No właśnie @unknow1 szacunek dawał najdalszy skok, a nie same zeskakiwanie, bo samo zeskoczenie nie dawało nic, bo robił to każdy :) Tak więc demot nietrafiony
Też robiliśmy zawody. Jak skakałem w zwykłych trampkach to mnie tak pięty od tego napierdzielały... W dodatku organizowaliśmy konkurs na najlepszą ewolucję w powietrzu itd.
OdpowiedzKomentuj obrazkiem
Zmodyfikowano
1 raz.
Ostatnia modyfikacja:
9 maja 2011 o 19:26
u nas zawody w najdalszy skok nazywaliśmy zabawą "w Małysza":) kolega, który był następny w kolejce grał Apoloniusza Tajnera dla tego, który siedział na "belce" i dawał znak kiedy ma się wybić;)
ja może nie skoczyłam najdalej, ale i tak szacun był bo byłam w 3 szpitalach :D w pierwszych dwóch mnie nie przyjęli :D a stało się to tak, że nie zdawałam sobie sprawy z tego jak bardzo się rozhuśtałam i kiedy skoczyłam to bardziej do góry niż do przodu, aż w końcu plackiem w ziemie, a tego nie zrobił nikt z moich znajomych xD No i że głupi ma zawsze szczęście to w gruncie rzeczy nic mi się nie stało, tylko warga rozwalona i coś z dłońmi, ale nic poważnego :)Mimo wszystko wspominam to miło. A... i żeby była jasność: w szpitalu byłam w celu prześwietlenia łapek, stąd wiem, że nic im poważnego się nie stało :)
OdpowiedzKomentuj obrazkiem
Zmodyfikowano
1 raz.
Ostatnia modyfikacja:
9 maja 2011 o 20:46
Ja pamiętam jak organizowałem konkursy na skok z huśtawki, razem z młodszym bratem. Jako że mieszkam na wsi, była to dobra forma rozrywki. Mój rekord niepobity przez nikogo do dziś to 4,76 m. Brat miał ok 4,45 m. Istniały trzy linie: 2,85m; 3,75m(K); 4,5m (HS).
Metoda na daleki skok: wybicie w momencie największego rozbujania(przy zwiększającej prędkości) przy skoku napięte mięśnie, nogi i głowa wychylone do przody, tyłek lekko do tyłu, lądowanie na dwie nogi w odstępie 5-8 cm.
OdpowiedzKomentuj obrazkiem
Zmodyfikowano
1 raz.
Ostatnia modyfikacja:
10 maja 2011 o 8:28
Ugh... źle to wspominam ... Pamiętam jak skoczyłem z "rozpędzonej huśtawki", wylądowałem i gdy się odwróciłem
dostałem nią w zęby - później jazda na szpital i język szyty ... :/ No i faktycznie był szacun później : P
OdpowiedzKomentuj obrazkiem
Zmodyfikowano
2 razy.
Ostatnia modyfikacja:
9 maja 2011 o 18:33
Ja pamiętam jak mój brat zeskoczył z huśtawki...xd Niedaleko znajdowała się piaskownica...i...Głową upadł wprost na betonową krawędź xd Yh...Te czasy ^^ :d
Ja zachaczyłem kurtką o łańcuch, leciałem głową w dół. Zdążyłem wywalić łapki w dół - efektem było złamanie jednej ręki w nadgarstku (wbicie), a u drugiej ręki samo wybicie nadgarstka. Do teraz mam ,,bloki" ruchowe. To było w moje urodziny... A rok później, też w urodziny, skacząc w śpiworze wpadłem w poślizg i uderzyłem nóżką w róg ściany... I złamałem nogę w śródstopiu :D
Ja nie lubiłem huśtania się, bo mnie od tego głowa bolała. Kiedyś koledzy mówili "Skacz z huśtawki! Śmiało!", śmiali się, że boidupa ze mnie, to skoczyłem, ale myślałem, że jestem niżej, i normalnie na nogi spadłem, ale mi się tak bezwiednie złożyły (jakoś nie przygotowałem się do lądowania, bo patrzyłem, na jakiej wysokości jestem) i spadłem na piach jak jakaś pacynka :D
Oj pamiętam te czasy...
Kiedyś tak zrobiłem na koloniach i przeleciałem nad głową nauczycielki. Potem stałem w kącie do końca dnia. Ale szacun był to racja :D
A wcale nie trzeba było zaryć o ziemię. Trzeba było mieć technikę. Och to były dni...
Żartujesz? To była główna zabawa mojego dzieciństwa! No... może poza graniem w tzw syfa na placu zabaw (jak w "gonic", tylko trafić trzeba było piłką) ;)
No tak, zaczęłam szanować huśtawki bo zrozumiałam, że to mój wróg:] 15 lat temu dostałam w plecy i od tamtej pory mówię, że mam chorobę lokomocyjną dlatego się nie huśtam:P
ja to miałem przygode :D żeby skoczyć daleko trzeba wyskoczyć jak huśtawka zaczyna wychylać sie w przod... ja kiedys wyskoczylem jak byla najbardziej wychylona do przodu...
