@Fragglesik Aż mi się przypomniała historia, którą uwielbia opowiadać mój ojczym. Kiedy miał 12 lat dostał na urodziny ogromnego pluszowego misia. Postanowił przebrać go w garnitur i buty swojego ojca, na głowę nałożył kapelusz a na ręce rękawiczki. Potem "powiesił" tak przygotowaną maskotkę jak na stryczku i, udając histerię w głosie, zaczął wołać "mama, mama, ojciec się powiesił na strychu!". Cóż, karę zdaje się pamięta do dziś, ale, jak sam twierdzi, było warto. :D
@Fragglesik - wraz z kumplami ze studiów też mieliśmy podobne poczucie humoru, ale dla nas skończyło się to znacznie gorzej. Wymyśliliśmy, że kumple zawiną mnie w koc tak, żeby wystawała tylko ręka i w takim stanie wlezę do bagażnika samochodu, po czym podjedziemy pod dyskotekę, oni mnie wyciągną, po czym powloką w kierunku drzwi, a tuż pod drzwiami wyskoczę z koca i jak gdyby nigdy nic pójdziemy się bawić. Niestety wyszło trochę inaczej... Podjechaliśmy na parking niedaleko dyskoteki - ja jeszcze w kabinie na siedzeniu - po czym się "przesiadłem" do bagażnika. Zgodnie z planem kumple podjechali bliżej, skąd już było widać nasz samochód, otworzyli bagażnik i mnie wyciągnęli, po czym zaczęli nieść. Niestety któryś pociągnął z jednej strony zbyt gwałtownie i wypadłem na chodnik waląc centralnie ryjem w beton. Złamałem sobie obie górne jedynki, które malowniczo wbiły mi się w dolną wargę, krew chlusnęła jak z zarzynanej świni. Przez chwilę leżałem bez ruchu sądząc, że nie jest aż tak źle aby przerywać zabawę, a kumple nie bardzo wiedzieli co mają zrobić, więc po prostu stali i się gapili. Po chwili podbiegło do nas dwóch ochroniarzy z dyskoteki, którzy na nasze nieszczęście akurat byli na zewnątrz bo wyszli na fajkę i zaczęli spuszczać moim trzem kolegom konkretny łomot. Nie pomogły moje tłumaczenia, że to tylko miał być żart, ochroniarze skuli moich kumpli w kajdanki (nie miałem pojęcia, że ochroniarze w dyskotece mają kajdanki!) i co ciekawe mnie skuli również. Później przyjechała Policja i zgarnęła nas na komisariat. Mnie po stosunkowo krótkim przesłuchaniu uprzejmie zawieziono na pomoc doraźną, natomiast kumple opuścili komisariat dopiero nad ranem. I tak oto dorobiłem się mostka z dwoma sztucznym jedynkami. Przy okazji wszyscy się pokłóciliśmy i do dzisiaj utrzymuję kontakty tylko z jednym z tamtej trójki kumpli, pomimo że wcześniej byliśmy najlepszymi kumplami i miała to być przyjaźń na zawsze. Dzisiaj potrafię się już śmiać z tamtej historii, ale wtedy bynajmniej do śmiechu mi nie było. Tak, tak kochani, żartować też trzeba umieć.
To ostatnie jest naprawdę mistrzowskie.....:)
To ostatnie było najlepsze.
@Fragglesik Aż mi się przypomniała historia, którą uwielbia opowiadać mój ojczym. Kiedy miał 12 lat dostał na urodziny ogromnego pluszowego misia. Postanowił przebrać go w garnitur i buty swojego ojca, na głowę nałożył kapelusz a na ręce rękawiczki. Potem "powiesił" tak przygotowaną maskotkę jak na stryczku i, udając histerię w głosie, zaczął wołać "mama, mama, ojciec się powiesił na strychu!". Cóż, karę zdaje się pamięta do dziś, ale, jak sam twierdzi, było warto. :D
@Fragglesik - wraz z kumplami ze studiów też mieliśmy podobne poczucie humoru, ale dla nas skończyło się to znacznie gorzej. Wymyśliliśmy, że kumple zawiną mnie w koc tak, żeby wystawała tylko ręka i w takim stanie wlezę do bagażnika samochodu, po czym podjedziemy pod dyskotekę, oni mnie wyciągną, po czym powloką w kierunku drzwi, a tuż pod drzwiami wyskoczę z koca i jak gdyby nigdy nic pójdziemy się bawić. Niestety wyszło trochę inaczej... Podjechaliśmy na parking niedaleko dyskoteki - ja jeszcze w kabinie na siedzeniu - po czym się "przesiadłem" do bagażnika. Zgodnie z planem kumple podjechali bliżej, skąd już było widać nasz samochód, otworzyli bagażnik i mnie wyciągnęli, po czym zaczęli nieść. Niestety któryś pociągnął z jednej strony zbyt gwałtownie i wypadłem na chodnik waląc centralnie ryjem w beton. Złamałem sobie obie górne jedynki, które malowniczo wbiły mi się w dolną wargę, krew chlusnęła jak z zarzynanej świni. Przez chwilę leżałem bez ruchu sądząc, że nie jest aż tak źle aby przerywać zabawę, a kumple nie bardzo wiedzieli co mają zrobić, więc po prostu stali i się gapili. Po chwili podbiegło do nas dwóch ochroniarzy z dyskoteki, którzy na nasze nieszczęście akurat byli na zewnątrz bo wyszli na fajkę i zaczęli spuszczać moim trzem kolegom konkretny łomot. Nie pomogły moje tłumaczenia, że to tylko miał być żart, ochroniarze skuli moich kumpli w kajdanki (nie miałem pojęcia, że ochroniarze w dyskotece mają kajdanki!) i co ciekawe mnie skuli również. Później przyjechała Policja i zgarnęła nas na komisariat. Mnie po stosunkowo krótkim przesłuchaniu uprzejmie zawieziono na pomoc doraźną, natomiast kumple opuścili komisariat dopiero nad ranem. I tak oto dorobiłem się mostka z dwoma sztucznym jedynkami. Przy okazji wszyscy się pokłóciliśmy i do dzisiaj utrzymuję kontakty tylko z jednym z tamtej trójki kumpli, pomimo że wcześniej byliśmy najlepszymi kumplami i miała to być przyjaźń na zawsze. Dzisiaj potrafię się już śmiać z tamtej historii, ale wtedy bynajmniej do śmiechu mi nie było. Tak, tak kochani, żartować też trzeba umieć.
6 - ale taka reakcja to dowód miłości a nie "romantycznego posrania"
12 - psy WĘCH mają, podczas silnego stresu człowiek wprost rozpyla feromony.
Czy nawet tutaj musicie wstawiać ten anonimowy, gimbusiarski crap?
7 - miałem tak samo :)
Co za bzdety! Chyba takie drukują w tych najtańszych kolorowych gazetach.
To z karawanem całkiem fajne.
Miałam podobną sytuację, jak w historii 7...