Obym nie trafil na taką kobietę co autorka demota. "Znajdę sobie chłopa tylko po to, żeby zrobił mi dziecko.... w sumie może jeszcze trochę potyrać na pieluchy i lakier do paznokci"
OdpowiedzKomentuj obrazkiem
Zmodyfikowano
1 raz.
Ostatnia modyfikacja:
15 stycznia 2013 o 12:44
A wprost przeciwnie. Taki pogląd był popularny gdzieś XVIII w i wcześniej, no, może jeszcze początek XIX w. Czasy w których kobieta nie miała specjalnego wpływu na wybór męża.
Feministki skrajne nie zgadzają się na takie okropieństwa jak mąż i dzieci. Feministki umiarkowane mają natomiast tę zaletę, że raczej nie idą za XIX wiecznymi stereotypami i nie traktują męża jako obowiązkowego elementu domu który należy wydoić z pieniędzy i zdradzić z ogrodnikiem.
Feministki jako takie akcentują wolny wybór jednostki, bez względu na jej płeć. Feministki skrajne uważają, że wolny wybór jest ponad wszelkie społeczne uwarunkowania. Feministki umiarkowane akceptują role społeczne. Coś jeszcze wyjasnic?
Złowiona ryba zawsze jest jego, a żona, jak i dziecko nie zawsze.
:Edit:
Dobra, napiszę to, bo zaraz mnie zminusują. Nie uważam tak, wyśmiewam tylko tok myślenia autorki.
OdpowiedzKomentuj obrazkiem
Zmodyfikowano
1 raz.
Ostatnia modyfikacja:
18 stycznia 2013 o 10:18
I ten demotywator ukazuje zepsucie współczesnego świata. To mąż powinien być zawsze jej, a dziecko przecież ją kiedyś opuści i znajdzie sobie męża czy żonę, zakładając własną rodzinę. Takie "mamuśki" nie potrafią potem się pogodzić z tym, że "synuś" lub "córeczka" odchodzi, stają się wrednymi teściowymi, którym ktoś przecież ukradł ich największy skarb i nie chcą pozwolić, żeby ich dziecko miało oddzielne życie, najlepiej by go na wycieczkę szkolną nie puściły. Dodatkowo rozwalają związek, bo zapominają, że mają męża i całą uwagę poświęcają dziecku.Zawierając małżeństwo decydujemy się na wspólne życie, a wychowując dziecko tylko przygotowujemy je do podjęcia własnego życia, oddzielnego od naszego. Wiele bym dała, żeby urodzić się w rodzinie, gdzie rodzice kochają bardziej siebie na wzajem niż mnie i w najszczęśliwszych rodzinach jakie znam właśnie tak jest - rodzice kochają się wzajemnie najbardziej, a dopiero potem wspólną miłością kochają dzieci. I dzieci są wtedy o wiele bardziej szczęśliwe niż te, których rodzice się rozwodzą, ciągle kłócą albo w ogóle dla siebie nie istnieją i nie stoją po jednej stronie. Wiadomo, że nie mówi się dziecku "bardziej kocham tatusia niż ciebie", ale jeśli dziecko czuje silną wzajemną miłość rodziców i czuje się przez nich również kochane to nie będzie mu źle, a dorastając nawet będzie się cieszyć, że dla mamy to tata jest na pierwszym miejscu. Nie mam męża ani dziecka, ale to czego najbardziej bym się bała, będąc mężatką to właśnie to, że mogłoby mi coś "odbić", że "hormony macierzyńskie" by się rozszalały i dostałabym tego matczynego świra na punkcie dziecka, a zapomniała o tym, z kim je mam oraz że to jemu ślubowałam miłość i wierność do końca życia, a nie dziecku. Ani taka kobieta nie jest szczęśliwa, bo dziecko się po pewnym czasie usamodzielni, ani dziecko, bo matka nie chce pozwolić mu na własne życie, ani mężczyzna, który traci żonę i przestaje się przez nią czuć kochany. A to wszystko dlatego, że ludzie nie traktują związku małżeńskiego jako coś na całe życie.
