziwię, że taka Radośnie nastawiona do macierzyństwa panna, po porodzie czym prędzej chce oddać malca do żłobka i wrócić do pracy... odpocząć !!!
Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 18 czerwca 2014 o 18:29
jeden z najlepszych demotów jakie ostatnio czytałam :D
No w końcu ktoś ciążę i wczesne macierzyństwo przestał przesładzać!
UŚMIAŁAM SIĘ, pół żartem pół ''serią'' :-) DUŻO PRAWDY, fakt, że dziecko to przeprawa przez gęsty las, ale również fakt, miłość, która przychodzi z czasem - jest wielka jak King Kong i Godzilla razem wzięte oraz nieporównywalna z niczym innym ;-)
Moi drodzy. Może nazwiecie mnie jakoś dziwnie, ale z tego demotywatora płynie jedna, wielka mądrość. Nie bez powodu kiedyś, a nawet jeszcze niedawno społeczeństwa trzymały się razem i posiadały pierwiastek plemienny (chodzi o tego typu mentalność). Każdy posiadający dziecko doskonale wiedział (i wie) o tym fakcie jaki idealnie przedstawił/a Hoborg. Dlatego właśnie były kobiety (babcie, matki młodych matek, przyjaciółki, sąsiadki), które pomagały młodej matce, tak aby poza dzieckiem mogła mieć jeszcze czas dla siebie oraz swojego mężczyzny. Aktualnie niestety bardzo rzadko można liczyć na taką pomoc z tego względu, że trzeba "zapier*****" :) Bo teraz jedynie niewielki ułamek mężczyzn jest w stanie sam utrzymać swoją rodzinę (kwestie finansowe) i partnerka chcąc-nie-chcąc także musi się dokładać się do domowego budżetu. Proszę zauważyć, że nie zamierzam poruszać tu kwestii "kur domowych" czy "kobiet spełniających się zawodowo", bo to ich decyzja i nie mnie kogoś oceniać. Po prostu stwierdzam, że teraz, mając dodatkowo dziecko/dzieci nie mamy czasu także dla siebie. Jest dziecko-praca-sen-dziecko-praca-sen... Dopiero po długim czasie rodzic może sobie pozwolić na chwilę dla siebie (nie zatracić "Ani", "Marka", "Moniki",...). Kiedyś więcej osób było do pomocy. Każdy był jaki był, ale ludzie trzymali się razem, teraz przez większą aglomerację, a co za tym idzie, anonimowość ludzie zatracają poczucie wspólnoty, które jakby nie patrzeć wszystkim ułatwiłoby życie. Prosty przykład. Sądzę, że niektóre starsze osoby będące w domu opieki społecznej z ogromną chęcią poświęciłyby swój czas na opiekę nad małym dzieckiem. Dziecko dostaje opiekę, starsza osoba miałaby poczucie spełnienia. Rozumiecie w czym rzecz? :) Ale niestety teraz jest to bardzo ciężkie, jeśli nie niemożliwe do odzyskania. I pozwolę sobie od razu uprzedzić :) Nie chodzi mi o zrzucenie ciężaru opieki nad dzieckiem, a nad tymczasową opieką (tak jak np. wynajmuje się nianie), ale w tym wypadku miałoby to charakter czysto społeczny pogłębiający więzi międzyludzkie. Bo chyba większym zaufaniem będziemy darzyć kogoś bliskiego jeśli chcemy z nim zostawić dziecko, niż kogoś komu zapłacimy i możemy nie zdawać sobie sprawy, że dziecku w czasie naszej nieobecności, pod opieką niani dzieje się krzywda? Nie mówię, że wszystkie osoby zajmujące się dziećmi to niekompetentne osoby, którym zależy tylko na pieniądzach, ale zdarzają się przypadki takie i inne.
