Pamiętam, jak przyszedłem do domu i poprosiłem ojca, żeby mi dał kasę na "oszczędzanie" na tej książeczce. Powiedział mi, żebym sobie wybił to ze łba, bo to żadne oszczędzanie. I to była cenna lekcja. Do dzisiaj do kas oszczędnościowych i banków podchodzę z niedowierzaniem
Pomijając temat książeczki, bo pierwszy raz ją widzę na oczy. Chciałem skomentować reklamy banków, jakoby to trzeba oszczędzać, oszczędzanie jest fajne, lokaty, bajery- no cuda na kiju, tylko pytanie: skąd brać pieniądze na oszczędzanie, skoro do "dziesiątego" ledwo starcza, ja sam zostałem z 113zł, a należę do tych ze średnią krajową, w ogóle jestem ciekaw jak ludzie z najniższą krajową odbierają takie reklamy, kabaret czy dramat?
A pamiętam to z pierwszych 3 klas podstawówki :). Wpłacało się małe sumy ale jak przyjemnie było pod koniec roku szkolnego otrzymać swoje zaoszczędzone pieniądze i w wakacje wydawać je na małe pierdoły do jedzenia jak gumy, chipsy czy oranżadę. Pamiętam jak raz udało mi się uzbierać 100 000 złotych... oczywiście to było przed denominacją, 10 zł na dzisiejsze ale to i tak było sporo jak na dziecko i wtedy sporo można za to było kupić :).
Pamiętam, jak przyszedłem do domu i poprosiłem ojca, żeby mi dał kasę na "oszczędzanie" na tej książeczce. Powiedział mi, żebym sobie wybił to ze łba, bo to żadne oszczędzanie. I to była cenna lekcja. Do dzisiaj do kas oszczędnościowych i banków podchodzę z niedowierzaniem
Pomijając temat książeczki, bo pierwszy raz ją widzę na oczy. Chciałem skomentować reklamy banków, jakoby to trzeba oszczędzać, oszczędzanie jest fajne, lokaty, bajery- no cuda na kiju, tylko pytanie: skąd brać pieniądze na oszczędzanie, skoro do "dziesiątego" ledwo starcza, ja sam zostałem z 113zł, a należę do tych ze średnią krajową, w ogóle jestem ciekaw jak ludzie z najniższą krajową odbierają takie reklamy, kabaret czy dramat?
A pamiętam to z pierwszych 3 klas podstawówki :). Wpłacało się małe sumy ale jak przyjemnie było pod koniec roku szkolnego otrzymać swoje zaoszczędzone pieniądze i w wakacje wydawać je na małe pierdoły do jedzenia jak gumy, chipsy czy oranżadę. Pamiętam jak raz udało mi się uzbierać 100 000 złotych... oczywiście to było przed denominacją, 10 zł na dzisiejsze ale to i tak było sporo jak na dziecko i wtedy sporo można za to było kupić :).
swoje pierwsze i ostatnie...
Do tej pory są mi krewni 5000zł (starych oczywiście)
nie. i dobrze na tym wyszedłem. kupiłem sobie dzięki temu po latach samochód i mieszkanie.
Tak, pod koniec roku ją zgubiłem i tyle widziałem moje oszczędności.