uważam, że swojego partnera nie da się kochać tak mocno jak swoich rodziców i dzieci. zawsze one powinny być na pierwszym miejscu. to jest inna relacja, więzy krwi, z tymi osobami jesteśmy połączeni najmocniej. co nie oznacza, że męża w ogóle się nie kocha i traktuje go jak śmiecia, nie popadajcie w skrajności. co z tego, że dzieci kiedyś się usamodzielnią? czy to oznacza, że mają zerwać kontakt z rodzicami? zawsze powinni sobie nawzajem pomagać i się wspierać. rodzice zajmowali się nami od urodzenia, poświęcali dla nas całe życie, dbali o nas, opiekowali się nami, są pierwszymi osobami, jakie poznaliśmy na świecie. a później role się odwórcą i to rodzice będą skazani na nas, będą starzy, a my będziemy musieli się nimi zajmować, obdarzyć ich opieką i poświęcać się dla nich. więc to nie jest tak że dziecko się usamodzielnia i nara, więcej rodziców nie widzi i ma ich gdzieś. relacje między rodzicami i dziećmi są na całe życie.
@lolalala nie prawda. Męża/żonę wybierasz sam. Rodziców i dzieci już nie.
Ja śmiem twierdzić, że jedną z najczęstszych przyczyn rozpadów małżeństw (przez rozpad rozumiem coś znacznie szerszego zakresem niż rozwód) jest dzisiaj zbytnie zaabsorbowanie żony dziećmi, a męża pracą.
@lolalala
Współczuję Twojemu obecnemu lub przyszłemu partnerowi. Ciekawe, czy będziesz choć na tyle szczera, by mu powiedzieć wprost, ze nigdy go nie pokochasz tak bardzo jak swoich rodziców czy dzieci.
@policmajsterrr, dzięki że mnie wyręczyłaś, sam bym tego wszystkiego lepiej nie ujął. mam DOKŁADNIE TAKIE SAME obserwacje. plus kilka innych, wiążących się z nimi. wiele matek robi to swoim dzieciom z głupoty, część ze słabości (podatności na te wszystkie hormony), a część z egoizmu, bo przecież na stare lata darmowa opiekunka musi być. Niektóre, z wyrachowaniem, gnoją swoje córki latami, bo wtedy tworzy się między nimi "prawdziwa więź". Paradoks? Wcale nie. Oglądałem program o stadach szakali. Tam jest ciągle walka, członkowie stada odgryzają sobie nosy, uszy.... a i tak więź jest BARDZO SILNA!!! poznałem ja takie matki-szakale, ciągle mające wąty do swoich córek, wymagające absolutnego posłuszeństwa i oddania u 17-18 letnich dziewczyn. To jest chore, te kobiety powinno się zamknąć gdzieś w odosobnieniu i leczyć macną chemią, albo przeciwnie, może zielonymi lasami i spokojną muzyką, nie wiem. Wiem jedno: jak kobieta ma dobrego faceta, to ma wysoką samoocenę, nie potrzebuje się na nikim wyżywać ani spełniać na dzieciach. Dzieci, jeśli ma, traktuje jak życiowe wyzwanie, by wychować je na silnych mądrych ludzi i wie, że z czasem więź osłabnie i traktuje to jako coś naturalnego. Takich rodziców też znam (w sensie rodziców współczesnych nastolatków, bo kiedyś ich było więcej, dziś jest mniej) i chwała im za to, że tacy jeszcze istnieją. Część niestety, a szacuję że połowa, to rodzice mniej lub bardziej "zepsuci", często niegodni tego miana.
po prostu nie mogę uwierzyć, że tak dużo osób myśli w ten sposób. to jest chore. z rodzicami i dziećmi wiążą was też więzi biologiczne, więzy krwi, a twój partner to tak naprawdę przypadek. partner może cię zdradzić, zostawić, może odejść i wtedy znajdziesz innego partnera. a rodziców i dzieci nigdy i nikt ci nie zastąpi! współczuję waszym rodzicom i dzieciom. a mój partner doskonale wie, że moi rodzice są dla mnie najważniejsi, jego dla niego też - byłabym zaniepokojona, gdyby było inaczej. i to wcale nie oznacza, że o wszystko pytamy się mamusi i nie mamy wspólnego życia, a jak bedziemy mieli dzieci, to maz pojdzie w odstawke a corci ani synusia nikomu nie oddam. nie. wiadomo, ze zyje i mieszkam z partnerem, mamy wspolne zycie, plany, decyzje, kochamy sie bardzo, ale do rodzicow CZUJĘ coś mocniejszego, silniejszego. a teraz zastanówcie się, czy bardziej cierpielibyście po śmierci waszego partnera, czy waszego dziecka? dla mnie odpowiedź jest oczywista, tak jak dla każdego normalnego człowieka.
