@Samgwa
Związek Przedsiębiorców i Pracodawców - "Sklepiki szkolne dzisiaj. Kilka tysięcy ludzi straciło źródło utrzymania dla chwilowej rządowej propagandy, że rzekomo nowe przepisy uchronią dzieci, "żeby nie były grubaskami". Tymczasem żywienie się dzieci w sklepikach to maximum 1-2% ich wyżywienia, w zasadzie bez większego wpływu na otyłość. Zresztą sklep spozywczy obok... To jest skala nieodpowiedzialności rządu - dla chilowego efektu propagandowego - pozbawia kilka tysięcy rodzin źródła utrzymania. Acha - poza Wiplerem - głosowali za tym WSZYSCY posłowie!".
Az77z jak ktoś liczy na stabilność finansową prowadząc sklepik w szkole no to się przeliczył i tyle w temacie. Jak ma doświadczenie to inny sklepik otworzy.
Nikt im nie kazał zamykać sklepów.
Idąc tokiem rozumowania związkowców otworzył bym jeszcze w szkole sklepik z dopalaczami i darmowe porady seksualne, kolejne 2 osoby miały by pracę w każdej szkole.
@Samgwa - Po pierwsze do sprawy otyłości dzieci zabrano się od złej strony, zakazami tej kwestii nie uregulują, tutaj trzeba wspólnej pracy rodziców i szkoły by dzieci muszą nauczyć zdrowych nawyków żywieniowych, żeby świadomie wybierały owce, warzywa, zamiast słodyczy i chipsów. Rodzic musi się zainteresować tym co je dziecko, a nie dawać tylko kasy i wypadało by też w domu jeść zdrowo. W ten czas i sklepiki szkolne dostosują swój asortyment do zapotrzebowania klienta i będzie uczeń syty i sprzedawca cały :) Po drugie posłowie w ustawie nie umieli określić co jest zdrową żywnością, a co nie, dla tego zwali wyznaczenie tego na Ministra Zdrowa, biedny Minister też nie za bardzo wiedział, dla tego mamy takie kwiatki jak ketchup jest zdrowy, a już zwykła bułka nie, sok litowy jest nie zdrowy, a trzy soki po 330 ml już jak najbardziej tak itd. Co więcej skandalem jest, że szkolni sprzedawcy dowiedzieli się co mogą sprzedawać, a co nie dopiero na cztery dni przed rozpoczęciem roku szkolnego, a co gorsza to co teraz jest zdrowe według Ministra, może być z kolejne cztery dni nie zdrowe.
Jak to nie wiadomo co jest zdrowe, zawsze było wiadomo.
30 lat temu, jadło się smalec, chleb ze śmietaną i cukrem a na obiad ziemniaki ze śmietaną (i z biedy i z tego że nic nie było) o dziwo dzieci nie chodziły kwadratowe. (od tej śmietany i ziemniaków) chyba jakiś cud kulinarno-dietetyczny. Już nie wspomnę o ryżu preparowanym (czasami z namiastką jakiegoś smaku) i inne rarytasy z PRLu, było biednie , a no było , ale było zdrowo.
Berbecie chciały by snickersa popychać milkywayem i bęc 500kcal stuknęło a za chwilę dalej głodny, później chodzi taka reklama michellin, w samych słodyczach pochłonie 1000kcal, na obiad ze 700, dodać jeszcze śniadanie i kolację ... 3000kcal nie spali się grając na minecrafta i dupa rośnie.
Za moich czasów co drugi biegał z jabłkiem albo bananem, z czym dzisiaj biegają ????
Oni biedni nie wiedzą co jest zdrowe... ohhhhh, niech się nie zesrają z tej niewiedzy.
Już sklepikarze zbierają się do protestu. W jednej szkół w Wrocławiu przez dwa dni sprzedano, uwaga tylko jedno jabłko. Zdrowej żywności nikt nie kupuje, dzieciaki chodzą na pobliską stację benzynową. Źródło Gazeta Wrocławska, "Sklepiki szkolne mają problem. Banany, jabłka? Produktów dozwolonych nikt nie kupuje"
Masz rację, w polsce jest za mało niezdrowej żywności , powinni sprzedawać samą sól . Jest tak samo niezbędna do życia jak tlen , więc nie widzę powodów żeby sobie kubeczka soli nie zjeść na śniadanie.
