podejrzewam, że wyjdę na hejtera a tak nie jest, bo historyjka całkiem ładna, ale zastanawiam się po prostu czy nie lepiej by było jednak nie wysyłać po swojej śmierci bukietów. No wyobraźcie sobie: już się laska jakoś skleja po śmierci ukochanego a tu regularnie, raz do roku jeb i jeb i jeb, kocham Cię zza grobu, Twój rozkładający się John. A co jeśli znajdzie po jakimś czasie (przyjmijmy że ma te 25 lat mniej xd) kogoś nowego? Jajco, bo John postanowił za wszelką cenę udowodnić swoją wyjątkowość. I idzie sobie Betty (tak ją nazwijmy) z Henrym i sru, kwiaty od Johna. I co ona czuje? Po co jej to?
Myślę, że nie byłoby takie złe dostawać kwiaty mimo iż się ma już nowego partnera. To nie tak, jak z byłym mężem - jeśli ktoś umrze, to wiadomo, że zawsze się go kocha i ma w sercu, mimo nowej miłości. Gorzej, gdyby się ta kobieta nie poskładała i co roku taki bukiet rozdrapywałby rany na nowo.
Przez 46 tygodni jak jestem na demotywatorach, widziałem tę historyjkę już 46 razy. Ze ściśniętym gardłem zdałem sobie sprawę, że będę ją oglądał wiecznie...
Historia ładna, ukazuje czym jest prawdziwa miłość. Jednak zastanawia mnie fakt jak wyliczono ile będą kosztować takie dostawy w kolejnych latach.
A także to, co się stało z naszym światem, że w tego typu historiach zamiast tego jawnego sensu bierzemy pod lupę wszelkie kalkulacje, co się bardziej opłaca, czy to ma sens, etc.
"Przez 40 lat małżeństwa John przynosił mi kwiaty. Przy każdej okazji wyznawał mi miłość. Dlatego postanowiłam, że nigdy nie dowie się ot tym, że czasem go zdradzałam. To by go przecież zabiło""
29/30 i główna?!! Poza tym było już pierdyliard razy!!
Nawet śmierć nie pokona...
No chyba, że kwiaciarnia splajtuje i nie będzie dłużej wypełniała swoich zobowiązań :)
podejrzewam, że wyjdę na hejtera a tak nie jest, bo historyjka całkiem ładna, ale zastanawiam się po prostu czy nie lepiej by było jednak nie wysyłać po swojej śmierci bukietów. No wyobraźcie sobie: już się laska jakoś skleja po śmierci ukochanego a tu regularnie, raz do roku jeb i jeb i jeb, kocham Cię zza grobu, Twój rozkładający się John. A co jeśli znajdzie po jakimś czasie (przyjmijmy że ma te 25 lat mniej xd) kogoś nowego? Jajco, bo John postanowił za wszelką cenę udowodnić swoją wyjątkowość. I idzie sobie Betty (tak ją nazwijmy) z Henrym i sru, kwiaty od Johna. I co ona czuje? Po co jej to?
O tym samym pomyślałam :D
Myślę, że nie byłoby takie złe dostawać kwiaty mimo iż się ma już nowego partnera. To nie tak, jak z byłym mężem - jeśli ktoś umrze, to wiadomo, że zawsze się go kocha i ma w sercu, mimo nowej miłości. Gorzej, gdyby się ta kobieta nie poskładała i co roku taki bukiet rozdrapywałby rany na nowo.
Przez 46 tygodni jak jestem na demotywatorach, widziałem tę historyjkę już 46 razy. Ze ściśniętym gardłem zdałem sobie sprawę, że będę ją oglądał wiecznie...
Historia ładna, ukazuje czym jest prawdziwa miłość. Jednak zastanawia mnie fakt jak wyliczono ile będą kosztować takie dostawy w kolejnych latach.
A także to, co się stało z naszym światem, że w tego typu historiach zamiast tego jawnego sensu bierzemy pod lupę wszelkie kalkulacje, co się bardziej opłaca, czy to ma sens, etc.
Czym dla kobiet różni się miłość od informacji o miłości?
"Przez 40 lat małżeństwa John przynosił mi kwiaty. Przy każdej okazji wyznawał mi miłość. Dlatego postanowiłam, że nigdy nie dowie się ot tym, że czasem go zdradzałam. To by go przecież zabiło""
rysunek babci przy telefonie -tragednia