OdpowiedzKomentuj obrazkiem
Zmodyfikowano
1 raz.
Ostatnia modyfikacja:
19 stycznia 2013 o 13:06
lolalala , to jest właśnie problem, o którym piszę - mentalność współczesnego świata poszła w taką stronę, że nie czujemy tego, czym tak naprawdę jest małżeństwo i nie traktujemy męża jak rodzinę. Nie widzimy tego, że mąż tak naprawdę jest bardziej rodziną niż ktokolwiek inny, dlatego że żyjemy bardziej biologią i genami a nie widzimy tego połączenia duchowego, które daje nam małżeństwo. Tak jak można adoptowane dzieci kochać jak własne, choć nie są wcale z naszej krwi i kości tak też można kochać męża, który w momencie ślubu staje się rodziną - pełnoprawną rodziną. Być może dlatego, że tak powszechny stał się seks pozamałżeński nie czujemy tej wyjątkowej relacji męża i żony. Jeśli możesz się z każdym przespać to kim dla Ciebie jest mąż - faktycznie - tylko jednym z tych kolesiów, z którymi już się spało. Ale gdyby dla człowieka logiczne było, że seks jest tylko w małżeństwie to czułoby się to "biologiczne" powiązanie, to że tylko Wasze ciała są tak blisko siebie i tylko z tą jedną osobą masz tą strefę - byłoby to (i chyba pierwotnie miało być) uzewnętrznienie tej więzi, którą wiąże nas małżeństwo. Może wtedy czulibyśmy wagę tego związku i wagę słów "nie opuszczę Cię aż do śmierci". Dla mnie rozwód jest tak samo a nawet bardziej nienaturalny jak oddanie swojego dziecka czy wyrzeczenie się matki. Po kim bardziej bym płakała? Zastanawiałam się już nad tym i wiem, że po śmierci każdej osoby na świecie jestem w stanie się pozbierać (choć nie ukrywam, że bardzo ciężko i boleśnie przechodzę odejście nawet dalszych znajomych), ale nie po śmierci mężczyzny, którego kocham. I chce mi się powtórzyć za Kubusiem Puchatkiem "Jeśli dożyjesz stu lat to ja chcę żyć sto lat minus jeden dzień, żeby nigdy nie musieć żyć bez Ciebie";)
Dlatego mężczyzna kocha i szanuje swoją matkę (o co żony często się wkurzają). Bo matkę ma się tylko jedną a żonę jak i dzieci można mieć kilka jeśli coś w życiu się nie ułoży.
Całe szczęście nie należę do kobiet, które chcą stawiać dziecko ponad męża. Dziecko kiedyś odejdzie i to normalne- powinniśmy mu na to pozwolić i wspierać je w tym. Dlatego to partner powinien być dla nas najważniejszy- byśmy mogli być do końca życia razem. A nie dziwię się, że faceci odchodzą od kobiet które zupełnie tracą głowę dla dziecka (nie znaczy, że dziecko jest nieważne, ale chodzi o to że wiele babeczek jakby jakiejś psychozy dostało jak im się potomstwo rodzi). Poza tym miłość do dziecka jest czym innymi niż do partnera i fajnie gdyby jednej nie zastępowało się drugą. Dzisiejsi ludzie mają tendencję do popadania w skrajności...
Zgadzam się z Tobą absolutnie. To w moim mniemaniu wynika częściowo z niedojrzałości takich osób. Nie rozumieją samej istoty macierzyństwa. Wpadają w paranoję dziecka-przedmiotu, dziecka-gadżetu, dziecka-czegoś-nowego-na-zawsze-mojego, dziecka-fantastycznej pasji jak nastolatek z ajfonem. Tylko że dziecko to osoba. To normalny, osobny człowiek. To nie jest super telefon z funkcjami bycia słodkim i kochającym. To nie jest przedmiot do podbudowywania ego i czucia się kochaną, fajną czy odpowiedzialną. Chcesz być dobrą matką - zajmuj się dzieckiem naprawdę godnie, odpowiedzialnie i zbalansowanie. Kocha się swoje dzieci, ale kocha się je razem. Razem ze swoim partnerem(-ką). To jest więź nadrzędna, która poprzez wspólne przeżywanie macierzyństwa powinna się tylko rozbudowywać.