To taki sam pomysł jak ujednolicenie ubioru do szkolnych mundurków, niby w założeniu dobry bo przecież zniesie różnice klasowe w wyglądzie "na oko", będzie pierwszą legitymacją, że to uczeń takiej a takiej szkoły i kilka innych pozytywów wniesie do życia szkoły i uczniów. Rzeczywistośc pokazała, że to pomysł conajmniej nietrafiony i nie na polskie realia. Bo spore koszty, bo problemy z przystosowaniem się do nowego, bo brak jasno określonych zasad jakie konsekwencje grożą za brak dostosowania się do zmian. Tak samo jest tutaj. W sklepiku szkolnym kupisz dziecku jabłko, ale hamburgera i czipsy dziecko kupi na przerwie w sklepie obok. I tyle
@yoanne00 Generalnie to wszystko wszystkim, ale wycofywać jedzenie i picie w szkołach średnich? Rozumiem, że dzieci w podstawówkach nie są do końca świadomi jakie konsekwencje w przyszłości może mieć takie jedzenie, ale do k**wy nędzy, jak można wycofać to dorosłym. Dzisiaj przychodzę do szkoły i chce sobie wypić pepsi, no nie ma, są tylko ZDROWE(no naprawdę zdrowe w ch*j) tymbarki. Ciekawe czy wiedzą, co do tego jest dodawane. Wg. mnie też trzeba to wycofać i zostawić tylko białą niegazowaną wodę. Pod koniec zajęć chciałem sobie kupić coś do jedzenia- no ku**a nie ma nic! Ani zdrowej, ani "szkodliwej" żywności. Oczywiście żaden pacan nie pomyśli, że jedynym sposobem na zrobienie czegokolwiek z otyłością jest przede wszystkim ruch. Czy nie można zrobić 6-8h w tygodniu WF, zamiast durnych lekcji jak religia? Pamiętam, że podstawówce miałem chyba 3 czy 4h religii w tyg, a w gim 2 albo 3. Wystarczy to wypi**dolić i jest miejsce na WF. Proste? Proste!
Też jestem w szkole średniej i @Karzolinio, ciesz się, że przynajmniej masz napoje jako tako. U mnie zlikwidowali sklepik szkolny, bo z powodu tych durnych jak by nie było przepisów sprzedawczyni stwierdziła, że jego prowadzenie nie jest dalej opłacalne.
PS - co do szkolnictwa to ciut osobny problem. Tutaj by się przydała reforma na całego, nie tylko ilość godzin przedmiotów i przedmioty, ale też ich jakość i przydatność (np. mimo że miałem lekcje Podstaw Przedsiębiorczości nadal mam spore problemu z rzeczami typu PIT - to w jakim celu te zajęcia były?, to samo z WOS-em, Edukacją dla bezpieczeństwa itd. - lekcje BARDZO ISTOTNE, ale nauczane w nieprawidłowy sposób uniemożliwiający przyszłe wykorzystanie tej wiedzy w życiu). Religia mi nie przeszkadza ;)
@zinio Mnie bardziej zastanawia to, że dzieci nie mają zdrowego rozsądku. Nie można być tak głupi by nie wiedzieć, że jeżeli będą tyle żreć będą grube. Ja też kupowałem w podstawówce jakieś czipsy czy inne batoniki w sklepiku szkolnym ale na litość boską nie codziennie. I to nie dlatego, że nie pozwalała mi matka czy ojciec tylko dlatego, że wiedziałem o tym że czipsy jedzone codziennie nie wpływają zbyt pozytywnie na moje zęby. I by się o tym dowiedzieć nie potrzebowałem specjalnych zajęć na temat zdrowego żywienia. Człowiek (tak jak każde inne zwierze) wyczuwa instynktownie, że coś nie działa pozytywnie na jego organizm.
@Korniki wiem, ja też tak miałem, tak samo jak nie miałem nigdy problemu z tym że opychałem się słodyczami przed obiadem. I to też nie było tak że rodzice mi zabraniali. Inna sprawa że w podstawówce jadałem po 2-3 obiady dziennie nie raz ale wtedy byłem w klasie sportowej problem pojawił się jak złapałem kontuzje i nie mogłem trenować od razu przytyłem, od tamtej pory jem co chcę ale bardzo rzadko jem do pełna, od czasu do czasu trenując w domu i biegając po parku. Mnie śmieszy te nagłe teksty że białe pieczywo niezdrowe, nasi dziadkowie, rodzice jedli je codziennie przez całe życie i większość nie była gruba, a teraz? Nawet dobrej śmietany i mleka nie ma w tym kraju, jak byłem dzieciakiem i jechałem do babci na wieś i piłem mleko od krowy prosto to było tak tłuste zapijałem się nim po kilka szklanek dziennie a ze sklepu nie ruszę do teraz aby tak się napić nie smakuje mi. Byłem ostatnio u babci i brałem mleko od krowy to od tego w sklepie nie różniło się wgl. Kiedyś babcia brała mleko od krowy to robiła z tego śmietanę i twaróg teraz mówi że nie da rady.
