Śmieję się często i z byle powodu - często z własnych myśli. Jestem jak najbardziej szczęśliwą osobą. Nie mam jak przesypiać większości czasu, choćbym chciała - nie ma to absolutnie nic wspólnego z samotnością, po prostu mam trochę rzeczy do zrobienia.
Bywa faktycznie tak, że osoby smutne przybierają maskę radości i zadowolenia z życia, ale raczej nie śmieją się wtedy ze wszystkiego, bo takie udawanie nie jest łatwe. Za to człowiek szczęśliwy potrafi wybuchać śmiechem dlatego, że zobaczył/usłyszał cokolwiek zabawnego, coś mu się skojarzyło, przypomniało, wyobraziło... Każdy powód jest dobry ;). Co do spania, to całkiem nie widzę związku... Sama kocham spać i śpię dużo, mimo że posiadam świetną, towarzyską rodzinę i ukochanego chłopaka. Po prostu tego potrzebuję, żeby nie funkcjonować jak zombie.
Połączenie tych kilku zachowań to typowy objaw depresji (sam śmiech nie). Ci co doradzają samobójstwa, są co najmniej głupcami. Takie osoby (sam z tego wychodzę a mam ponad 25lat), traktują takie komentarze nie jak żart, tylko jako potwierdzenie, że pora "znikać".
Polecam historyjkę komiksową, która się tu już kiedyś pojawiła. Jest w niej na końcu zaznaczony motyw śmiechu.
google - "historia mojej depresji"
Ja to rozumiem. Kiedyś jest się tak bardzo smutnym, tak beznadziejnie, to ocierasz się już o jakieś szaleństwo i śmiejesz się jak opętany. Z bólu. I również ze strachu niekiedy ma się taką "reakcję obronną". Po prostu musisz się śmiać z czegokolwiek, bo inaczej oszalejesz. Dlatego ludzie, którzy są w naprawdę nieciekawej sytuacji potrafią docenić piękno niepozornych rzeczy (zachwycą się lecącym motylem w środku miasta jak dziecko) i cieszyć się nimi. Bo tylko to mają i biegną za tym motylem, mając nadzieję, że wyprowadzi ich ze smutnego lochu rzeczywistości/ich umysłu. Również i nadmierny sen jest taką próbą ucieczki od cierpienia, jakąś formą obrony i znakiem depresji, ostrzeżeniem przed ostatecznością.
Co za bzdura... Śmieję się non stop, bo jestem szczęśliwa. I nie mam powodów do smutku.
ale nie śmiejesz się z byle powodu, jak nie wypełnia cię smutek to tego demota nie zrozumiesz
śmiejesz się z Tego, że jesteś smutny?
jestem smutny i samotny
Popełnij samobójstwo :)
Z pamiętnika rozczarowanej życiem i nie wierzącej już w miłość 13-latki.
Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 22 marca 2014 o 12:17
tru tru dzieciaki dorastają coraz szybciej ;)
ewentualnie ma narkolepsje
Ewentualnie ma wszystkiego dość przez eksploatujący fizycznie i psychicznie stresujący wyścig szczurów
Psychologia mądrości ludowych.
Śmieję się często i z byle powodu - często z własnych myśli. Jestem jak najbardziej szczęśliwą osobą. Nie mam jak przesypiać większości czasu, choćbym chciała - nie ma to absolutnie nic wspólnego z samotnością, po prostu mam trochę rzeczy do zrobienia.
Bywa faktycznie tak, że osoby smutne przybierają maskę radości i zadowolenia z życia, ale raczej nie śmieją się wtedy ze wszystkiego, bo takie udawanie nie jest łatwe. Za to człowiek szczęśliwy potrafi wybuchać śmiechem dlatego, że zobaczył/usłyszał cokolwiek zabawnego, coś mu się skojarzyło, przypomniało, wyobraziło... Każdy powód jest dobry ;). Co do spania, to całkiem nie widzę związku... Sama kocham spać i śpię dużo, mimo że posiadam świetną, towarzyską rodzinę i ukochanego chłopaka. Po prostu tego potrzebuję, żeby nie funkcjonować jak zombie.
Połączenie tych kilku zachowań to typowy objaw depresji (sam śmiech nie). Ci co doradzają samobójstwa, są co najmniej głupcami. Takie osoby (sam z tego wychodzę a mam ponad 25lat), traktują takie komentarze nie jak żart, tylko jako potwierdzenie, że pora "znikać".
Polecam historyjkę komiksową, która się tu już kiedyś pojawiła. Jest w niej na końcu zaznaczony motyw śmiechu.
google - "historia mojej depresji"
Ja to rozumiem. Kiedyś jest się tak bardzo smutnym, tak beznadziejnie, to ocierasz się już o jakieś szaleństwo i śmiejesz się jak opętany. Z bólu. I również ze strachu niekiedy ma się taką "reakcję obronną". Po prostu musisz się śmiać z czegokolwiek, bo inaczej oszalejesz. Dlatego ludzie, którzy są w naprawdę nieciekawej sytuacji potrafią docenić piękno niepozornych rzeczy (zachwycą się lecącym motylem w środku miasta jak dziecko) i cieszyć się nimi. Bo tylko to mają i biegną za tym motylem, mając nadzieję, że wyprowadzi ich ze smutnego lochu rzeczywistości/ich umysłu. Również i nadmierny sen jest taką próbą ucieczki od cierpienia, jakąś formą obrony i znakiem depresji, ostrzeżeniem przed ostatecznością.
Nic do sb nie pasuje ,zaden argument.