Gadacie, że coś tam żona zdradzi z ogordnikiem, kogo ma kochać mąż i sranie w.. pisze jak byk ŻE MĄŻ NIE ZAWSZE JEST JEJ!.. tu nie jest nic napisane o świrze kobiet na punkcie dzieci czy zdradzaniu mężów..
Policmajsterr i Quennie - wasze wypowiedzi są genialne ! :D Podpisuję się rękami i nogami!
Aha.... jeszcze dodam bo sobie przypomniałam. Jeśli dziecko będzie widzieć, że rodzice się kochają, szanują itp. nauczy się że tak powinno być , przyswoi sobie te wzorce i będzie miało duże szanse na stworzenie dobrego związku w przyszłości :)
OdpowiedzKomentuj obrazkiem
Zmodyfikowano
1 raz.
Ostatnia modyfikacja:
18 stycznia 2013 o 18:44
Już dawno zauważyłem ,że tak jest.Autorka demota wytłumaczyła dlaczego tak jest i za to "+". Dobre wytłumaczenie dla tego dziwnego zjawiska.Ale dziecko też nie zawsze będzie jej,kiedyś odejdzie na swoje.No chyba,że go wychowa tak by siedział na jej garnuszku do 50.
OdpowiedzKomentuj obrazkiem
Zmodyfikowano
1 raz.
Ostatnia modyfikacja:
18 stycznia 2013 o 21:13
No tak: nie chodziło się na kurs przedmałżeński, nie chce się zakładać rodziny w wierze katolickiej?
Najpierw jest mąż a dopiero potem dziecko!
Facet też może powiedzieć, że Żona to obca baba a dopiero dziecko i to syn to jest krew z krwi.
Kobiety z takim podejściem kończą jako samotne, nieszczęśliwe matki, które niszczą z czasem życie swojego biednego dziecka, które niby-kochają, a w rzeczywistości po prostu podbudowują nim swoje ego.
W takim razie kogo ma kochać mąż? Został nam sport?
Obym nie trafil na taką kobietę co autorka demota. "Znajdę sobie chłopa tylko po to, żeby zrobił mi dziecko.... w sumie może jeszcze trochę potyrać na pieluchy i lakier do paznokci"
Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 15 stycznia 2013 o 12:44
Feministki do boju? To już jest śmieszne...
A wprost przeciwnie. Taki pogląd był popularny gdzieś XVIII w i wcześniej, no, może jeszcze początek XIX w. Czasy w których kobieta nie miała specjalnego wpływu na wybór męża.
Feministki skrajne nie zgadzają się na takie okropieństwa jak mąż i dzieci. Feministki umiarkowane mają natomiast tę zaletę, że raczej nie idą za XIX wiecznymi stereotypami i nie traktują męża jako obowiązkowego elementu domu który należy wydoić z pieniędzy i zdradzić z ogrodnikiem.
Feministki jako takie akcentują wolny wybór jednostki, bez względu na jej płeć. Feministki skrajne uważają, że wolny wybór jest ponad wszelkie społeczne uwarunkowania. Feministki umiarkowane akceptują role społeczne. Coś jeszcze wyjasnic?
A mąż na ryby :))
Złowiona ryba zawsze jest jego, a żona, jak i dziecko nie zawsze.
:Edit:
Dobra, napiszę to, bo zaraz mnie zminusują. Nie uważam tak, wyśmiewam tylko tok myślenia autorki.
Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 18 stycznia 2013 o 10:18
I ten demotywator ukazuje zepsucie współczesnego świata. To mąż powinien być zawsze jej, a dziecko przecież ją kiedyś opuści i znajdzie sobie męża czy żonę, zakładając własną rodzinę. Takie "mamuśki" nie potrafią potem się pogodzić z tym, że "synuś" lub "córeczka" odchodzi, stają się wrednymi teściowymi, którym ktoś przecież ukradł ich największy skarb i nie chcą pozwolić, żeby ich dziecko miało oddzielne życie, najlepiej by go na wycieczkę szkolną nie puściły. Dodatkowo rozwalają związek, bo zapominają, że mają męża i całą uwagę poświęcają dziecku.Zawierając małżeństwo decydujemy się na wspólne życie, a wychowując dziecko tylko przygotowujemy je do podjęcia własnego życia, oddzielnego od naszego. Wiele bym dała, żeby urodzić się w rodzinie, gdzie rodzice kochają bardziej siebie na wzajem niż mnie i w najszczęśliwszych rodzinach jakie znam właśnie tak jest - rodzice kochają się wzajemnie najbardziej, a dopiero potem wspólną miłością kochają dzieci. I dzieci są wtedy o wiele bardziej szczęśliwe niż te, których rodzice się rozwodzą, ciągle kłócą albo w ogóle dla siebie nie istnieją i nie stoją po jednej stronie. Wiadomo, że nie mówi się dziecku "bardziej kocham tatusia niż ciebie", ale jeśli dziecko czuje silną wzajemną miłość rodziców i czuje się przez nich również kochane to nie będzie mu źle, a dorastając nawet będzie się cieszyć, że dla mamy to tata jest na pierwszym miejscu. Nie mam męża ani dziecka, ale to czego najbardziej bym się bała, będąc mężatką to właśnie to, że mogłoby mi coś "odbić", że "hormony macierzyńskie" by się rozszalały i dostałabym tego matczynego świra na punkcie dziecka, a zapomniała o tym, z kim je mam oraz że to jemu ślubowałam miłość i wierność do końca życia, a nie dziecku. Ani taka kobieta nie jest szczęśliwa, bo dziecko się po pewnym czasie usamodzielni, ani dziecko, bo matka nie chce pozwolić mu na własne życie, ani mężczyzna, który traci żonę i przestaje się przez nią czuć kochany. A to wszystko dlatego, że ludzie nie traktują związku małżeńskiego jako coś na całe życie.
uważam, że swojego partnera nie da się kochać tak mocno jak swoich rodziców i dzieci. zawsze one powinny być na pierwszym miejscu. to jest inna relacja, więzy krwi, z tymi osobami jesteśmy połączeni najmocniej. co nie oznacza, że męża w ogóle się nie kocha i traktuje go jak śmiecia, nie popadajcie w skrajności. co z tego, że dzieci kiedyś się usamodzielnią? czy to oznacza, że mają zerwać kontakt z rodzicami? zawsze powinni sobie nawzajem pomagać i się wspierać. rodzice zajmowali się nami od urodzenia, poświęcali dla nas całe życie, dbali o nas, opiekowali się nami, są pierwszymi osobami, jakie poznaliśmy na świecie. a później role się odwórcą i to rodzice będą skazani na nas, będą starzy, a my będziemy musieli się nimi zajmować, obdarzyć ich opieką i poświęcać się dla nich. więc to nie jest tak że dziecko się usamodzielnia i nara, więcej rodziców nie widzi i ma ich gdzieś. relacje między rodzicami i dziećmi są na całe życie.
To nie jest zepsucie współczesnego świata tylko pozostałości po wiekach XIX i XX.
@lolalala nie prawda. Męża/żonę wybierasz sam. Rodziców i dzieci już nie.
Ja śmiem twierdzić, że jedną z najczęstszych przyczyn rozpadów małżeństw (przez rozpad rozumiem coś znacznie szerszego zakresem niż rozwód) jest dzisiaj zbytnie zaabsorbowanie żony dziećmi, a męża pracą.
@lolalala
Współczuję Twojemu obecnemu lub przyszłemu partnerowi. Ciekawe, czy będziesz choć na tyle szczera, by mu powiedzieć wprost, ze nigdy go nie pokochasz tak bardzo jak swoich rodziców czy dzieci.
@policmajsterrr, dzięki że mnie wyręczyłaś, sam bym tego wszystkiego lepiej nie ujął. mam DOKŁADNIE TAKIE SAME obserwacje. plus kilka innych, wiążących się z nimi. wiele matek robi to swoim dzieciom z głupoty, część ze słabości (podatności na te wszystkie hormony), a część z egoizmu, bo przecież na stare lata darmowa opiekunka musi być. Niektóre, z wyrachowaniem, gnoją swoje córki latami, bo wtedy tworzy się między nimi "prawdziwa więź". Paradoks? Wcale nie. Oglądałem program o stadach szakali. Tam jest ciągle walka, członkowie stada odgryzają sobie nosy, uszy.... a i tak więź jest BARDZO SILNA!!! poznałem ja takie matki-szakale, ciągle mające wąty do swoich córek, wymagające absolutnego posłuszeństwa i oddania u 17-18 letnich dziewczyn. To jest chore, te kobiety powinno się zamknąć gdzieś w odosobnieniu i leczyć macną chemią, albo przeciwnie, może zielonymi lasami i spokojną muzyką, nie wiem. Wiem jedno: jak kobieta ma dobrego faceta, to ma wysoką samoocenę, nie potrzebuje się na nikim wyżywać ani spełniać na dzieciach. Dzieci, jeśli ma, traktuje jak życiowe wyzwanie, by wychować je na silnych mądrych ludzi i wie, że z czasem więź osłabnie i traktuje to jako coś naturalnego. Takich rodziców też znam (w sensie rodziców współczesnych nastolatków, bo kiedyś ich było więcej, dziś jest mniej) i chwała im za to, że tacy jeszcze istnieją. Część niestety, a szacuję że połowa, to rodzice mniej lub bardziej "zepsuci", często niegodni tego miana.
