Jeśli nauczyciel nie ma nic ciekawego do powiedzenia, czyta na głos podręcznik, dyktuje niezrozumiałe regułki, opowiada pierdoły( na przykład moja pani od biologii z gimnazjum opowiadała nam na lekcji, jak zepsuła się jej pralka) albo puszcza jakiś film i w ogóle nie interesuje się uczniami, to niby co uczniowie mają robić? Dobrze będzie, jak znajdą sobie jakieś kreatywne zajęcie, stworzą coś, ale w większości i tak grają na smartfonach pod ławką. Tak naprawdę lepiej robić co kolwiek, niż 45 minut gapić się w sufit. Jak nauczyciel nie uczy i zwyczajnie olewa uczniów, to jest to jednak jego wina.
jestem nauczycielem i calkowicie sie zgadzam z komentarzem tytana i fantine. nauczycielem powinno sie byc z powolania i miec tez krytyczne podejscie do siebie a nie tylko do uczniow. nauczycielom latwo zwalic wine na uczniow, bo to najprostsze rozwiazanie. ja uwazam, ze dobry nauczyciel zainteresuje nawet slabych uczniow i to od nauczyciela zalezy czy uczniowie beda sluchac czy zasypiac po 5 minutach...
Ja to se rysowałem narty na matmie, polskim historii, bo mnie nudziły. Jakieś bałwany też na tych nartach i skakały one z dachów. Nauczyciel się wkurzył i powiedział - no i co ci da takie bazgranie?! Jak cię nie interesuje sinus, to idź się baw na śniegu bałwanie. Zobaczymy co z tego będziesz miał w życiu. No to poszedłem, hehe
Dużo zależy od nauczyciela chociaż nie zawsze. Ale często nie tłumaczą materiału coś tam podyktują zrobią jakiś przykład albo dwa i zadanka do domu. Tak moja pierwsza klasa wyglądała w technikum dużo się nie nauczyłem zdać zdałem. W drugiej klasie zmienili nam nauczycielkę i już miałem lepiej to wytłumaczone i oceny wzrosły. W trzeciej wróciła ta z pierwszej czyli powtórka. A w czwartej kolejna nauczycielka i żałuje że nie miałem z nią wszystkich 4 lat bo matmę miałbym teraz w małym paluszku nauczyła mnie dużo i zdałem maturę na 70% mimo że ciężko nadrobić te pozostałe lata w rok i to krótszy. Dlatego jestem zdania że dużo od nauczyciela zależy jak tłumaczy i ile wymaga. Są nauczyciele co mają powołanie do tego i fajnie się ich słucha a niektórzy.... jedyna myśl na lekcji to kiedy dzwonek.
ci co się tłumaczą to chyba nauczyciele:)
oczywiście że zawsze znajdą się tacy co przyszli do szkoły popisywać się i robić szum na lekcji. jednak praktycznie wszystko zależy od nauczyciela- nigdy nie zapomnę mojego polonisty z liceum- potrafił zainteresować tematem, zaintrygować, zmusić do myślenia, jednocześnie miał taki szacunek że nawet "klasowi chuligani" siedzieli grzecznie na jego lekcjach. nauczyciel powinien mieć powołanie jak ksiądz czy lekarz.
nasza pani od Historii wzbudza raczej strach ale wszyscy są cicho na jej lekcjach (co przekłada się na oceny bo z Historii wszystkie klasy które uczy są jednymi z najlepszych i tylko kilka osób ma słabsze oceny) więc jak dla mnie ok jak się nie da wyegzekwować szacunku bo go rodzice nie nauczyli to strach jest dobrą alternatywą
Są ludzie, którzy się koncentrują przez rysunek i na szczęście są nauczyciele, którzy o tym wiedzą i skutecznie wykorzystują to w nauce nawet w gimnazjum i liceum!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
A ci którzy o tym nie wiedza powinni korzystać z kursów doszkalających!!!
Pomijam sytuacje, w których sposób prowadzenia zajęć jest tak nudny, że tylko rysowanie utrzymuje ucznia w ławce. To już jest całkowita porażka pedagogiczna takiego nauczyciela.