Każda ingerencja rządu w gospodarkę jest głupotą, ponieważ przynosi efekt odwrotny od zamierzonego. Dorośli ludzie w technikach i liceach nie mogą kupić batonika? To już nie jest patola tylko tyrania, niczym w korei północnej. Tysiące miejsc pracy poszło się j*bać, soki jabłkowe litrowe nie mogą być sprzedawane, ale te same soki w kartoniku 330 ml już mogą, a dzieci i tak kupią cukierka przed, po bądź w trakcie zajęć.
Po prostu są dłuższe kolejki w zwykłych spożywczakach przed 8 rano. Do tej pory w kolejce z rana głównie stali panowie po małpki z lodówki, teraz dzieciaki:"czipsy i ajsti, proszę".
Logika - zakaż zwykłego cukru i najzwyklejszych rzeczy. Miej w dupi że producenci zaczną pakować tony chemikaliów (aspartanu nprz.) w jedzenie bo nie mogą użyć rzeczy normalnych.
Już niedługo w Polskich szkołach: przechadza się uczeń po korytarzu w trakcie przerwy, gdy nagle słyszy z niedalekiego ciemnego kąta:
"Psst, hej? Chcesz kupić nielegalnej coli? Mam też snickersy!"
A co to da, że ze szkoły usuną żywność z niezdrowym jedzeniem? I tak dzieciaki (nawet takie z klas 1-3 podstawówki) wychodzą ze szkoły do pobliskich sklepów. Ta ustawa zabierze tylko prace bardzo wielu ludziom bo nikt nie będzie chciał kupować tego "zdrowego, ekologicznego jedzenia". A skoro nikt nie będzie tego kupował to sklepiki szkolne nie będą zarabiać co jest równoznaczne z tym, że nikomu nie będzie się opłacało ich prowadzić i mogę się założyć, że już w połowie bieżącego roku szkolnego wszystkie sklepiki szkolne upadną.
Ja na miejscu jakiegoś dzieciaka kręciłbym biznes. Kupił puszki coli, chipsy, batony, wszystko co będzie schodzić na pniu... Już kiedyś było o takim brytyjczyku na joemonster. Sytuacja identyczna, zakaz, tylko zdrowe jedzenie itp.
Tytuł artykułu na Joemonster . org "15-latek zarobił fortunę na nielegalnym handlu w szkole" (pisze tak bo jestem niezalogowany)
Gimbaza płacze, jakby co najmniej zagłodzić ją chcieli. Pomysł dobry, choć nie jako odosobniona akcja. Tysiące zakazów nie zmienią mentalności i przyzwyczajeń, jeśli najpierw nie wprowadzi się porządnej edukacji. Edukacji przez duże E, a nie pitolenia "tego nie jedz, tamtego nie jedz". W moim liceum zorganizowali kilka konkretnych pogadanek, ukierunkowanych na motywacje i efekty. Czary mary, w sklepiku można było dostać jabłka i krajaną marchewkę - i nagle "się opłacało"
Cóż, ustawa obowiązuje tylko sklepiki szkolne, ale już nie sklepy wokół szkoły ani samych uczniów. Już się zaczyna - dzieciaki albo chodzą do sklepów blisko szkoły, albo (jeśli w pobliżu żadnych nie ma) rano "zaopatrują się" we wszystko i potem sprzedają innym za wyższą cenę. I weź tu coś zrób :P
Masz rację, powinni wprowadzić KFC i nie obowiązkowy W-F.
@Samgwa
Związek Przedsiębiorców i Pracodawców - "Sklepiki szkolne dzisiaj. Kilka tysięcy ludzi straciło źródło utrzymania dla chwilowej rządowej propagandy, że rzekomo nowe przepisy uchronią dzieci, "żeby nie były grubaskami". Tymczasem żywienie się dzieci w sklepikach to maximum 1-2% ich wyżywienia, w zasadzie bez większego wpływu na otyłość. Zresztą sklep spozywczy obok... To jest skala nieodpowiedzialności rządu - dla chilowego efektu propagandowego - pozbawia kilka tysięcy rodzin źródła utrzymania. Acha - poza Wiplerem - głosowali za tym WSZYSCY posłowie!".