po prostu nie mogę uwierzyć, że tak dużo osób myśli w ten sposób. to jest chore. z rodzicami i dziećmi wiążą was też więzi biologiczne, więzy krwi, a twój partner to tak naprawdę przypadek. partner może cię zdradzić, zostawić, może odejść i wtedy znajdziesz innego partnera. a rodziców i dzieci nigdy i nikt ci nie zastąpi! współczuję waszym rodzicom i dzieciom. a mój partner doskonale wie, że moi rodzice są dla mnie najważniejsi, jego dla niego też - byłabym zaniepokojona, gdyby było inaczej. i to wcale nie oznacza, że o wszystko pytamy się mamusi i nie mamy wspólnego życia, a jak bedziemy mieli dzieci, to maz pojdzie w odstawke a corci ani synusia nikomu nie oddam. nie. wiadomo, ze zyje i mieszkam z partnerem, mamy wspolne zycie, plany, decyzje, kochamy sie bardzo, ale do rodzicow CZUJĘ coś mocniejszego, silniejszego. a teraz zastanówcie się, czy bardziej cierpielibyście po śmierci waszego partnera, czy waszego dziecka? dla mnie odpowiedź jest oczywista, tak jak dla każdego normalnego człowieka.
Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 19 stycznia 2013 o 13:06
lolalala , to jest właśnie problem, o którym piszę - mentalność współczesnego świata poszła w taką stronę, że nie czujemy tego, czym tak naprawdę jest małżeństwo i nie traktujemy męża jak rodzinę. Nie widzimy tego, że mąż tak naprawdę jest bardziej rodziną niż ktokolwiek inny, dlatego że żyjemy bardziej biologią i genami a nie widzimy tego połączenia duchowego, które daje nam małżeństwo. Tak jak można adoptowane dzieci kochać jak własne, choć nie są wcale z naszej krwi i kości tak też można kochać męża, który w momencie ślubu staje się rodziną - pełnoprawną rodziną. Być może dlatego, że tak powszechny stał się seks pozamałżeński nie czujemy tej wyjątkowej relacji męża i żony. Jeśli możesz się z każdym przespać to kim dla Ciebie jest mąż - faktycznie - tylko jednym z tych kolesiów, z którymi już się spało. Ale gdyby dla człowieka logiczne było, że seks jest tylko w małżeństwie to czułoby się to "biologiczne" powiązanie, to że tylko Wasze ciała są tak blisko siebie i tylko z tą jedną osobą masz tą strefę - byłoby to (i chyba pierwotnie miało być) uzewnętrznienie tej więzi, którą wiąże nas małżeństwo. Może wtedy czulibyśmy wagę tego związku i wagę słów "nie opuszczę Cię aż do śmierci". Dla mnie rozwód jest tak samo a nawet bardziej nienaturalny jak oddanie swojego dziecka czy wyrzeczenie się matki. Po kim bardziej bym płakała? Zastanawiałam się już nad tym i wiem, że po śmierci każdej osoby na świecie jestem w stanie się pozbierać (choć nie ukrywam, że bardzo ciężko i boleśnie przechodzę odejście nawet dalszych znajomych), ale nie po śmierci mężczyzny, którego kocham. I chce mi się powtórzyć za Kubusiem Puchatkiem "Jeśli dożyjesz stu lat to ja chcę żyć sto lat minus jeden dzień, żeby nigdy nie musieć żyć bez Ciebie";)
Dlatego mężczyzna kocha i szanuje swoją matkę (o co żony często się wkurzają). Bo matkę ma się tylko jedną a żonę jak i dzieci można mieć kilka jeśli coś w życiu się nie ułoży.
Nie wiedziałem, że w dwóch zdaniach można popełnić coś tak głupiego i to z kilku powodów... no ale człowiek uczy się całe życie, czego i Tobie życzę.