Nauczyciele są różni i różne są sytuacje. Ale jak trzeba to i czwarty raz z rzędu tłumaczę jak widzę, że ktoś stara się zrozumieć, pyta. I wiem, że nie tylko ja tak robię. Zdaję sobie sprawę, że nie każdy musi być z matematyki orłem, że niektórym nauka tego przedmiotu może przychodzić ciężko. Ale serio, to w gimnazjum każdy przy odrobinie pracy i chęci może mieć tróję.
Zgadzam się z tym ale prawda jest taka ze nauczyciel powinien umiec zapanowac nad klasa np. u mnie na matematyce nie ma takiej mozliwosci zeby ktos zrobil sb czolg na lekcji.
Trochę tutaj jest racji. Przyznam się, że jak nauczyciel zamiast samemu prowadzić lekcje i tłumaczyć to podaje regułki z książki i każe je przepisać to osobiście mam na niego wy*ebane bo uznaje ze nie wie o czym mówi skoro nie umie tego przekazać własnymi słowami. Przespałem cały okres nauki samemu się uczyłem i zdałem technikum i maturę ale to nie jest wyczyn co większość wie. Tylko na kilku lekcjach nie chciałem spać bo nauczyciel tak ciekawie mówił, ze spanie było grzechem
Nie twierdzę, że wina leży tylko po stronie ucznia, zdaję sobie sprawę, że wiele zależy od nauczyciela. Ale choćby nauczyciel stawał na głowie, to siłą rozumu do głowy nie nałoży. Od 3 lat udzielam korepetycji, więc mam wgląd w sytuację także "z drugiej strony", rozmawiam z uczniami i znam ich. Ale to, co ostatnio wymyślają uczniowie to jawna bezczelność. On nie będzie słuchał, bo on matematyki i tak nie rozumie. On nie będzie słuchał bo jest humanistą. On nie będzie zajmował się matematyką bo i tak mu się to w życiu nie przyda. On ma ważniejsze sprawy na głowie niż szkoła itp - takie teksty są na porządku dziennym. Uczniowie (oczywiście nie wszyscy) robią wszystko byle tylko przypadkiem czegoś się nie dowiedzieć: słuchają muzyki, grają na telefonach, siedzą na fejsie, rysują, gadają itd. A jak na koniec roku wychodzi jedynka to szok, płacz i nagle uczniowie stają się święci i wszystkim tłumaczą jaki to nauczyciel niedobry, jak się przyczepił itp. itd. Zero samokrytyki, byle tylko winę na nauczyciela zwalić. To, że z klasy na 25 osób zagrożenie mają 3 osoby a reszta zalicza bez problemu to czysty przypadek i tak nauczyciel jest winny.
Jeśli mamy grupę powiedzmy 20 osób. To możemy przyjąć iż jest ona grupą reprezentatywną czyli w każdej części Polski trafią się podobne osobniki(te 20 osób to klasa). Mamy też nauczyciela. jest jeden wiec zmienna jest większa. I teraz. Jedna klasa uważa i ma sukcesy a inna rysuje a później zawalają rok. Czemu jedna klasa ma dobre wyniki a inna złe?
Udzielam korepetycji od kilku lat i mam wyrobione zdanie na temat polskich uczniów.
Po pierwsze program nauczania z roku na rok jest obcinany i materiału jest mniej, a także staje się łatwiejszy (wystarczy porównać matury).
Po drugie widzę jakie jest podejście uczniów do nauki. Oczekują, że nauczyciel albo korepetytor nałoży im wiedzę do głowy i nie będą musieli nic robić. Sami nie są chętni do robienia czegokolwiek i nie widzą tego, że żeby się czegoś nauczyć trzeba włożyć minimum wysiłku w naukę.
Po trzecie to, że nie uważają na lekcjach jest widoczne gołym okiem bo nie potrafią czasami zrozumieć najbardziej podstawowych zagadnień, które siłą rzeczy muszą się pojawić na lekcji.
Nie twierdzę, że wszyscy nauczyciele są bez winy, ale znam kilku i nie ma pośród nich osoby która by olewała totoalnie swoją pracę (a jak widzę część komentarzy to sugeruje). Ponadto stosują nowe techniki nauczania i starają się być innowacyjni. Niestety lenistwo uczniów jest zbyt grubym murem do przebicia głową i całe przedsięwzięcie pod tytułem lekcje matematyki spełza na niczym.
Apeluje do uczniów...poświęćcie 30 minut dziennie na naukę matmy a zdacie mature na 90% - nie jest to wyssane z palca...ja po prostu widzę to na przykąłdzie moich uczniów.