Az77z jak ktoś liczy na stabilność finansową prowadząc sklepik w szkole no to się przeliczył i tyle w temacie. Jak ma doświadczenie to inny sklepik otworzy.
Nikt im nie kazał zamykać sklepów.
Idąc tokiem rozumowania związkowców otworzył bym jeszcze w szkole sklepik z dopalaczami i darmowe porady seksualne, kolejne 2 osoby miały by pracę w każdej szkole.
@Samgwa - Po pierwsze do sprawy otyłości dzieci zabrano się od złej strony, zakazami tej kwestii nie uregulują, tutaj trzeba wspólnej pracy rodziców i szkoły by dzieci muszą nauczyć zdrowych nawyków żywieniowych, żeby świadomie wybierały owce, warzywa, zamiast słodyczy i chipsów. Rodzic musi się zainteresować tym co je dziecko, a nie dawać tylko kasy i wypadało by też w domu jeść zdrowo. W ten czas i sklepiki szkolne dostosują swój asortyment do zapotrzebowania klienta i będzie uczeń syty i sprzedawca cały :) Po drugie posłowie w ustawie nie umieli określić co jest zdrową żywnością, a co nie, dla tego zwali wyznaczenie tego na Ministra Zdrowa, biedny Minister też nie za bardzo wiedział, dla tego mamy takie kwiatki jak ketchup jest zdrowy, a już zwykła bułka nie, sok litowy jest nie zdrowy, a trzy soki po 330 ml już jak najbardziej tak itd. Co więcej skandalem jest, że szkolni sprzedawcy dowiedzieli się co mogą sprzedawać, a co nie dopiero na cztery dni przed rozpoczęciem roku szkolnego, a co gorsza to co teraz jest zdrowe według Ministra, może być z kolejne cztery dni nie zdrowe.
Jak to nie wiadomo co jest zdrowe, zawsze było wiadomo.
30 lat temu, jadło się smalec, chleb ze śmietaną i cukrem a na obiad ziemniaki ze śmietaną (i z biedy i z tego że nic nie było) o dziwo dzieci nie chodziły kwadratowe. (od tej śmietany i ziemniaków) chyba jakiś cud kulinarno-dietetyczny. Już nie wspomnę o ryżu preparowanym (czasami z namiastką jakiegoś smaku) i inne rarytasy z PRLu, było biednie , a no było , ale było zdrowo.
Berbecie chciały by snickersa popychać milkywayem i bęc 500kcal stuknęło a za chwilę dalej głodny, później chodzi taka reklama michellin, w samych słodyczach pochłonie 1000kcal, na obiad ze 700, dodać jeszcze śniadanie i kolację ... 3000kcal nie spali się grając na minecrafta i dupa rośnie.
Za moich czasów co drugi biegał z jabłkiem albo bananem, z czym dzisiaj biegają ????
Oni biedni nie wiedzą co jest zdrowe... ohhhhh, niech się nie zesrają z tej niewiedzy.
Już sklepikarze zbierają się do protestu. W jednej szkół w Wrocławiu przez dwa dni sprzedano, uwaga tylko jedno jabłko. Zdrowej żywności nikt nie kupuje, dzieciaki chodzą na pobliską stację benzynową. Źródło Gazeta Wrocławska, "Sklepiki szkolne mają problem. Banany, jabłka? Produktów dozwolonych nikt nie kupuje"
Masz rację, w polsce jest za mało niezdrowej żywności , powinni sprzedawać samą sól . Jest tak samo niezbędna do życia jak tlen , więc nie widzę powodów żeby sobie kubeczka soli nie zjeść na śniadanie.
Już gimbusy zaczynają płakać? Myślałem że wytrzymacie chociaż tydzień...
