Ten gość pojawia się prawie na każdej imprezie i od razu zasypuje Cię swoimi mądrościami. Nie ma zmiłuj. Czy to o polityce, czy o sporcie, zawsze znajdzie coś ważnego, żeby się wypowiedzieć. Nieważne czy ma rację, czy jej nie ma, będzie robił wszystko, żeby Cię do niej przekonać. Najlepsze wyjście z sytuacji, to powiedzieć, że się na tym nie znasz i oddalić w przeciwnym do niego kierunku.
No nie, oni to już przegięli faktem, że w ogóle się pojawili. Drinki są dla nich słodkie, lub za kwaśne. Muzyka nie taka. Wystrój ciut, ciut nie jak w Mediolanie. Kanapa gryzie w dupę, a rąbek sukienki zagnieciony. Zmieniają lokal bardzo szybko, fochując całą atmosferę. I mimo, że ich już nie ma, zapach drogo – tanich perfum jeszcze długo unosi się po nich w powietrzu.
Na imprezę przychodzi z jakimś tam zestawem żarcia, który nadspodziewanie szybko znika. Potem już tylko wertuje Twoje szafki w poszukiwaniu co lepszych kąsków. Wrzucając je do pustych opakowań po swoim jedzeniu, chętnie częstuje nimi otoczenie, zachowując się jakby nigdy nic się nie stało. Po wszystkim pyta, czy masz coś do jedzenia, zdziwiony orientujesz się, że lodówka jest już pusta. A znajomek właśnie zamawia pizzę przez Twój telefon.
Ten typ stwierdza, że najlepiej jest coś rozwalić. Doda mu to pewności siebie oraz w jego mniemaniu poważania u płci przeciwnej. Może nawet coś wyrwie? Często jest to przystanek. A jeśli akurat nie masz takiego w domu, to kuchenka mikrofalowa, lub drzwiczki od pralki. W najgorszym wypadku śmietnik. Najgorszym dla Ciebie oczywiście.
Ta grupa jara się na każdą imprezę, która nie może się podobno bez nich odbyć. Zapowiadają się od dni, miesięcy, godzin w zależności od tego jak wcześnie ma ona startować. Czekasz, czekasz, czekasz, a oni nigdy nie przychodzą. Potem dodają tylko kolejne wydarzenie na fejsie, które potwierdzają ich imprezowe życie. Nie daj się nabrać, tam pewnie też się nie pojawią.
Gość ten przychodzi na imprezę jak gdyby nigdy nic. Bawi się nie wzbudzając podejrzeń, gdy nagle, niespodziewanie, nie wiadomo skąd zapada w drzemkę. Najgorsze jest to, że zapada w nią w miejscu zajmowanym przez innych gości. Np. na najfajniejszej kanapie w holu, lub łóżku gospodarza. Nie da się go obudzić. A na każdą próbę oderwania go od okupowanej powierzchni reaguje przez wymowne: “greeeee, hmphhhh, rrrrrr”.
Chleje, chleje, chleje. Mówi, że nic mu nie jest. I chleje dalej. Mimo, że wygląda nieco niestabilnie, czuje się podobno świetnie. Potem idzie do kuchni na mały rekonesans. Gdy nie wraca z niej po trzech godzinach zastanawiasz się, co się z nim stało. I znajdujesz go na stole, z głową zwieszoną w dół i pięknie wyhaftowaną serwetą.
Brakuje mi tu rodzaju typka, który najbardziej mnie irytuje: "didżejus oratoris", czyli DJ, który co prawda zna się na swojej robocie, ale przez połowę każdego utworu przybliża nam sylwetkę autora hitu sięgając aż po jego ulubione zagryzki. Jak taki otwiera usta by opowiedzieć fascynującą historię znanego muzyka, momentalnie mam zepsutą całą zabawę. Raz miałem skrajny przypadek, gdzie taki nieco sobie podpił i zaczął każdy z puszczanych utworów wzbogacać swoim śpiewem. Jak jestem spokojnym człowiekiem, tak wtedy znajomi musieli mnie siłą powstrzymywać, żebym gościowi nie pokazał pięścią co sądzę o jego talencie wokalnym.
"JAAAZZDDAAAA... Nie Spać... Zwiedzać.. Zapi##$!!!" :) Mam znajomych którzy słuchają "secików" z różnorakich techno/clubbing/trance dyskotek. Muzyka nawet dla mnie znośna(chociaż daleko mi do niej) ale zawsze zastanawia mnie po chooj ci Didżeje tak drą te mordy dosłownie co kilka minut?
Bo gimbusiary maja wtedy mokre majty :)
A tak na serio w normalnych klubach czegoś takiego nie ma. to za sprawą manieczek wszyscy kojarzą "słynne" Jaaaaazdaaaaa
Aha... więc to tak wyglądają imprezy u gimbów.
A w ogóle ktoś pozostaje?
Widzę, że "impreza", to taki zlot otumanionych gówniarzy, którzy lubią przebywać w stadzie i bezruchu intelektualnym kontemplują swoje potrzeby fizjologiczne. Rzeczywiście łatwo to zepsuć.
najbardziej irytują mnie paparazzi... cała reszta mi nawet nie przeszkadza bo wiadomo że impreza to impreza, na tym to polega. ale jak ktoś kurde wyskakuje z aparatem to mógłbym zabić. od razu zamieniam sie w tego typa z agresorem po alkoholu... nawet jakbym nie pił w ogóle