Podsumuję, bo trochę się rozjechałam z tematem. Puenta jest prosta, schemat społeczny związków plemiennych był korzystniejszy zarówno dla rodziców, którzy otrzymywali pomoc, jak i dla nich samych, dzięki czemu mogli i efektywniej wykonywać swoje obowiązki i mieć czas również dla siebie, jak i dla samego dziecka. Jeszcze względnym przykładem są niektóre wsie (kiedyś raczej w większej ilości), które unikając tendencji anonimowości, posiadają pierwiastek plemienny, korzystny dla ogółu. Więcej konkluzji nie mam i proszę się nie czepiać za słówka oraz nie zarzucać mi braku znajomości polskich realiów. Panaceum niestety nie ma, a i wątpię by w aktualnych okolicznościach gospodarczo-politycznych się znalazło.
Pozdrawiam :)
masz ode mnie plusa, @plagiat. Podpisuję się obydwiema rękami pod tym, co napisałeś. Ja też tęsknię za takim światem, gdzie dziecko wychowuje się w większej wspólnocie, nie tylko z mamą i tatą.
Pozdrawiam,
Ania
yy tfu, Mama.
Jak bardzo zgadzam się z twoim poglądem - podpisuję się obydwiema rękami. Na marginesie: sama jestem antropologiem kultury. Zważmy jednak na pewną tendencję współczesnego świata - choć mam nadzieję (może bezpodstawną), że te trendy nie zaczną obowiązywać w Polsce - wszystkie funkcje społeczne stają się albo zaczynają wymagać coraz większej formalizacji. Jako przykład: w Wielkiej Brytanii, osoby, które mogą zajmować się małym dzieckiem, muszą posiadać certyfikat odbytego szkolenia z zakresu pierwszej pomocy. Wyjątek stanowi najbliższa rodzina. Tak więc, "oddanie" dziecka na jakiś czas pod opiekę sąsiadce, którą zna się od kilkudziesięciu lat, albo przyjaciółce, której ufa się całkowicie nie wchodzi już w grę. Moim zdaniem, zdążamy (choć jeszcze nie w naszym kraju, na razie...) do dehumanizacji podstawowych funkcji społecznych.
Media kreują piękno ciąży i macierzyństwa, pokazują aktorki, celebrytów, którzy tydzień, dwa po porodzie już na bankiety chodzą. Są zadowoleni i wypoczęci. Rzeczywistość jest inna. Zwykła kobieta nie ma niani i sprzątaczki. Sama musi wszystko ogarnąć. Gdy kobieta zostaje mamą i okazuje się, że nie jest tak pięknie jak pokazują w telewizji czy gazetach przychodzi rozczarowanie. Coraz więcej kobiet popada w depresję poporodową (nie mówię o blue baby) z którą bardzo ciężko się uporać. Dlatego uważam, że demot jest bardzo trafny. Kobiety powinno się uświadamiać, że poród a następnie opieka nad maleństwem to ogrom pracy itp...
Media kreuja swiat wg tego, co modne, nie tego, co prawdziwe. Jako mama trojga mlodych ludzi (najstarszy ma 12 lat, najmlodsze 12 miesiecy) moge rzec jedno: do macierzynstwa trzeba dojrzec. Ja dojrzalam przy drugim dziecku. Trzecie chowa sie juz bez bledow popelnianych przy dwojgu starszych. To, o czym jest demot, to prawda. Bycie matka boli, ale nic mi osobiscie nie zastapi widoku koich dzieci w snie, podczas zabawy...
Co można wywnioskować z komentarzy: 1) Ludzie nie potrafią czytać ze zrozumieniem. 2) Ludzie nie widzą ironii nawet kiedy mają ją czarno na białym... a nie, przepraszam - biało na czarnym w tym przypadku. 3) Kobiety się z demotywatorem zgadzają (i słusznie, bo demot dobry). 4) Mężczyźni się z demotywatorem nie zgadzają. Dziękuję za uwagę.