To taki sam pomysł jak ujednolicenie ubioru do szkolnych mundurków, niby w założeniu dobry bo przecież zniesie różnice klasowe w wyglądzie "na oko", będzie pierwszą legitymacją, że to uczeń takiej a takiej szkoły i kilka innych pozytywów wniesie do życia szkoły i uczniów. Rzeczywistośc pokazała, że to pomysł conajmniej nietrafiony i nie na polskie realia. Bo spore koszty, bo problemy z przystosowaniem się do nowego, bo brak jasno określonych zasad jakie konsekwencje grożą za brak dostosowania się do zmian. Tak samo jest tutaj. W sklepiku szkolnym kupisz dziecku jabłko, ale hamburgera i czipsy dziecko kupi na przerwie w sklepie obok. I tyle
@yoanne00 Generalnie to wszystko wszystkim, ale wycofywać jedzenie i picie w szkołach średnich? Rozumiem, że dzieci w podstawówkach nie są do końca świadomi jakie konsekwencje w przyszłości może mieć takie jedzenie, ale do k**wy nędzy, jak można wycofać to dorosłym. Dzisiaj przychodzę do szkoły i chce sobie wypić pepsi, no nie ma, są tylko ZDROWE(no naprawdę zdrowe w ch*j) tymbarki. Ciekawe czy wiedzą, co do tego jest dodawane. Wg. mnie też trzeba to wycofać i zostawić tylko białą niegazowaną wodę. Pod koniec zajęć chciałem sobie kupić coś do jedzenia- no ku**a nie ma nic! Ani zdrowej, ani "szkodliwej" żywności. Oczywiście żaden pacan nie pomyśli, że jedynym sposobem na zrobienie czegokolwiek z otyłością jest przede wszystkim ruch. Czy nie można zrobić 6-8h w tygodniu WF, zamiast durnych lekcji jak religia? Pamiętam, że podstawówce miałem chyba 3 czy 4h religii w tyg, a w gim 2 albo 3. Wystarczy to wypi**dolić i jest miejsce na WF. Proste? Proste!
Też jestem w szkole średniej i @Karzolinio, ciesz się, że przynajmniej masz napoje jako tako. U mnie zlikwidowali sklepik szkolny, bo z powodu tych durnych jak by nie było przepisów sprzedawczyni stwierdziła, że jego prowadzenie nie jest dalej opłacalne.
PS - co do szkolnictwa to ciut osobny problem. Tutaj by się przydała reforma na całego, nie tylko ilość godzin przedmiotów i przedmioty, ale też ich jakość i przydatność (np. mimo że miałem lekcje Podstaw Przedsiębiorczości nadal mam spore problemu z rzeczami typu PIT - to w jakim celu te zajęcia były?, to samo z WOS-em, Edukacją dla bezpieczeństwa itd. - lekcje BARDZO ISTOTNE, ale nauczane w nieprawidłowy sposób uniemożliwiający przyszłe wykorzystanie tej wiedzy w życiu). Religia mi nie przeszkadza ;)
Tą ustawę pisał jakiś zidiociały lifestylowiec z Warszawy.
@zinio Mnie bardziej zastanawia to, że dzieci nie mają zdrowego rozsądku. Nie można być tak głupi by nie wiedzieć, że jeżeli będą tyle żreć będą grube. Ja też kupowałem w podstawówce jakieś czipsy czy inne batoniki w sklepiku szkolnym ale na litość boską nie codziennie. I to nie dlatego, że nie pozwalała mi matka czy ojciec tylko dlatego, że wiedziałem o tym że czipsy jedzone codziennie nie wpływają zbyt pozytywnie na moje zęby. I by się o tym dowiedzieć nie potrzebowałem specjalnych zajęć na temat zdrowego żywienia. Człowiek (tak jak każde inne zwierze) wyczuwa instynktownie, że coś nie działa pozytywnie na jego organizm.
@Korniki wiem, ja też tak miałem, tak samo jak nie miałem nigdy problemu z tym że opychałem się słodyczami przed obiadem. I to też nie było tak że rodzice mi zabraniali. Inna sprawa że w podstawówce jadałem po 2-3 obiady dziennie nie raz ale wtedy byłem w klasie sportowej problem pojawił się jak złapałem kontuzje i nie mogłem trenować od razu przytyłem, od tamtej pory jem co chcę ale bardzo rzadko jem do pełna, od czasu do czasu trenując w domu i biegając po parku. Mnie śmieszy te nagłe teksty że białe pieczywo niezdrowe, nasi dziadkowie, rodzice jedli je codziennie przez całe życie i większość nie była gruba, a teraz? Nawet dobrej śmietany i mleka nie ma w tym kraju, jak byłem dzieciakiem i jechałem do babci na wieś i piłem mleko od krowy prosto to było tak tłuste zapijałem się nim po kilka szklanek dziennie a ze sklepu nie ruszę do teraz aby tak się napić nie smakuje mi. Byłem ostatnio u babci i brałem mleko od krowy to od tego w sklepie nie różniło się wgl. Kiedyś babcia brała mleko od krowy to robiła z tego śmietanę i twaróg teraz mówi że nie da rady.