Ja się cieszę że właśnie takie miałem dzieciństwo. Obdarte łokcie, rozbita głowa, rozwalone kolana, szwy, siniaki, zwichnięcia to było coś : ) "dzisiejsze" dzieci zamiast tego co wymieniłem mają rysę na psychice co zapewne niekorzystnie odbije się na ich przyszłości. Dziękuję.
Może i dawały szacunek , ale powiem z doświadczenia że gdy się źle `upadło` czyli w moim przypadku na bok i się nie mogło oddychać przez pół minuty .. to fajnie nie było ..
Pamiętam tę zabawę kto dalej skoczy z huśtawki, zawsze się bałam, ale kiedyś się odważyłam. Chłopacy porządnie mnie rozhuśtali i skoczyłam ... w krzaki. Przynajmniej miałam miękkie lądowanie :P
dzisiaj wlasnie skoczylam tak z hustawki choc nie robilam tego od wielu lat i przypomnialy mi sie stare dobre czasy .... i wlasnie dzisiaj na dodatek zabaczylam ten demot
lool nie wiedzialam ze istnieją rozpędzone hśtawki ;d
Taa i do tego "zawody" kto dalej skoczy :D
No właśnie @unknow1 szacunek dawał najdalszy skok, a nie same zeskakiwanie, bo samo zeskoczenie nie dawało nic, bo robił to każdy :) Tak więc demot nietrafiony
Też robiliśmy zawody. Jak skakałem w zwykłych trampkach to mnie tak pięty od tego napierdzielały... W dodatku organizowaliśmy konkurs na najlepszą ewolucję w powietrzu itd.
Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 9 maja 2011 o 19:26
zawody w skakaniu na odległość - stare dobre czasy ;)
u nas zawody w najdalszy skok nazywaliśmy zabawą "w Małysza":) kolega, który był następny w kolejce grał Apoloniusza Tajnera dla tego, który siedział na "belce" i dawał znak kiedy ma się wybić;)
na Małysza ;D hehe wspomnień czar..
ja może nie skoczyłam najdalej, ale i tak szacun był bo byłam w 3 szpitalach :D w pierwszych dwóch mnie nie przyjęli :D a stało się to tak, że nie zdawałam sobie sprawy z tego jak bardzo się rozhuśtałam i kiedy skoczyłam to bardziej do góry niż do przodu, aż w końcu plackiem w ziemie, a tego nie zrobił nikt z moich znajomych xD No i że głupi ma zawsze szczęście to w gruncie rzeczy nic mi się nie stało, tylko warga rozwalona i coś z dłońmi, ale nic poważnego :)Mimo wszystko wspominam to miło. A... i żeby była jasność: w szpitalu byłam w celu prześwietlenia łapek, stąd wiem, że nic im poważnego się nie stało :)
Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 9 maja 2011 o 20:46
W dzisiejszych czasach trzeba połamać huśtawkowe żeby miec 'szacunek ludzi ulicy'
Ja pamiętam jak organizowałem konkursy na skok z huśtawki, razem z młodszym bratem. Jako że mieszkam na wsi, była to dobra forma rozrywki. Mój rekord niepobity przez nikogo do dziś to 4,76 m. Brat miał ok 4,45 m. Istniały trzy linie: 2,85m; 3,75m(K); 4,5m (HS).
Metoda na daleki skok: wybicie w momencie największego rozbujania(przy zwiększającej prędkości) przy skoku napięte mięśnie, nogi i głowa wychylone do przody, tyłek lekko do tyłu, lądowanie na dwie nogi w odstępie 5-8 cm.
Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 10 maja 2011 o 8:28
Ugh... źle to wspominam ... Pamiętam jak skoczyłem z "rozpędzonej huśtawki", wylądowałem i gdy się odwróciłem
dostałem nią w zęby - później jazda na szpital i język szyty ... :/ No i faktycznie był szacun później : P
Zmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 9 maja 2011 o 18:33
Ja pamiętam jak mój brat zeskoczył z huśtawki...xd Niedaleko znajdowała się piaskownica...i...Głową upadł wprost na betonową krawędź xd Yh...Te czasy ^^ :d
Ja zachaczyłem kurtką o łańcuch, leciałem głową w dół. Zdążyłem wywalić łapki w dół - efektem było złamanie jednej ręki w nadgarstku (wbicie), a u drugiej ręki samo wybicie nadgarstka. Do teraz mam ,,bloki" ruchowe. To było w moje urodziny... A rok później, też w urodziny, skacząc w śpiworze wpadłem w poślizg i uderzyłem nóżką w róg ściany... I złamałem nogę w śródstopiu :D
Ja nie lubiłem huśtania się, bo mnie od tego głowa bolała. Kiedyś koledzy mówili "Skacz z huśtawki! Śmiało!", śmiali się, że boidupa ze mnie, to skoczyłem, ale myślałem, że jestem niżej, i normalnie na nogi spadłem, ale mi się tak bezwiednie złożyły (jakoś nie przygotowałem się do lądowania, bo patrzyłem, na jakiej wysokości jestem) i spadłem na piach jak jakaś pacynka :D
Oj pamiętam te czasy...