Wiesz, u mnie było tak, że w liceum dostaliśmy (klasa humanistyczna...) najgorszego matematyka w szkole (a w trakcie zastępstw miałam okazję "przetestować" wszystkich innych matematyków i nasza baba była naprawdę dnem i metrem mułu), u mnie jeszcze były problemy z podstawami z gimnazjum, gdzie babka już w ogóle nic nie tłumaczyła, po prostu siedziała i wywoływała do tablicy, po czym robiła jakąś tam papierologię, olewając, co ktoś pisze. Przez pierwsze 1,5 roku liceum się naprawdę starałam, próbowałam zrozumieć jej tłumaczenie, szukałam stron / filmików w internecie, nadążyć za jej chorym tokiem nauczania (mam podzielność uwagi, ale nie aż taką, żeby jednocześnie liczyć, przepisywać, patrzeć, jak wyrysowuje bryłę na tablicy i jeszcze ogarniać jej bluzganie nas), czytałam inne podręczniki, prosiłam mat-fiz o pomoc... Płacz, zgrzytanie zębów i ujemne poczucie własnej wartości w kwestii matmy. A potem zaczęłam chodzić na korepetycje i nagle cud! W ciągu dwóch godzin babka potrafiła mi wytłumaczyć rzeczy, których w szkole przez rok nie potrafiłam skumać. Wtedy zaczęłam totalnie olewać lekcje matmy w szkole i tylko biernie przepisywać, ale za to bez jęczenia przerabiałam tony zadań, kserówek i arkuszy maturalnych, które babka z korków dawała mi do domu. Nie zawsze jest tak, że uczniowi się nie chce, czasem po prostu wszelki wysiłek na matmie w szkole jest bezsensowny, bo prowadzi tylko do frustracji.
"Nie ma złego ucznia, może być zły nauczyciel", nauczyciel jeśli nie jest kreatywny i nie potrafi zachęcić do przedmiotu to tak naprawdę nie wie nic na temat swojego przedmiotu bowiem wystarczy odrobina wiedzy a słowa same się znajdą, ewentualnie może być tak że nauczyciel ma po prostu uczniów gdzieś. Próbować mówić że to wina uczniów że są bezmózgami ( a są) to tak jakby mówić paralitykowi że to jego wina że nie może wstać.
A jak ktos umie dany temat?to co ma robic?,sa osoby bardziej uzdolnione,takie osoby umia to i beda sie uczyc np:moja kuzynka nudzi sie na lekcjach,wiec wyklada sobie ksiazki i czyta lub rysuje bo sie nudzi,nie slucha nauczyciela,ale ten jak ja zapyta to ona zna odpowiedz.
@Raven354 no to już prawda system edukacyjny mimo wszystko powinien być bardziej dopasowany i tych lepszych czy nawet słabszych ale z ambicjami na bycie lepszym wstawić razem tych którzy są po prostu przeciętni i chcą takimi być wstawić też razem a tych których jedynym celem chodzenia do szkoły jest rozwalanie lekcji i odbębnianie godzin wstawić razem a nie ja który miałem FULLA a matmy trafiłem do gimny do klasy z kimś kto nie miał NAWET 3 punktów !! i olewał sobie wszystko DO SŁOWNIE!!
Mnie w gimnazjum przez 3 lata tylko 4 nauczycieli (z 19) cokolwiek nauczyła, reszta nie ma zielonego pojęcia o nauczaniu i robią to źle, skoro nauczyciel niemieckiego (w mojej szkole) za narysowanie choinki wstawia 5 i wymyśla oceny (tak wymyśla) to czy nie minął się z powołaniem? Dla tych co myślą, że nic nie robię na lekcji, to mają racją, ale tylko na tych gdzie nauczyciel jest do bani, a i tak wystawi 5 czy 6.
A wiecie co mnie denerwuje w wielu nauczycielach, myślą że ich przedmiot jest przydatny, fanatycznie uważają go za faktycznie coś co nam się przyda w życiu, najgorsi są tacy którzy na dodatek wygadują głupoty sprzeczne z prawdą o swoim przedmiocie, np, emkonomistka od tzw. podstaw przedsiębiorczości wyśmiała ucznia który powiedział że w Polsce nie ma kapitalizmu, jest socjalizm, i ta nauczycieka uczy w klasach o profilu ekonomicznym, kształci przyszłych ekonomistów
Taki mały osobisty przykład na to, że nie warto olewać lekcji w szkole.