Każda ingerencja rządu w gospodarkę jest głupotą, ponieważ przynosi efekt odwrotny od zamierzonego. Dorośli ludzie w technikach i liceach nie mogą kupić batonika? To już nie jest patola tylko tyrania, niczym w korei północnej. Tysiące miejsc pracy poszło się j*bać, soki jabłkowe litrowe nie mogą być sprzedawane, ale te same soki w kartoniku 330 ml już mogą, a dzieci i tak kupią cukierka przed, po bądź w trakcie zajęć.
Po prostu są dłuższe kolejki w zwykłych spożywczakach przed 8 rano. Do tej pory w kolejce z rana głównie stali panowie po małpki z lodówki, teraz dzieciaki:"czipsy i ajsti, proszę".
Widać dobry dzień był, skoro udało się wszystko sprzedać.
Zacznie się handel spod lady i zawijanie batoników w stare gazety
Wchodzę dziś do sklepiku, a tam co? Bułka kajzerka z biedry za 29 gr, plaster sera i sałaty. Za ile? 3.50zł. Dziękuję pani Kopacz!
@Tyxes U mnie podobnie, do tego jeszcze jeden plaster ogórka, pozdrawiam. :D
Logika - zakaż zwykłego cukru i najzwyklejszych rzeczy. Miej w dupi że producenci zaczną pakować tony chemikaliów (aspartanu nprz.) w jedzenie bo nie mogą użyć rzeczy normalnych.
szlak mnie trafia, jestem głodna po 7 lekcjach , rodzice zrobcie coś , piszcie do tych chorych z ministerstwa niech dadzą nam swoj sklepiki
ja tam nadal w liceum nie mam sklepiku ;--;
Baba, która prowadzi sklepik naprzeciwko mojej szkoły, już zaciera łapki.
To smutne, ze ludzie obecnie nie widzą żadnej żywności poza napojami gazowanymi, czipsami i słodyczami.
U mnie w szkole był bar z ciepłymi daniami na gorącą. Teraz juz nie ma bo pierogi są niezdrowe....
A jednak będą mówić jak mam żyć
Już niedługo w Polskich szkołach: przechadza się uczeń po korytarzu w trakcie przerwy, gdy nagle słyszy z niedalekiego ciemnego kąta:
"Psst, hej? Chcesz kupić nielegalnej coli? Mam też snickersy!"
A co to da, że ze szkoły usuną żywność z niezdrowym jedzeniem? I tak dzieciaki (nawet takie z klas 1-3 podstawówki) wychodzą ze szkoły do pobliskich sklepów. Ta ustawa zabierze tylko prace bardzo wielu ludziom bo nikt nie będzie chciał kupować tego "zdrowego, ekologicznego jedzenia". A skoro nikt nie będzie tego kupował to sklepiki szkolne nie będą zarabiać co jest równoznaczne z tym, że nikomu nie będzie się opłacało ich prowadzić i mogę się założyć, że już w połowie bieżącego roku szkolnego wszystkie sklepiki szkolne upadną.
Ja na miejscu jakiegoś dzieciaka kręciłbym biznes. Kupił puszki coli, chipsy, batony, wszystko co będzie schodzić na pniu... Już kiedyś było o takim brytyjczyku na joemonster. Sytuacja identyczna, zakaz, tylko zdrowe jedzenie itp.
Tytuł artykułu na Joemonster . org "15-latek zarobił fortunę na nielegalnym handlu w szkole" (pisze tak bo jestem niezalogowany)
Gimbaza płacze, jakby co najmniej zagłodzić ją chcieli. Pomysł dobry, choć nie jako odosobniona akcja. Tysiące zakazów nie zmienią mentalności i przyzwyczajeń, jeśli najpierw nie wprowadzi się porządnej edukacji. Edukacji przez duże E, a nie pitolenia "tego nie jedz, tamtego nie jedz". W moim liceum zorganizowali kilka konkretnych pogadanek, ukierunkowanych na motywacje i efekty. Czary mary, w sklepiku można było dostać jabłka i krajaną marchewkę - i nagle "się opłacało"
Cóż, ustawa obowiązuje tylko sklepiki szkolne, ale już nie sklepy wokół szkoły ani samych uczniów. Już się zaczyna - dzieciaki albo chodzą do sklepów blisko szkoły, albo (jeśli w pobliżu żadnych nie ma) rano "zaopatrują się" we wszystko i potem sprzedają innym za wyższą cenę. I weź tu coś zrób :P