Kiedyś tak zrobiłem na koloniach i przeleciałem nad głową nauczycielki. Potem stałem w kącie do końca dnia. Ale szacun był to racja :D
A wcale nie trzeba było zaryć o ziemię. Trzeba było mieć technikę. Och to były dni...
Żartujesz? To była główna zabawa mojego dzieciństwa! No... może poza graniem w tzw syfa na placu zabaw (jak w "gonic", tylko trafić trzeba było piłką) ;)
No tak, zaczęłam szanować huśtawki bo zrozumiałam, że to mój wróg:] 15 lat temu dostałam w plecy i od tamtej pory mówię, że mam chorobę lokomocyjną dlatego się nie huśtam:P
ja to miałem przygode :D żeby skoczyć daleko trzeba wyskoczyć jak huśtawka zaczyna wychylać sie w przod... ja kiedys wyskoczylem jak byla najbardziej wychylona do przodu...
u mnie, to robimy zawody w skoku w dal ;P
Niektórym dało wózki inwalidzkie.
Szkoda tylko że raz rozpedzona huśtawka przyrypała miw tył głowy tuż nad potylicą...na szczescie skończyło sie tylko na omdleniu i kilku szwach ;)
Ja się cieszę że właśnie takie miałem dzieciństwo. Obdarte łokcie, rozbita głowa, rozwalone kolana, szwy, siniaki, zwichnięcia to było coś : ) "dzisiejsze" dzieci zamiast tego co wymieniłem mają rysę na psychice co zapewne niekorzystnie odbije się na ich przyszłości. Dziękuję.
pamiętam,jak kiedyś moja koleżanka skoczyła -ponad 3 metry w przód,twarz cała czarna,nic jej się na szczęście nie stało.ale szacunek był :D
Pamiętam, były zawody w skokach narciarskich! :) całe wakacje sie w to bawiłem :)
Taa i dawało dwie połamane kończyny...
A teraz?
Fajki ;/
Ja to Xle wspominam.. ;/ Jak na plecy jebłam.. wstać nie mogłam ale przynajmniej kumpli rozbawiłam.. ;D
Do czasu aż cię nie złamało... ;/
mi dało gips na 2 miesiące
U mnie na placu zabaw takie skoki były codziennością. Rispekta była dopiero, gdy ktoś się okręcił wokół huśtawki.
Może i dawały szacunek , ale powiem z doświadczenia że gdy się źle `upadło` czyli w moim przypadku na bok i się nie mogło oddychać przez pół minuty .. to fajnie nie było ..
ostatnio w szkole robiliśmy zawody kto najdalej doskoczy i wygrał Maciek
To chyba na twoim placu zabaw było dzieci bez nóg, skoro nie umiały tego robić
noo jasne, pamiętam to, jakby było wczoraj; 'mamo, zobacz, umiem skakać z huśtawki! skończyło się to szyciem głowy na pogotowiu
caly czas takie same demotywatory zauwazam.. albo w 99% podobne ... ludzie kur przestancie
taaak, piękne czasy, byłem 5-krotnym mistrzem osiedla...
U mnie to jeszcze były zawody w pluciu z huśtawek, bo to mocniejszego kopa dawało ;P
my robiliśmy zawody kto dalej ale z szacunkiem nie miało to wtedy dla nas nic wspólnego bo o tym nie myśleliśmy
Do dzisiaj mam blaszkę w w kości promieniowej i 6 śrubek po takiej zabawie sprzed 10 lat:D ale nadal to uwielbiam:P
no szacun był też dla tego kto wyskoczył wyżej dzięki za demota przypomniało się dzieciństwo :)
Pamiętam tę zabawę kto dalej skoczy z huśtawki, zawsze się bałam, ale kiedyś się odważyłam. Chłopacy porządnie mnie rozhuśtali i skoczyłam ... w krzaki. Przynajmniej miałam miękkie lądowanie :P
A mi zalatwilo stuczenie obu przedramion...
szacun szacunem, ale ile kontuzji przy tym:) to była jazda:)
taa mi to dało 5 szwów na głowie...
dzisiaj wlasnie skoczylam tak z hustawki choc nie robilam tego od wielu lat i przypomnialy mi sie stare dobre czasy .... i wlasnie dzisiaj na dodatek zabaczylam ten demot
Połamany kręgosłup też z pewnością by zaimponował.
no ja tak skakałam bo bawiłam się w Małysza i złamałam rękę! :D
ja mam 15lat i nadal lubie skakac xD
ja oprócz szacunu otrzymałem złamanie najpierw jednej ręki, później drugiej, a i jeszcze raz skręcenie kostki, a to takie moje szczęście