Też przez całe gimnazjum i liceum nie przykładałam się do nauki matmy i kilku innych przedmiotów. Rysowałam w zeszycie, gadałam ze znajomymi, słuchałam muzyki... Wszystko, byle się nie uczyć. Teraz, z perspektywy czasu, zrozumiałam że popełniłam bardzo wielki błąd, że być może swoim olewanie być może przekreśliłam swoją przyszłość. Część moich znajomych, którym na prawdę zależało na nauce, świetnie napisało matury i teraz składają papiery do renomowanych szkół w Polsce. A mnie czeka najprawdopodobniej dwanaście miesięcy intensywnej nauki, poprawianie matur, rok w plecy i penie masa pieniędzy wydanych na korepetycje eh ...
Na matmie w technikum, nawet nie masz czasu żeby się podrapać po dupie, chyba że chcesz przepisywać potem regułkę od kogoś czy przykład cały, tak szybko dyktuje profesor. Zależy od tego czy nauczyciel potrafi wyrobić sobie autorytet i jak prowadzi zajęcia, jest dużo czynników też pośrednich, ale jeśli nauczyciel pokaże to, że nie można robić sobie z niego jaj i uciszy grupkę klasowych cwaniaczków to będą normalne zajęcia.
Kurczę, ja rysowałam w gimnazjum na matmie, bo niesamowicie mi się nudziło (robiłam zadania do przodu, podczas gdy większość klasy, poza paroma osobami, które coś rozumiały, robiła jedno zadanie na lekcję). Teraz jestem w liceum, na profilu z rozszerzoną matematyką... I rysować na matmie? W życiu! Nie ma na to czasu :) Więc nie zależy to tylko od nauczyciela (matematyczka w gimnazjum chciała dobrze), ale i od klasy.
Pffff.... Dzięki tym nudnym lekcjom jakim jest np matematyka nauczyłem sie rysować na tyle dobrze, że wyrobiłem sobie wyobraźnie przestrzenną, wiem jak i gdzie powinny padać cienie przy różnym oświetleniu, to mi pomogło w grafice komputerowej i animacjach którymi się zająłem po szkole. Swoje prace wystawiałem publicznie a praca zarobkowa sama do mnie przyszła. Teraz pracuje jako filmowiec, animator, montażysta i tworzę efekty specjalne do filmów, a większość osób która uznawała mnie za nieuka i debila mająca średnią powyżej 4 zapierdziela na zmywakach w Anglii lub robi za ladą w tesco. Więc RYSUJCIE LUDZIE ILE WLEZIE!!! i miejcie w d...ie nauczycieli którzy i tak was niczego mądrego przyszłościowego nie nauczą!! Zajmujcie się tym co was interesuje i się nie poddawajcie a dojdziecie do celu. Szkoła to debilna instytucja oparta także na kłamstwach w której w większości przypadków nie nauczycie się nic mądrego, a staniecie się bezmyślnymi lemingami których kocha system. Pozdrawiam
A społeczeństwo (pracujący) płacą za te zabawy. Dlaczego szkoły są obowiązkowe? Niech zostaną darmowe, dostępne, ale NIEOBOWIĄZKOWE! Kto uważa że pan z historii albo fizyki bredzi, opowiada dyrdymały - do domu. W takim systemie, za 20 lat, ukończenie szkoły będzie gwarancją otrzymania pracy
Nauczyciele też są czasem winni...
Jeśli nauczyciel nie ma nic ciekawego do powiedzenia, czyta na głos podręcznik, dyktuje niezrozumiałe regułki, opowiada pierdoły( na przykład moja pani od biologii z gimnazjum opowiadała nam na lekcji, jak zepsuła się jej pralka) albo puszcza jakiś film i w ogóle nie interesuje się uczniami, to niby co uczniowie mają robić? Dobrze będzie, jak znajdą sobie jakieś kreatywne zajęcie, stworzą coś, ale w większości i tak grają na smartfonach pod ławką. Tak naprawdę lepiej robić co kolwiek, niż 45 minut gapić się w sufit. Jak nauczyciel nie uczy i zwyczajnie olewa uczniów, to jest to jednak jego wina.
a później na demotach się dziwimy, skąd tu tyle przemądrzałych głupków
Masz rację. Jednak w większości przypadków to wina ucznia.
jestem nauczycielem i calkowicie sie zgadzam z komentarzem tytana i fantine. nauczycielem powinno sie byc z powolania i miec tez krytyczne podejscie do siebie a nie tylko do uczniow. nauczycielom latwo zwalic wine na uczniow, bo to najprostsze rozwiazanie. ja uwazam, ze dobry nauczyciel zainteresuje nawet slabych uczniow i to od nauczyciela zalezy czy uczniowie beda sluchac czy zasypiac po 5 minutach...
