kiedys przygarnelam malenka,nieopierzona jeszcze i slepa jaskolke, ktorej burza zniszczyla gniazdo i z posrod wszystkich pisklat tylko ta jedna przezyla. Szczerze myslalam, ze nie uda mi sie jej uratowac, bo byla bardzo slaba, ale do konca zmiany w pracy nosilam ja za bluzka, zeby sie ogrzala:) lapalam muchy, poilam, dbalam i...przezyla:) za to, nastepnego roku trafily mi sie dwie:):) no ale mialam juz doswiadczenie:)
Kolega taty znalazł łysą jeszcze wiewiórkę, musiała wylecieć z gniazda i zostać zaatakowana przez jakieś inne zwierzę, bo nie miała częściowo tylnych łapek i ogona. Dzięki temu aż do smierci mogła mu toważyszyć jako wierny przyjaciel, bo nie była w stanie skakać na tyle, by niszczyć meble itd w mieszkaniu. Najfajniej jeździło się z nią samochodem, bo nie wazne, gdzie się ją posadziło i tak trafiała na półkę rozdzielczą i całkowicie spokojnie sobie siedziała :)
Miałam bardzo podobną historię. Też miałam znalazłam takie pisklę, przygarnęłam. Było jeszcze nieopierzone- u mnie w domu wyrosły mu piórka, zaczął jeść kaszkę dla dzieci, wydawać dźwięki, obserwować otoczenie. W końcu niezdarnie uczył się latać. Na początku szło to opornie, natomiast z dnia na dzień było coraz lepiej. Przyzwyczajałam się do myśli, że lada dzień trzeba go będzie wypuścić na wolność i pogodzić się z tym, że dorósł.
Kiedy wróciłam do domu, okazało się, że walnął łbem o filar w domu, zabijając się tym na miejscu.
Jak miałam 13 lat, zgarnęłam małego gołębia siedzącego na kościelnych schodach. Majowa ulewa, wszyscy biegną do domu, a ten siedział na tych schodach już ponad godzinę (widziałam go przed mszą). Ptaszek wylądował na balkonie, pamiętam wielkie oczy i dziób i małe ciałeczko. Na początku bał się nas, potem tak się otrzaskał, że mu nie robiło wiszące pranie, pies zaglądający na balkon czy my na owym balkonie. Latać próbował sam, lądował po sąsiednich balkonach, na szczęście sąsiedzi wyrozumiali byli :) Raz mój tata się ucieszył, spojrzał rano na balkon, gołębia nie ma, ooo poleciał. A że noc była ciepła, więc okno otwarte było. I gołąb w nocy skorzystał. Wlazł do mieszkania i usiadł na kablach od tv zwiniętych "w gniazdko" :D Ostatecznie wyprowadził się gdzieś po 3 miesiącach, na początku wracał na noc, potem zaś na dobre przyłączył się do lokalnego stada. Odwiedzał nas regularnie, zawsze stała na balkonie miska z wodą i z ziarenkami. Po roku przyprowadził narzeczoną, dobrze że u nas gniazda nie założyli. Przylatywał jeszcze przez 3 lata od przygarnięcia. Potem zapomniał lub odszedł do lepszego świata. Ale wiem jedno - gdybym tamtej majowej niedzieli nie wzięła ze schodów małego przerażonego gołębia, jego życie zakończyłoby się tego samego, może następnego dnia. Zaś tak miał szansę wyrosnąć na prawdziwego samca na schwał (ogromny był, jak dorósł), kochanego przez nas wszystkich.
Ja też miałem kiedyś podobną historię, spotkałem raz na ulicy rannego zająca, którego gonił zły myśliwy. Ja mu zabrałem tę strzelbę i wsadziłem sami wiecie gdzie, a potem przygarnąłem tego królika i karmiłem go kaszką manną, kapustą i robakami. Tak dorósł, aż stał się pełnoletni i chciał wyruszyć z domu. Dałem mu więc tobołek, zapakowałem kanapki z marchwią na drogę, dałem ojcowskie błogosławieństwo i pożegnałem. Odszedł ze łzami w oczach, z tego powodu nic nie widział i przejechał go samolot.
Następnego dnia szedłem tą samą ulicą i nie uwierzycie.. ten sam myśliwy gonił dziką kurę, ranną na jedno oko i bez ogona...
Miałam taką samą sytuację z gołębiem, tyle że jego dorwał kot sąsiadki, a my go wzięliśmy do domu aż wydobrzeje. Nawet do miesiąca czasu odkąd go wypuściliśmy przylatywał do okna kuchni 3 razy dziennie żeby dać mu wodę, chleb itp :P. Najlepsze było jak ludzie z przystanku się dziwnie patrzyli jak nasz "Pultek" podlatuje do każdego członka rodziny i siada mu na ramieniu :P.
kiedys przygarnelam malenka,nieopierzona jeszcze i slepa jaskolke, ktorej burza zniszczyla gniazdo i z posrod wszystkich pisklat tylko ta jedna przezyla. Szczerze myslalam, ze nie uda mi sie jej uratowac, bo byla bardzo slaba, ale do konca zmiany w pracy nosilam ja za bluzka, zeby sie ogrzala:) lapalam muchy, poilam, dbalam i...przezyla:) za to, nastepnego roku trafily mi sie dwie:):) no ale mialam juz doswiadczenie:)
Dla wszystkich, którzy stwierdzą "no i po co to wszystko": pamiętajcie, że bez serca bylibyśmy jedynie maszynami.