Facet ma gorzej. Dziecko może być listonosza.
Nie do końca, a jak zostało podmienione w szpitalu ? :D
głupie
co za płytki demotywator...dawno takiego nie widziałam
Całe szczęście nie należę do kobiet, które chcą stawiać dziecko ponad męża. Dziecko kiedyś odejdzie i to normalne- powinniśmy mu na to pozwolić i wspierać je w tym. Dlatego to partner powinien być dla nas najważniejszy- byśmy mogli być do końca życia razem. A nie dziwię się, że faceci odchodzą od kobiet które zupełnie tracą głowę dla dziecka (nie znaczy, że dziecko jest nieważne, ale chodzi o to że wiele babeczek jakby jakiejś psychozy dostało jak im się potomstwo rodzi). Poza tym miłość do dziecka jest czym innymi niż do partnera i fajnie gdyby jednej nie zastępowało się drugą. Dzisiejsi ludzie mają tendencję do popadania w skrajności...
Zgadzam się z Tobą absolutnie. To w moim mniemaniu wynika częściowo z niedojrzałości takich osób. Nie rozumieją samej istoty macierzyństwa. Wpadają w paranoję dziecka-przedmiotu, dziecka-gadżetu, dziecka-czegoś-nowego-na-zawsze-mojego, dziecka-fantastycznej pasji jak nastolatek z ajfonem. Tylko że dziecko to osoba. To normalny, osobny człowiek. To nie jest super telefon z funkcjami bycia słodkim i kochającym. To nie jest przedmiot do podbudowywania ego i czucia się kochaną, fajną czy odpowiedzialną. Chcesz być dobrą matką - zajmuj się dzieckiem naprawdę godnie, odpowiedzialnie i zbalansowanie. Kocha się swoje dzieci, ale kocha się je razem. Razem ze swoim partnerem(-ką). To jest więź nadrzędna, która poprzez wspólne przeżywanie macierzyństwa powinna się tylko rozbudowywać.
True demotivator. Jeśli tak jest, to już jest po związku.
To jest właśnie efekt Matki Polki. Nic, tylko rodzić, karmić, wychowywać, prowadzić za rączkę, a potem dziecko nie zna życia.
Gadacie, że coś tam żona zdradzi z ogordnikiem, kogo ma kochać mąż i sranie w.. pisze jak byk ŻE MĄŻ NIE ZAWSZE JEST JEJ!.. tu nie jest nic napisane o świrze kobiet na punkcie dzieci czy zdradzaniu mężów..
Policmajsterr i Quennie - wasze wypowiedzi są genialne ! :D Podpisuję się rękami i nogami!
Aha.... jeszcze dodam bo sobie przypomniałam. Jeśli dziecko będzie widzieć, że rodzice się kochają, szanują itp. nauczy się że tak powinno być , przyswoi sobie te wzorce i będzie miało duże szanse na stworzenie dobrego związku w przyszłości :)
Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 18 stycznia 2013 o 18:44
Przede wszystkim miłość nie opiera się na "posiadaniu" drugiej osoby.
To samo można powiedzieć o piwie i żonie... zaraz ,zaraz głupie stereotypy, dla tego "demota" [-!]
Już dawno zauważyłem ,że tak jest.Autorka demota wytłumaczyła dlaczego tak jest i za to "+". Dobre wytłumaczenie dla tego dziwnego zjawiska.Ale dziecko też nie zawsze będzie jej,kiedyś odejdzie na swoje.No chyba,że go wychowa tak by siedział na jej garnuszku do 50.
Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 18 stycznia 2013 o 21:13
No tak: nie chodziło się na kurs przedmałżeński, nie chce się zakładać rodziny w wierze katolickiej?
Najpierw jest mąż a dopiero potem dziecko!
Facet też może powiedzieć, że Żona to obca baba a dopiero dziecko i to syn to jest krew z krwi.
Z kolei mężczyzna nie ma pewności zarówno czy żona jest jego, jak i czy dziecko jest jego. A tak poza tym to zgadzam się w 100% z policmajsterrr.
Kobiety z takim podejściem kończą jako samotne, nieszczęśliwe matki, które niszczą z czasem życie swojego biednego dziecka, które niby-kochają, a w rzeczywistości po prostu podbudowują nim swoje ego.
A mąż nie zawsze jest pewien że to jego dziecko:)