Ja to se rysowałem narty na matmie, polskim historii, bo mnie nudziły. Jakieś bałwany też na tych nartach i skakały one z dachów. Nauczyciel się wkurzył i powiedział - no i co ci da takie bazgranie?! Jak cię nie interesuje sinus, to idź się baw na śniegu bałwanie. Zobaczymy co z tego będziesz miał w życiu. No to poszedłem, hehe
Dużo zależy od nauczyciela chociaż nie zawsze. Ale często nie tłumaczą materiału coś tam podyktują zrobią jakiś przykład albo dwa i zadanka do domu. Tak moja pierwsza klasa wyglądała w technikum dużo się nie nauczyłem zdać zdałem. W drugiej klasie zmienili nam nauczycielkę i już miałem lepiej to wytłumaczone i oceny wzrosły. W trzeciej wróciła ta z pierwszej czyli powtórka. A w czwartej kolejna nauczycielka i żałuje że nie miałem z nią wszystkich 4 lat bo matmę miałbym teraz w małym paluszku nauczyła mnie dużo i zdałem maturę na 70% mimo że ciężko nadrobić te pozostałe lata w rok i to krótszy. Dlatego jestem zdania że dużo od nauczyciela zależy jak tłumaczy i ile wymaga. Są nauczyciele co mają powołanie do tego i fajnie się ich słucha a niektórzy.... jedyna myśl na lekcji to kiedy dzwonek.
ci co się tłumaczą to chyba nauczyciele:)
oczywiście że zawsze znajdą się tacy co przyszli do szkoły popisywać się i robić szum na lekcji. jednak praktycznie wszystko zależy od nauczyciela- nigdy nie zapomnę mojego polonisty z liceum- potrafił zainteresować tematem, zaintrygować, zmusić do myślenia, jednocześnie miał taki szacunek że nawet "klasowi chuligani" siedzieli grzecznie na jego lekcjach. nauczyciel powinien mieć powołanie jak ksiądz czy lekarz.
nasza pani od Historii wzbudza raczej strach ale wszyscy są cicho na jej lekcjach (co przekłada się na oceny bo z Historii wszystkie klasy które uczy są jednymi z najlepszych i tylko kilka osób ma słabsze oceny) więc jak dla mnie ok jak się nie da wyegzekwować szacunku bo go rodzice nie nauczyli to strach jest dobrą alternatywą
Niestesty dość często nauczyciele uczą bardzo nużąco że cieżko koncetrować
Ktoś tu ma kompleksy...;))
Nauczyciel matmy? Zły człek, diabł wcielony...
- Synku, czy nauczyciel był wobec ciebie grzeczny?
Gratulacje. Wygrałeś internet...
To sa humanisci, oni maja problemy z matma [ironia jakby co]
Są ludzie, którzy się koncentrują przez rysunek i na szczęście są nauczyciele, którzy o tym wiedzą i skutecznie wykorzystują to w nauce nawet w gimnazjum i liceum!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
A ci którzy o tym nie wiedza powinni korzystać z kursów doszkalających!!!
Pomijam sytuacje, w których sposób prowadzenia zajęć jest tak nudny, że tylko rysowanie utrzymuje ucznia w ławce. To już jest całkowita porażka pedagogiczna takiego nauczyciela.
Wiesz chyba, że osoba, która używa więcej niż trzech wykrzykników w jednym zdaniu ma problemy emocjonalne...?
Autor: Wkur*iony nauczyciel
Jesli uczeń wykaże zainteresowanie przedmiotem lub daną lekcją, pytając się o powtórzenie czegoś bo nie rozumie to usłyszy "trzeb abyło uważać"
Nauczyciele są różni i różne są sytuacje. Ale jak trzeba to i czwarty raz z rzędu tłumaczę jak widzę, że ktoś stara się zrozumieć, pyta. I wiem, że nie tylko ja tak robię. Zdaję sobie sprawę, że nie każdy musi być z matematyki orłem, że niektórym nauka tego przedmiotu może przychodzić ciężko. Ale serio, to w gimnazjum każdy przy odrobinie pracy i chęci może mieć tróję.