Co ty tam koleś możesz wiedzieć o sercach i maszynach.
moja proca juz na niego czeka :D wróble nie dostaną mojej pszenicy bez walki :D
Fajna historia - dzięki za dobre serce :))
Pozostaje tylko czekać, aż ktoś zapyta: co ja na to?
Co Ty na to?
Kolega taty znalazł łysą jeszcze wiewiórkę, musiała wylecieć z gniazda i zostać zaatakowana przez jakieś inne zwierzę, bo nie miała częściowo tylnych łapek i ogona. Dzięki temu aż do smierci mogła mu toważyszyć jako wierny przyjaciel, bo nie była w stanie skakać na tyle, by niszczyć meble itd w mieszkaniu. Najfajniej jeździło się z nią samochodem, bo nie wazne, gdzie się ją posadziło i tak trafiała na półkę rozdzielczą i całkowicie spokojnie sobie siedziała :)
ale ściema
szkoda, że nie wierzysz, nie miałabym powodów by kłamać. wiewór zmarł 3 lata temu
Miałam bardzo podobną historię. Też miałam znalazłam takie pisklę, przygarnęłam. Było jeszcze nieopierzone- u mnie w domu wyrosły mu piórka, zaczął jeść kaszkę dla dzieci, wydawać dźwięki, obserwować otoczenie. W końcu niezdarnie uczył się latać. Na początku szło to opornie, natomiast z dnia na dzień było coraz lepiej. Przyzwyczajałam się do myśli, że lada dzień trzeba go będzie wypuścić na wolność i pogodzić się z tym, że dorósł.
Kiedy wróciłam do domu, okazało się, że walnął łbem o filar w domu, zabijając się tym na miejscu.
bardzo przykre
Uważam, że mądry morał wyszedł z tego ptaszka
Jak miałam 13 lat, zgarnęłam małego gołębia siedzącego na kościelnych schodach. Majowa ulewa, wszyscy biegną do domu, a ten siedział na tych schodach już ponad godzinę (widziałam go przed mszą). Ptaszek wylądował na balkonie, pamiętam wielkie oczy i dziób i małe ciałeczko. Na początku bał się nas, potem tak się otrzaskał, że mu nie robiło wiszące pranie, pies zaglądający na balkon czy my na owym balkonie. Latać próbował sam, lądował po sąsiednich balkonach, na szczęście sąsiedzi wyrozumiali byli :) Raz mój tata się ucieszył, spojrzał rano na balkon, gołębia nie ma, ooo poleciał. A że noc była ciepła, więc okno otwarte było. I gołąb w nocy skorzystał. Wlazł do mieszkania i usiadł na kablach od tv zwiniętych "w gniazdko" :D Ostatecznie wyprowadził się gdzieś po 3 miesiącach, na początku wracał na noc, potem zaś na dobre przyłączył się do lokalnego stada. Odwiedzał nas regularnie, zawsze stała na balkonie miska z wodą i z ziarenkami. Po roku przyprowadził narzeczoną, dobrze że u nas gniazda nie założyli. Przylatywał jeszcze przez 3 lata od przygarnięcia. Potem zapomniał lub odszedł do lepszego świata. Ale wiem jedno - gdybym tamtej majowej niedzieli nie wzięła ze schodów małego przerażonego gołębia, jego życie zakończyłoby się tego samego, może następnego dnia. Zaś tak miał szansę wyrosnąć na prawdziwego samca na schwał (ogromny był, jak dorósł), kochanego przez nas wszystkich.
Ja też miałem kiedyś podobną historię, spotkałem raz na ulicy rannego zająca, którego gonił zły myśliwy. Ja mu zabrałem tę strzelbę i wsadziłem sami wiecie gdzie, a potem przygarnąłem tego królika i karmiłem go kaszką manną, kapustą i robakami. Tak dorósł, aż stał się pełnoletni i chciał wyruszyć z domu. Dałem mu więc tobołek, zapakowałem kanapki z marchwią na drogę, dałem ojcowskie błogosławieństwo i pożegnałem. Odszedł ze łzami w oczach, z tego powodu nic nie widział i przejechał go samolot.
Następnego dnia szedłem tą samą ulicą i nie uwierzycie.. ten sam myśliwy gonił dziką kurę, ranną na jedno oko i bez ogona...
a ja kiedyś znalazłem pisklę na ziemi, wziąłem je, rzuciłem kurom i kaczkom, i ten widok gdy 7 kur rozrywa na strzępy pisklaka :)
"To co uczyniliście jednemu z braci moich najmniejszych, mnieście uczynili"- Jezus :)
Ja kiedyś przygarnęłam pisklaki... Nie pomyślałam o tym, że można je przekarmić... dawałam im robaki jak tylko zapiszczały... żyły 2 dni... :(
Ile zapłaciliście za te "specjalne krople"? Bo wyglądają na sól fizjologiczną za 0,65 PLN :-)
To podczas wichury miałeś/aś otwarte okno ? o.O
całe życie słyszałam że jak człowiek dotknie takiego pisklaka to jego mamusia już go nie akceptuje,nie dotknie przez ludzki zapach....
Legenda, ptaki mają bardzo słabo wykształcony zmysł węchu i nie ma takiej możliwości.
Miałam taką samą sytuację z gołębiem, tyle że jego dorwał kot sąsiadki, a my go wzięliśmy do domu aż wydobrzeje. Nawet do miesiąca czasu odkąd go wypuściliśmy przylatywał do okna kuchni 3 razy dziennie żeby dać mu wodę, chleb itp :P. Najlepsze było jak ludzie z przystanku się dziwnie patrzyli jak nasz "Pultek" podlatuje do każdego członka rodziny i siada mu na ramieniu :P.
No tacy ludzie przywracają mi wiarę w człowieka