Wszyscy ci, którzy wyzywają autorkę tego demota od egoistek, feministek i jeszcze innych: Wierzycie w bajki, że posiadanie dziecka to tylko piękna bajeczka, w której pełno aniołków, motylków i jednorożców, a żadne niedogodności się nie pojawiają? Dziewczyna ma prawo narzekać, bo jest zmęczona tym wiecznym poświęcaniem siebie. Nigdzie nie napisała, że dziecka nie kocha ani, że żałuje swojej decyzji. Ale widzę, że jak tylko kobieta odważy się powiedzieć, że nie jest tak kolorowo, to nagle wszyscy obrońcy kultu Macierzyństwa-To-Męczeństwo mają wielkie pretensje, że ktoś odważył się niszczyć piękny wizerunek tego stanu rzeczy.
BlueAlien - ja tak miałam :) Nie spodziewałam się takiej reakcji otoczenia (oczekiwałam wsparcia). Tak oto jestem szczęśliwa rozwódką :) Nie polecam, panowie, takiej agresywnej postawy wobec kobiet. Nie polecam, bo nikomu nie życzę takich ''rewelacji'' w życiu.... Moje dziecko jest już duże (6 lat) i aktualnie czerpię sama radość z wychowywania, bo z czasem przyszła siła i wiedza, dziś nie boję się już niczego :) Początki były trudne przez stres, ale - o czym mi przypomniałaś/eś - też przez męskie pouczanie i kpiny z trudów (tak, trudów) niesionych przez mamę (mnie)... (Mimo, że aktualnie mamy tragedię związaną z rośnięciem stałych zęboli, jest CUDNIE :-) ). Thanks for attention guys! :)
Zmodyfikowano 10 razy. Ostatnia modyfikacja: 18 czerwca 2014 o 17:00
Dziewczyny! Nie zapomnijcie że są jeszcze mężowie, babcie , siostry i inne pomoce z których NALEZY korzystać!
Zephire - a dla Ciebie wielki szacun - niektórym nawet bez dziecka nie chciało by sie robic tylu rzeczy jakie robisz..
Widziecie - da sie!
Wszyscy ci, którzy wyzywają autorkę tego demota od egoistek, feministek i jeszcze innych: Wierzycie w bajki, że posiadanie dziecka to tylko piękna historia, w której pełno aniołków, motylków i jednorożców, a żadne niedogodności się nie pojawiają? Dziewczyna ma prawo narzekać, bo jest zmęczona tym wiecznym poświęcaniem siebie. Nigdzie nie napisała, że dziecka nie kocha ani, że żałuje swojej decyzji. Ale widzę, że jak tylko kobieta odważy się powiedzieć, że nie jest tak kolorowo, to nagle wszyscy obrońcy kultu Macierzyństwo-To-Męczeństwo mają wielkie pretensje, że ktoś odważył się niszczyć piękny wizerunek tego stanu rzeczy.
trzeba było sobie nie robic dzieci a nie teraz narzekać
Czy Wy nie rozumiecie, że to jest demot, coś co ma przynieść refleksję, albo rozbawić. W tym przypadku to pierwsze. Przepychavie się tu na jakieś dzikie i arcy poważne argumenty. Do mnie jako do ojca trafia najbardziej punkt 9 - tak propos słitaśnych stwierdzeń świeżych mam i tatusiów na fejsbuczkach w stylu "misiaczek zrobił kupcię".
Gdyby nie ostatnie zdanie to pomyslałbym ze to demot jakiejs feministycznej lewaczki ale tak wiec zycze sił w opiece nad dzieckiem:)
Najzabawniejsze w tym wszystkim jest to, że taki luzik jest tylko na początku... Schody zaczynają sie później ;-)
*wszystkich wywrzeszczeń* powinno być
a tak przerzywałam ze nie mam dzieci
Wiem, że napisane z ironią, ale odniosę się do punktu 8: najgorsze co można zrobić swojemu maluchowi to trzymać go w sterylnym środowisku. W tym okresie właśnie system immunologiczny bobasa powinien się "updatetować". Mam okazję obserwować dzieci chowane w czystości i na zasadzie "brudne dziecko, to szczęśliwe dziecko" i te pierwsze to co rusz mają jakieś choróbska.