Zgadzam się z tym ale prawda jest taka ze nauczyciel powinien umiec zapanowac nad klasa np. u mnie na matematyce nie ma takiej mozliwosci zeby ktos zrobil sb czolg na lekcji.
Tego demotywatora mógł stworzyć tylko nauczyciel :)
Trochę tutaj jest racji. Przyznam się, że jak nauczyciel zamiast samemu prowadzić lekcje i tłumaczyć to podaje regułki z książki i każe je przepisać to osobiście mam na niego wy*ebane bo uznaje ze nie wie o czym mówi skoro nie umie tego przekazać własnymi słowami. Przespałem cały okres nauki samemu się uczyłem i zdałem technikum i maturę ale to nie jest wyczyn co większość wie. Tylko na kilku lekcjach nie chciałem spać bo nauczyciel tak ciekawie mówił, ze spanie było grzechem
Nie twierdzę, że wina leży tylko po stronie ucznia, zdaję sobie sprawę, że wiele zależy od nauczyciela. Ale choćby nauczyciel stawał na głowie, to siłą rozumu do głowy nie nałoży. Od 3 lat udzielam korepetycji, więc mam wgląd w sytuację także "z drugiej strony", rozmawiam z uczniami i znam ich. Ale to, co ostatnio wymyślają uczniowie to jawna bezczelność. On nie będzie słuchał, bo on matematyki i tak nie rozumie. On nie będzie słuchał bo jest humanistą. On nie będzie zajmował się matematyką bo i tak mu się to w życiu nie przyda. On ma ważniejsze sprawy na głowie niż szkoła itp - takie teksty są na porządku dziennym. Uczniowie (oczywiście nie wszyscy) robią wszystko byle tylko przypadkiem czegoś się nie dowiedzieć: słuchają muzyki, grają na telefonach, siedzą na fejsie, rysują, gadają itd. A jak na koniec roku wychodzi jedynka to szok, płacz i nagle uczniowie stają się święci i wszystkim tłumaczą jaki to nauczyciel niedobry, jak się przyczepił itp. itd. Zero samokrytyki, byle tylko winę na nauczyciela zwalić. To, że z klasy na 25 osób zagrożenie mają 3 osoby a reszta zalicza bez problemu to czysty przypadek i tak nauczyciel jest winny.
Niezła próba sorko
Jeśli mamy grupę powiedzmy 20 osób. To możemy przyjąć iż jest ona grupą reprezentatywną czyli w każdej części Polski trafią się podobne osobniki(te 20 osób to klasa). Mamy też nauczyciela. jest jeden wiec zmienna jest większa. I teraz. Jedna klasa uważa i ma sukcesy a inna rysuje a później zawalają rok. Czemu jedna klasa ma dobre wyniki a inna złe?
Autorze: Zapomniał wół jak cielęciem był
To jest najgorszy demotywator wszech czasów! Proszę, minusujcie... ale to jest PRAWDA!
Udzielam korepetycji od kilku lat i mam wyrobione zdanie na temat polskich uczniów.
Po pierwsze program nauczania z roku na rok jest obcinany i materiału jest mniej, a także staje się łatwiejszy (wystarczy porównać matury).
Po drugie widzę jakie jest podejście uczniów do nauki. Oczekują, że nauczyciel albo korepetytor nałoży im wiedzę do głowy i nie będą musieli nic robić. Sami nie są chętni do robienia czegokolwiek i nie widzą tego, że żeby się czegoś nauczyć trzeba włożyć minimum wysiłku w naukę.
Po trzecie to, że nie uważają na lekcjach jest widoczne gołym okiem bo nie potrafią czasami zrozumieć najbardziej podstawowych zagadnień, które siłą rzeczy muszą się pojawić na lekcji.
Nie twierdzę, że wszyscy nauczyciele są bez winy, ale znam kilku i nie ma pośród nich osoby która by olewała totoalnie swoją pracę (a jak widzę część komentarzy to sugeruje). Ponadto stosują nowe techniki nauczania i starają się być innowacyjni. Niestety lenistwo uczniów jest zbyt grubym murem do przebicia głową i całe przedsięwzięcie pod tytułem lekcje matematyki spełza na niczym.
Apeluje do uczniów...poświęćcie 30 minut dziennie na naukę matmy a zdacie mature na 90% - nie jest to wyssane z palca...ja po prostu widzę to na przykąłdzie moich uczniów.
Wiesz, u mnie było tak, że w liceum dostaliśmy (klasa humanistyczna...) najgorszego matematyka w szkole (a w trakcie zastępstw miałam okazję "przetestować" wszystkich innych matematyków i nasza baba była naprawdę dnem i metrem mułu), u mnie jeszcze były problemy z podstawami z gimnazjum, gdzie babka już w ogóle nic nie tłumaczyła, po prostu siedziała i wywoływała do tablicy, po czym robiła jakąś tam papierologię, olewając, co ktoś pisze. Przez pierwsze 1,5 roku liceum się naprawdę starałam, próbowałam zrozumieć jej tłumaczenie, szukałam stron / filmików w internecie, nadążyć za jej chorym tokiem nauczania (mam podzielność uwagi, ale nie aż taką, żeby jednocześnie liczyć, przepisywać, patrzeć, jak wyrysowuje bryłę na tablicy i jeszcze ogarniać jej bluzganie nas), czytałam inne podręczniki, prosiłam mat-fiz o pomoc... Płacz, zgrzytanie zębów i ujemne poczucie własnej wartości w kwestii matmy. A potem zaczęłam chodzić na korepetycje i nagle cud! W ciągu dwóch godzin babka potrafiła mi wytłumaczyć rzeczy, których w szkole przez rok nie potrafiłam skumać. Wtedy zaczęłam totalnie olewać lekcje matmy w szkole i tylko biernie przepisywać, ale za to bez jęczenia przerabiałam tony zadań, kserówek i arkuszy maturalnych, które babka z korków dawała mi do domu. Nie zawsze jest tak, że uczniowi się nie chce, czasem po prostu wszelki wysiłek na matmie w szkole jest bezsensowny, bo prowadzi tylko do frustracji.
Do nauki tempe ch..je!!!
"Nie ma złego ucznia, może być zły nauczyciel", nauczyciel jeśli nie jest kreatywny i nie potrafi zachęcić do przedmiotu to tak naprawdę nie wie nic na temat swojego przedmiotu bowiem wystarczy odrobina wiedzy a słowa same się znajdą, ewentualnie może być tak że nauczyciel ma po prostu uczniów gdzieś. Próbować mówić że to wina uczniów że są bezmózgami ( a są) to tak jakby mówić paralitykowi że to jego wina że nie może wstać.
Tej gosciu autorze tego demota PO***BAŁO CIE? Nigdy nie chodziłes do szkoły czy co? Albo jestes nauczycielem albo idiotą :)
A jak ktos umie dany temat?to co ma robic?,sa osoby bardziej uzdolnione,takie osoby umia to i beda sie uczyc np:moja kuzynka nudzi sie na lekcjach,wiec wyklada sobie ksiazki i czyta lub rysuje bo sie nudzi,nie slucha nauczyciela,ale ten jak ja zapyta to ona zna odpowiedz.
Panie Profesorze, niech pan nie przesadza ;)
@Raven354 no to już prawda system edukacyjny mimo wszystko powinien być bardziej dopasowany i tych lepszych czy nawet słabszych ale z ambicjami na bycie lepszym wstawić razem tych którzy są po prostu przeciętni i chcą takimi być wstawić też razem a tych których jedynym celem chodzenia do szkoły jest rozwalanie lekcji i odbębnianie godzin wstawić razem a nie ja który miałem FULLA a matmy trafiłem do gimny do klasy z kimś kto nie miał NAWET 3 punktów !! i olewał sobie wszystko DO SŁOWNIE!!
Ciekaw jestem, czy Ty DOSŁOWNIE nie olewałeś innych lekcji.
Mnie w gimnazjum przez 3 lata tylko 4 nauczycieli (z 19) cokolwiek nauczyła, reszta nie ma zielonego pojęcia o nauczaniu i robią to źle, skoro nauczyciel niemieckiego (w mojej szkole) za narysowanie choinki wstawia 5 i wymyśla oceny (tak wymyśla) to czy nie minął się z powołaniem? Dla tych co myślą, że nic nie robię na lekcji, to mają racją, ale tylko na tych gdzie nauczyciel jest do bani, a i tak wystawi 5 czy 6.