To tak jak z programem antywirusowym, jeżeli nie aktualizujesz bazy wirusów, to program nie wie co ma zwalczać.
Nie chcesz, to nie. Jeśli jesteś przekonana, że nie będziesz szczęśliwą matką, to chyba lepiej jeśli nie zostaniesz matką wogóle. Ale jeśli mogę ci jeszcze coś powiedzieć: jeśli wychowasz swoje dziecko dobrze, to później obserwowanie jak twoje dziecko staje się coraz lepszym człowiekiem, aż w końcu zaczyna się samo realizować w życiu... Będziesz szczęśliwa jak nigdy.
Te 9 argumentów przekonało mnie bardziej żeby nie mieć dziecka, niż ten ostatni żeby je mieć( a miało być inaczej :P)
Ten demot, z dość zaskakującym i miłym zakończeniem(aż się łezka w oku kręci) pokazuje jak wielu ludzi nie ma cierpliwości do przeczytania do końca długiego postu. A ci co przeczytali często nie potrafią czytać ze zrozumieniem...
Czytając tekst uśmiałam się jak nigdy... Punkt 6 - bezcenny... szczególnie w pierwszych tygodniach z maluchem, później już nabiera się wprawy i udaje się nawet obiad zrobić i go zjeść :D
Dla krytykujących - Nauczcie się czytać ze zrozumieniem. Autorka tekstu świetnie wszystko pokazała i to z humorem.
Główna nie dla gówna. Dzieci to nie cud. Ludzi jest za dużo na świecie.
k%^rwa przestan stekac, jaka ironia,po ch&j takie zarty,uzalanie sie i tyle...nikt jej nie powiedzil jak bedzie...swiat ja oszukal...ja pierdo#$le
Mam zupełnie inne wspomnienia na szczęście. Zgadzam się z kolką i dodałabym jeszcze ząbkowanie, nie znam bardziej marudzącego dziecka od tego, któremu aktualnie się wyżynają zęby, chodziłam z zapałkami w oczach, a pieluchę zmieniałam z zatkanym nosem. Pocieszę wszystkich przyszłych i młodych rodziców-tak od roczku do 2rż jest całkiem fajnie, można odetchnąć i przygotować się na bunt dwulatka, mój syn go właśnie przechodzi, histeria to jego drugie imię. Rada dla rodziców, którzy wchodzą w ten etap-nie reagujcie, im częściej reagujecie na wymuszenia tym dziecko częściej wymusza bo widzi, że to skutkuje.
Pozwól, że wychowam dziecko po swojemu. Dziecko ma 2 lata, a nie 20 i dopiero się uczy wszystkiego. To całkowicie normalne i naturalne, że stawia na swoim, w ten sposób poznaje granice, zaczyna rozróżniać co jest dobre, a co złe, co mu wolno, czego nie. I przepraszam za co go bić? Rozumiem bezstresowo wychowanego gnoja, który kopie, pluje na wszystkich i wywraca półki w sklepie bo mama mu nie chce kupić lizaka ale trzeba rozróżniać dziecko rozpieszczone od maleństwa, które uczy się życia..
A do tych co to nie uwierzyły ze to jednak nie jest negatywny demot:
TO WSZYSTKO MIJA.
Dziecko dwuletnie to już całkiem inne zycie.