Pisał nauczyciel
Chyba tego demota robił jakiś nauczyciel...
Szczerze to sądzę że ten demotywator napisał nauczyciel
A wiecie co mnie denerwuje w wielu nauczycielach, myślą że ich przedmiot jest przydatny, fanatycznie uważają go za faktycznie coś co nam się przyda w życiu, najgorsi są tacy którzy na dodatek wygadują głupoty sprzeczne z prawdą o swoim przedmiocie, np, emkonomistka od tzw. podstaw przedsiębiorczości wyśmiała ucznia który powiedział że w Polsce nie ma kapitalizmu, jest socjalizm, i ta nauczycieka uczy w klasach o profilu ekonomicznym, kształci przyszłych ekonomistów
Taki mały osobisty przykład na to, że nie warto olewać lekcji w szkole.
Też przez całe gimnazjum i liceum nie przykładałam się do nauki matmy i kilku innych przedmiotów. Rysowałam w zeszycie, gadałam ze znajomymi, słuchałam muzyki... Wszystko, byle się nie uczyć. Teraz, z perspektywy czasu, zrozumiałam że popełniłam bardzo wielki błąd, że być może swoim olewanie być może przekreśliłam swoją przyszłość. Część moich znajomych, którym na prawdę zależało na nauce, świetnie napisało matury i teraz składają papiery do renomowanych szkół w Polsce. A mnie czeka najprawdopodobniej dwanaście miesięcy intensywnej nauki, poprawianie matur, rok w plecy i penie masa pieniędzy wydanych na korepetycje eh ...
Na matmie w technikum, nawet nie masz czasu żeby się podrapać po dupie, chyba że chcesz przepisywać potem regułkę od kogoś czy przykład cały, tak szybko dyktuje profesor. Zależy od tego czy nauczyciel potrafi wyrobić sobie autorytet i jak prowadzi zajęcia, jest dużo czynników też pośrednich, ale jeśli nauczyciel pokaże to, że nie można robić sobie z niego jaj i uciszy grupkę klasowych cwaniaczków to będą normalne zajęcia.
bury najlepszy :)
Kurczę, ja rysowałam w gimnazjum na matmie, bo niesamowicie mi się nudziło (robiłam zadania do przodu, podczas gdy większość klasy, poza paroma osobami, które coś rozumiały, robiła jedno zadanie na lekcję). Teraz jestem w liceum, na profilu z rozszerzoną matematyką... I rysować na matmie? W życiu! Nie ma na to czasu :) Więc nie zależy to tylko od nauczyciela (matematyczka w gimnazjum chciała dobrze), ale i od klasy.
Pffff.... Dzięki tym nudnym lekcjom jakim jest np matematyka nauczyłem sie rysować na tyle dobrze, że wyrobiłem sobie wyobraźnie przestrzenną, wiem jak i gdzie powinny padać cienie przy różnym oświetleniu, to mi pomogło w grafice komputerowej i animacjach którymi się zająłem po szkole. Swoje prace wystawiałem publicznie a praca zarobkowa sama do mnie przyszła. Teraz pracuje jako filmowiec, animator, montażysta i tworzę efekty specjalne do filmów, a większość osób która uznawała mnie za nieuka i debila mająca średnią powyżej 4 zapierdziela na zmywakach w Anglii lub robi za ladą w tesco. Więc RYSUJCIE LUDZIE ILE WLEZIE!!! i miejcie w d...ie nauczycieli którzy i tak was niczego mądrego przyszłościowego nie nauczą!! Zajmujcie się tym co was interesuje i się nie poddawajcie a dojdziecie do celu. Szkoła to debilna instytucja oparta także na kłamstwach w której w większości przypadków nie nauczycie się nic mądrego, a staniecie się bezmyślnymi lemingami których kocha system. Pozdrawiam
Proszę Pani, głupi demot
Tak
A społeczeństwo (pracujący) płacą za te zabawy. Dlaczego szkoły są obowiązkowe? Niech zostaną darmowe, dostępne, ale NIEOBOWIĄZKOWE! Kto uważa że pan z historii albo fizyki bredzi, opowiada dyrdymały - do domu. W takim systemie, za 20 lat, ukończenie szkoły będzie gwarancją otrzymania pracy