Ja mam dzieciaka 2lata i 3 miesiace więc wiem co mówie...
ps: i jedna rzecz co do punktu 2: dlatego NIE NALEŻY DZIECKA PRZYCZAJAĆ DO KOŁYSANIA!!! Choć to pokusa bo przecież tak miluchno na początku sie kołysze...
nie chce miec dzieci...
to nie pisala matka tylko qrwa
Każdy przeżywa to inaczej, ale uważam, że osoba pisząca ten tekst dramatyzuje..... mam jedną córkę ( niestety tyko jedną). Zajmowałam się nią od pierwszych sekund sama i nie wyobrażam sobie jak można nie zjeść ciepłego obiadu??? Kwestia zorganizowania. Wszystko miałam na czas, podłogi umyte czasem po 2 razy dziennie, dziecko nie miało smoczka ani butelki, piersi nie bolały ( wystarczy dowiedzieć się, jak prawidłowo piersią karmić). Jeśli ktoś wierzy w te wszystkie dyrdymały w kolorowych pismach to potem przychodzi rozczarowanie. Nie czytałam tych piśmideł bo one mają na celu nakłonić rodziców do zakupu miliona niepotrzebnych pierdół i wykreować nierealny obraz rodzicielstwa. Niedogodności owszem bywają, ale wszystko jest do opanowania. Wystarczy odpowiednie podejście i nie panikowanie. Oczywiście można się ze mną nie zgodzić gdy dziecko wymaga szczególnej opieki ze względu na choroby, ale to osobny temat. A i najważniejsze. KOCHAM moje dziecię od samego początku! Miłością prawdziwą nie do opisania
alert("Ojojojoj!");
Współczuję. U nas pierwszy rok przeszedł niemal bezboleśnie, a potem to już tylko radocha. Cóż, widocznie ktoś musi mieć ciężko, by inny mógł mieć dobrze :)
Prawda cała, prawda! Kocham mojego synka nad życie. Rozszarpałabym każdego kto nawet spróbował by mu coś zrobić, ale macierzyństwo to walka samemu z sobą. Trzeba się złamać, połamać, przełamać w wielu miejscach, ale nagroda jest ogromna i bezcenna czyli Nasze dzieci. Kto dziecka nie ma nie zrozumie, a kto dziecko ma i twierdzi że to nie prawda, po prostu kłamie lub boi się oceny ludzi.
Nieprawda. Wcale nie trzeba się łamać. Dziecko to jedno z wielu zadań, jakie trzeba wypełnić w życiu, a nie robić z siebie bohaterkę. To po prostu jeden z naturalnych etapów życia. Te, które się nie umieją zorganizować zapewne też nie nadają się do pracy. A im dzieciom tylko współczuć.
nie krzycz
Spoko nie przejmujcie się tak bardzo, tylko przy pierwszym tak jest, przy drugim robisz to już automatycznie bo wiesz co i jak a przy 15. nawet nie poczujesz że karmisz, już pomijając że 14. od 15. dzieli tylko 10 miechów :)
Zawaliste! popłakałam się ze śmiechu. Jestem mamą dwumiesięcznego maluszka:)
Prawdziwe do bólu - wiem, przerabiałam to dwukrotnie:) Świetnie napisane, popłakałam się ze śmiechu - a puenta - to sens macierzyństwa.
Biedne te współczesne dziewczyny - wciskają im najpierw, że ciąża to okropna choroba, którą obowiąźkowo trzeba spędzić na zwolnieniu "oszczędzając" się, a potem to tylko same cuda i zachwyty. A to przecież zwykłe życie - trochę radości i dużo pracy, gdzie nie wolno dać się zwariować i wcisnąć w stereotyp matki Polki - zmęczonej, heroicznej, zapatrzonej w swoje dziecko, bo przecież to ona pierwsza przeżyła poród i ona pierwsza ma dzieci, a inni nie mają pojęcia jak to jest. Miejcież litość nad sobą i tymi swoimi biednymi też dziećmi! One będą szczęśliwsze, gdy i Wy będziecie szczęśliwe. A jak będą trochę brudne, to szybciej się uodpornią i będą mniej alergiczne, niż te chowane sterylnie.
Zmodyfikowano 3 razy. Ostatnia modyfikacja: 19 czerwca 2014 o 21:01
Pitu pitu, jest w tym dużo racji! polecam dla wszystkich młodych mam książkę Macierzyństwo non fiction! łycha miodu i do przodu!!
Wpiszcie sobie w gógle "z życia idealnego ojca" ;D